Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Aldona, 25 lat
1750
19.06.2007  
Na początku mojego związku zastanawiałam sie nad sytuacją mojego chłopaka, jego przeszłością pod znakiem zapytania, potem nad różnicą wieku, ale przeszło mi- w tym sensie że to nie stanowi żadnego problemu -i rozmyslanie niczego nie zmienia- bo jest dobrze, a ja dużo filozofuje jakbym chciałą przwidziec wszystko, żeby nie pozwolic na jakeis pomyłki w wyborze partnera życiowego.Ale jest jedna rzecz - mianowicie różnic a w wykształceniu ja już kończę drugie studia, moj partner po studiach nie jest. Jest mądry zyciowo, po wielu doswiadczeniach; i chce się rozwijać nawet razem uczymy się języka obcego;i w ogóle zawsze podobalo mi się jego spojrzenie na najwazniejsze sprawy zyciowe i w tym sie zgadzamy. czasem jedna myslę (właściwie oczami innych) że taka dziewczyna jak ja dlaczego nei znajdzie sobie kogos ułożonego "ustawionego", po studiach z dobrego domu -jak wszytkie rowiesniczki to takie stereotypy mnie otaczajace; a przeciez to ze ktos ma studia nie jest gwarantem że bedzie dobrym męzem i ze wogole jest dobrym cżłowiekiem.czy w wyborze partnera powinno sie kierowac tym czy jest po studiach czy nie?z drugiej strony wiem ze towarzystwo niby inteligenckie czesto jest zakłamane dązy tylko do władzy, kieruje sie obłudą , aby osiagnac swoj cel kosztem innych- mowie to z doswiadczenia.i wiem że nie dalabym rady zyc w takim swiecie, gdzie o Bogu tos ie nawet nei wpsomina bo są samowystarczalni, az tacy mądrzy.wiem ze w mojej wypowiedzi wkradło sie troche chaosu ale myslę ze istot e da sie odzytac.

* * * * *

Droga Aldono, proszę przeczytaj odp. nr: 1387,1498, tam pisałam właśnie o takim problemie.
Myślę, że właściwie podchodzisz do tematu. Z Bogiem!

  Wiktoria, 20 lat
1749
18.06.2007  
nr 1722, dziękuję za odpowiedź i dobrą radę. Ostatnimi czasami doskwiera mi chyba jakaś pustka (pewnie dużo też związana z tym rozstaniem), nicość i...sama nie wiem, tak jakoś po prostu mi nijak:( Miałam plany na wakacje, cele, pomysły, marzenia (co ja piszę - mam je chyba nadal), ale one jak gdyby gdzieś trochę się rozpłynęły...Są momenty kiedy znów o sobie daje znać poczucie gorszości, niskie poczucie wartości...Jakiś czas zobaczyłam Go gdzieś na mieście, serce strasznie zaczęło bić, co mnie może w jakiś sposób nawet zaskoczyło. A przecież to tak jakbym ja zakończyła ten związek i chyba nie powinnam aż czegoś takiego czuć (chociaż fakt nie był mi przecież zupełnie obojętny). Niektórzy mówią, że porzucająca ma o wiele lepiej, ale nie zawsze ona też z tym dobrze się czuje i nie zawsze tak do końca jest...Myślę niekiedy o Nim, np co On czuje, jak sobie radzi itp. czy daje sobie radę...Zdarzy mi się wrócić wspomnieniami i choćby oglądać ponownie te same zdjęcia (zdjęcia z nami). Na zewnątrz tego nie okazuje, raczej jak już chowam to w środku. Ale wiem, że nie ma sensu na powroty itd. Wiem, że spotkanie może jeszcze bardziej na mnie wpłynąć i nie zawsze dobrze, może być tak, że będzie ponowne rozdrapywanie czegoś...
Nie chcę się z nikim wiązać. Chyba nie. A jest ktoś, kto trochę o mnie zabiega, ale lubię Go (dobrze się nawet dogadujemy) i nie chcę nic więcej.
Był czas kiedy będąc sama czułam się szczęśliwa, całkiem dobrze, ale teraz pojawił się jakiś moment kiedy sama nie wiem, tak jakby mi kogoś, czegoś brakowało...tak dziwnie i inaczej.

nic nie czuję.eh

Pozdrawiam.


* * * * *

Twoje rozterki są normalne. To, że było się inicjatorem rozstania nie gwarantuje automatycznie spokoju i radości, nie zapomina się tego co było, nie przestajemy przecież czuć. Strona "porzucająca" ma o tyle "lepiej", że jest przekonana o słuszności decyzji i wie, że tak jest lepiej. Natomiast tak samo czuje i tak samo ją to boli. To co mogę Ci poradzić to powolne uwalnianie się od tych emocji i wydarzeń, o tym jak to zrobić pisałam w odp. nr: 80, 526, 653, 825.
Co do nowej osoby na horyzoncie: spokojnie, nic na siłę, porozmawiać możesz, ale nie rób człowiekowi złudnej nadziei dopóki nie będziesz miała serca na tyle wolnego, żeby nie porównywać tego z tamtym. Z Bogiem!

  Nieśmiała, 17 lat
1748
18.06.2007  
Witam! Mam trochę dziwne pytanie, ale chcę go zadać, bo sama nie potrafię znaleźć odpowiedzi... Czy może w prawdziwym świecie istnieć taka miłość jak z bajki? Jak Królewicza do Kopciuszka? Jak księcia do biednej dziewczyny? Czy pieniądze i dobra materialne mogą być przeszkodą? Czy taką barierę niepewności o to czy on zaakceptuje to jak ona żyje są do pokonania? Z góry dziękuję za odpowiedź :)

* * * * *

Nie, taka jak z bajki nie istnieje, bo życie nie jest bajką. W życiu nie żyjemy samymi marzeniami, nie ma samych pięknych chwil, w których troski nas nie dotyczą. Zresztą - tak szczerze - taka miłość szybko by nam "bokiem wyszła" bo ile można tylko patrzeć w oczy i uśmiechać się? Natomiast jeśli masz na myśli sytuację gdzie jedna strona jest w innej sytuacji materialnej niż druga to co innego, ale to nie są relacje książę - Kopciuszek. Bo zauważ, że w bajce nie chodziło tylko o pieniądze ale przede wszystkim o pozycję społeczną.
Teraz nie ma podziału na księżniczki i chłopów pańszczyźnianych a "mezalians" rodem z "Nad Niemnem" po prostu się nie zdarza. Natomiast różnice materialne są i zawsze będą. Prawdziwa miłość nie na tym się jednak opiera. Oczywiście, jest trudniej w związku gdy jedna strona musi martwić się o pieniądze dosłownie na wszystko a druga wszystko ma. Bo w takiej sytaucji np. ta druga nie zrozumie, że może być jakimś problemem by pójść do kina czy gdzieś pojechać, bo nie am na bilet. Gdy stroną uboższą jest chłopak głupio się czuje, jeśli nie może zaprosić dziewczyny na lody, cierpi jego meęka duma i pojawiają się wtedy myśli: "ona nie jest dla mnie", często jeszcze podsycane takim myśleniem rodziny. Ta strona też nie czuje się komfortowo ciągle coś otrzymując a nie mogąc się zrewanżować.
Trudniej jest nawet poźniej w małżeństwie gdy jedna strona nie może zrozumieć, że np. trzeba oszczędzać, bo jest przyzwyczajona do życia na innym poziomie. Mogą zacząć się wymówki, żale itp. Natomiast nie jest to przeszkoda nie do pokonania. Wszystko jest kwestią dogadania się, ustalenia zasad, no jeszcze wcześniej - dobrego poznania się.

  pytająca, 23 lat
1747
18.06.2007  
Jak daleko można się posunąć przed ślubem?

* * * * *

A w czym?

  Ania, 19 lat
1746
18.06.2007  
To znów ja (1647 i 1675). Mam jeszcze parę pytań, czy też wątpliwości: dlaczego Pani napisała w odpowiedzi z uśmiechniętą buźką, że ma on dopiero 34 lata? Po za tym sytuacja jest taka (przemyślałam to i do tego doszłam), że fascynuje mnie ten ksiądz, być może potrzebuję chłopaka o podobnych cechach i może, dlatego jakoś jest on dla mnie ważny. Może również, dlatego wydaje mi się, że ten ksiądz coś do mnie może czuć. Prawda jest taka, że on wielokrotnie podkreśla, że traktuje mnie jak swoje dziecko... Wszelka inicjatywa (przytulenie, rozmowa na gg, komplementy) wychodzi jednak z jego strony. Nie spędzamy czasu sam na sam (tylko raz jak był u mnie i podczas powrotów z jakiegoś miejsca). Ostatnio, choć wiem, że mnie lubi, wydaje mi się, że troszkę zmienił swoje zachowanie wobec mnie (rzadziej pisze na gg, nie przytula) itp. Co Pani o tym myśli? Bo ja już sama nie wiem czy to mi na nim zależy, czy sobie coś wmawiam, czy to on coś czuje. A może jest to po prostu normalna sytuacja tylko ja robię problem? Pozdrawiam i dziękuje za odp:)

* * * * *

Napisałam tak dlatego, żeby podkreślić jego młody wiek. 15 lat starszy to na pierwszy rzut oka wydaje się dużo, ale wziąwszy pod uwagę Twój wiek i jego wychodzi na to, że on ma DOPIERO 34 lata, więc tym bardziej należy uważać, bo nie są to ojcowskie uczucia księdza proboszcza.
Jeśli zalezy Ci na chłopaku o takich cechach to szukaj takiego chłopaka, tylko unikaj potem porównywania każdego do niego, bo każdy człowiek jest inny ale każdy wartościowy. On jest KSIĘDZEM, więc ma swoje powołanie a zatem naprawdę uważaj z tą fascynacją jego osobą. Czytałaś polecany artykuł?
Sama widzisz, że on pewnie też się zreflektował, że jego zachowanie może być dwuznacznie odebrane. Radzę jak najmniej kontaktu. Z Bogiem!

  Monika, 28 lat
1745
18.06.2007  
Byłam przez ponad 2 lata związana z pewnym chłopakiem.Wydawało mi się,że tworzymy dobraną parę,niestety on ze mną zerwał.Twierdził,że mnie nie kocha, i że zasługuję na kogoś kto będzie mnie w stanie pokochać tak jak on nie potrafi.Bolałao ale pogodziłam się z tym a póżniej szczęśliwie spotkałam moją drógą połówkę.Mój problem polega na tym,że jakiś czas temu dowiedziałma się o przyczynach naszego rozstania.Okazało się,że rozstał się ze mną bo zakochał się w mężczyźnie.Związek ten szybko się zakończył,potem miał kilka przelotnych znajomości a teraz znów pakuje się w kolejną .Jest mi go żal i naprawdę nie wiem co mogłabym dla niego zrobić.Mimo,że go nie kocham, to jednak czuję się za niego w pewnym sęsie odpowiedzialna.Wiem,że jest dorosły i sam podejmuje decyzje a ja nie mogę zrobić nic więcej jak tylko się za niego modlić.Ponad to jestem nieuczciwa wobec mojego męża,bo nic mu o tym nie powiedziałam.Po prostu boję się,że może to opacznie zrozumieć.Czuję się bezsilna wobec tej sytuacji.Czy to możliwe,że nieudany związek ze mną mógł wpłynąć na postępowanie mojego byłego chłopaka?Proszę o radę.

* * * * *

Droga Moniko! To co możesz dla niego zrobić to podsunąć mu ten link: www.odwaga.oaza.org.pl. Poza tym NIE WOLNO ci się oskarżać, że może to przez Ciebie on ma jakieś skłonności lub popełnia błędy, NIE WOLNO. W jaki spsoób miałoby to się stać? Nie masz takiej mocy nawet. Jeśli miał wcześniej takie skłonności to był nieuczciwy w stosunku do Ciebie (i tak był, bo nie powiedział Ci wprost o przyczynach rozstania tylko pozwolił byś się zastanawiała, cierpiała i miała wyrzuty sumienia, że zrobiłaś coś źle). Ponadto: czy masz pewność, że to prawda? A może to tylko wymówka?
Poza tym: jak mogłaś wpaść na to, że jesteś nieuczciwa wobec męża? Przecież o tym nie wiedziałaś! Teraz, kiedy już wiesz myślę, że możesz mu o tym powiedzieć, ale absolutnie nie wolno Ci się winić! Jakżeby on miał to opacznie zrozumieć? Przecież nie byłaś z dziewczyną tylko z chłopakiem! Jestem pewna, że kochający mąż może Ci tylko współczuć takich przeżyć, a nie mieć pretensji! Czy Ty przypadkiem nie jesteś nadwrażliwa i nie masz wyobrzymionego poczucia winy?
On, Moniko, Moniko, pomódl się w tej intencji, porozmawiaj z mężem i nie martw tym co jest od Ciebie niezależne. Z Bogiem!

  Justyna, 17 lat
1744
16.06.2007  
Witam ;)

Chciałam przedstawic moj problem...z ktorym borykam sie juz od 2 miesiecy...i nie wiem jaka decyzje mam podjac...otoz: Przyjaciolka chodzila na spotkania bierzmowanych do Kosciola;)..a ja z nia w jakis dzien poszlam zobaczyc jak to sie odbywa;) - była Droga Krzyzowa :)...i...pewnien chlopak o imieniu Rafal...usmiechnal sie do mnie;) odwzajemnilam mu moj usmiech;)...po wyjsciu z Kosciola..powiedzial do nas \"czesc dziewczynki\"...z jego strony bylo to bardzo mile;)..(okazalo sie ze znam brata Rafala;Artura... - poznalismy sie przez przypadek...ale nie z Kosciola)...jeszcze pozniej dowiedzialam sie...ze Rafal chodzil z Kamila - kuzynka mojej sasiadki...:) Przyjelam to do wiadomosci...chodzilam do Kosciola czesciej nie tylko by sie pomodlic...ale i tez...by poznac tego uroczego chlopaka :P...wiec...zaczelo sie od tego...ze dostalam jego numer gadu gadu ;) pogadalismy...podaj mi swoj nr komorki xD sms(owalismy)...fajnie sie rozmawialo :)...ktoregos dnia...napisal mi...czy pojade z nim na koncert Rubika do Lubina(ja jestem z Legnicy)...wiec...nie bylo zadnego problemu zebym nie pojechala;)...zgodzilam sie:)...wlasnie wtedy spotkalismy sie...i byla okazja zeby ze soba porozmawiac na zywo...bardzo mi sie podobalo...nie zalowalam tego wyjazdu...(nie zapomne tego do konca zycia...). Po wyjezdzie z Lubina na drugi dzien poszlam do Kosciola... usmiechal sie do mnie na mszy( chce podkreslic ze on sluzy:) Jest lektorem...) po mszy odprowadzil mnie do domku...itd...przez kolejne dni bylo podobnie...az wkoncu...spotykalismy sie nie tylko po Kosciele ale takze spacer...itd. Czulam sie przy nim bardzo dobrze;)...napisalam jemu...to..wszystko co czulam..:) napisalam ze czas ktory z nim spedzam jest dla mnie bardzo szczegolny i wyjatkowy...i tak dalej...az wkoncu zaczelismy pisac sms czule :P Kochanie Skarbie Misiu itp... zaskoczylo mnie...ale szczerze te moje uczucia byly coraz wieksze...(po kolejnej mszy odprowadzil mnie pod klatke...i sie pocalowalismy...jejkus to bylo takie cudowne...Przytulil mnie slodko...i tak toczylo sie to przez kilka dni...tygodni...az wkoncu...grupa (czyli Oaza...) zaczela mnie nie lubiec...przez to ze...\"zabralam im Rafala\" ze akurat on ze mna spedza czas...a chcialam dodac ze Kamila...nalezala do tej wspolnoty...i narobila zamieszania...bo poczula sie zazdrosna...ja jej na gadu gadu pisalam czy cos do niego jeszcze czuje...?? a ona stanowczo napisala ze nie...wiec nie obawialam sie ze bedzie cos z jej strony nie tak;( . Myslalam ze ten problem nastapil chwilowo...i ze to sie zmieni...ale z dnia na dzien...sie pogarszalo...Rafal..mimo to...dawal...oznaki ze mnie nie opusci..i ze nie chce mnie stracic nigdy w zyciu!!!!...ze wszystko sie ulozy. Tylko trzeba czasu...przemyslalam nad tym co powiedzial...i mial racje...ale...nastapil taki dzien ze przestal pisac sms...ograniczal sie...zauwazylam to...ale nie reagowalam na to az tak intensywnie...(pisalam mu tyle sms zeby sie odezwal i wkoncu nadszedl ten moment ze odpisal) -czyli: napisal mi ze nie mozemy sie spotykac juz...bo...naopowiadalam wszystkim ze my ze soba jestesmy...jako para...chlopak dzieczyna...a tak nie bylo...to Kamila...po przekrecala to wszystko...bo owszem mowilam jej ze sie przytulalismy...itp..ale..nie powiedzialam jej tego wszystkiego do konca...Rafal napisal mi ze wszystko zburzylam...bo on nie traktowal mnie jako swoja dziewczyne...a ja mu powiedzialam to co oznaczaly te pocalunki i przytulanie...?? on mi powiedzial...ze cos jego do mnie ciagnie...ale jeszcze do mnie nic nie czuje...tylko bardzo mnie lubi...nic wiecej...a ja mu odpisalam ze skoro..tak to powinnismy po przestac na tych pocalunkach i przytulaniach... zgodzil sie...tylko bylo troszke miedzy nami gorzej...nie odzywalismy sie do siebie...nic kompletnie ;(...nie wiedzialam co robic...;( Wkoncu...spotkalam sie z Oaza...i Rafal to chcial raz na zawsze wyjasnic...(bylo mi milo)...Wspolnota...przestawila mi sytuacje co i jak wyszlo...wiec...wyjasnilo sie ze to byly plotki...;| i ok...ale z Rafalem nic nie jest dobrze...Pojechalam na 3 dniowe Rekolekcje do Lwowka bylo ok...pozniej wypady Ogniska...itd(zapisalam sie na Oaze po przyjedzie z Lwowka do Lca) i...zaczelam chodzic na kazde spotkania...msze św...i nawiazalam blizszy kontakt z rowiesnikami...i szczerze powiem ze pomimo tych problemow z Rafalem...mam dobry kontakt z nimi :) lubia mnie...juz jest super...tylko nie z Rafalem...chcialam z nim porozmawiac w 4 oczy to mnie zlewal...przez telefon tez sms tez chcialam z nim sie umowic pogadac...to nie odpisywal albo nie odbieral...dalam mu czas...byly momenty ze cos odpisal...jedno zdanie...jak mialam pytanie albo jakas prosbe...ale zeby o tym wszystkim pogadac szczerze to NIE ;(...i jest teraz tak do tej pory...;(...jedynie zauwazylam ze na mszy...to sie dosyc czesto na mnie patrzy...jest smutny...i czasami potrafi sie poplakac...ale tak zeby nikt nie widzial...ale ja widze...tez byla sytuacja ze sie spotkalismy...bo rozmawialam z kolezanka Rafala a on pozniej do niej przyszedl...a ona miala zaniesc jakies rzeczy do domu...wiec zostawila nas samych...ale widac bylo po nim ze nie chcial...olewal mnie...chcial isc z Marta...ale ona robila wszystko zebysmy pogadali...i nic kompletnie nie zamienilismy zadnego slowa...zawsze ja wyciagalam do niego pierwsza reke...a teraz dalam sobie spokoj...i chcialam zobaczyc czy on cos w tym celu cos zrobi...to nie...zajal sie swoim tele. kom...a ja swoim ... i tak czekalismy na przyjscie Marty;(...jak Marta zeszla...powiedzialam jej ze ide do domu bo nie ma sensu zebym byla tam z Wami...bo i tak nie rozmawialimy...a stoje na przeszkodzie...i poszlam...;/ Pomocy nie wiem co mam robic!! duzo osob mi mowi olej go...daj sobie spokoj...ale ja nie umiem!!!mysle o nim...nie potrafie zapomniec...probowalam wiele razy ale nie udalo sie ;| ;(....i co?? zalezy mi na kontaktach prynajmniej jako kolega-kolezanka...pisalam mu to...!! on nic...nie chce zeby to zakonczylo sie negatywnie...;( ale...tez jak go poprosilam o nagranie plyty zgodzil sie...albo czy jak jest na miescie..to czy moglby sprawdzic w kantorze po ile $$$ ;P chcialam sprawdzic czy przynajmniej podjal by sie tego...zrobil to..odpisal ;) rzadko jest tak ze cos do mnie napisze...CO ROBIC PROSZE O ODPOWIEDZ TO DLA MNIE BARDZO WAZNE !!! DZIEKUJE


* * * * *

Droga Justyno! Po raz kolejny nie mogę się nadziwić jak to możliwe. Jak to jest, że po takich gestach i wyznaniach ktoś może powiedzieć, że traktuje dziewczynę jako koleżankę. To niepojęte! Oczywiście, że Wasze realacje nie były czysto koleżeńskie, oczywiście, że miałaś prawo myśleć (a nawet mówić innym), że jest inaczej, miałaś prawo uważać, że jesteście parą. Wszystko na to wskazywało. Ja nie wiem jakiej on presji uległ i komu się to nie podobało. Zresztą: co komu do tego? Wspólnota nie miała prawa mieć do Ciebie pretensji, jeśli już to do niego, że mało się angażuje w pracę, ale nie do Ciebie, że go grupie zabierasz.
Z drugiej strony skoro on tak łatwo im uległ to dobrze o nim nie świadczy, tym bardziej, że - jak piszesz- Twoje relacje z tą grupą są już poprawne. Nie pojmuję jego zachowania. Wydaje mi się, że zrobilaś wszystko co możliwe, co najwyżej masz jeszcze prawo do spotkania z nim i wyjaśnienia szczerze i raz na zawsze: czy chce w ogóle z Tobą być czy nie. Jeśli nie - masz prawo do przeprosin. Tak się nie traktuje koleżanki, tak się w ogóle nikogo nie traktuje. Nawet rozstać mozan się po ludzku.
On po prostu uciekł, zachował się jak tchórz z niewiadomego powodu i nawet nie usłyszałaś wyjaśnienia. Czy masz go sobie "odpuścić"? Jeśli tak ma to wyglądać to tak. Natomiast zakończyłabym to formalnie. Przykro mi bardzo, że trafiłaś na niedojrzałego chłopaka.
Uważam, że nie ma sensu pozostawać na etapie koleżeństwa z nim, bo tylko będzie Ci to przysparzać cierpień. Zresztą on pewnie wcale by tego nie chciał.
To co mogę Ci polecić to odp. nr 1409 oraz: 80, 526, 653, 825 o tym jak sobie radzić po rozstaniu. Módl się o dobrego chłopaka, bo na pewno takiego spotkasz. Z Bogiem!

