Witam Panią ponownie:) (m.in. odp.114,400.)Po kilku mailach i
Pani odpowiedziach na nie , myślałam ,że już więcej nie będę
musiała sięgnąć Pani rady.Naprawdę w wielu chwilach Pani listy
były mi bardzo pomocne.Piszę bo chce się podzielić kilkoma
sprawami.Po pierwsze , Bóg zdziałał cuda po raz kolejny w moim
życiu.Ostatnie Święta Bożego Narodzenia były właśnie takim
okresem kiedy te cuda Bożej Miłości się działy(cuda Bożej
Miłości dzieją się oczywiście codziennie ale w tej jednej ,
ważnej dla mnie kwestii którą opisuję w swoich pytaniach , stało
się to w Święta).Otóż po kolejnej wizycie mojego chłopaka u mnie
w domu , tata wziął mnie na rozmowę i powiedział ,że on widzi że
z mojego chłopaka to chyba dobry człowiek , że owszem nie jset
taki jakby tata chciał dla mnie , ale skoro ja się tak upieram
i tak o to walczę to on już nie będzie mi przeszkadzał ani robił
takich problemów,powiedział że to moja decyzja, że zrobię co
będę uwarzać , że on chce żebym była szczęśliwa .!!!!!!!!!!!!To
był cud.Zapłakałam wtedy .Tak bardzo o to prosiłam Boga.
I tak bardzo się wtedy cieszyłam !!!!!Od tej pory już tak
pozostało .Nie są szczęśliwi z tego powodu że z nim jestem ale
teraz jeśli zdecydowałabym się za niego wyjśc , zaakceptowaliby
to.Tata powiedział tez wtedy ,że jak tylko będzie mógł to nam
pomoże w przyszłości , na ile sił mu wystarczy.Wiem ,że
chcieliby by to troche inaczej wyglądało ale już się to bardzo
zmieniło .
Ale jest niestety \"po drugie\".Od momentu kiedy sytuacja w domu
się poprawiła u mnie zniknął zapał .Nasz związek obecnie
wygląda tak jak stary wrak ciągnięty na siłę z dna morza w
nadziei ,że może jeszcze będzie pływał. Etap mojego ciągłego
zastanawiania się nad tym co robic trwa już miesiące.Spędzamy
coraz mniej czasu.Nie tęsknię , nie pragnę spotkań z nim.Dziś
właśnie ma przyjechac do nas , a ja jestem jakby obojętna.Nie
wiem co się stało.Czy to że rodzice drążyli po kropelce wygasiło
we mnie ta miłośc , czy ja sama przestałam dbać o nią ( to na
pewno bo właściwie już prawie wogóle się nie staram.)On
oczywiście jest we mnie dalej zakochany , a właściwie kocha mnie
bo jeśli dobrze rozumiem co to jest miłośc do drugiego człowieka
to on mnie kocha naprawdę.Troszczy sie o mnie jak tylko może ,
tylko że ja mu na to nie pozwalam bo jest mi głupio że ja tak
nie umiem.Tylko jedna rzecz mnie wkurza.Dla niego choćbym nie
wiem jaką zmorą była , wystarczy że jestem.Czasem bywam bardzo
nieprzyjemna, niemiła, obojętna , czasem robię tak dlatego by to
zauważył i żeby wreszcie zaczął walczyć w tym związku o swoje.A
on dalej nic.Nie powie mi żadnego przykrego słowa , nie będzie
się sprzeczał, czasem tylko przemilczy i znów jest dobry .Jak
dla mnie za dobry .A ja im bardziej to widze tym gorsza jestem
dla niego.Owszem , zależy mi na nim , ale jak na przyjacielu.
Wiem że miłość