  Asia, 16 lat
1743
16.06.2007  
Szczesc Boze! w zeszlym roku (w sierpniu) poznalam starszego brata mojej kolezanki z klasy. Nie powiedzialam mu wtedy nic wiecej poza "czesc" ( bylam wtedy bardzo niesmiala). w styczniu tego roku pojechalam do kuzynki na ferie.. tam rowniez go spotkalam, siedzial u kuzyna na silowni. nie smialo weszlam i sie przywitalam.. bardzo sie zdziwil widzac mnie, bo od pierwszego spotkania bardzo sie zmienilam.. :] troszke wydoroslalam i wogole. pamietam ze bylo cos takiego jak " czy to jest asia maty...??!" spytal sie z zaskoczeniem kuzyna.. a on powiedzial ze tak... trudno mu bylo w to uwierzyc :D... tak jakos wyszlo ze od tamtego drugiego spotkania, zaczol do mnie guchac i pisac eski... moj numer tel latwo mu bylo zapamietac, bo konkretnie to mamy takie same tylko przed ostatnie liczby sie roznia.. hehe w tedy nie przechodzilo mi przez mysl ze ja i andrzej moglibysmy byc raze.. kolejny raz spotkalismy sie na 18 mojego kuzyna, tak sie jakos stalo ze przetanczylam z nim cala noc... bylo naprawde fajnie (jednak nie przeszechodzilo mi przez mysl ze ja i on razem.. wogole, poniewaz po za paroma drobiazgami to go nie znalam)...potem po 18, tak wyszlo ze przez caly maj spotykalismy sie co tydzien.. a teraz juz czesciej, nie dawno bylam u kuzynki na dlugim weekendzie i widzialam sie z nim co dziennie, duzo teraz rozmawiamy i spedzamy ze soba duzo czasu... ostatnio nawet pomagalam robic mu prace kontrolne do szkoy. jest odemnie 5 lat starszy ukonczyl juz dawno technikum i uczy sie dalej :)... od niedawna Trzymamy sie za rece, calujemy sie, zabiera mnie na obiad, dobrze sie rozumiemy. nie spytal mnie o chodzenie, tak jakos wyszlo ze jestesmy razem, nie przeszkadza mi to ze sie nie pytal jest on pierwszym chlopakiem z ktorym sie caluje i kytorego tak bardzo polubilam. Lubie jego towarzystwo, no i on moje tesh :] jadnak nie zakochalam sie w nim...jak na razie to go bardzo bardzo lubie. Zastanawiam sie czy nasza znajomosc przerodzi sie w cos wiecje, wiem ze milosc nie przychodzi z dnia na dzien.. dlatego tez nie moge powiedziec ze go kocham... Ufam Jezusowi i wiem że, wiara w Niego pozwoli mi dokonywac odpowiednich wyborow. .... ostatnio bylismy na punkcie widokowym w puszczykowie, tam spytal mi sie kiedy tak wogole sie poznalismy, ja mu powiedzialam ze rok temu na festynie, a on na to : teraz juz pamietam! bylas ubrana w dlugom spudnice, mialas rozpuszczone wlosy i okulary na nosie:] potem sie usmiechnol.. zaskoczylo mnie to ze pamieta jak bylam wtedy ubrana.. ja sama nie pamietalm.. ;P
Czy mozliwe ze po woli nasza znajomosc przerodzi sie w milosc?? Co myslicie o mmojej histori??


* * * * *

No oczywiście, że jest możliwe. Piękny przykład tego jak można poznawać się powoli i spokojnie. Nie dążcie na siłę na żadnych wyznań, nie przyspieszajcie tych procesów, wszystko idzie w dobrym kierunku.
A ode mnie mały prezent dla Was obojga: kilka artykułów o miłości do poczytania: [zobacz], [zobacz], [zobacz]. Powodzenia i z Bogiem!

  Zośka, 18 lat
1742
16.06.2007  
Witam serdecznie;) Po raz pierwszy jestem na tej stronce ale wydaje sie byc bardzo ciekawa...moze od razu przejde do rzeczy.Moj problem ktory jest rownoczesnie moim bólem i zmartwieniem polega na tym iz jest jestem z kims kogo nie kocham i do ktorego nie bardzo wiem czy cos czuje.Jestem juz z moim chlopakiem miesiac, on wiele razy powtarza mi ze mnie kocha i wiem ze tak jest naprawde,Niestety z mojej strony nie jest tak wspaniale.;/Zalezy mi na nim i wiem ze gdybym zdecydowala sie z nim rozstac to napewno by mi go brakowalo i czulabym ogromna puste.Jednak z drugiej strony nie chce go oszukiwac, chce mu o tym powiedziec ale boje sie jego reakcji.Wiem ze bardzo go tym zranie;(ale wiem ze pozniej moze byc mi jeszcze gorzej sie do tego przyznac..sama nie wiem co myslec ma metlik w glowie..;/nawet jest mi trudno porozmawiac o tym z kolezanka i dlatego postanowialm tu o tym napisac i uzyskac dobra rade...ale wracajac do tematu to najbardziej martwi mnie to ze nie wiem co czuje do mojego chlopaka i boje sie ze nic nie czuje..jest mi strasznie zle bo nie potrafie okreslic swoich uczuc..;(wiem ze musze sama zadecydowac jedak wydaje mi sie ze dobra rada bedzie mi rowniez bardzi przydatna..a wiec bardzo prosze o pomoc.....pozdrawiam pa

* * * * *

Spokojnie, Zosiu, spokojnie. Jeśli decydując się chodzić z tym chłopakiem czułaś do niego jakąś sympatię, podobał Ci się to znaczy, że byłaś szczera i nie oszukiwałaś go. To, że po miesiącu nie wiesz co czujesz jest czymś najnormalniejszym pod słońcem i oznacza, że wszystko z Tobą ok. Ja bym się ogromnie zdziwiła gdybyś po tym czasie była pewna, że go kochasz. Po to jest czas poznawania się, żeby zobaczyć jaki ktoś jest i dopiero podjąć decyzję co dalej. Dlaczego w takim razie Twój chłopak jest taki pewien? Ano dlatego, że pomylił zakochanie z miłością i odczucia oraz emocje bierze za miłość. A to nie to samo, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]. Tym zatem, że wyznaje Ci miłość tak naprawdę wywiera na Ciebie nacisk i jeszcze bardziej mąci Ci w głowie, bo Ty czujesz, że musisz to odwzajemnić, musisz mu to samo wyznać. rzreczytaj ten artykuł: [zobacz] i zobacz gdzie tkwi błąd. Naturalnie, Twojemu chłopakowi nie można złej woli zarzucać, on po prostu robi to co wydaje mu się słuszne, bo nie wie jak to wszystko rozegrać.
Moja rada jest taka: poczytajcie oboje te artykuły, porozmawiajcie na spokojnie a Ty poproś go o czas. Taki czas bez wyznań miłości, w którym będzicie mogli po prostu być ze sobą i się dobrze poznać. Zobaczysz, że gdy będziecie oboje do tego gotowi wyznanie miłości zabrzmi zupełnie inaczej. A zatem: spokojnie, to, że nie czujesz nie znaczy, że nie kochasz, po prostu mocniej stąpasz po ziemi niż Twój chłopak, który jest bardziej "zakochany". To nic złego, że nie jesteście oboje od razu na tym samym etapie. Wszystko jest do nadrobienia, miłość to proces, a nie chwila. Z Bogiem!

  Karolina, 19 lat
1741
15.06.2007  
Nie umiem się podnieść po rozstaniu c hłopakie, z którym byłąm dwa lata... on tak bardzo mnie kochał, a nagle z dnia na dzień mnie zostawił........... nie daje rady, nie umiem bez niego zyc............... wszystko przypomina jego i ciagle zadaje pytanie dflaczego Bog rozdzielil ludzi, ktorzy byli blisko NIEGO:(

* * * * *

To dlaczego Cię zostawił nagle skoro tak bardzo Cię kochał? Przecież to niemożliwe, żeby kochać naprawdę a potem ot, tak sobie pójść i nie zważać na uczucia drugiej osoby. Nie możesz mieć pretensji do Boga, bo przecież to nie On Was rozdzielił, to był wolny wybór Twojego chłopaka.
Bardzo mi przykro, że Cię to spotkało. Musisz wierzyć, że prawdziwa miłość dopiero nadejdzie.
A na razie spróbuj zastosować rady z odp. nr: 80, 526, 653, 825. Z Bogiem!

  Aśka, 17 lat
1740
15.06.2007  
Witam:)
Mam bardzo poważny problem (bynajmniej według mnie:)).
W mojej szkole jest chłopak, który mnie sie bardzo podoba i On mniej więcej również jest zainteresowany moją osobą (tak wynika z moich obserwacji oraz z obserwacji moich znjomych) i nie wiem czy mogę Go pierwsza zaprosić na jakąś kawę czy coś innego... Bo On naprawdę jest bardzo nieśmiały... Co mam w tej sytuacji zrobić?


* * * * *

Polecam odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486. Na początek nie zaczynałabym od zaproszenia na kawę, bo faktycznie może się wystraszyć, lepiej kilka razy zacząć jakąś rozmowę, żeby się trochę ze sobą oswoić.

  Miriam, 21 lat
1739
15.06.2007  
Witam. Kiedyś usłyszałam na rekolekcjach,że dobrym sposobem na budowanie prawdziwie dobrej,czystej(właśnie na czystości bardzo mi zależy) relacji między chłopakiem i dziewczyną jt m.in.wspólna modlitwa.Z jednej strony zgadzam się z tym,ale z drugiej może chodziło już o narzeczonych? Traktuję swojego chłopaka poważnie,chociaż naprawdę zbyt krótko jeszcze się znamy, bym mogła stwierdzić,ze to TEN(mimo,że są czasem takie krótkie chwile gdy chciałabym by nim był). A jeżeli nie jt za wcześnie na wspólną modlitwę, to jaką? Dziękuję z góry za odp.Pozdrawiam :)

* * * * *

Nigdy nie jest za wcześnie na wspólną modlitwę. Ja z moim mężem modliliśmy się prawie od początku znajomości. Naturalnie, że na początku nie wiadomo czy to się skończy małżeństwem, ale można się modlić np. o udaną randkę, o czystość, o dobre poznanie się a także o inne indywidualne sprawy dotyczące nauki, pracy i innych spraw - ważnych dla nas nie tylko wspólnie ale indywidualnie.
Może to być np. dziesiątka różańca, koronka, albo modlitwa "od siebie". Bardzo fajna sprawa, polecam. A jeśli chodzi o czystość polecam ten artykuł: [zobacz]
Z Bogiem!

  gocha, 23 lat
1738
14.06.2007  
Szczęść Boże!!!
Mam na imię Gośka mam 23 lata. Od jakiegoś czasu nieumiem sobie poradzić w życiu. Jestem sama nie mam chłopaka i zastanawiam się tak naprawde dlaczego tak jest. Dziewczyny w moim wieku maja już mężów dzieci a ja??Dwa lata temu poznałam na gg bardzo fajnego chłopaka rozmawialiśmy po nocach bardzo długo. Po roku czasu wkońcu poznaliśmy się na żywo kiedy go zobaczyłam pomyślałam sobie, że to niemożliwe bo on mieszka 600 km odemnie.Potem rozmawialiśmy ze sobą znowu tylko na gg , widzieliśmy się już kilkanascie razy, było fajnie czułam że komuś wkońcu zależny mnie. Byliśmy poprostu dobrymi przyjaciółmi, tylko że to skończyło się bo ja poprostu zakochałam się, pomimo to że wiedziałam, że z tego nigdy nic nie będzie, bo on niechce, więc ja postanowiłam że przestane z nim pisać dzwonic poprostu, że musze skończyć tą znajomość bo bardzo się męczyłam.A teraz męcze się bo cały czas jestem sama i nie wiem dlaczego?! W moim życiu jest tak że zakochyje się w niewłściwych osobach a niewłściwe osoby zakochują się we mnie. Dlaczego tak jest?? Czy Pan Bóg ma inne dlamnie zadanie??? Tak bardzo chciałabym mieć już męża i dziecko:( Nie wiem dlaczego ale chciałabym. Zastanwiam się czy jest coś ze mną nie tak, że niemam chłopaka przecież każda dziewczyna juz w moim wieku miała juz jakiegoś chłopaka a ja jeszcze nie. Dlaczego??Wiem, Ze nie jestem za ładna ale czy mi niewolno być szczęśliwą?? Pozdrawiam!!!


* * * * *

Nie każda dziewczyna w Twoim wieku miała już chłopaka. Np. ja nie, bo pierwszego miałam w wieku 26 lat. A zatem wszystko przed Tobą.
Nie za bardzo rozumiem dlaczego skończyła się znajomość z tym chłopakiem. Skoro tak dobrze się zaczęło, skoro pisaliście, spotkaliście się a teraz on nagle nie chce? Dlaczego stwierdziłaś, że nic z tego nie będzie? Ze względu na odległość tylko? Jesteście dorośli, mogliście przecież do siebie jeździć. Wiesz ile jest związków osób, których dzieliła odległość a teraz stanowią udane małżeństwa? Przecież sam fakt, że ktoś mieszka ileś tam kilometrów od nas nie może go dyskwalifikować. Nie jesteś małą dziewczynką, której rodzice nie pozwolą. Dlaczego dążyłaś do zakończenia znajomości? Bo ja naprawdę nie bardzo rozumiem dlaczego tak się stało.
Dlaczego jeszcze jesteś sama? Nie wiem, natomiast nie pozwól sobie wmówić jakichś powołań do samotności itp. Normalne, że chcesz mieć rodzinę.
Dlatego módl się i bądź otwarta na znajomości. Może wpiszesz się tutaj? [zobacz] style="background-color: black"> zobacz  ] Powodzenia! Z Bogiem!

  Gosia, 25 lat
1737
14.06.2007  
Witajcie , pieszecie w ktorejs z odpowiedzi ze nieumiejetnosc dokonania decyzji co do wyboru powoalania to pewnien rodzaj schizofreni duchowej. Mnie sie wydaje ze to wiaze sie raczej z niskim poczuciem swojej wartosci. Ja moze nie mam chlopaka, nigdy w zwiasku nie bylam ( w koncu nie wszystkiego trzeba w zyciu probowac) a mimo to waham sie z podjeciem decyzji. Jestem na etapie podjecia decyzji zycia w instytucie, ale przekonanie co do jej slusznosci jest rozne, wieksze lub zadne.Nie wiem co robic bo etap taki roczny niezobowiazujacy sie juz konczy a ja "musze" podjac w ktorakolwiek str decyzje okreslic sie . Pragne wspomniec rowniez ze decyzja (ta niezobowaiacujaca -trwa rok taki czas przygladania sie) jest tuz tuz... Nie da sie zyjac, pracujac o tym nie myslec i czasem to naprawde meczy mnie sama...

* * * * *

o na pewno nie da się nie myśleć o tym, bo to bardzo poważna decyzja. Proponuję rozmowę z przełożonymi - nie wiem jaka tam jest struktura. Na pewno jest ktoś niejako nadzorujący ten czas przyglądania się, ktoś kto Cię zna, widzi i może ocenić. Na pewno coś doradzi. Porozmawiaj też ze spowiednikiem lub jakimś innym księdzem, poproś nawet przyjaciółkę o ocenę taką "z boku". A przede wszystkim módl się o rozeznanie, pytaj siebie: czego pragniesz, co chcesz robić w życiu, co lubisz? Jakie masz zdolności, umiejętności, hobby? Jeśli nie jesteś pewna to może poproś o więcej czasu (nie wiem czy to możliwe), a na pewno powiedz szczerze o wątpliwościach. Z Bogiem!

  natalia, 15 lat
1736
14.06.2007  
poznalam chlopaka w moim wieku
bardzo mi sie podoba ale nie jestem pewna czy z wzajemnascia


* * * * *

No ja też nie wiem. Możesz zajrzeć do tych odp: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486.

  jola, 20 lat
1735
13.06.2007  
Mam 20 lat, a czuję jakbym miała dużo mniej. Nigdy nie miałam chłopaka, choć jako nastolatka zakochiwałam się platonicznie w jakichś sławnych aktorach, nawet w księżach. Natomiast nie interesowali mnie za bardzo rówieśnicy. Jestem raczej niezbyt atrakcyjną osobą, jeszcze do tego dochodzi moja niesmiałość. Nikt nie interesował się też za bardzo mną. Mam duże problemy ogólnie ze sobą i myslę ze nie jestem gotowa na związek z kimś.
Co do przyjaciół. Miałam jakieś tam koleżanki, ale raczej takie fałszywe, które odstawiały mnie gdy nie byłam potrzebna, nigdy zaś prawdziwej przyjaciółki. Nie wiem jak to jest móc zwierzyć się komuś ze swoich problemów. Nikomu nie potrafiłam zaufać, zresztą nawet tak zostałam nauczona, żeby nie ufać ludziom. Nie mówilam więc o sobie, nikt nie mógl mnie poznać.
Teraz może jest tak że są osoby, z ktorymi chcialabym się zaprzyjaźnić. Problem polega na tym, że ja tym osobom nie jestem w stanie właściwie nic zaoferować. One mają swoich przyjaciół, są dużo dojrzalsze ode mnie, otwarte na świat. Ja zatrzymalam się gdzieś na nie wiem jakim etapie rozwoju. Nawet wstyd mi sie do kogolwiek przyznać, że nie mam zadnych przyjaciół, że nigdy nie miałam chlopaka. Nie wiem co takie osoby by sobie o mnie pomyślały. Z nikim też na ten temat nie rozmawiam, tak jakby problem nie istniał. Gdyby taka osoba pojawiła się, ktora chciałaby mnie wysłuchać to nie wiem czy ukrywać to jaką jestem osobą, czy raczej szczerze powiedzieć wszystko o sobie?
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy nie mam skłonności homoseksualnych, dlatego że pragnę mieć przyjaciółkę, z którą możnaby spędzić czas i nawzajem pomagać sobie. Czy silne pragnienie przytulenia się takiego przyjacielskiego, jest czymś złym? Czy mam prawo podejrzewac u siebie skłonności homoseksualne? Jak tak dalej żyć, nie mogąc określić właściwie kim się jest, nie móc z nikim porozmawiać szczerze.
Z góry dziękuję za poradę.


* * * * *

Wstydem nie jest nie mieć chłopaka w wieku 20 lat, ja miałam pierwszego w wieku 26 lat, wielu moich znajomych też, a nikt z nas nie czuje się dziwnie. Po prostu jeszcze nie trafiłaś na kogoś wartościowego, nie czułaś potrzeby lub nie czułaś się dojrzała do związku. Dlaczego zatem miałabyś na siłę z kimś chodzić oszukując siebie i jego? Jeśli kogoś poznasz, obojętnie czy chłopaka czy dziewczynę to naturalnie nie należy udawać kogoś innego, kim się nie jest. Należy otwarcie przyznawać się do swoich poglądów, wartości, zainteresowań itp. Tylko naturalnie z tą szczerością też trzeba uważać. Wiadomo, że tak bardzo szczerze to można pogadać z kimś do kogo mamy zaufanie, kogo dobrze znamy i wiemy, że nas nie zawiedzie. Nierozsądne byłoby opowiadanie historii swego życia na pierwszym spotkaniu: wtedy faktycznie mamy powody do obaw czy to co powiemy nie zostanie jakoś wykorzystane. Ale z czasem w miarę rozwoju znajomości można otwierać się coraz bardziej.
Co do Twoich skłonności: nie szukaj ich na siłę. Pragnienie posiadania przyjaciółki jest normalne. Każda dziewczyna chce mieć koleżankę, z którą może gadać całą noc i zwierzać się ze wszystkiego. Przytulanie się (jeśli to o dziewczynę chodzi) byłoby naturalnie przesadą, choć wiadomo, że dziewczyny są bardziej "rozrzutne" w gestach niż chłopcy. Naturalne jest to, że np. całują się policzek na przywitanie, czego u chłopaków to jeszcze nie widziałam. Ja myśle, że Ty po prostu pragniesz wyjść do ludzi. Jest to spowodowane tym, że długo byłaś w takiej małej izolacji i teraz odkryłaś w sobie te potrzeby. Chcesz mieć przyjaciółkę, pewnie chłopaka w przyszłości też, znajomych. I absolutnie nie mów, że nie masz im czego zaoferować: choćby czas, uśmiech, wysłuchanie. Wiesz jak to dużo w dzisiejszych czasach? To dobre i naturalne pragnienia!
Możesz je próbować zrealizować wpisując się np. tu: [zobacz].
Z Bogiem!

  Ania, 18 lat
1734
13.06.2007  
zien dobry. Juz jakiś czas temu pisałam pani o mojej miłości do gwiazdora, nic a nic mi nie przeszło, to już trochę ponad rok, a ja czuję to samo i nie chcę żeby to się skończyło. Mój problem polega na tym, że nie mam z kim o tym porozmawiać, każdy mnie wyśmieje i będzie myślał, próbował mi wmówić, że to co czuję to jakaś chora fascynacja i dziecinada... Ja nie wiem sama jak nazwać to uczucie, wątpię by coś takiego mozna było nazwać miłością. Nie wytrzymuję bez jego głosu, uśmiechu, bez jego słów. Czasami mam napady strasznej tęsknoty za nim i napady złości, że tak jest i będzie, on jest sławnym muzykiem, a ja nikim... Zadaję sobie pytanie co by było gdybym urodziła się kilka lat wcześniej i jakimś cudem go znała, czuję złość, ze tak nie jest, że kolejny raz nie dostałam szansy. Nie potrafię poczuć czegoś tak mocnego jak do tego człowieka do nikogo innego, a gdy zaczynam rozmawiać z jakimś chłopakiem i on próbuje flirtować to go zbywam bo czuję się jakbym kogoś zdradzała, zreszta flirty z nikim mnie nie interesują. Gdy źle się czuję, jestem zmartwiona to mówię czasami do siebie, ale tak jakbym to mówiła do niego, czasami rozmawiam o nim z Bogiem. Ale najpiękniejsze jest to, że gdy jest mi przykro i smutno to wystarczy, że posłucham jakiegoś wywiadu z nim, lub włączę płytę, usłyszę jego głos, zobaczę jego twarz i od razu cos lub ktos podnosi mnie na duchu, zaczynam się do niego uśmiechać, lub do siebie i zły nastrój przechodzi. Ale mam w głowie wojnę niespokojnych myśli, nie wiem co o tym wszystkim sądzić, nie chcę nazywać tego miłością, bo już wiele razy mówiłam, ze to miłośc i potem okazywało się ze mi przeszło.Poza tym ja nie wiem czy to mozna tak nazwac? A moze to paranoja? Proszę niech mi Pani pomoze, tylko Pani mi została. Pozdrawiam.

* * * * *

No zgadza się, pisałaś, a ja Ci odpisałam. Nie mogę Ci napisać nic nowego ponad to co napisałam. Przecież nie powiem Ci, że będziecie razem. Będzie tak jak piszesz: dopóki nie będziesz chciała, żeby Ci przeszło dopóty Ci nie przejdzie. Dopóki będziesz pielęgnowała w sobie to uczucie chociażby poprzez właśnie słuchanie jego muzyki, oglądanie zdjęć itp. tym silniej i głębiej będzie to w Tobie siedziało. Tak jak Ci napisałam: możesz tak robić ale po co? Bo trochę marnujesz czas i zamykasz się na innych. I możesz czegoś nie zauważyć, coś stracić. Naprawdę chcesz żyć tylko marzeniami?
Z Bogiem!

  monika, 14 lat
1733
12.06.2007  
Czemu dzieje sie tak ze chłopaki inetesuja sie tylko mmoim ciałem a nie moimi uczuciami. Proesze o odpowiedz bo te pytanie mnie cagle przesladuje.

* * * * *

Polecam Ci odp. nr 1153.

  agata, 19 lat
1732
11.06.2007  
(1678) witam!
wiem juz ze nie mam sie co ludzic...on nigdy nie bedzie ze mna to pewne.Mimo to nadal o nim mysle, nie przeszlo mi:( tak naprawde nie chce o nim myslec bo wiem ze nic sensownego w tej sprawie nie wymysle.Nie odzywa sie ponad miesiac, ja rowniez nie pisze smsow, nie dzwonie...moze tak jest lepiej nie wiem...jest mi strasznie przykro, tyle przez niego wycierpialam i nadal cierpie ale moze juz sie przyzwyczailam do tego okropnego bolu...zastanawiam sie tylko jak taki inteligentny czlowiek moze w taki sposob postepowac? najwyrazniej bylam dla niego zabawka, znudzilam sie to do widzenia, nie moge sie z tmy pogodzic nie moge zrozumiec dlaczego ludzie tacy sa....pawel pewnie teraz jest szczesliwy ze swoja narzeczona o mnie zapomnial, ona nic nie wiedziala i sie zapewne nie dowie bo on uwaza ze to nic takiego... zastanawiam sie co kieruje ludzmi ktorzy zachowuja sie w tak podly sposob..moze ja cos zle zrobilam? a moze powinnam byla z nim otwarcie porozmawiac i wyznac mu co czuje, choc tak naprawde mysle z eon doskonale wiedzial ze mnie w sobie rozkochal, pewnie mial taki plan w kazdym razie udalo mu sie dopiac swego, byc moze takie zakonczenia daja mu satysfakcje...nie wiem i ciagle tym mysle ...pewnie nigdy nie zrozumiem dlaczego tak postapil dlaczego teraz sie nie odzywa i dlaczego mnie tak skrzywdzil...licze tylko na to ze kiedys o nim zapomne albo ze bedzie dla mnie po prostu wspomnieniem.Dziekuje pANI za porady, bardzo mi pomogly chooc tak naprawde poczatkowo nie chcialam w to wierzyc...:) z Bogiem!


* * * * *

Tak jak mówisz: będzie wspomnieniem, ale nie bolesnym.
Trzymaj się mocno i módl o prawdziwą miłość. Z Bogiem.

  marta, 19 lat
1731
11.06.2007  
witam. pisze bo nie mam sie do kogo zwrócic i moze ktos mi pomoze czuje sie przytłoczona zyciem ,mam tylko chlopaka z którym jestem wydaje mi sie dlatego ze jestem zupelnie sama i jesli zostawilabym go a on traktuje mnie jak jakis mily dodatek do swolego zycia i mnie nie kocha a jesli bym zerwala to niemialabym zupelnie nikogo, boje sie samotnosci bo nawet niemam do kogo pójsc i jesli by nie on to siedze caly czas w domu i czyje sie jak w ślepym zaułku. prosze o płomyk nadziei

* * * * *

Nie można być z kimś "z braku laku". Dlaczego piszesz o całkowitej samotności? Masz rodzinę? Masz znajomych, choćby z klasy? Nie mówię o wielkich przyjaźniach, tylko zwykłej znajomości? A jeśli nie masz to może chcesz kogoś poznać, zaprzyjaźnić się? Może zajrzysz tutaj: [zobacz].
Nie może chłopak czy dziewczyna być całym światem, bo jeśli odejdzie świat się zawali i nic nie zostanie.
Jeśli się nie kochacie to po co być razem? Całe życie przed Tobą, uwierz.
Módl się (może koronką?) o przemianę swojego życia. Może zaangażauj się w jakąś działalność, pomóż komuś? Spytaj w parafii, Caritasie, PCK. Jest wiele możliwości. JESTEŚ POTRZEBNA. Naprawdę. Z Bogiem!

  Justyna, 18 lat
1730
11.06.2007  
Szczęść Boże

Już po raz kolejny pisze do pani. Cieszyłam się ostatnio, ze tak dlugo nie musiałam pisac, bo wszystko tak swietnie i kolorowo się układało.. niestety.. jak wiadomo szczsliwe dni beztroski mijaja. Problem tkwi w tym, ze nachodza mnie czasem okropne mysli doyczace mojego związku. Jesteśmy ze soba rok. Mieszkamy od siebie 250km. Pomimo odległości radzimy sobie bardzo dobrze. Jesteśmy razem na dobre i zle. Wczoraj wróciliśmy z Lednicy.. po raz pierwszy razem to przeżyliśmy… tak naparwde razem, ramie w ramie, raka w reke. Potem Piotrus przyjechal do mnie. Leżeliśmy razem, rozmyślaliśmy, a ja trzymając reke na jego glowie nie potrafiłam sobie odpowiedziec na pytanie czy kocham go tak prawdziwie. I ten jego kochany wzrok, i czule „kocham cie nad zycie” , poczulam się obrzydliwie w stosunku do niego. Wiem ze kocha mnie calym sercem, jest dla mnie w stanie zrobic wiele nieprawdopodobnych rzeczy. Zdal mature, chodzi do kościoła, regularnie chodzi do spowiedzi i na nowo wprowadza Jezusa w swoje zycie. Na mature dal mi swój medalik, ściągnął go z szyi włożył mi w reke i powiedział żeby mnie chronil. Ja dalam mu swój rozanczyk, który teraz wszedzie ze soba nosi:) to sa cudne oznaki jego miłości. Rozpieszcza mnie na każdym kroku. Troszczy sie o mnie, dba, pilnuje, obdarowuje prezentami, uśmiechami, calusami, kocha mnie. A ja nie umiem obdarowac go tak piekna mloscia. On mysli o mnie w każdej chwili, i w nawet najmniejszych rzeczach to się objawia. Jadac na lednice ksiądz obdarowal nas wafelkami, każdy dostal jednego wafelka. Piotrus schowal go do plecaka i na postoju dal mi, specjalnie zachowal dla mnie. A ja nawet o tym nie pomyślałam, żeby mu zostawic swój. Taki banalny przykład, ale ile ukazuje. Wychodzi mój egoizm i rozpieszczenie. Widze ze tkwi we mnie jeszcze wiele z dziecka, i do tego syndrom „oczka tatusiowego”. Tyle ludzi obdarza mnie miłością, a ja niewiele im daje z siebie, nie wiem czy zasluguje na ta milosc. Przeraza mnie to, ze po roku nadal mam takie watpliowsci. Teraz być może wyjade na studia do warszawy. Piotrus cieszy się i wspiera mnie na każdym kroku, ale wyrazil swoje obawy, ze tam będzie wielu chłopców, i ze na pewno będą lepsi od niego. Widziałam ze oczekuje całkowitej negacji z mojej strony, ze nie stanie się tak, ze zamienie go na kogos innego. A ja tak nie umialam. Obrocilam to w zart. Zle się czuje z tym wszystkim. Kocham go, ale nie wiem czy potrafi tak pieknie i mocno jak on mnie. Nie wiem skad biora mi się te wątpliwości. Teraz kiedy rodzice go zaakceptowali, zmienil się na lepsze, ja watpie. To z pewnością przejściowe, ale przerażają mnie te mysli. Takie to wszystko zagmatwane. Nieraz wyobrażam sobie nas w przyszłości. Maz i zona piekny dom i gromadka dzieci i wszystko otoczone aureola miłości. Boje mu się do konca mowic o moich wizjach, bo jak mi brat kiedys powiedział, ze jeśli do konca nie będę pewna swoich uczuc, nie mogę chłopakowi dawac nadziei, a co gorsza mowic o wspolnej rodzinie i przyszłości. Jednak takie mysli nie sa mi obce. Kocham go, jest najpieknijesyzm cudem jaki mi się przydarzyl. O tak pieknej miłości mogłam tylko snic. Nie naleze do dziewczyn traktujacyh milosc i związek jak zabawe. Jest moim pierwszym powaznym chłopakiem, i nie wyobrażam sobie ze za jakis czas z nim zerwe, tylko buduje raczej obraz przyszłości. Moje koleżanki stwierdzily ze nie nie wyobrzaja mnie sobie, ze zrywam z Piotrusiem, ze jak kocham to na całego i do konca. Nie wiem co mam myśleć o tych moich wątpliwościach. Nie wiem czy to normalne rozterki?


* * * * *

Nie napisałaś poprzedniego numeru pytania, więc nie mogę się do niego odnieść.
Czy to normalne rozterki? Powiem krótko: tak. I świadczą o Twoim poważnym podejściu do tego związku. Takie wątpliwości pojawiają się właśnie wtedy kiedy myślimy o przyszłości, kiedy myślimy nie tylko o uczuciach, o tym co piękne, ale o tej osobie, jej charakterze, o tym jak BĘDZIE a nie tylko jak jest. A zatem to normalne i w zasadzie ciesz się, że je masz, że nie patrzysz na chłopaka bezkrytycznie. Im bardziej się poznajemy, im więcej widzimy przed ślubem nie tylko zalet ale i wad (nie tylko w drugiej osobie, w sobie też) tym mniejsze rozczarowanie. Im mocniej stąpamy po ziemi tym wyżej będziemy się wznosić po ślubie.
Nie martw się, a raczej nie zamartwiaj. Jeśli Twoje rozterki nie są spowodowane tym, że Twój chłopaka ZA DUŻO Ci uczuć okazuje (tak też może być, że ktoś chce nieba przychylić i głaszcze aż zagłaszcze), jeśli nie jest tak, że Cię to przytłacza, jeśli nie chesz z tego związku uciec, jeśli nie czujesz się skrępowana to znaczy, że po prostu trzeźwo patrzysz na Wasz związek. Aby się o tym przekonać (bo wspominałaś, że źle poczułaś się z jego wyznaniem miłości) przeczytaj jeszcze ten artykuł: [zobacz] Nie musisz być taka sama jak on. Nie musisz zachowywać się identycznie. To są 2 światy. Natomiast jeśli widzisz, że możesz w sobie coś poprawić to rób to: pomału. Jeśli wiesz, że mogłabyś bardziej zadbać o takie czułe gesty właśnie jak z tym wafelkiem to zrób mu następnym razem niespodziankę. Po prostu pracuj nad tym a nie zamawrtwiaj się, że nie kochasz wystarczająco. Miłość rozwija się cały czas.
Będzie dobrze. Poznawajcie się, módlcie się razem, wiele rozmawiajcie, a jak coś jest niejasne, jak któreś z Was z czymś nie nadąża to powiedzicie sobie szczerze i delikatnie o tym prosząc o więcej czasu lub zwolnienie tempa. Tak właśnie rozwija się związek: stopniowo, z trudnością czasami. Miłość nie jest czymś gotowym, trzeba ją kształtować, rzeźbić, wygładzać. To czasem aż boli. Powodzenia i z Bogiem!

  Student , 20 lat
1729
30.05.2007  
Kiedy czułem , że sie dziewczynie spodobałem (jakieś pół roku temu) , nie okazywałem za duzo sympatii , zeby sie nie wysypać , żeby mnie nie odfajkowała jak to ks.Maliński powiedział itd.Normalne koleżeństwo , jestem miły i w ogóle często żartowaliśmy itp. ale cały czas ostrożnie żeby tylko sobie czegoś nie pomyślała . Potem pewnie jej przeszło jak każde zauroczenie i tak sie kolegujemy do teraz , chodzi o to ze tez mi sie podoba ale raczej nie bedzie z tego nic więcej no bo jak dziewczynie przejdzie , bo one tak działają pod wpływem uczuć , to raczej nie mam szans . Z resztą nigdy nie wiadomo . Wiec następnym razem , początek ten sam .Nowa koleżanka (niecały miesiąc temu sie poznaliśmy). Spodobaliśmy się sobie . Starałem sie stopniowo okazywać zainteresowanie . Pare wiecej rozmów na gg czy gdzies tam pomiedzy zajęciami . Nie wiem czy przypadkiem czegoś nie wyczuła , no ale skoro ona taka otwarta , i do mnie chichocze co chwile , to ja też sie trochę rozluźniłem . I teraz nie wiem czy ona nie myśli że ja sobie robie jakieś nadzieje czy coś , mam nadzieje ze nie .Bo jeśli tak to pewnie już po mnie . Moje pytanie brzmi : Jak to wyważyć żeby sympatia była odwzajemniona i nie zdemaskować sie , no bo nie wolno za wcześnie , jasna sprawa , a z drugiej strony zeby tego zauroczenia nie lekceważyć, bo wtedy jej przejdzie i tez nic z tego nie bedzie . Czasem mówiłem sobie że skoro zauroczenie jest nietrwałe, ze nie ma obiektywnego obrazu drugiej os. , wiec nie warto sobie nim zawracać głowy . Ale jednak tak nie jest , mimo to jest piękne i potrzebne ,a kiedy ta chemia znika szanse maleją na rozwój znajomości. Jak to połaczyć zeby okazać przychylność , ale nie za dużo i jeszcze w odpowiednich momentach . Na co mam zwracać uwage w jej zachowaniu .
Dziękuje


* * * * *

To nie jest tak, że jak zauroczenie maleje to maleją szanse na rozwój znajomości. Właśnie wtedy kiedy znika chemia pojawia się szansa na rozwój prawdziwego uczucia. Tak jak pisałam w tym artykule: [zobacz], zauroczenie może być wstępem do miłości. Może, bo czasem tego wstępu nie ma a miłość rozpoczyna się po prostu od koleżeństwa, dobrej znajomości, poznawania się. Ale czasem, a w zasadzie często zaczyna się zauroczeniem, zakochaniem, ową "chemią". To, że ona znika jest czymś naturalnym, po prostu opadają emocje związane z nowymi wrażeniami. Ludzie często myślą wtedy, że albo miłość się skończyła albo nie pasują do siebie albo "chemia nie zadziałała". Tymczasem okazuje się, że mylą miłość z zakochaniem. Drogi Studencie! Twoja taktyka jest co do zasady dobra. Właśnie tak należy postępować: nie narzucać się, ale być blisko, okazywać zainteresowanie. Nie zrażać zbytnią natarczywością, ale też się nie bać cały czas, że zrobimy jeden krok za dużo. Nawet jeśli zrobimy to po reakacjach drugiej strony zorientujemy się, że to było zbyt wiele i wtedy można wyhamować. To nie jest tak, że dziewczyny działają pod wpływem uczuć. Pod wpływem uczuć działa każdy. Natomiast na pewno nie tylko pod wpływem uczuć. Powiem Ci, że kobieta czeka na kolejne gesty chłopaka, chce by to on troszeczkę wysuwał się na prowadzenie, żeby to o niej nie pomyślał, że się narzuca. Dziewczyna boi się, żeby nie wyjść "na idiotkę" gdyby nagle się okazało, że chłopakowi "o nic nie chodzi", boi się, że jego objawy zainteresowania odczyta zbyt dosłownie, że on jej na końcu powie, że "traktuje ją jako koleżankę", boi się nadinterpretacji zachowania - stąd czasem przesadna rezerwa.
Być może (nie wiem, tylko domniemuję) to co Ty wziąłeś za pierwszym razem za to, że "jej się odechciało" to nic innego jak niedoczekanie się przez nią na jakiś konkretniejszy gest z Twojej strony.
Bo to nie jest tak, że chłopak ma czekać aż dziewczyna coś zrobi, coś powie (np. że już wolno czy coś podobnego) tylko on - tak jak napisałam - ma delikatnie przewodzić znajmości. Wtedy daje znak dziewczynie, że mu na niej zależy. I o to chodzi.
Jeśli chodzi o widoczne objawy zainteresowania w jej zachowaniu to przede wszyskim chętne spotykanie się i rozmowa z Tobą. Jak dziewczyna się cieszy na Twój widok, jak szuka Cię wzrokiem, jak spogląda w Twoją stronę, jak szuka okazji do rozmowy, jak z chęcią zgadza się na Twoje propozycje - to jest właśnie to.
Jak wypośrodkować? No, w zależności od etapu znajomości i charakteru Twojego i dziewczyny, od zainteresowań. Tak jak mówiłam: rozmowa gdy jest okazja, zauważanie jej za każdym razem w tłumie, codzienne "cześć" chociażby, uśmiech i od czasu do czasu jakaś propozycja: jak się na nią zgadza - działać dalej. Powodzenia!

  Mariola, 35 lat
1728
30.05.2007  
Witam serdecznie

Bardzo proszę o pomoc.
Poznałam mezyczyznę na portalu www.przeznaczeni.pl Rysio ma 50 lat zas ja 35lat.Prawdziwa miłosc nie zna roznic wiekowych.Rysio mieszka w USA od 18 lat z Mama.Znajomosc trwa 10 miesiecy ,na poczatku e-male rozwmy naskypie praktycznie kontakt był codzienny.Pierwszy spotkanie w Polsce był zauroczony moja Rodzina,dugie spotkanie w USA ,w tym momoencie pojawiaja sie pierwsze problemy.Moj wybranek zarzuca mi zarozumilastwo ze jest za słaby aby sobie z tym poradzic.Moim zdaniem powodem prawdziwym jest jego Mama ,trakuje go jak malego chlopca ,zobaczyła we mnie rywalke,prawdopodobnie nie polubiła mnie.
Ja powiedziałam ze chce się zmienic dla niego ,zostawiam w Polsce wszystko poczynajac od Rodziny konczac na niezaleznosci.Mama ma bardzo silny wpływ na Rysia ,kiedy bedzie musiałdokonac wybou napewno wybierze Mame.Mama zostawiła meza w Polsce,imponuje jej Ameryka ,powrod do Polski odpada jak mieszkanie osobno.Zapytałam Rysia czy mamy szanse jego odpowiedział droga jest otwarta,pisze do niego zas on milczy.Zastanawiam sie czy on nie robi tego z grzecznosci aby mnie nie zranic,nic miedzy nami ni ebedzie?Moze potrzebuje czasu ? Jak mogłabym nam pomoc,jemu sobie? Czy mamy szanse? Niewiem co robic prosze o pomoc? Jak moge walczyc z moja zrozumiałoscia ,chce sie zmienic dla siebie?

Pozdrawiam serdecznie zycze bardzo miłego dnia
Szczesc Boze
mariola


* * * * *

Dziwne, że dorosły człowiek (50 -letni!) jest uzależniony od matki. Dziwne, że taki człowiek ze świadomością tego co wybierze składa swoją ofertę w katolickim portalu matrymonialnym. Dziwne, że zachowuje się 20-latek - bo tak się zachowuje.
Droga Mariolu! Jeśli sama piszesz, że on wybierze mamę to co ja mam Ci napisać? Co doradzić? Chyba szybką ucieczkę. Chyba nie chcesz być rywalką dla jego mamy? Chyba nie chcesz zostawić wszystkiego i wybrać tak niepewną przyszłość? Moim zdaniem on jest po prostu niedojrzały: i to nie tylko do małżeństwa ale i do życia w ogóle. Czy nie wydaje Ci się dziwne, że 50-letni mężczyzna tak się zachowuje? Że wcześniej nie znalazł żony? Ja wiem, że życie różnie się układa, ale z tego co piszesz powód wynika jednoznacznie. Coś mi się wydaje, że jego mama skutecznie przepędziła wszystkie kandydatki a on potulnie jej słuchał.
Moja Droga! Nie łudź się, że on się zmieni, że jego mama nagle nie będzie się wtrącała, że jak Ty się zmienisz (swoja drogą jak Ty się chcesz zmienić, co Ty chcesz w sobie zmieniać? Czy przypadkiem przez zmianę nie rozumiesz dostosowania się do jego i jego matki wizji świata??? Niewiele by się chyba Twoja rola w tym małżeństwie różniła od roli kobiet arabskich...).
Weź też pod uwagę różnice kulturowe, Ameryka to nie Polska, oni mają inne naleciałości i oczekiwania. 18 lat mieszkania tam robi swoje w mentalności. Na marginesie: 18 lat temu to on miał 32 lata, tak? I matka miała na niego taki wpływ, że musiał tam z nią jechać zostawiając swoje dotychczasowe życie? Zastanawiałaś się nad tym faktem? Piszę o tym wszystkim na podstawie tego co sama mi napisałaś. Jeśli w grę nie wchodzi jeszcze mieszkanie osobno (dlaczego? Dorosły mężczyzna od razu mówi, że to niemożliwe???) to uciekaj.
Jeśli Ty w sobie widzisz winę (a raczej Ci ją wmówiono), jeśli Ty piszesz, on nie odpowiada, jeśli spotkaliście się 2 razy i takie są Twoje odczucia - uciekaj. Bo zmarnujesz życie.
Życzę przemyśleń, polecam te artykuły: oczekiwania, miłość i modlitwę.
Ostrożnie, bardzo ostrożnie. W życiu nie chodzi o to, by "mieć męża", jakiegokolwiek, tylko by znaleźć właściwą osobę, mieć w niej podporę i chcieć iść razem przez życie. I takiej osoby Ci życzę.

P.s. Może zajrzysz tutaj: [zobacz]
Z Bogiem!

  beata, 39 lat
1727
30.05.2007  
nie wiem czy w tym miejscu moge i ja cos napisac ale pomimo swoich lat czuje sie naprawde mlodo :) tez kocham,kochalam i chce a nawet pragne byc kochana i moc jeszcze dla kogos cos znaczyc ,byc wazna. Juz okolo szesciu lat trwa moja historia poprostu odszedl ode mnie maz zwiazal sie z kobieta ,maja dziecko a ja zostalam z naszymi dziecmi (czworo) ktore sa dla mnie wszystkim ....zawsze chcialam miec duza szczesliwa rodzine ,chyba jak kazdy ......ale nie wyszlo, wszelkie proby nic nie daly ,a obecnie moj byly maz nawt nie odwiedza dzieci jestem SAMA choc nie sama .Kazdy czlowiek chyba ma potrzebe milosci moja wzrosla kilka krotnie ,zaden przyjaciel ,,psycholog,rodzina......... poprostu pragne byc kochana jak kazdy a zwlaszcza kobieta i to oposzczona Wielki Krzyz ,,walka .Pisze to sama nie wiem dlaczego ? Zeby uczyc innych jak wazna jast Milosc i jej pielegnownie .Piekne sa slowa piosenki Piotra Rubika "...jedenaste nie sprawiaj bolu........." Ja tez kocham tak wiem ze to czuje ,ale wiem ze nie mozemy byc razem. To uczucie czasem pozwala mi "glebiej oddychac" tak mi dobrze kiedy wiem ze ktos o mnie mysli, nie chce by byl to egoizm to jest to czego pragne ,,kogos z kim czasem wypije kawe nic nie mowiac .Pozdrawiam i zycze wszystkim prawdziwej bezinteresownej milosci Beata PS Powinnam zadac pytanie jak wszyscy ,ktorzy tu szukaja pomocy i jest pytanie .jak sobie z tym radzic ? ile mozna tylko marzyc , pragnac ciepla ,milosci ,oddania, budowania we dwoje? jestem ciekawa waszej opini ,za ktora juz dziekuje

* * * * *

Tak trochę nie do końca rozumiem: kochasz nadal męża czy kochasz kogoś innego, z kim nie możesz być? Jeśli to drugie: cóż mogę powiedzieć Ci innego ponad to co mówią wszyscy: właśnie "przyjaciele, rodzina, psycholog, ksiądz"? Mogę Ci tylko powiedzieć, że WIEM jak to jest kochać kogoś z kim być nie można, bo nie jest możliwy ślub kościelny, przeszłam przez to. Wiem jak trudno z tym żyć i jak trudno się z tego wyzwolić. Dlatego doskonale Cię rozumiem. Mogę Ci współczuć i mogę Ci polecić tą stronę: www.sychar.alleluja.pl oraz opiekuna tamtej wspólnoty. Dobrze, żebyś porozmawiała z kimś w realu, a może też nawiązała kontakt z ludźmi z tego forum? Oni są w takiej sytuacji jak Ty. Może ktoś podzieli się doświadczeniem jak żyć po czymś takim?
Wszystko inne co powiem będzie banałem, bo pragnień niezaspokojonych nie stłumi się kilkoma frazesami ani nie wyprze ze świadomości. Ty chcesz kochać - po prostu.
Droga Beato, módl się, Bóg wie jak Ci ciężko i czego pragniesz. On na pewno nie chce Twojego cierpienia. Być może stanie się jeszcze cud i Twój mąż wróci. A jeśli nie to da Ci siłę i mądrość i będzie wyjście z tej sytuacji. I zajrzyj na polecaną stronę - tam jest kopalnia wiedzy na ten temat. Obiecuję modlitwę. Z Bogiem!

  Smutna, 19 lat
1726
29.05.2007  
Nie mam chłopaka i nigdy nie miałam. Nigdy z żadnym się nie całowałam, ani tym bardziej nie współżyłam. Ale... Próbowałam kilka razy sama... z ciekawości..... wie Pani, czego. Nie czułam żadnego bólu, nie było krwawienia. Nie wiem, czy błona dziewicza została przerwana. Ale czy jednak mimo wszystko jestem dziewicą? Czy będę mogła swojemu przyszłemu narzeczonemu śmiało powiedzieć, że nią jestem (oczywiście przy jednoczesnym wyznaniu o swoich chwilach słabości, samogwałtu)? Smutno mi........... Smutno mi, że jestem taka podła wobec samej siebie, wobec mojego przyszłego męża, wobec Pana Jezusa, robiąc TAKIE RZECZY. Nie chcę tego!!!!!!!!!!!! Smutno mi....

* * * * *

Proszę przeczytaj odp. nr 1093, 1117 i 1134 - tam jest odpowiedź na Twoje wątpliwości. I módl się o wyzwolenie - ono jest naprawdę możliwe. Z Bogiem!

  noONE, 25 lat
1725
29.05.2007  
Jakieś 2 lata temu byłem zaręczony, to była miłość mojego życia. Niestety jak to w związkach bywa kiedyś musiało się zepsuć, rozstaliśmy się nie z mojej decyzji. Zbierałem się po tym wszystkim do niedawna, topiąc smutki na różne sposoby, najczęściej w alkoholu i karierze zawodowej. Przeżyłem też sporo różnych związków potem, kończyło się na tym, że nie potrafiłem się odblokować i dać drugiej osobie miłośći. Wiem, że zraniłem w ten sposób co najmniej jedną osobę. Dziś kiedy uporałem się z przeszłością i jestem gotowy dać komuś uczucie, nawet bardzo tego chce i wiem kto to jest, wszystko powtarza się ale w odwrortnej kombinacji. Poznałem dziewczynę jakiś czas temu, od razu wiedziałem, że to ta! Jak się później okazało ja też nie jestem jej obojętny, natomiast rozstała się niedawno z kimś z kim była 6 lat. Raz jest dobrze, raz gorzej, przychodzi i odchodzi. Tęsknimy za sobą spędzamy razem czas, bawimy się (ona jeszcze studiuje więć widujemy się głównie na imprezach koncertach) jest nam dobrze. Wynika z tego,że powinniśmy się bliżej poznać, niestety kiedy mamy się spotkać w "tradycyjny" sposób (kino, wizyta) ona w ostatniej chwili rezygnuje. Mówi, że nie chce mnie ranić, że to nie nasz czas, że chce być sama....Sam już nie wiem co z tym zrobić, mówię jej, że chciałbym jej pomódz, że razem będzie nam łatwiej, że nie musimy od razu tworzyc związku i że na wszystko przyjdzie czas.....Sam już nie wiem czy to co kiedyś zrobiłem mści się na mnie ? Nie zrobiłem nikomu nic złego, wiem że kogoś zraniłem odchodząc, ale zrobiłem to dlatego aby jej dalej nie ranić, bo nie potrafiłem jej pokochać - czy to moja wina? To teraz jak czuję, że chcę z kimś być to się wkoło powtarzać bedzie. Sam już nie wiem jak to jest czy powinienem na nią poczekać, w sumie wiem, że powinienem ale dużo cierpienia mnie to kosztuje i boję się, że kolejna porażka będzie dla mnie zbyt bolesna, że nie uniosę tego...

* * * * *

Na pewno nie możesz rozpatrywać tego w kategorii "zemsty dziejów". Owszem, niejednokrotnie nasze wybory i decyzje "mszczą się" na nas, ale w postaci konsekwencji np. ktoś pali - ma raka. W kwestii uczuć może być tak, że dokonany wybór pozostawia w psychice uraz, żal czy strach i to przeszkadza w dalszych kontaktach. Ale to wszystko jest konsekwencja niejako naturalna, a wydarzenia nie odbywają się na prostej zasadzie: "zostawiłem - to teraz ktoś mnie zostawi".
Drogi Marku! (tak masz na imię?), ja myśle, że tej dziewczynie potrzeba czasu. 6 lat bycia z kimś to szmat czasu. Żeby "zapomnieć", żeby się pozbierać, żeby przestać kochać potrzeba naprawdę wielu dni. Bo widisz, nawet jak związek się rozpada to przez jakiś czas jeszcze jakieś uczucie w nas trwa. Znasz to z autopsji, prawda? Nie chcemy, a wraca, prawda? I dopóki będzie wracało w postaci szpili w sercu na widok tej osoby dopóty będzie albo tliła się nadzieja na ponowne bycie razem albo chociaż trwać będzie blokada przed związaniem się z kimś innym, przed oddaniem komuś innemu całego serca. I myślę, że właśnie jeszcze na takim etapie jest ta dziewczyna. To jest pewnien mechanizm, a nie zemsta, nie to co komuś zrobiłeś wraca do Ciebie, rozumiesz?
Jeśli Ci na niej zależy daj jej czas. Wiem, że Cie to frustruje i czujesz niepewność, nie wiedząc na czym stoisz. Ale widzisz, ona pewnie też nie wie. To prawda, że nie chce Cię ranić - bo nie wie czy się z Tobą zwiąże, bo nie wie czy i kiedy całe serce będzie Ci mogła oddać. To jest ryzyko, to fakt. Mogę Ci tylko poradzić modlitwę w tej intencji oraz delikatne gesty w jej kierunku: tak, by wiedziała, że jesteś zainteresowany, ale nie nachalny. Z Bogiem!

  miłość, 20 lat
1724
29.05.2007  
Witam. Po czym sprawdzić, że mężczyzna dojrzał do związku, a co dalej do małżeństwa i że jest gotowy na związek? Czy jeśli będąc w wieku 20 lat brakuje mu odpowiedzialności, samodzielności i w jakiś sposób jest zależny od rodziców (bo jego mama jest chyba nadopiekuńcza), brak zaradności i jakiś większych ambicji, trochę bierny, niezdecydowany i nie ma konkretnie sprecyzowanych planów, celów, nie jest przewodnikiem w związku i często nie umie panować nad swą pożądliwością to w tym przypadku o czym można mówić? Poza tym to dobry człowiek. Prawda, że mężczyźni dojrzewają później niż kobiety ale czy w takim razie lepiej żeby mężczyzna zaczął wpierw zadbać o swój rozwój, i dopiero gdy osiągnie pewną dojrzałość to zacząć z kimś chodzić i związać się z kimś?
I ważne dla mnie kolejne pytanie - Czy jeśli dwoje ludzi różnią się trochę etapem dojrzałości to czy taki związek ma szanse, może przetrwać?
A po czym poznać, że kobieta jest dojrzała lub gotowa na związek? Jeśli ma problemy z własną akceptacją i większą otwartością to w takim razie nie jest gotowa jeszcze ma chodzenie z kimś, na związek czy może nad tym popracować będąc w związku? A czy (będąc w wieku 20 lat) jeśli nie czuje się do końca w spełnianiu swych domowych obowiązków jako żona, tzn. w gotowaniu czy w praniu, bo nawet nie ciągnie ją do tego jeszcze, to czy też jeszcze nie dojrzała do końca do związku,a co dalej do małżeństwa? A co jeśli w ogóle nie poczuje w sobie tej chęci w upływie czasu?
Zadaję takie pytanie, bo dużo obserwuję i jestem ciekawa życia. I czasem zastanawiam się, jak jest w różnych przypadkach.Szukam odpowiedzi na różne pytania, nie chcąc zatrzymywać się w miejscu. Dla mnie miłość to nie uczucie, które szybko mija, lecz decyzją, wolą, chęcią bycia na dobre i na złe, to nie patrzenie w siebie, lecz w tym samym kierunku, a przy tym wciąż nie ustająca praca nad sobą i związkiem, to ciagłe podejmowanie kompromisów i wychodzenia sobie na przeciw. To akceptacja siebie w pełni zarówno z zaletami, jak i z wadami, to pomoc sobie nawzajem we wzroście, a nie zmiana kogoś na siłę, uznanie i przyjęcie siebie takiego jakim się jest. Może się mylę, może mam inne pojęcie o związku, ale właśnie tak ja to pojmuję i chyba szukam osoby, która ma podobne podejście do tych spraw, o ile nie tkwie w jakimś błędzie, bo nikt nie jest nieomylny. Dziękuję Pani za uwagę i czekam na odpowiedź. Pozdrawiam ciepło. Z Bogiem.


* * * * *

O tym dojrzewaniu do małżeństwa, oczekiwaniach pisałam w odp. nr: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407 i tych artykułach: [zobacz], [zobacz. Oczywiście to są pewne ogólne wskazówki, natomiast samodzielnie trzeba je odnieść do konkretnej osoby i zapytać siebie jak to w tym konkretnym przypadku wygląda. Czy ta osoba mi odpowiada czy nie? Przede wszystkim: czy rokuje na przyszłość? Bo nie jest najważniejsze jaki ktoś JEST ale jak się ZMIENIA. Cy chce się zmieniać, czy widzi taką potrzebę. To naturalne, że w wieku 20 lat ktoś jest jeszcze nie do końca ukształtowany i dojrzały. Tak naprawdę tej dojrzałości uczymy się przez całe życie, tak jak przez całe życie się zmieniamy. Dlatego pokreślam tą CHĘĆ i gotowość zmiany. Bo źle jest wtedy gdy ktoś twierdzi, że jest najmądrzejszy, albo po prostu "taki jest" i uważa, że nic już nie musi z sobą robić. A jak ktoś się nie rozwija to się cofa.
Nie jest konieczne, by najpierw osiągnąć całkowitą dojrzałość a dopiero potem się z kimś wiązać. To w zasadzie jest nie do osiągnięcia bo moglibyśmy tak czekać do śmierci. Każdy natomiast ma obowiązek być na poziomie rozwoju zgodnym z jego wiekiem i sytuacją życiową - po prostu. Oczywiście obowiązuje odpowiedzialność, tzn., że nie można swoją dziecinnością, uporem czy egoizmem ranić drugiej osoby, dlatego mimimum dojrzałości w rozwoju własnej osoby musi się przed związaniem z kimś osiągnąć. Zawsze jest to jednak indywidualna sytuacja. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn.
Jeśli dwoje ludzi różni się dojrzałością (masz na myśli tą ogólną dojrzałość, a nie bycie na innym etapie związku, tak?) to owszem, szansa na udaną relację istnieje, choć jest trudniej. Dlatego, że osoba bardziej dojrzała po prostu jest sfrustrowana i denerwuje się na ta drugą. Często jest tak, że musi podejmować decyzje w pojedynkę i czuje, że tak naprawdę to opiekuje się dzieckiem a nie ma wsparcia. Ale teraz: jeśli widzi, że druga strona robi postępy to może poczekać bo jest nadzieja na dojrzałość. Jeśli zaś nie to prędzej czy później napięcie doprowadzi do rozpadu takiego związku - niejednokrotnie nawet tutaj, w tym dziale mieliśmy takie przykłady.
Ogólnie rzecz biorąc: nie należy się zbyt szybko zrażać do kogoś, jak również nie trzeba się przerażać jeśli w sobie nie widzimy wszystkich cech, które chcielibyśmy mieć. Trzeba pomału się przełamywać - po prostu. Ale też pamiętać o tym, że każdy człowiek jest inny i to, że kobieta np. nie lubi gotować nie dyskwalifikuje jej jako dobrej żony. Inna rzecz, że w małżeństwie niejednokrotnie mimo tej niechęci będzie się musiała przełamać no ale to osobna kwestia. A może z czasem polubi? Gusta się zmieniają :) Najważniejsze zatem to dążyć do rozwoju i nie zamartwiać się, że nie jesteśmy doskonali.

  Emilia, 32 lat
1723
29.05.2007  
Jak żyć dalej z człowiekiem, który według mnie oszukał mnie?
Dwa lata temu wyszłam za mąż za chłopaka z mojego miasta, który przebywał w Niemczech. Związek nasz trwał na odległość, co wówczas wydawało mi się normalne, bo wiele osób tak żyło i przetrwali. Dziś z perspektywy czasu są dni kiedy żałuję swoich decyzji. Zresztą tuż po ślubie mąż miał wrócić do kraju, jak wcześniej ustaliliśmy. Nie wrócił aż do dnia dzisiejszego i nie ma zamiaru wcale wracać. Pół roku temu urodziłam córeczkę. Kiedy zaszłam w ciążę myślałam, żę mąż do mnie wróci, ale nic z tego. Kiedy jeszcze byłam w ciąży mąż znalazł w Niemczech mieszkanie dał mi parę dni na podjęcie decyzji i kazał do siebie przyjeżdżać. Bardzo niechętnie, ale się zgodziłam jechać tam na jakiś czas. Do mojego wyjazdu jednak nie doszło. Jestem zatrudniona w Polsce na czas nieokreślony, musiałam pracować do 8go miesiąca ciąży, a poza tym przez ten wyjazd narobiłabym sobie masę kłopotów. Może nawet straciłabym pracę, więc plany spełzły na niczym. Do tego wszystkiego mąż bardzo źle mnie traktował. Całą ciążę przez niego płakałam, czepiał się mnie mojej rodziny, jego rodzina miała wiecznie o coś do mnie pretensje, robili mi na złość, co sam mąż mi osobiście potwierdził. Kiedy we wrześniu robilam zakupy dla maleństwa dostawał szału, że do niego nie wyjechałam i na wszysko żałował pieniędzy, nawet na wanienkę czy wózek. Kiedy w listopadzie rodziłam córeczkę przyjechał i był przy porodzie. Wrocił do Niemieci od listopada widzielismy sie dwa razy. Mąż oznajmił mi, że nigdy tu nie wrócii albo ja i dziecko do niego wyjedziemy, albo już tak zostanie jak teraz my w Polsce, on w Niemczech. Obecnie jestem na urlopie wychowawczym bez żadnych środków do życia i muszę wypraszać u męża pieniądze, bo On sam nie kwapi się do dawania pieniędzy na dziecko, nie wspominająć już o mnie. Mąż uważa, że zostając w Polsce robię dzieku krzywdę. W chwili obecnej mogę powiedzieć, że zostałam przez męża rzucona na kolana, bo nie mam środków do życia i On zdaje sobie z tego sprawę. Wie, o czym sam powiedział, że kobieta nie da sobie rady sama, a w przyrodzie zwycięża silniejszy. Na 16 czerwca mamy z córeczką kupiony bilet na samolot do Niemiec. Nie wiem, czy dobrze robię jadąć do mojego męża. Po tym wszystkim co przeszłam i wypłakałam przez Niego i jego rodzinę, nie wiem czy powinnnam z nim być. Uległam, bo nie chcialam mieć wyrzutów sumienia, że porzuciłam męża, a córeczka nie będzie miała ojca. Wiem, że jeśli tam nie pojedziemy, on tu nie wróci. Czy On nas kocha postępując w ten sposób? Mnie się wydaje, że dziwna jest ta jego milość. Mąż bardzo się cieszy na nasz przyjazd, ale ja jestem pełn a wątpliwości. Liczę sie też z tym, że mogę tu nigdy nie wrócić. W Niemczech mąż ma swoje rodzeństwo i oni będą robić wszystko, aby nas tam zatrzymać. Wiem ,że będą się mieszać w nasze życie, nawet intymne, bo juz próbowali. Pare lat etmu straciłam głowę dla człowieka, który mam wrażenie gra mi ciągle na uczuciach. Mąż twierdzi, że nas bardzo kocha. Ja się już pogubiłam w całej tej sytuacji i zupełnie nie wiem jak dalej żyć. Czy jest dla nas jakaś szansa na udane życie, czy będę umiała go po tym wszystkim kochać, przecież zmusił mnie do tego wyjazdu. Wciąż mam pełno wątpliwości.


* * * * *

Moim zdaniem nie poznaliście się wystarczająco przed ślubem. Źle też się stało, że Wasz związek był na odległość - to wbrew pozorom nie jest ani zdrowe ani normalne.
Małżeństwo też nie może mieszkać osobno, chyba, że jest to okres przejściowy (są bardzo różne sytuacje w życiu), natomiast nie może odbywać się to na zasadzie takiego ultimatum jakie zostało postawione Tobie. A czy mąż nie mógłby przyjechać do Polski? Tu trzeba dokonać rozrachunku korzyści i strat i zastanowić się co lepsze. Ale to musi być wspólna, przemyślana decyzja, a nie wymuszona.
Na pewno jesteś w trudnej sytuacji i przez internet nie da się wszystkiego wyjaśnić, choćby ze względu na to, że nie zna się wszystkich okoliczności. Polecam Ci to forum: www.sychar.alleluja.pl oraz rozmowę z księdzem w realu - koniecznie!
Na pewno jest szansa na porozumienie, ale musi ono być obupólne i musi dokonywać się stopniowo. Nie wiem jakie są możliwości duszpasterskie w Niemczech, ale należy ich szukać i w miarę potrzeb korzystać z pomocy. No i rozmawiać ze sobą: dużo, szczerze, bez gromadzenia urazów i wzajemnych oskarżeń. Tylko w ten sposób można rozwiązać problemy - przez rozmowę, mówienie o swoich odczuciach i oczekiwaniach, poprzez wypracowanie kompromisu i wzajemny szacunek. Pomyślcie oboje o tym co Was połączyło, co do siebie wtedy czuliście, co kierowało Wami w podjęciu decyzji o małżeństwie. Sakrament daje łaskę - naparwdę i trzeba z tego korzystać. Módl się i działaj - pomału trzeba tą sytuację oswoić i próbować dojść do porozumienia i zacząć naprawdę wspólne życie. A rodzinie nie wolno pozwolić się wtrącać w Wasze życie - i Ty jako żona masz prawo tego zabronić. Z Bogiem!

  Wiktoria, 19 lat
1722
28.05.2007  
Witam. Jeśli chłopak nie jest do końca szczery ze swoją dziewczyną, chociaż nawet w może i w drobnych sprawach, jak jakaś zmyślona opowieść, historia, która okazuje sie z czasem, że nie miała miejsca lub chłopak nie jest do końca sobą, ukrywa tą słabszą część siebie, by uwidacznić znaczniej te dobre strony osobowości, może w obawie przed rozstaniem, a chęcią zatrzymania przy sobie tej dzieczyny, gdy nie potrafi czasem wstrzymać się ze swoimi pragnieniami i ujawnia swoje ego to czy można mówić o Jego miłości do tej dziewczyny? Przy tym to dobry człowiek.
Gdy jestem ja, a nie my, to czy to miłość? To czy w takiej kwestii nie lepsze jednak jest rozstanie niż łudzić się, ze coś zmieni sie w tym związku? Czy czasem nie lepiej jest już przeboleć coś samemu niż gdy coś boli w związku już jakis czas i nie widać zmian?
Jestem po rozstaniu z chłopakiem, bo chyba nie było dopasowania; pewne słowa, sytuacje i niekiedy niedojrzałość bolały stąd chyba lepsze było rozstanie, po których chyba tylko pewien czas się przeboli niż żeby coś ciagnąc na siłę i wciąż bolały pewne rzeczy. Na początku po rozstaniu jeszcze może było trochę trudno, najgorsze, gdy ktoś czasem coś jeszcze rozdrapuje i to nam przypomina wciąż o tym, co było,a co się skończyło. Teraz pozostał może jedynie żal, ale jakoś chyba nie odczuwam braku tej drugiej osoby. Fakt, że myślałam i czasem myślę o Nim, bo ludzie nie są mi obojetni i zalezy mi na ich szczęściu, a przy tym nikogo nie chcę ranić i nikogo nie winię, przyjęłam zasadę przebaczenia, choć nie jest wiadomo łatwo zapomnieć o tym. Ode mnie wyszła ta decyzja rozstania, bo chyba nie warto było się męczyć dłużej, a szansa już i tak była dana tej osobie, a uważam, że do miłości trzeba dojrzeć i być na nią gotowym. Może się mylę... Poprosił mnie o rozmowę, a ja już chyba nie chcę wracać znów do czegoś i przerabiac coś na nowo, bo czy to ma sens? Już prawie na nowo się odradzałam, jak otrzymałam od Niego wiadomość i znów coś wróciło, wspomnienia. Ale wiem, że już nie odczuwam takiego Jego braku, więc proszę mi doradzić, czy warto podjemowac więc decyzję o rozmowie (jeśli parę tygodni jest się po rozstaniu), bo w moim odczuciu chyba nie ma szans na powrót do siebie, bo zbyt duże ryzyko, a i we mnie chyba już nie ma tej chęci. Co robić? Wiem, że nie chcę póki co żadnego związku, chcę odpocząć i mieć czas dla siebie. Pozdrawiam i dziękuję za pomoc.


* * * * *

Jeżeli nie jest się szczerym, jeżeli się coś ukrywa, "wybiela", to gdy miną emocje i przyjdzie codzienność to pokaże się ta "gorsza strona". Bo ile można udawać, ile można być kimś innym, ile można zakładać maskę i grać? W którymś momencie pokaże się prawdziwe oblicze, wyjdzie prawdziwe "ja". I będzie duże rozczarowanie, że ktoś miał być taki idealny... Dltaego nie można być z osobą, co do której nie mamy pewności nigdy czy mówi parawdę, nie można żyć w zawieszeniu, nie można być z kimś nie ufając mu całkowicie. W końcu związek nie ma być męczarnią.
Droga Wiktorio, jeśli po rozstaniu czujesz ulgę, jeśli Ci nie brak tego chłopaka to znaczy, że to była dobra decyzja. Nie masz obowiązku do niczego się zmuszać. Nie wiem z jakich względów on chce z Tobą rozmawiać, jeśli masz pewność, że chce namówić Cię do powrotu to nie musisz się z nim spotykać. Natomiast być może on chce jeszcze coś wyjaśnić. Po prostu: jeśli czujesz się na siłach, jeśli Ci to nie zburzy spokoju to możesz z nim porozmawiać. Jeśli zaś czujesz, że podziała to na Ciebie destrukcyjnie i zaczniesz się łamać choć tego nie chcesz to powiedz "nie". Nie rób niczego wbrew sobie. Módl się o uwolnienie od tego uczucia. Z Bogiem!

  ada, 20 lat
1721
27.05.2007  
mam 20 lat, jeszcze nigdy z nikim nie byłam, ale nie wiem, czy to dlatego, ze nikt sie mną nie interesuje, czy może dlatego, że z góry dyskwalifikuje wszystkich. nie mam wygórowanych oczekiwań, chciałabym po prostu być z tym jedynym. 2 lata temu zwróciłam uwagę, na o 4 lata starszego kolegę, ona na mnie też. problem polegał na tym, ze najpierw mnie w sobie "rozkochał" a kiedy uwierzyłam, ze jestem warta bycia z nim dowiedziałam sie od osób trzecich, że on już jest z kimś związany a ze mną "kręci" bo przeżywa trudne chwile w swoim związku. to mnie załamało, poczułam sie jak zbędne koło u wozu, ktoś kogo można wykorzystać, ktoś kto nie ma uczuć, kogo nie traktuje się na poważnie, taki nikt. od tego czasu 3 różnych chłopaków proponowało mi wyjście "na kawę", ale każdemu odmawiałam. w żadnym nie widziałam tego co w Tomku (tym pierwszym). Każdy jest jego nieudaną imitacją (podświadomie wszystkich do niego porównuje). raz jednak postanowiłam, że pójdę ze znajomym, który mnie prosił, na przekór sobie, "a może coś poczuje" myślałam, ale nie czułam nic poza nudą, bezradnością i kompletną apatią. udawałam, ze dobrze mi się rozmawia, ale w głębi serca odliczałam minuty do rozstania. czy problem tkwi we mnie? czy nie dojrzałam do związku? a może jeszcze nie dane mi było poznać tego właściwego mężczyzny? przychyliłabym nieba mojemu wybrankowi, problem w tym, że nigdzie go nie ma, a kiedy jakiś pojawia sie na horyzoncie -> uciekam. modle się o prawdziwą miłość i wierzę, że kiedyś dane mi będzie jej doczekać, ale nie wiem, czy będę w stanie ją przyjąć. rodzice w kółko pytają: "masz już kogoś" a ja żartem odpowiadam: "przyjdzie czas", jednak trudno mi w to czasami uwierzyć. ja czekam, znajomi się zaręczają, koleżanki wychodzą za mąż, a ja czekam, ciągle czekam ...

* * * * *

Poczytaj o pierwszej miłości w odp nr 575.
A poza tym: nie licz, że "poczujesz" nie wiadomo co na pierwszej randce!!! Pomijając fakt, że jak każdego do tamtego porównujesz to nigdy nie wyjdziesz na plus, bo chcesz TAMTEGO, a każdy inny jest SOBĄ a nie nim, to miłość nie rodzi się w jednej chwili! Owszem szybko to się czasem można zakochać, ale to nie miłość (pisałam o tym w tym artykule: miłość). Daj sobie i komuś szansę! Spotykaj się nie po to, by "poczuć" ale poznać kogoś. Tylko wtedy będzie to miało sens. Prawdziwa miłość nie spada znienacka, rodzi się długo i powoli i czasem się jej nawet nie czuje w ogóle (porównaj odp. nr 13). A zatem spokojnie.
Polecam modlitwę o dobrego chłopaka: [zobacz], oczy szeroko otwarte i spokój. No i daj sobie i innym czas! Z Bogiem!

  stokrotka, 27 lat
1720
27.05.2007  
Witaj. Kilka miesięcy temu poznalam chlopaka przez Sympatię. Na początku kontaktowaliśmy się przez maile, potem byly rozmowy telefniczne.. Mimo, że nie widzieliśmy sie na żywo, jedynie znaliśmy swój wygląd ze zdjęć..., to potrafiliśmy rozmawiać godzinami... Po 2 miesiącach naszej znajomości doszlo do spotkania. Jestem osoba z natury trochą nieśmialą..i balam się jak będzie....i milo się zaskoczylam...bo nasze spotkanie wyglądalo tak, jakbyśmy sie znali cale życie...czulam sie przy nim dobrze..., po pewnym okresie doszlo do nastepnego spotkania...na którym G. wyznal mi, ze jestem kobietą jego życia, że ze mną chce się zestarzeć i że takiej wlaśnie szukal... Uważam, ze trochę się z tym wyznaniem pośpieszyl i dużo rozmawialiśmy na ten temat... On wie jaki jest mój stosunek do naszej znajomości i wie , ze potrzebuję czasu...
Czy jest możliwe, że po tak krótkim czasie mógl się zakochać..? Boję się, ze to chwilowe..i po czasie minie... A teraz następny problem...on także nie jest mi obojętny...staram podchodzić się z dystansem do naszej znajomości...ale efekt jest odwrotny... G. jest osobą glęboko wierzącą z wartościami, jest opiekuńczy dobry, czuly.....dobrze mi przy nim...Nie spotykamy się za czesto, bo mieszka za granicą...ale za to mamy czesty kontakt telefoniczny... G. jest gotowy wrócić dla mnie do Polski, tylko, ze ja boję się zaangażować... nie chcę, zeby wszystko dla mnie rzucil...bo nie ma gwarancji, ze się nam uloży... A może moje myslenie jest blędne...
Czy dać nam szanse....? Pozdrawiam...i dzięki za odpowiedż....


* * * * *

Twoje myślenie jest właśnie prawidłowe. Widzisz zakochać to może się i można szybko, ale zakochanie nie jest miłością (poczytaj w tym artykule: [zobacz]).
Ponadto nie powinno się zaczynać związku od wyznania miłości i takich deklaracji, o tym pisałam w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168, 1287 . Im bardziej on będzie deklarował miłość, im bardziej Cię naciskał tym bardziej będziesz się bała - i słusznie, bo Twój instynkt samozachowawczy każe Ci się cofać. Nikt poważny nie decyduje się na małżeństwo nie znając kogoś dobrze. Nikt nie wie jaki jest drugi człowiek jak nie spędzi z nim wiele czasu i nie przeprowadzą wielu rozmów, jak nie zobaczą się w codzienności, w różnych sytuacjach, także stresowych. Nie można wiązać się w ciemno! Małżeństwo jest na tyle poważną i trudną sprawą, że nie można ryzykować wiązanie się z kimś nieodpowiednim czy niepoznanym.
Dziwi mnie, że dorosły chłopak nie wie takich rzeczy. Zresztą: czy masz pewność, że on jest szczery? Widzisz, ja nie dyskwalifikuję świeckich portali randkowych, ale naprawdę, bardzo różne osoby można tam spotkać i byłabym ostrożna. Jeśli to osoba wierząca dlaczego nie ogłaszał się na portalach katolickich? Bądź ostrożna! Radziłabym szczerze z nim porozmawaić o tym, że tempo jest za szybkie, że chcesz, żebyście się poznali. W końcu gdzie Wam się spieszy? Pamiętaj: im więcej pracy w związek włoży się przed ślubem tym łatwiej jest po ślubie. Nie można po ślubie dopiero się poznawać a potem szokować lub rozczarowywać. Szok i tak będzie, chodzi o to, by go zminimalizować.
Powiedz, że potrzebujesz czasu, że chesz najpierw zbudować solidne podstawy związku i że nie czujesz się gotowa na żadne deklaracje.
Zakochanie nie jest dobrym doradcą. Moim zdaniem powinno się pobierać gdy to uczucie już minie: wtedy gdy widzi się wady, nie tylko zalety, gdy opadną emocje, gdy staje się w prawdzie. Gdy widzi się rzeczy, które drażnią, ale jest się w stanie je zaakceptować. Gdy jest się w stanie być z tym kimś też gdy ma doła i problemy a nie tylko jak jest dobrze i miło.
Ale do tego trzeba czasu, bo inaczej będzie klapa.
Dlatego radziłabym ostrożność i czas. A gdy już się zdecydujecie to polecam "Wieczory dla zakochanych", które pomogą Wam podjąć wolną decyzję. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl www.malzenstwo.pl
Poczytaj też o związku na odległość w odp. nr: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864
Módl się o rozeznanie, dużo rozmawiajcie i poznawajcie się. Z Bogiem!

  załamana, 19 lat
1719
27.05.2007  
Zwracam się Pani z wielką prośba…. Już na samym początku piszę ze naprawdę nie wiem, co mam z tym zrobić, jak postąpić, jak się zachować… rozmawiałam z wieloma osobami, ale wszyscy mówią to samo – ‘bardzo mi przykro, ale naprawdę nie wiem, jak Ci pomóc’. Już piszę, o co mi chodzi, ale muszę opisać dokładnie całą sytuacje, aby mogła ja Pani dobrze zrozumieć…
W grudniu 2006 roku poznałam chłopaka przez Internet. Wiem, że to wcale nie była miłość ani nic takiego, zwykłe gadanie. Ja nie wiem, ale już od pierwszego dnia pisaliśmy do siebie smsy, także na dobranoc. Nie był to żaden flirt, nic takiego, zwykła znajomość. Chociaż rozumieliśmy się bardzo dobrze, on siedział cały czas praktycznie po szkole w necie, wiec z niecierpliwością czekał na mnie, kiedy ja będę. I tak to trwało, w końcu spotkaliśmy się i tak to się już toczyło… oboje czuliśmy coś do siebie, ale byliśmy też bardzo ostrożni. Bardzo dużo rozmawialiśmy…opowiadał mi o swoim życiu, o tym, ze od dwóch lat (odkąd rzuciła go dziewczyna) jego życie straciło wszelki sens… próbował nawet się zabić, już siedział z nogami w dół na dachu 10-piętrowego wieżowca… poza tym również nie zdał w szkole, tak się załamał (w drugiej technikum). I w końcu poznał mnie… byłam dla niego dobra, jak dla każdego człowieka…ale czułam, ze to cos więcej, niż przyjaźń. Wszystko toczyło się bardzo szybko, a diametralnie zmieniło się po studniówce, na którą go zaprosiłam. Nie odstępował mnie na krok, było naprawdę cudownie. Ale był taki jakis smutny, nie wiedziałam, dlaczego. Później powiedział, ze odkąd zostawiła go dziewczyna, nie umie się bawić.. a jak widzi inne pary, to tak go to boli, ze aż ma łzy w oczach i nawet alkohol na to nie pomaga. I powiedział, ze przy mnie mu to w końcu przeszło, a oboje nie wypiliśmy ani kropli alkoholu. Trzeba też dodać, ze jego mama wyjechała za granicę, gdy był w 6 kl podstawówki, to też był dla niego wielki cios.
Pisał do mnie dosłownie o wszystkim, kilkanaście razy dziennie mówił mi, że za mna straszliwie tęskni i wierzę że to była prawda… był taki delikatny i czuły. Mówił , że chciałby mnie zabrać w takie miejsce na ziemi, gdzie bylibyśmy sami, już na zawsze. Nawet własnoręcznie mi napisał tak: „Always with you”. Miał tylko jedno marzenie: „Aby kochać i być kochanym”, bał się tylko jednego w zyciu- że będzie sam. Nawet mówił, że teraz nie chce się już zabijać, bo jego Zycie nabrało sensu.
I w jeden dzień mu się odmieniło. Milczał przez kilka dni, a ja zupełnie nie wiedziałam, co się stało. W końcu powiedział, że mnie nie kocha i nie kochał, ale bardzo lubił i że nadal za mną tęskni, ale nie możemy być razem. Że on nie jest mnie wart i że tak będzie lepiej dla mnie, jak się rozstaniemy, bo o nie chce mnie zranić, bo wie, ile przecierpiał jak zastawiła go Kasia. Że chce być sam i mam to zrozumieć.
Odkąd przestaliśmy się spotykać, zaczął palić papierosy, piej coraz częściej i wiecej. Nawet zaczął brać narkotyki. Wszystko wskazuje na to, ze w tym roku też nie zda, i wywalą go ze szkoły. A jest naprawdę bardzo zdolny i inteligentny , tylko jeszcze bardziej leniwy i nigdy nie zagląda do książek. W nocy wcale nie śpi, tylko jak wróci ze szkoły. Je tylko Fast foody i to raz, dwa razy dziennie, jest taki chudy, że aż strach patrzeć. Nie chodzi w ogóle do kościoła, nie widzi sensu życia… utrzymujemy jednak ze sobą stały kontakt, ale to już nie jest ten sam człowiek… tylko cień z niego został. Nie mogę zrozumieć, co takiego zrobiłam, że mnie zostawił, że stracił swoje najpiękniejsze marzenie (doszedł do wniosku, ze nie może się spełnić, wiec po co marzyć). Nawet głos ma trochę inny, taki pusty i metaliczny, kiedyś miał czuły, pięknie brzmiący.
Już dawno pogodziłam się z tym, że nie będziemy razem, choć serce mi pęka i już czytałam wszystkie Pani porady na tematy sercowe.
Teraz tylko nie wiem, co ja mam zrobić w tej sytuacji, jak go wyciągnąć z tego bagna. Ja w jego swiecie nie istnieję, nikt mnie nie zna, ja znam tylko jego w jego środowisku, rodzina wie o mnie tylko tyle, ze jestem jakąś koleżanką, z którą był na studniówce… nie radzę sobie już z tym, wciąż tylko o tym myślę.


* * * * *

No widzisz przede wszystkim to chodzi o to, że on nie przestał kochać tamtej dziewczyny. Ona go zostawiła, on przeżył to bardzo mocno. Zwiazał się z Tobą mając tamtą w sercu, to taka metoda "klina". Oczywiście, nie można go o złe intencje posądzać, ale fakt jest faktem. Ale gdy nie mamy wolnego serca nie powinniśmy się wiązać, bo kończy się właśnie tak. On podświadomie ciągle do niej tęsknił, ciągle miał nadzieję. Chwilowe zgłuszenie uczuć (stąd wyznania względem Ciebie) pomogło, ale później emocje opadły i wszystko znów wróciło.
Widzisz, bardzo niedobrym sygnałem jest to jak chłopak (dziewczyna oczywiście też) zaraz na początku znajomości opowiada o całym swoim życiu, o swoich problemach, wszystkich nieszczęściach itp. Jest to dwoód na to, że nie poradził sobie z przeszłością, ze wspomnieniami i chce by KTOŚ był jego lekiem. A druga osoba nie może być lekiem. Nie można kogoś traktować przedmiotowo, jako środka do celu (jesteś po to, by MNIE było dobrze, żebym JA dobrze się poczuł. żebym JA doświadczył ciepła, miłości itp.) Miłość jest relacją wzajemną. Jest to pragnienie dobra przede wszystkim dla drugiego, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]. Natomiast jak się traktuje związek z kimś jak lekarstwo, to czasem jest tak, że lekarstwo nie działa, albo nagle przestaje skutkować i choroba wraca. I znów: nie podejrzewam go o niecne zamiary wobec Ciebie, ja tylko opisuję mechanizm.
Dlatego jak ktoś zaczyna znajomość od tego "jaki ja jestem nieszczęśliwy" to raczej trzeba uciekać. Bo to znaczy, że nie jest gotowy na nowy związek. Po prostu.
Co teraz robić? Widzisz, do miłości go nie zmusisz i nawet nie wiem czy jest sens wracania do niego. Bo to nic nie zmieni.
Natomiast nie byłoby złym pomysłem spotkanie się i poważne porozmawianie. Ty mu możesz powiedzieć to co ja Ci napisałam - może mu to otworzy oczy, że tak postępować nie naelży. Ponadto Ty masz prawo do uczciwego zakończenia zwiazku, do tego by on Cię przeprosił za takie lekkomyślne szafowanie słowem "kocham". To ogromnie ważne słowo i trzeba się tysiąc razy zastanowić zanim je wypowiemy. Bo jak się wypowie to trzeba wziąć za nie odpowiedzialność. "Kocham" nie znaczy bowiem: jest mi z Tobą dobrze, miło itd., tylko "chcę wziąć za Ciebie odpowiedzialność, chcę Ci pomagać i iść z Tobą przez życie w radościach i problemach". Zresztą pisałam o tym w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168, 1287
Moja Droga! No mi też jest przykro, że tak się stało. Nie możesz siebie winić, bo nie miałaś świadomości wielu rzczy. Mam nadzieję, że Ci pomogłam - chcociaż zrozumieć czemu tak się stało.
Wierzę, że prawdziwa miłość jeszcze przed Tobą. Módl się o dobrego chłopaka, a do tego na siłę nie wracaj. Módl się za niego - to możesz, ale nie możesz za niego żyć. Dopóki on sam nie będzie chciał sobie pomóc to nic za niego nikt nie zdziała.
W zasadzie to jego rodzice powinni się nim zainteresować, w końcu na pewno jest jeszcze pod ich opieką. A zatem co najwyżej możesz ich poinformować, że się niepokisz o niego, bo się zmienił. Z Bogiem!

  Milena, 17 lat
1718
27.05.2007  
Hej! Moj problem polega na tym ze mialam chlopaka chodzilismy razem rok czasu i bylo bardzo fajnie. Minąl juz rok od czasu kiedy nie jestesmy razem.On mysli ze bylam z nim tylko po to ze bylam sama a nie dlatego ze go kochalam ale to nie prawda chociaz tego mu nigdy nie powiedzialam ze go kochamto go kochalam.Myslal ze przeszkadza mi roznica wieku jest starszy odemnie o 8 lat ale to dla mnie nie mialo znaczenia.Rozstalismy sie z powodu plotek jakie na moj temat mowili ludzie ze kocham kogos innego.Lecz do tego wszystkiego moja przyjaciolka nas klucila ze soba bo chciala z nim chodzic i udalo jej sie teraz z nim juz nie chodzi. Ja go nadal kocham i mysle ze on chyba jeszcze mnie az tak za bardzo nie przekreslil Chociaz nie wiem czy mam u niego szanse chce sprobowac go odzyskac chociaz nie wiem jak. Prosze Cie pomoz mi znalezc ten sposob Pozdrawiam

* * * * *

Jest od Ciebie starszy 8 lat i uwierzył w plotki i to było powodem rozstania? Trochę niepoważne. Jak ludzie się kochają to sobie ufają i najgłupsze plotki nie są w stanie rozbić ich związku, dlatego, że wierzy się sobie nawzajem a nie komuś innemu.
Jeśli czujesz, że on darzy Cię sympatią, życzliwością to dobrze byłoby się spotkać i wyjaśnić sprawę. Porozmawiać poważnie, pomówić o motywach, o tych obmowach, których ofiarą padłaś. Myślę, że najwięcej złego wynikło właśnie z niewyjaśnienia sytaucji. Może zatem warto to naprawić? Jeśli chodzi o kontakt to można spokojnie, na stopie na razie koleżeńskiej spytać co słychać, spotkać się, rozmawiać, a za którymś razem nawiązać do tego co było. Potrzeba metody małych kroków, na razie po prostu znajomości i obserwacji jak sytuacja się rozwinie. Z Bogiem!

  Karola, 23 lat
1717
26.05.2007  
Witam. Mam dosc poważny problem. Otóż poznałam pewnego mężyczne, zaprzyjażniliśmy się zaczeliśmy myślec o sobie poważnie. Nie jesteśmy jeszcze razem, ale też bedąc z nim w przyszłości nie wyobrazałabym sobie życ na tkz. " kocią łape". Problem polega na tym,iż brał on już śłub i jest rozwodnikiem. Pochodzi z Angli, jest protestantem, ale śłub brał w kościele katolickim. Chciałam zapytac czy taka osoba może ponowmnie wziąc ślub w kościele katolickim..słyszałam o tkz slubie konkordatowym polegajacym na tym, iż kobiecie zostaje udzielony sakrament małżeństwa a mężczyna uczestniczy w tym,ale nieprzyjmuje Komuni Swiętej....Czy wogóle jest możliwe ponowne małzeństwo dla takiej osoby( nie interesuje mnie w tym momencie śłub cywilny) zgodne z zasadami wiary??? jak to wygląda z punktu widzenia wiary katolickiej i Kościoła??....i co w takiej sytuacji najlepiej zrobic....??Czy ślub katoliczki w kościele protestanckim( z rozwodnikiem) ma prawo sie odbyc??I jak jest traktowany przez kościół katolicki?Bardzo proszo o pomoc!

* * * * *

Z punktu widzenia prawa kanonicznego: polecam zadanie pytania np.na Forum Pomocy www.katolik.pl, gdyż nie znam dokładnej sytuacji a nie jestem kanonistą i nie chciałabym źle doradzić. Generalnie kto już brał ślub w Kościele katolickim oczywiście nie może go zawrzeć powtórnie. Ślub katoliczki zaś w Kościele protestanckim oczywiście nie jest honorowany przez KK, ale jak mówię - zapytaj kanonisty. No i pomyśl - w razie gdyby to okazało się możliwe czy chciałabyś taki ślub jednostronny? Naprawdę chciałabyś tylko Ty być związana przysięgą małżeńską, chciałabyś, żeby jego w stosunku do Ciebie nie obowiązywała miłość, wierność i uczciwość małżeńska? Żeby nie mógł z Tobą przystępować do Komunii św.?

Ale taka sytuacja ma nie tylko aspekt formalny... O innych piszę w odp. nr 1669, 1618 - proszę przeczytaj i pomyśl... w końcu piszesz o zasadach, wierze... Z Bogiem! Słusznych decyzji życzę.

  Andrzej , 22 lat
1716
26.05.2007  
Witam Serdecznie!!!! Właściwie to piszę to pytanie z powodu moich rodziców. A spraw wygląda tak- od kilku miesięcy spotykam się z naprawdę wspaniałą dziewczyną. Mamy podobne wartości i sposób myślenia, mnie bardzo na niej zależy i chcę by była szczęśliwa. Studiujemy co prawda różne kierunki ale w tej samej uczelni więc dość często się widujemy. I właściwie wszystko by było świetnie gdyby nie rodzice. Na początku całkowicie jej nie akceptowali, jednak moja zdecydowana postawa sprawiła, że teraz jest nawet w porządku…. Nie akceptowali jej dlatego, gdyż pochodziła z niepełnej rodiny, jej ojciec pił i odszedł od nich. Wiem też, że była to jego druga rodzina którą opuścił. Jak już wspomniałem teraz z rodzicami jest nawet ok. Czasem tylko wymyślają różne historie, o mojej wspólnej przyszłości z tą dziewczyną i pytają mnie jak bym się zachował w takiej czy innej sytuacji. I tu mam pytanie….. czy w ogóle warto wchodzić w takie rozmowy z rodzicami, bo mnie wydają się nie mieć sensu. I drugie pytanie czy z powodu tego, że moja dziewczyna wychowała się w takiej a nie inne rodzinie, mogą mnie spotkać jakieś nieprzyjemności, czy kłopoty w budowaniu naprawdę solidnego związku… Wiem że to drugie pytanie może trochę dziwnie brzmi, tak jak bym myślał tylko o sobie, ale ja przede wszystkim myślę o mojej dziewczynie, żebym lepiej potrafił ją zrozumieć i w razie czego był przygotowany aby jej pomóc… Na koniec napiszę tylko, że wcześniej nigdy nie spotkałem się z problemem alkoholowym w rodzinie, czasem, gdzieś tam, coś słyszałem ale nigdy ten problem mnie nie dotyczył bezpośrednio. A teraz pośrednio się z nim zetknąłem i przyznam że trochę mnie przeraża… Z góry dziękuję za odpowiedź! Czytałem już trochę odpowiedzi, na zadawane pytania i widzę, że prowadzicie naprawdę niezły serwis!! Naprawdę dużo dobrej roboty !!! Pozdrawiam Serdecznie :) Andrzej

* * * * *

Co do pierwszego pytania: rodzice się o Ciebie niepokoją i chcą poznać Twoje zdanie i Twoją dojrzałość w przypadku pojawienia się w związku określonych problemów. Myślę zatem, że warto rozmawiać, o ile oczywiście nie są to jakieś całkiem kosmiczne historie. Warto też podkreslać, że dziewczyna sobie dobrze radzi (dowodem tego są np. studia), że chce żyć inaczej itp. a jej sytuacja domowa nie jest jej winą przecież ani dobrowolnym wyborem.
Co do drugiego pytania: KONIECZNIE Twoja dziewczyna powinna przejść terapię DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików). Są one organizowane przez wiele parafii, można też wyszukać w internecie gdzie jest najbliższa Was. Możesz na to chodzić nawet razem z nią - w sumie nawet wskazane. To bardzo pomoże przede wszystkim jej, bo ten problem trzeba rozpracować, żeby zrozumieć pewne mechanizmy, pewne nasze ograniczenia i sposoby radzenia sobie z problemami, które mogą wystąpić, a na które nie mamy wpływu i nawet nie wiemy, że mogą wiązać się właśnie z problemem alkoholowym w rodzinie.
Z mojego doświadczenia: znam wiele osób pochodzących z takich rodzin. Teraz tworzą wspaniałe własne rodziny i świetnie sobie radzą. Wszystkie one przeszły przez terapię i wspominają ją jako błogosławieństwo.
Ja nie potrafię Ci napisac jakie możecie mieć problemy, a nawet czy będzicie je mieli - to kwestia indywidualna, ale na tej terapii powiedzą Wam wszystko. Dlatego gorąco polecam!
Dziękujemy za mile słowa odnośnie serwisu.
Z Bogiem!

  Paulina, 13 lat
1715
26.05.2007  
Witam Serdecznie. Nazywam się Paulina i mam 13 lat. Otusz mój problem jest troszkę trudny, ponieważ podoba mi się taki jeden chłopak, ma na imię Grzesiek i też ma 13 lat tyle że jest w innej klasie. Miły jest da się z nim pogadać o wszystkim ... ale na Gadu-Gadu ... W szkole jest taki nieobecny kiedy mówię mu "cześć" odpowiada ale jego głos jest taki wstydliwy... Wydaje mi się, że on się mnie trochę wstydzi ... No i moje pytanie brzmi : "Co mam zrobić żeby się tak mnie nie wstydził?"
Za odpowiedź z góry dziękuję :)


* * * * *

Nie narzucać się. Mówić "cześć", uśmiechać, może zagadać bez świadków, wtedy będzie śmielszy? Bo pewnie wstydzi się najbardziej gdy jest w otoczeniu innych. Chłopcy w tym wieku jeszcze za bardzo się nie interesują dziewczynami, więc pewnie boi się wyśmiania.
Skorzystaj też z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486.

  asia, 23 lat
1714
26.05.2007  
ech...piszę bo chyba bardziej niż rady potrzebuję po prostu pocieszenia - już kilka miesięcy temu skończyła się w moim życiu skomplikowana historia(chłopak, który mi się spodobał miał dziewczynę- nie mógł się dość długo zdecydować czy chcęmnie czy być ze swoją dziewczyną, z którą są od 6 lat) unikamy się i nie widujemy prawie zupełnie i powoli jest coraz lepiej, już też przechodzą mi ostatnie resztki nadziei a im naprawdę życzę wszystkiego dobrego tylko trochę mi wstyd że byłam kimś kto mieszał... teraz chcę zacząć wszystko od nowa... tylko nie wiem jak, wiem trzeba wychodzić do ludzi i robię to ale jestem dziwną osobą, której rzadko który chłopak się podoba-koleżanki mówią że jestem wybredna,
teraz jedna z moich koleżanek chce poznać mnie ze swoim kolegą z klasy bo jej zdaniem pasowalibyśmy do siebie ale mnie krępują takie sytuacje...
i jeszcze zastanawiam się czy nie napisać do pewnego chłopaka - którego poznałam aż 2 lata temu, jakoś strasznie dużo nie rozmawialiśmy, 3 miesiące temu nawet go widziałam ale.... właśnie jest kilka ale... nie znamy się dobrze, jest 3 lata młodszy, a jeśli ma dziewczynę... mam go w swoich znajomych na gronie ale hmmm boję się ... i to jest chyba ogólny problem mojego życia strach przed porażką - bo pierwsza miłość okazała się być przykrą pomyłką....


* * * * *

Hmmm, rzadko pierwsza miłość nie jest "pomyłką", tzn. rzadko kończy się małżeństwem.
Sama wiesz co masz robić: wychodzić do ludzi. Daj się poznać z tym chłopakiem. Co Ci szkodzi? Właśnie w ten sposób szuka się małżonka. No i pamiętaj: na pierwszym spotkaniu niczego możesz nie poczuć. Nawet na kolejnych. Trzeba kogoś poznać żeby zdecydować. Nie wiem jakie masz wymogi, naturalnie jakieś trzeba mieć bo nie można być z kimkolwiek. Natomiast trzeba dać sobie i komuś szansę a nie skreślać go od razu jeśli tylko cokolwiek się nie spodoba. Nikt nie jest ideałam, a poza tym zwykle na pierwszych spotkaniach jesteśmy tak spięci i skoncentrowani na tym, żeby dobrze wypaść, że faktycznie możemy jakąś gafę popełnić.
Do tamtego chłopaka też możesz napisać, tylko oczywiście jakoś niezobowiązująco, po prostu na zasadzie co u niego słychać. Jeśli ma dziewczynę to pewnie dość szybko się o tym dowiesz, a jeśli nie to tym lepiej. Jeśli się ucieszy, jeśli zaproponuje spotkanie to się spotkaj, porozmawiaj, zobacz co się zmieniło.
Powodzenia!

  XYZ, 20 lat
1713
26.05.2007  
Poznaliśmy się kilka lat temu. Zawsze mu się podobałam, mimo, że miał inne dziewczyny. Od kilku miesięcy coraz bardziej mu na mnie zależy, podobam mu się fizycznie, mentalnie, psychicznie jak i duchowo. powiedział że chciałby ze mną być, ale równocześnie daje mi czas, żebyśmy spokojnie mogli się poznawać( przez te kilka lat nie mieliśmy tak naprawde możliwości na to) Nigdy nie chciało mi się wierzyć, ze komuś może tak bardzo na mnie zależeć, jak jemu. I ja do tego lgnę. Ale czy to nie za mało? Boję się, że zakocham się wyłącznie w jego postawie wobec mnie. Boję się,że jeśli nie będę z nim, to nie znajde już nigdy człowieka, dla którego będe tak samo ważna. (chyba mam zaniżoną samoocenę) Pwenie Pani zapyta, czy on mi się podoba. Własciwie i tak i nie. ma cechy, które mi się w nim podobają, ale generalnie nie czuję żadnej "mięty". Poza tym boję sie, że moze mi namieszać w życiu. Jest wierzący,ale np. nie przyjmuje całosci nauczania Kościoła. Jest jeszcze jeden problem. On mnie coraz bardziej pociąga fizycznie. Przytulam się do niego coraz bardziej, tylko dla przyjemności,ostatnio sprowokowałam go do pocałunku...Powiedział, że mnie szanuje, że nigdy mnie nie skrzywdzi i zbliży się do mnie na tyle, na ile mu pozwolę. Ale ja czuję, że "wymiękam". Coraz więcej nieczystych myśli, wyobrażeń i pragnień chodzi mi po głowie. Kiedy się przytulamy , czujemy pobudzenie seksualne, co nie powinno mieć miejsca. On mówi, że to naturalne, że przecież tak nas Bóg stworzył. Co ja mam na to odpowiedzieć?? Jakie znaleźć argumenty? Tak samo nie widzi nic złego w naszym pocałunku, mówiąc, że przecież mam 20 lat. Ale to nie o to chodzi! Nie o wiek, tylko o relacje. Jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że będe sie całować z kolegą. Ba! że sama go do tego sprowokuję. Czuję, że upada coraz bardziej mój system wartości, moje zasady moralne i coraz mniej mam argumentów, żeby ich bronić. Pomocy!

* * * * *

aka właściwie jest Wasza relacja? Chodzicie ze sobą? Jeśli tak lub wszystko do tego zmierza to Twoje odczucia i pragnienia i ta cała otoczka jest po prostu normalna. Właściwie ja w Twoim liście nie widzę nic dziwnego i nic nienormalnego. Świetnie, że ten chłopak przyjął taką postawę: że pozwala Wam się na spokojnie poznać, że Cię szanuje i nie chce Cię skrzywdzić.
Dzięki temu masz czas na spokojne przekonanie się do niego i podjęcie wolnej decyzji co do bycia razem. W to, że "nie czujesz mięty" to ja nie wierzę w kontekście tego co piszesz dalej: przecież on Cię pociąga! A skoro tak to o jaką "miętę" Ci chodzi? Przecież miłość to nie jest coś nieziemskiego, odczuwalnego nie wiadomo jak. To jest właśnie spotykanie się, poznawanie, zauroczenie poglądami, postawą, owo podobanie i pragnienie dobra dla drugiego. Żadna wielka filozofia. Zresztą poczytaj sama co pisałam na ten temat w tym artykule: miłość. Czasem jest nawet tak, że wcale nie czujemy zakochania (domyślam się, że może o to Ci chodzi?), o tym w odp. nr 13. Co do jego pogladów. A z jakimi to poglądami Kościoła on się nie zgadza? Jeśli faktycznie chodzi o sprawy zasadnicze no to rzeczywiście musisz rozważyć czy dasz sobie radę, czy chcesz być z kimś kto ma inny światopoglad, zwłaszcza jeśli to negatywnie na Ciebie wpływa. Jeśli kwestionuje np. czystość przedmałżeńską i małżeńską, jest zwolennikiem eutanazji to poważna sprawa. Tu się zgadzam z Tobą. Natomiast jeśli chodzi np. o to, że wolałby Mszę św. po łacinie albo nie do końca widzi sens celibatu to są po prostu jego zapatrywania a nie kwestionowanie prawd wiary.
To, że Cię pociąga fizycznie to - jak już wspomniałam - przeczy nieodczuwaniu tej "mięty". No i faktycznie to, że jak się przytulacie i czujecie podniecenie to normalne. Bo to normalna reakcja organizmu. Gorzej by było gdybyście tego nie czuli. Przecież ludzki organizm, w którym po prostu zachodzą reakcje chemiczne na zasadzie bodziec - reakcja nie ma pojęcia czy Wy jesteście małżeństwem czy nie. On nie rozróżnia takich rzeczy. On po prostu normalnie reaguje. Naturalnie to nie znaczy, że można się w ten sposób usprawiedliwiać. Znaczy to, że skoro o tym wiemy i że skoro to jest normalne, że jeśli cały czas tak się dzieje i nie można takich reakcji wyeliminować to należy ich nie prowokować. To już zależy od Waszej woli, bo nikt nie każe Wam się całować czy tak przytulać, żeby podniecenie miało miejsce. Tak jest ze wszystkim - jeśli wiemy, że coś pwooduje jakąś reakcję, to żeby reakcji uniknąć unikamy bodźca. Rozumiemy się?
Dlatego jeśli czujesz, że na pocałunki za wcześnie, jeśli źle się z tym czujesz, jeśli chcesz jeszcze lepiej go poznać, bo nie podjęłaś jeszcze decyzji to powiedz o tym chłopakowi: że to dla Ciebie jeszce za dużo, że nie jesteś na to gotowa. Ale nie zwalaj winy na to, że "nie powinnaś czuć pobudzenia seksualnego". Bo nie o czucie chodzi tylko o postawę. Twój chłopak na pewno to zrozumie i nie będzie dążył na siłę do czegoś co Ci nie odpowiada. W związku musi być szczerość. Nie można robić czegoś wbrew sobie.
Moja Droga! Spokojnie!. Nie dzieje się nic złego. Po prostu wchodzisz w relację z płcią przeciwną i Twój organizm się budzi, to normalne. Musisz się z tym liczyć i tak ukierunkować związek, żeby właśnie swoich zasad nie stracić, żeby nie ulegać jeśli coś stoi w sprzeczności z nimi. To się da zrobić. Tylko potrzeba ustalenia zasad, przemyślenie czego oczekuję od tej relacji i jaki jest mój stosunek do chłopaka. Do tego trzeba wielu rozmów, wielu spotkań. Dlatego poznawajcie się: na zasadzie rozmowy o wszystkich aspektach życia, o Was samych, o swoich rodzianch, poglądach, zainteresowaniach. Nie spędzajcie randek na pocałunkach tylko na poznawaniu dusz. Wtedy będzie to owocne. A jeśli jeszcze masz wątpliwości to polecam Ci mój artykuł o czystości. [zobacz] Z Bogiem!

  Agata, 16 lat
1712
25.05.2007  
Mam problem i mam nadzieje, ze jakos uda mi się go jasno przedstawic. Otóż mam dopiero 16 lat. Moi Rodzice od początku starali się wychowac mnie na osobę mądrą i religijna. Wiem, że to dzięki Nim ja marzę teraz o tym jednym, jedynym chłopcu, podczas gdy inne koleżanki są niepoważne i zmieniają chłopaków jak przysłowiowe „rękawiczki”. Przyznam, że jestem zakochana. W chłopcu bardzo religijnym, dojrzałym... chciałabym, o ile Bóg pozwoli, dzielić z nim moje całe życie. Nie jestem jeszcze z tym chłopcem, ale ciągle się bliżej poznajemy... z jednej strony cieszyłabym się, gdyby coś z tego wyszło... z drugiej zaś... obawiam się moich rodziców. Mówią Oni wciąż, że na chłopaków będę miała czas za kilka lat, że bycie w tym wieku z chłopakiem świadczy o moim nierozsądku... rozumiem doskonale: boją się o mnie i chcą zapewnić mi bezpieczną, mądrą przyszłość. W końcu jakiś nieprzemyślany krok może mnie dużo kosztować... Ja to wszystko rozumiem. Czasami myślę, że gdy już będę z tym chłopcem, to Oni to zaakceptują. Może po prostu boją się, że moim wybrankiem będzie ktoś nieodpowiedzialny, a ja „stracę dla niego głowę”. Ale po wszystkich rozmowach z rodzicami na ten temat dochodzę do wniosku, że powinnam sobie dac spokój. Kiedy myśle o mojej przyszlosci i np. o możliwosci związania się z tym chłopcem, często odsuwam tę myśl z lękiem, że nic się nie uda, ze moi rodzice na pewno będą przeciwni, wiec lepiej „zapomniec”, „odkochac się”. Proszę mi tylko poradzić, jak mogę pokazać Rodzicom, że mogą mi zaufać? Jak pokazać, ze „mam poukładane w głowie” ? Bo czasami uważam, ze to ja zaprzepaszczam te okazje do pokazania się Im z tej dobrej strony.

* * * * *

Po pierwsze: co na to ten chłopak? Odwzajemnia uczucie czy o nim nie wie? Bo piszesz, że jeszcze nie jesteście razem.
Po drugie: jak najbardziej możesz pokazywać rodzicom, że mogą Ci ufać właśnie poprzez to, że się uczysz, że pomagasz w domu, że nic nie cierpi w związku z tą znajomością. To najlepszy dowód. Poza tym nie ukrywać przed rodzicami faktu, że on Ci się podoba, zaprosić go do domu, żeby rodzice mogli go poznać. Wtedy nie będą snuli domysłów i nie będą się tak niepokoić. Po prostu przedstaw go jako kolegę.
Oni chcą dla Ciebie dobrze, o czym wiesz.
Myślę, że wspaniałym dowodem na to, że jesteś dojrzała i że można Ci ufać jest to, że będziesz w mądrej relacji z tym chłopakeim, tzn, że będziecie się poznawać, będziecie wiele rozmawiać. Nie nazywajcie się od razu chłopakiem i dziewczyną, nie pokazujcie światu jak jesteście zakochani. Budujcie właściwe postawy związku zaczynając od przyjaźni. Bo przyjaźń jest bardzo ważna w związku, bez niej nie może być prawidłowych relacji. Skupcie się po prostu na dobrym poznaniu siebie nawzajem. Polecam Ci artykuł o miłości: miłość i tą modlitwę: [zobacz]
Z Bogiem!

  Magda, 19 lat
1711
25.05.2007  
(1691) witam , tak on zerwal z nia kontakt od razu i kompletnie nic ich nie lączy bo go denerwuje jej obecnosc. jesli chodzi o przeprosiny to nie bylo czegos takiego ale w sumie mogl pomyslec ze w koncu mial prawo miec kogos skoro nie bylismy razem... a mi sie wydaje ze on zaluje kiedys mowil ze dobrze ze sie opamietal ale oprocz tego to nie gadamy o niej. Czasami mam chęć mu powiedziec o wszystkim co wiem i o wszystkim co przezylam bo on chyba mysli ze mi ta sytuacja byla obojetna i ze ja nic nie wiem. A ta dziewczyna dbala zebym wiedziala duzo chocby dlatego ze opowiadala moim kolezankom ze szczegolami co oni wyprawiaja...i naprawde wiem duzo ale np nie wiem czemu sie rozstali co tez m,nie zastanawialo ale pani kiedys powiedziala ze w takiej sytuacji trzeba zapomniec i nic nie wypominac i probuje tego nie robic jednak boje sie ze kiedys moge nie wytrzymac i ze wykrzycze mu to wszystko. Kurcze ja nie wiedzialam ze to bedzie takie trudne bo naprawde dobrze nam sie wszystko uklada, ona jak narazie jest za granica co uwazam za prezent Boga bo gdyby tu byla to bym chyba tego nie zniosla. ale w koncu kiedys musze o tym zapomniec a nie moge.

* * * * *

Masz rację: to, że ona jest za granicą to dla Ciebie taki prezent. To Ci ułatwia sprawę nie myślenia o niej, bardzo dobrze. Co do rozmowy z chłopakiem. Tak, pisałam, że trzeba zapomnieć i nie wypominać, ale najpierw trzeba sprawę załatwić poprzez rozmowę. To nie ma być tak, że ktoś zdradza czy ma miejsce taka sytuacja jak między Wami, Ty się dowiadujesz o tym no ale nie wypominasz a negatywne emocje i uraz w Tobie rosną. Nie o to mi chodziło. Uważam, że owszem, należy porozmawiać o tym co się wydarzyło a jeśli ta druga osoba przeprosi i żałuje to wtedy przebaczyć i nie wracać do tematu. Widzisz różnicę? Nie chodzi o to, by zgadzać się na wszystko i cierpliwie wszystko znosić "w imię miłości" i cierpieć tylko o to, by potrafić wybaczyć gdy ktoś nas o wybaczenie prosi, żałuje i chce zacząć na nowo.
Ja się nie dziwię, że te emocje w Tobie szukają ujścia. I zgadzam się, że możesz kiedyś nie wytrzymać napięcia i wybuchnąć - nawet w momencie najbardziej nieodpowiednim kiedy będziesz tego żałować. Dlatego ja bym jednak nie ukrywała, że wiem, że nie jest mi z tym dobrze. Jeśli wieści, które do Ciebie dotarły są przesadzone to on będzie miał okazję się wytłumaczyć. Ja się dziwię, że on sam Cię nie przeprosił, może myśli, że o niczym nie wiesz? No ale to nie załatwia sprawy, bo to też kwestia uczciwości.
Rozumiem, że może nie chciec o tym rozmawiać, ale Ty jesteś jego dziewczyną i nawet jeśli nią w tamtym momencie nie byłaś to masz prawo znać jego przeszłość od tej strony. No masz prawo i już, bo w zależności od tego podejmiesz decyzję czy chesz z nim być czy nie, czy jesteś w stanie udźwignąć jego przeszłość i doświadczenia czy nie. A zatem nie jest to wcale jego prywatna sprawa.
Moim zdaniem zatem masz prawo do rozmowy i wyjaśnień. Naturalnie trzeba ją przeprowadzić na spokojnie, nie oskarżać, pozwolić przedstwić swoją wersje i się wytłumaczyć. Powiedz o swoich uczuciach, o swoim żalu, o tym jak się czujesz. Jeśli Cię zrozumie i przeprosi, zobaczy, że robił źle - wtedy możesz przebaczyć i zapomnieć. Z Bogiem!

  HAlina, 21 lat
1710
25.05.2007  
Wiem, ze pytanie które chce zadać były już zadane, ale chciała bym poprosić o indywidualna odp. Jestem z chłopakiem od 3 lat, poznaliśmy sie przez smsy i do pewnego mometu było ok ale szybko sie okazało ze po mniędzy nami jest 11 lat róznicy tzn ja mam 21 a on 32 lata. Zaczynam się zastanawiać nad związkiem małżeńskim z nim ale jest kolejny problem ponieważ on nie chodzi do kościoła, ksiądz mu kiedyś odmówił sakramentu bierzmowania w dodatku nie dawno zginął jego kuzyn któryzmarł krótko po swoich święceniach takze : mój: wybranek o kościele nie chce słyszeć w dodatku powiedział ze nie chrzci dziecii bo one maja sobie same wybrać wiarę, dla mnie jednak jest to trudne do zaakceptowania. Pokazuję m u dobre rzeczy związane z kościołem codziennie sie modle o jego nawrócenie- wiem ze jak był młodszy bardzo cześto chodził do kośioła. Stąd moje pyt bo nie wiem co robić czy wiazać się z nim na stałe, wiem ze jak pojawia się dzieci to spadnie namnie obowiązek ich katolicjkiego wychowania, ale jak to jest możliwe, jezeli dzieci nie będa widzialy przykładu ze trzeba chpodzić do kościoła i zamiast tego będą wybierały coniedzielne zakupy z tatą?

* * * * *

I ja mam Ci odpowiedzieć na pytanie czy się wiązać z tym człowiekiem? To ma być ta indywidualna odpowiedź? Przepraszam, ale chyba mnie przeceniasz: ja nie podejmuję za nikogo decyzji. Jak sama słusznie zauważyłaś odpowiedzi na postawione przez Ciebie pytania zostały już udzielone. A to co Tobie jest potrzebne to nie powiedzenie wprost: tak, wyjdź za niego lub nie wychodź (swoją drogą ciekawe czy byś skorzystała z takiej rady) tylko przemyślenie tego co już jest napisane w kontekście swojej sytuacji. Przecież ja nie mogę wybrać za Ciebie. Powiem tylko tyle: to, że ktoś ginie w wypadku czy to, że ksiądz odmówił udzielenie Bierzmowania (a z jakiegoś powodu musiał odmówić, na pewno nie był to jego kaprys tylko widział pewnie niedojrzałość u chłopaka, a Bierzmowanie jest sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej) nie jest powodem obrażenia się na Boga. No tak logicznie: Bóg mu odmówił Bierzmowania? No chyba nie. A zatem skoro teraz czuje się gotowy na jego przyjęcie to idzie do innej parafii, przedstawia sprawę i za kilka tygodni przystępuje do sakramentu. To jest dojrzała postawa i zaradność, a nie fochy. Ponadto: jak nam nauczyciel jedynkę postawi albo nakrzyczy to rzucamy szkołę i mamy gdzieś wykształcenie? No chyba nie. Albo bierzemy się do nauki albo zmieniamy szkołę. Bo nie uczymy się dla nauczyciela tylko dla siebie. Tak samo nie wierzymy dla księdza i nie dla księdza chodzimy do kościoła tylko dla siebie. Tak, dla siebie, bo Bogu nasza wiara nie jest potrzebna. Bóg nie jest bóstwem, któremu trzeba składać ofiary z paciorka i pójścia do kościoła. To nam jest potrzebna wiara jako drogowskaz w tym życiu i gwarancja zbawienia. A ja widzę u Twojego chłopaka typowe zacietrzewieniew rodzaju: na złość mamaie odmrożę sobie uszy, na złość księdzu nie ochrzczę dzieci. To niech nie chrzci, księdzu na złość zrobi? Raczej dzieciom pozbawiając ich łaski od małego. Jeśli Ty to wszystko widzisz to po prostu musisz się zastanowić czy chcesz być z takim człowiekiem. Czy będziesz potrafiła? Czy Bóg jest dla Ciebie ważny? To bardzo ważne kwestie bo małżeństwo jest na całe życie. Zapytam jak funkcjonowaliście przez te 3 lata? Ty chodziłaś do kościola, on nie i Tobie to nie przeszkadzało? A jak kwestia czystości przedmałżeńskiej? Jak inne rzeczy? Wiara wpływa na naszą codzienność bo kształtuje światopogląd. Nie mieliście do tej pory problemów?
Jeśli masz chaos w głowie to poradzę Wam jeszcze jedno (może najważniejsze). Wybierzcie się na "Wieczory dla zakochanych". To taki kurs, na którym w trakcie indywidualnych rozmów ze sobą ustalicie wszystkie kwestie. A jeślibyście się zdecydowali na małżeństwo to będziecie mieli przy okazji zaliczony kurs. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl www.malzenstwo.pl, sulejowek.marianie.pl/rekol-narzecz.html
Sam wiek nie musi być problemem, pisałam o tym w odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916, 1253. Natomiast polecam także artykuły o [zobacz], [zobacz. Najważniejsza jest dojrzałość i umiejętność dogadania się, wypracowania kompromisu i wspólna wizja przyszłości. Ale to wszystko trzeba omówić przed ślubem. W małżeństwo trzeba wejść ukształtwoanym i pewnym: siebie i drugiego człowieka. Nie można zostawiać kwestii otwartych czy nierozwiązanych problemów. Bo nic się nie ułoży samo. Najwyżej się zepsuje, a nie naprawi. Życzę Ci dużo siły, mądrości i właściwej decyzji. Módl się o nią. Z Bogiem!

  A, 26 lat
1709
25.05.2007  
Proszę Panią o radę, bo nie wiem jak poradzić sobie z pewnym problemem. Jakiś czas temu zrodziła się między mną a moim kolegą (nie była to przyjażń , raczej znajomość i siłą rzeczy nie znaliśmy się dobrze wcześniej) sympatia i uczucie. Poznając się zaobserwowałam w nim, o części w rozmowie sam wspominał, kompleksy. Charakteryzowała go dość mała wiara w siebie, patrzył na siebie oczami innych i w nich szukał potwierdzenia własnej osoby, także w moich oczach szukał takiego potwierdzenia...przynajmniej tak mi się wydaje...Niestety nie należę do osób, które potrafią mówić dużo pozytywnych słów i okazywac komuś podziw przede wszystkim na początku znajomości, zwłaszcza, że sama jako kobieta oczekiwałam uwielbienia :) i komplementów. Cały czas musiałam do niego wychodzić, miałam czasem wrazenie, że boi się zaproponować spotkanie, bo tak boi się odrzucenia. Często tez przyjmował postawę wycofania się lub obronną, a gdy starałam się coś z niego "wyciągnąć" z uporem milczał. Było to trudne budowanie relacji. Cały czas zastanawiałam się co robię nie tak, co zrobić by to zmienic. Ostatecznie miałam wrażenie, że to ja jestem mężczyzną w tym co nas łączyło, to ja przejmowałam inicjatywę, to ja wychodziłam do niego. Aż w końcu miałam tego dość, chciałam sie poczuc kobietą o którą dba jej mężczyzna i postanowiłam się wycofać..i sie wycofałam z nadzieją w duchu, że to obudzi w nim mężczyznę i zacznie mnie "gonić"..niestety tak się nie stało..był długi miesiąc milczenia, aż przypadkiem spotkaliśmy sie na ulicy..wysłał miłego Smsa ja odpowiedziałam..potem kolejny miesiąc milczenia i znowu przypadkowe spotkanie..znowu Sms budzący nadzieje..a we mnie tylko złość że musiałam tyle czasu na te Smsy czekac i odpisałam mu że pogubiłam sie w tym wszystkim, że o co mu chodzi, że nie wiem jak to wszystko interpretować...pozostawił to bez odpowiedzi i kolejny miesiąc milczenia...i znowu gdzies po miesiacu spotkaliśmy się przypadkiem tym razem nic nie napisał..ja napisałam, odpisał grzecznie..zadzwoniłam, porozmawialismy grzecznie, wysłal pare miłych Smsów..i znowu milczenie..i co ja mam robić???? Najgorsze jest to ,że ja go najzwyczajniej w swiecie pokochałam. Myślałam, że to zauroczenie przejdzie jak sie wycofam i okazało się, że to chyba nie było tylko zauroczenie. Tęsknię za nim, brakuje mi go, martwię się i złości mnie to, że nie jest przebojowym silnym facetem, a raczej typem zakompleksionego wrazliwca i że przez to nigdy nie bedzie szczesliwy. Załuję ze sie wycofalam, ze moze nie byłam inna, że nie byłam bardziej wrażliwa, bo ja rzeczywiście mam dużo męskich cech w charakterze. Czy mam coś zrobić, co zrobic, dać spokój, zapomniec i szukać silnego faceta, bo taki tez mi jest potrzebny, bo czasem jestem tylko słabiutką kobietą??? Proszę o pomoc..

* * * * *

Nie miej do siebie pretensji. Nie możesz sobie wyrzucać, że nie byłaś mężczyzną w tym związku, bo to po prostu sprzeczne z Twoją naturą. Świetnie zresztą wyczuwasz problem.
A zatem po pierwsze: przeczytaj te artykuły: [zobacz], [zobacz i przemyśl. Zapewne będziesz mogła po ich lekturze zdefiniować czego oczekujesz, czego Ci brakuje. Potem poczytaj odp. nr 1689 o tym, jak zmotywować takiego mężczyznę do działania. Jeżeli Ci na nim zależy, jeżeli go kochasz to próbuj nawiązywac z nim kontakt i próbuj wcielać w życie to wszystko co pisałam w polecanej odpowiedzi i artykułach. Jestem przekonana, że on ma dobrą wolę, tylko ma faktycznie wiele kompleksów, co do których pochodzenia nie ma pojęcia i myśli, że nie jest Ciebie wart, że Ty go nie zechcesz itp. Swoim wycofaniem utwierdziłaś go w tych przekonaniach. Ja nie twierdzę, że Ty źle zrobiłaś wycofując się! - ja tylko mówię, że dla niego, w jego myśleniu to jest potwierdzenie jego braku wartości - żebyśmy się zrozumiały. Ale absolutnie nie możesz mieć do siebie pretensji o to, Ty przecież nie jesteś temu winna! Widzisz, nie chodzi w związku o to, by być z kimś na siłę i by poświęcać siebie. Nie chodzi o to, że Ty masz za wszelką cenę utrzymywać ten związek biorąc na siebie wszystko, bo prędzej czy później skończy się to tak jak skończyło - frustracją, zmęczeniem i złością. Ty jesteś kobietą i masz nią pozostać, a on ma być mężczyzną. Przeczytaj i jeśli tylko będziesz miała okazję daj chłopakowi do przeczytania "Dzikie serce", o którym pisałam. Znakomicie wyjaśnia przyczyny takiego zachowania chłopaka.
Zrób tyle ile możesz i ile jesteś w stanie znieść. Jeśli będzie Cię to przetrastało - chroń siebie. Ja nie wykluczam, że on może wziąć się porzadnie za siebie i przejść metamorfozę. Znam takie przypadki. Tylko do tego potrzebne jest uświadomienie pewnych mechanizmów, przejrzenie na oczy i praca nad sobą. Oraz Twoja delikatna pomoc. Z naciskiem na słowo "delikatna" i "pomoc" a nie życie za niego. Bo w związku samemu też trzeba być szczęśliwym a nie tylko być szczęściem dla kogoś.
Moja Droga! Poczytaj, pomyśl, porozmawiaj z nim, zobacz jak się zachowuje.
Pomalutku być może uda Wam się budować związek - czego Wam życzę. Tylko nie rób tego swoim kosztem i wymagaj - na początku mało, potem więcej. Musisz mieć mężczyznę, by ten związek zaistniał, inaczej będziesz się męczyć. Ale próbuj, szanse są. Módl się o to. Z Bogiem!

  Kasia, 19 lat
1708
25.05.2007  
Mojego chłopaka poznałam dzięki Kościołowi, oazie... to był cud, że go poznałam;) To mi najpierw się spodobał. Zaczęliśmy się spotykać, wyznał mi Miłość. Żyliśmy w czystości, nierz upadaliśmy... ale do tego "pierwszego razu" (zaróno dla mnie jak i dla niego) nie doszło, bo obydwoje pragnęliśmy żyć przy Bogu dla naszego dobra. Mieliśmy z dnia na dzień lepszy kontakt. Potrafiliśmy się przy sobie wygłupiać, razem spędzać całe dnie... obydwoje dążyliśmy do tego, b mieć dobry kontakt z rodzicami drugiej strony. I tak było... Kiedy on zaczął studia, nasz związek się umocnił. Widzieliśmy się 2 dni na dwa tygodnie. A święta spędzaliśmy razem, z naszymi rodzinami. Po 1,5 roku, wyjechał za granicę:( Miało być tylko na dwa miesiące... rozumiałam go, bo miał ciężką sytuację rodzinną. Oszukano go i postanowił zostać dłużej, bo wróciłby stratny, Zadzwonił do mnie i płacząc prosił bym mu wybaczyła i poczekała... nwet się nie zastanawiałam - czekałam ucząc się do matury;) Nawet czekanie na siebie było dla nas cudowne. Na odległość czułam jego troskę. Dzwonił, pisał... w wigilię stanął w drzwiach z kwiatami i pierścionkiem, byłam szczęśliwa! Po miesiącu wrócił specjalnie na moją studniówkę, bo nie chciał abym szła z kimś innym. Było cudownie... wrócił tam i obiecał mi, że wraca w czerwcu i będziemy razem studiować i mu nie ucieknę. Wszyscy nas podziwiali... wierzyłam, że ta rozłąka zaowocuje.P miesiącu stał się dziwny... zadzwonił, powiedział, że nie jest mnie wart... w sumie to... zerwaliśmy:( płakałam, ale w końcu zamilkłam i zaufałam Bogu. niecały miesiąc temu wrócił do Polski na kilka dni. Spotkaliśmy się. Powiedział, że dalej wiele do mnie czuje, ale pogubił się tam i zaczął myśleć o innej dziewczynie, bo ona tam była, a mnie nie:( Nie zdradził mnie fizycznie... teraz mówi, że ona była pomyłką, ale mi daje wolną rękę... bo zostaje i na te wakacje za granicą, a wraca w sierpniu. Powiedział, że myśli o mnie, ogląda zdjęcia... ale nie wie, jak to będzie. Rozmawiamy ze sobą... martwię się o niego. On wie, że go kocham i że mu już wybaczyłam... głeboko w sercu wierzę, że gdy wróci do Polski to odbufujemy ten związek. Gdy się widzieliśmy to mówił, że chciałby mnie pocałować, ale nie chce tak znowu na odległość i nie wie co z nami będzie... ale teraz mam żyć własnym życiem. Czy jest dla nas szansa? Tak bardzo go kocham... jestem szczęsliwa nawet teraz, tylko dzięki Bogu... ale mam gdzieś nadzieję, że Bóg po prostu poddaje nas próbie, abyśmy zrozumieli jak wiele doa siebie znaczymy.

* * * * *

Rozumiem, że sprawa z tamtą dziewczyną jest już nieaktualna, tak? Jeśli tak to owszem, macie szansę jak najbardziej odbudować związek. Jesteście młodzi i czasem tak bywa, że człowiek błądzi a potem to widzi, wraca i naprawia co zepsuł. Z pewnością na to wydarzenie miała wpływ odległość to znaczy brak kontaktu z Tobą. To zawsze jest niesprzyjające dla związku.
Jeśli jednak on naprawdę uporał się z tamtym zauroczeniem (a tak to kwalifikuję, bo nie sądzę, by po poważnej deklaracji miłości i ofiarowaniu dziewczynie pierścionka (rozumiem, że się zaręczyliście?) można było ot, tak sobie przestać kochać. Rozumiem, że nie widząc Ciebie miał kontakt z jakąś dziewczyną i się zakochał, po czym zauroczenie minęło).
Rozumiem naturalnie Twój ból i nieufność, bo jeśli będziesz chciała nadal z nim być to to zaufanie trzeba odbudować.
Musisz uwierzyć, a w zasadzie zawierzyć mu. No i bardzo ważna jest tu jego postawa. Jeśli szczerze tego żałuje, przeprasza i chce nadal o Ciebie walczyć to macie szansę. Tylko uwaga! to nie Ty masz walczyć o Wasz związek tylko on musi odbudować to co zniszczył i on ma walczyć o Twoje zaufanie. Trochę niepokoi mnie tylko to jego "musisz żyć własnym życiem" - tak jakby zostawiał sobie furtkę, jakby nie wiedział czy chce z Tobą być. Moim zdaniem on powinien być bardziej zdecydowany i nie pozwolić Ci tak po prostu odejść. On nie może przerzucać odpowiedzialności i losów związku na Ciebie. To nie może być tak, że do Ciebie ruch należy, że Ty masz zadecydwoać czy będziecie razem. To on coś zepsuł, on musi naprawić i on musi się w tej mierze wypowiedzieć.
Ty musisz wszystko sobie przemyśleć. Jeśli on do tej pory Ci odpowiadał, jeśli się rozumieliście i miałaś do niego zaufanie, jeśli był odpowiedzialny i czuliście, że to miłość a nie tylko zakochanie (a o różnicy pisałam w tym artykule: [zobacz]) to możesz "zaryzykować".
Myślę, że powinnaś poczekać na jego powrót, a potem poważnie z nim porozmawiać i zażądać deklaracji z jego strony, jasnego określenia się. Z Bogiem!

  Baśka, 23 lat
1707
23.05.2007  
Witam!!! Nie wiem jak mam zacząć, ale najlepiej chyba od początku. Mam na imię Gośka do dzisiaj zastanawiam się dlaczego tak w życiu jest, że zakochujemy się w niewłasciwych osobach. Mam już 23 lata i jeszcze nie miałam chłopaka a byłam zauroczona już nie jeden raz . Półtora roku temu poznałam na gadu gadu chłopaka Marcina mieszka daleko odemnie prawie 600 kilometrów widzieliśmy się już kilkanaście razy, ja bardzo tęsknie za rozmowami z nim i przebyciami a on chyba zabardzo nie. Dlaczego tak w życiu bywa, że zakochujemy się w osobach które niechcą być z nami, a dlaczego zaś inni zakochują w nas a my zaś z nimi niechcemy być. Wszystkie prawie dziewczyny w moim wieku mają albo męża i dzieci albo chłopaka a ja nie dlaczego??? Wiem że nie jestem za ładna ale chciałabym już mieć chłopaka i chciałabym z kimś dzielić już moje życie niechce być sama. Czasami chciałabym już mieć własne dziecko męża czy to jest dziwne?? Boję się że zostane sama, a tak naprawde to tego niechce. Przepraszam że zawracam głowe ale chciałam się do kogoś wygadać . Poprostu czasami zazdroszcze tym osobą co maja siebie nawzajem bo sama bym chciała mieć tą drugą połówkę. Pozdrawiam!!!

* * * * *

Czemu jak Gośka to podpisujesz się Baśka;)? Ale mniejsza o to.
Twoje pragnienia i obawy nie są ani dziwne ani nienormalne. Dziwiłabym się gdybyś ich nie miała. Też je miałam w Twoim wieku, też się zastanawiałam i tęskniłam. I nie tylko ja ale miliardy osób w historii świata. Bo to jest część ludzkiej natury.
Natomiast dlaczego do tej pory nie miałaś chłopaka to nie wiem. Ja też wyszłam za mąż jak miałam prawie 30 lat i nie mam pojęcia dlaczego tak długo musiałam czekać. Rozumiem Cię doskonale, bo też ten okres oczekiwania wydawał mi się katastrofą. Pół biedy bowiem gdybyśmy wiedzieli, że na pewno się doczekamy, no to by się człowiek czymś zajął konkretnym i przetrwał. Ale najgorsza jest niepewność. Widzisz, ja mam różne koncepcje na temat dlaczego tak się dzieje, po prostu próbuję to zrozumieć i odpowiedzieć Tobie, sobie i innym na takie pytania. Może tak być, że ktoś kto w przyszłości zostanie Twoim mężem jeszcze do związku nie jest dojrzały. Może Ty jeszcze masz coś do zrobienia dla innych zanim założysz swoją rodzinę? Może są jakieś inne bardzo ważne okoliczności. Może gdybyście się teraz spotkali to byście się rozstali bo byłyby nieporozumienia wyniakające z innej wizji świata, która za kilka lat Wam się zmieni? Możliwych przyczyn jest bardzo wiele i tak naprawdę odpowiedź na nasze wątpliwości poznamy po śmierci. Wtedy to wszystko będzie dla nas tak jasne i oczywiste, że aż się zdziwimy, że nie wiedzieliśmy tego wcześniej. Na razie jednak Ty pragniesz. I to jest naturalne. Co mogę Ci poradzić? Może poczytaj odp. nr 817 o tym jak przygotować się do miłości. I módl się, by Bóg dał Ci dobrego chłopaka, módl się już za niego. W intencji jego dobra. To wcale nie jest głupie. To bardzo piękne gdy jeszcze nie znając kogoś modlimy się w jego intencji. Dlaczego zaś zakochujemy się w niewłaściwych osobach? Widzisz jest tak gdyż…mamy wolną wolę. Szeroko pisałam o tym w odp. nr: 58, 86, 896. Nie ma bowiem przeznaczenia i możemy decydować czy chcemy być z osobą, która się w nas zakochała czy nie. My też możemy kogoś pokochać czy nie, nawet gdy on nie chce z nami być.
Na pewno jednak trzeba modlić się i wierzyć, a ten czas wypełnić czymś pożytecznym, czymś na co być może nie będziemy mieli później czasu lub czymś co będzie nam w związku przydatne. No i polecam książki o miłości, o których piszemy w tym dziale. Z Bogiem!

  Heniek, 24 lat
1706
23.05.2007  
Spotkałem dziewczynę, którą cały czas noszę w sercu. Jest to miłość prawdziwa wg waszych kryteriów. Nie jest to jakieś zauroczenie czy coś takiego. Miłość ta rodzi się jakby z buntu jakiegoś wewnętrznego (polecam "Przed sklepem jubilera" Wojtyły), jednocześnie jej nie chcę (tej kobiety) ale zarazem jest ona ciągle we mnie, nie mogę jej stamtąd usunąć. Jak spotykam jakieś dziewczyny to one "przegrywają" z tamtą, bledną itp. A ona jest i jest. Wojtyła pisze w ww. dziele, że nie ma sensu uciekanie przed czymś takim, że za tym stoi Bóg. Czy to nie przezczy Pani odpowiedziom , ze Bóg jednak daje tą drugą osobę i nie ma od tego odwrotu ?, bo ja tak właśnie czuję. Ciekawe czy Pani czytała "Przed sklepem...". Proszę o odpowiedź(dzi) na te sprawy. Pozdrawiam.

* * * * *

No dobrze, ale czy Ty się z tą dziewczyną spotykasz? Czy kochasz ją realnie czy tylko wyobrażenia o niej? Bo jeśli jesteście parą to chyba nie ma problemu?
Natomiast jeśli to miłość niespełniona, jednostronna a ona o tym nie wie lub nie chce z Tobą być to wygląda całkiem inaczej. To oznacza, że nosisz w sobie jej wizerunek, taki cudowny, wypielęgnowany i "dorabisz" sobie ideologię do tej miłości. Idealizujesz dziewczynę coraz bardziej, wyobrażasz sobie różne sytaucje i jej reakcje. Co może się to mieć nijak do rzeczywistości.
Miłość musi być realna. Miłość jest prawdziwa wtedy kiedy drugą osobę pozna się dobrze i wie się jaka ona jest. Aby poznać trzeba z tą osobą być, trzeba się z nią regularnie spotykać, dużo rozmawiać i widzieć w różnych codziennych okolicznościach. Inaczej nie będzie prawdziwa tylko wyidealizowana.
Co do tego twierdzenia, że Bóg daje drugą osobę i nie ma odwrotu - rozumiem, że to Twoje słowa, no bo ja czegoś takiego nie powiedziałam.
Ja uważam, że owszem, Bóg daje możliwości poznania tej drugiej osoby. Natomiast my możemy chcieć z nią być lub nie. Wiele osób przecież w życiu spotkaliśmy i nie wszystkie nam się spodobały - jak sam piszesz: inne dziewczyny przegrywały z tą. Je też przecież poznałeś (dzięki Bogu, który dał Ci je poznać), ale Ty nie chciałeś z nimi być. No i jak już poznajemy to właśnie wybieramy, podejmujemy decyzje. Bóg nas do niczego nie zmusza. Nigdy i do niczego, inaczej nie dałby nam wolnej woli.
Natomiast nawet wtedy gdy się zakochujemy (lub nawet kochamy) to też nie ma takiej siły byśmy musieli być z tą osobą lub ona z nami, prawda?
Ty kochasz, bo chcesz kochać. Pielęgnujesz uczucia, myślisz o niej i chcesz z nią być. To jest CHCENIE. Ale Bóg nie zaprogramował dla Ciebie tylko tej drogi i żadnej innej. No bo jeśli ta dziewczyna nie chce z Tobą być, a Ty nie mógłbyś już nigdy nikogo innego pokochać to byłbyś bardzo nieszczęśliwy i niespełniony. I dopiero by się pretensje do Boga zaczęły.
Jeśli zaś Wasze losy się splotą to dlatego, że oboje będziecie tego chcieli.
Naturalnie, Twoje upodobanie do niej to jest impuls od Boga. Ale impuls, a nie rozkaz, nie przeznaczenie. Rozumiesz różnicę? Bóg w ten sposób działa, "w lekkim powiewie": daje możliwości, daje znaki, czasem bardziej wyraźne czasem mniej ale NIE ZMUSZA. Jesteś przecież wolny i zrobisz co zechcesz. I nawet uczucie nie jest w stanie Cię zniewolić. Bo jeśli zechcesz uwolnisz się prędzej czy poźniej od niego, a jeśli nie zechcesz to będziesz je pielęgnował. A jeśli podejmujesz decyzję to Ty ją podejmujesz a nie jesteś zdeterminowany.
Rozwiałam Twoje wątpliwości? Więcej na ten temat możesz przeczytać też w odp. nr: 58, 86, 896. Z Bogiem!

  Daria, 22 lat
1705
23.05.2007  
Czy mam prawo spotykać się z chłopakiem pomimo,że nie odwzajemniam jego uczuć? Lubię spędzać z nim czas, rozmawiac,ale nie mogę jeszcze stwierdzić, czy z mojej strony to tylko przyjaźń, czy coś więcej, podczas gdy on daje mi do zrozumienia, że chciałby, żębyśmy byli sobie bliżsi, a nawet czasami wydaje mi się, że jest pewny, że tak kiedys będzie... Ja natomiast nie mogę mu zagwarantować, że tak się kiedys stanie (ale też tego nie wykluczam- znamy się dopiero kilka tygodni). Skomplikowane to, tak naprawdę to nie wiem, co czuję. Nie chcę go stracić,ale też zależy mi, żeby go nie zranić...Co powinnam zrobić- odsunąć się trochę, żeby nie zakochał się we mnie bardziej, czy zgadzać się na spotkania tak jak do tej pory i czekać, co będzie dalej? Czy jestem odpowiedzialna za uczucia, które wzbudzam u innych? Pozdrawiam:)

* * * * *

To, że jeszcze nie wiesz co do niego czujesz i czy chcesz z nim być to normalne. Trzeba bowiem się poznać, żeby ocenić. O tym pisałam w tym artykule: [zobacz] Ja myślę, że należy postawić sprawę jasno: tak jak tutaj napisałaś: że go lubisz, cenisz, ale nie potrafisz jeszcze podjąć decyzji i chcesz, byście się lepiej poznali. To nie będzie nieuczciwe. Poproś go także o więcej czasu, gdyż nie jesteście na tym samym etapie zaangażowania, o tym pisałam w odp. nr 15 i 906. On może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, może myśleć, że powinniście razem czuć to samo, a jeśli jedno z Was nie czuje to znaczy, że nic z tego nie będzie. A to tak nie jest. Jeśli mu na Tobie zależy powinien to zrozumiec i poczekać. A Ty nie powinnaś się stresować i wypatrywać u siebie objawów zakochania, bo to nie o to chodzi. Tak jak pisałam w polecanym Ci artykule: poznajcie się. Jeśli z czasem będziesz odkrywała więcej podobieństw niż różnic, jeśli chętnie będziesz przebywała w jego towarzystwie, jeśli zacznie Ci go brakować to będzie bardzo dobry znak. Tylko w ten sposób możesz się przekonać czy uda Wam się stworzyć związek. A zatem spotkania tak, ale na razie bardziej koleżeńskie. Wtedy Ty będziesz mogła dawać mu znaki, że jesteś już gotowa na więcej. Powodzenia!

  Monika, 34 lat
1704
23.05.2007  
Witam. Miałam bardzo udane małżeństwo, wielka jeszcze szkolna miłość, ślub, potem piękne 10 lat. Byliśmy jak dwie połówki jabłka, które nie mogły bez siebie żyć. Borykaliśmy się z różnymi problemami, czasami było nam ciężko, ale zawsze rozmawialiśmy, podtrzymywaliśmy się i przechodziliśmy przez to razem. Tak naprawdę nie było przez te lata w naszym małżeństwie poważnych kryzysów. Ponad rok temu mąż znalazł nową pracę, na początku wszystko było ok, po jakimś czasie zaczął dłużej pracować, potem wyjeżdżać służbowo. Zauważyłam że zaczął się zmieniać, przestał się interesować domem, zrobił się bardzo skryty, przestał opowiadać o swojej pracy. Próbowałam rozmawiać, czułam że coś się dzieje, ale mąż mnie zbywał. Zawsze mieliśmy do siebie zaufanie, więc wierzyłam w to co mówił, ale kiedy przestał się zupełnie interesować wszystkim co związane z nami, naszym życiem zaczęłam wątpić w to co mówił. Gdy pierwszy raz przyłapałam Go na kłamstwie, gdy pierwszy raz zobaczyłam go z kobietą - a miał być wtedy w delegacji - myślałam że szczera rozmowa nam pomoże. Widziałam że coś jest nie tak, nie wyjeżdża się służbowe co weekend. Kilka razy próbowałam porozmawiać, ale nie chciał. Tak jakbym przestała istnieć ja i nasze małżeństwo. Od znajomych przez przypadek dowiedziałam się że mąż poinformował ich że to koniec, że jest inna. Z domu się nie wyprowadził, traktuje go jak hotel, w którym pojawia się tylko na noc, zachowuje się jakby tego małżeństwa nie było. Czasami zastanawiam się czy kiedyś się z tego snu obudzę...?

* * * * *

Moniko! Koniecznie i to szybko rozmowa z mądrym kapłanem najlepiej specjalizującym się w tych tematach lub poradnia rodzinna, ew. katolicki psycholog (www.spch.pl). Polecam też gorąco stronę gdzie znajdziesz pomoc i porady osób w Twojej sytuacji: www.sychar.alleluja.pl.
A przede wszystkim szybka i rzeczowa, szczera rozmowa z mężem. Bo od tego trzeba zacząć. W związku nie ma miejsca na okłamywanie, udawanie. Nie chce rozmawiać? Ok, ale Ty musisz mu powiedzieć, że wiesz o wszystkim, że się nie zgadzasz, że go kochasz i chcesz by było jak dawniej. Że Tobie przed Bogiem ślubował. On musi to usłyszeć. Powtarzaj mu to, aż zacznie rozmawiać. Bo jak Ty się zamkniesz albo uniesiesz honorem to dla niego będzie sytuacja idealna - komfort, że nikt mu nie szumi nad uszami i z niczego nie musi się tłumaczyć i może robić swoje. Milczenie w sytuacji problemów jest śmiercią dla związku. On musi usłyszeć, że Ty się na to wszystko nie zgadzasz, że do siebie należycie.
Na razie tyle mogę powiedzieć. Koniecznie potrzeba tu pomocy fachowca na żywo i prób dotarcia do męża. A i do tej pani naturalnie - jeśli masz jakiś kontakt. Należy jej powiedzieć to samo co mężowi - ona musi mieć świadomość, że nie jest bezkarna, że istniejesz Ty (i może dzieci?). Módl się i próbuj działać - tu chodzi o Wasze małżeństwo. Warto o nie walczyć!

  Mary, 23 lat
1703
23.05.2007  
Witam,
moje pyt. dotyczy pewnego Księdza, otóż w trudnej dla mnie sytuacji okazał mi ogromną pomoc. Poświęcił mnóstwo czasu i zaangażowania, często to on nalegał na spotkania,przyjeżdżał nawet kilkadziesiąt kilometrów,żeby porozmawiać,pomóc,miał wiele cierpliwości do mojej osoby (jestem nieśmiała,trudno mi mówić o problemach). Za to wszystko jestem mu bardzo wdzięczna. Ten Ksiądz bardzo chciał,żebyśmy zostali przyjaciółmi,mówił,że zawsze mogę na niego liczyć, że mnie nie opuści. Niestety stało się inaczej. Od pewnego momentu zaczął bardzo oraniczać kontakt,nie interesował się,nie pytał co u mnie,jak sobie radzę. Bardzo jest mi przykro z tego powodu. Czytałam wiele listów na adonai jak to się może popsuć przyjaźń przez niedozwolone uczucie...nie wiem,co jest przyczyną w moim przypadku...jeśli takowe pojawiło się, to chciałabym uszanować tę Księdza decyzję o zerwaniu kontaktu (z tego co Pani pisze było by to najlepszym wyjściem) jednak ja nie wiem skąd takie zachowanie tego Księdza,jest mi przykro i moje pyt. czy mogę nalegać na wyjaśnienia,prosić o nie, czy jednak przemilczeć sprawę zakładając,że chodziło o uczucie?


* * * * *

Nalegać nie możesz, prosić też nie. Być może chodzi o uczucie - tego nie wiem, ale mogło się tak zdarzyć, że ksiądz nagle zdał sobie sprawę z tego, że posunął się za daleko i teraz stara się wyjść z tej sytuacji. Tak naprawdę musisz uszanować jego decyzję, bez względu na to, czym jest podyktowana, możesz się za niego modlić no i oczywiście możesz od czasu do czasu jakiś kontakt podtrzymywać (choć najlepiej by inicjatywa wychodziła z jego strony, nie z Twojej, bo on wie jak regulować tą częstotliwość). Doprawdy trudno się domyślać co jest przyczyną takiego obrotu sprawy, ale nie masz na to niestety zbytnio wpływu. Być może po jakimś czasie ta sytuacja się wyjaśni. Z Bogiem!

  patrycja, 20 lat
1702
23.05.2007  
witam mam pytanie dotyczace mojego zwiazku i jest ono związane z pieniędzmi... otoz jestem juz z moim chlopakiem dlugo i razem planujemy tez przyszlosc. Na wstepie dodam ze ja jestem mimo wszystko bogatsza od niego co mi nie przeszkadza ale do rzeczy... on ma taka rodzinke ze praktycznie sam musi sie utrzymywac wiec zawsze szuka jakiejs pracy niestety nie moze znalezc nic na stale wiec zaczal wyjazdy za granice no i troche zarobil i rekompensowal mi nieobecnosc drogimi prezentami. Od 4 miesiecy jednak przebywa w wojsku i tu sie zaczal problem bo żold jest naprawde niski wiec ja chcialam mu pomoc. Na poczatku kupowalam karty do telefonu dla siebie i dla niego zebysmy mogli rozmawiac taniej (taka promocja byla) po kazdej przepustce kupowalam mu batoniki, jak byl chory to kupowalam leki i jak czegos potrzebowal to tez mi mowil. teraz jest taka glupia sytuacja bo jemu sie popsul telefon i chcialam mu kupic jakis tanszy aby tylko byl albo pozyczyc mu kase. on nie jest na to chetny bo mowi ze nie chce mnie wykorzystywac i ze tylko on moze mi robic prezenty i ze to nie wypada. wiem ze jest mu glupio ze moge sobie pozwolic na wiele rzeczy a on nie a tym bardziej teraz kiedy ma tak ograniczone mozliwosci. ten smieszny żold starcza mu ledwo na fajki i wode... i nie moze liczyc na pomoc rodziny bo po pierwsze nie chce a po drugie i tak jej pewnie nie dostanie... boje sie ze to wszystko moze miec jakies negatywne konsekwencje. ale ja chce zeby on byl szczesliwy poza tym oboje sie męczymy gdy nie mozemy ze soba porozmawiac... pomagam mu jak tylko moge ale wlasnie nie wiem czy moje dzialanie nie przyniesie czegos zlego...jak pieniadze moga wplynac na zwiazek? i czy mam zrezygnowac z pomagania mu?

* * * * *

Widzisz, to, że mężczyzna nie chce pieniędzy od kobiety jest czymś normalnym. On zna swoją rolę w związku i dla niego to straszny afront jakby mu dziewczyna miała pomagać finansowo. Taka jego natura. Pisałam o tym w tych artykułach: [zobacz], [zobacz Naturalnie, ja rozumiem też Ciebie, bo to normalny odruch, że chcesz mu pomóc.
Natomiast jest jedno bardzo dobre wyjście z tej sytuacji: zamiast na "fajki i wódę" przeznaczyć żołd na tani aparat i kartę do telefonu. A jak będzie mógł zarobić to lepiej te pieniądze jakoś odłożyć lub sensownie zainwestować, zamiast kupować drogie prezenty, bo nieobecności one i tak nie zrekompensują. Przecież nie o to w związku chodzi, prawda? Z Bogiem.

  zbyszek, 18 lat
1701
12.05.2007  
Prawie 2 lata temu poznałem Dziewczynę w której wkrótce potem sie zakochałem. Niestety nie jestem i nigdy nie byłem idealny ale dzięki pomocy Jej i Tego Pana z góry cały czas sie zmieniam na lepsze oczywiście. Ania (tak ma na imie moja Dziewczyna) dała mi link do waszej strony i znalazłem tu wiele odp na dręczące mnie pytania. Ale jest nadal pewna rzecz która nie daje mi spokoju. Mimo że znamy sie zaledwie tak krotko zdążyliśmy zrobić już wiele błędów mówiąc w prost posunęliśmy sie za bardzo w całowaniu na szczęści postanowiliśmy jednak wrócić do normalnych pocałunków. Z tym wszystkim związana jest jednak jeszcze sfera cielesna bo co ja mam zrobić jako chłopak kiedy np. po prostu przytulam sie do Niej nie myśląc o niczym po prostu przytulam sie do Niej a moje Ciało reaguje na to podnieceniem. Czy to oznacza ze mamy przestać sie przytulać?? Czy może być jakiś inny powód takiej reakcji mojego ciała?? Pytam sie ponieważ czytając inne pytania i artykuły z tej strony doszedłem do wniosku że może to być grzech ponieważ jest to świadome działanie co prawda jego celem jest zupełnie co innego ale prowadzi również i do tego... czy faktycznie popełniam wtedy grzech?? z góry dziękuje za odpowiedz.

* * * * *

Zbyszku jakbyś tak nie reagował to by coś z Tobą było nie tak i to dopiero byłby powód do niepokoju. Widzisz za sam fakt, że jesteś podniecony gdy przytulasz się do dziewczyny nie możesz się winić, bo to jest odruch fizjologiczny. Twoje ciało tak reaguje na pewne impulsy i to jest objaw zdrowia. Natomiast tak jak sam piszesz trzeba odróżnić reakcje organizmu od celowego działania. Gdybyś celowo, by poczuć przyjemność tak robił to wtedy faktycznie mówimy o działaniu zamierzonym.
Widzisz, ja nie mogę tak jednoznacznie Ci odpowiedzieć czy to co za każdym razem przeżywasz jest grzechem czy nie, bo to może rozstrzygnąć tylko spowiednik i dlatego radzę się z nim konsultować jak tylko masz jakieś wątpliwości. Czystość w związku jest ważną sprawą i należy ją zachowywać, a jak się upadnie powstawać (tak jak to robicie). Oczywiście nie można z tego powodu wpadać też w paranoję i np. w ogóle nie brać się za rękę itp. żeby tylko przypadkiem się nie podniecić. A co będzie jak kiedyś spojrzysz na dziewczynę i się podniecisz? Nie patrzeć? Tak więc w czystości chodzi o to, by nie szukać okazji do grzechu, nie wywoływać celowo pewnych reakcji, nie wyobrażać sobie pewnych sytaucji w celu przeżycia przyjemności. To się też wiąże z tym, że jeśli wiemy, że coś na nas tak bardzo działa to się powstrzymywać. Np. jeśli pocałunki bardzo Was rozbudzają, wiecie, że tak jest i potem jest Wam ciężko to pocałujcie się w policzek. Jeśli wiecie, że właśnie takie przytulenie tak bardzo na Was działa to obejmujcie się inaczej.
Nie sposób tak naprawdę raz na zawsze określić co jest grzechem a co nie, nie ma żadnego katalogu. Po prostu chodzi o intencje i zdrowy rozsądek. Trzeba też koniecznie wątpliwości przedstawiać na spowiedzi i wcale nie po to, by ściągać na siebie gromy, tylko wiele razy tak naprawdę po to, żeby się uspokoić.
Należy też pamiętać o tym, by gesty odzwierciedlały etap zaangażowania w związku. Tak jak współżycie jest w małżeństwie (jako wyraz największego zaanagażowania miłosnego), pocałunek jest wyrazem szczerej miłości, wzięcie za rękę dowodem sympatii. Wszystko po kolei, w swoim czasie i na odpowiednim etapie. Nikt przecież zna pierwszej randce się nie całuje (a przynajmniej nie powinien). Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że te gesty muszą być prawdziwe, muszą pokrywać się z zaangażowaniem. Inaczej są kłamstwem tak jak kłamstwem jest np. mówienie na drugim spotkaniu "kocham" - bzdura! Kocham to pragnę dobra Twojego bardziej niż własnego. Pragniesz na trzeciej randce dla kogoś lepiej niż dla siebie? Chcesz z nim iść przez życie? Nie? No to nie mów, że kochasz.
No, ok. Tośmy sobie trochę wyjaśnili.
Drogi Zbyszku! Cieszę się, że napisałeś - jako jeden z nielicznych chłopaków. Świadczy to o Twojej odpowiedzialności. Polecam Wam obojgu mój artykuł o czystości: czystość i ten link: [zobacz]
Życzę pięknej miłości. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej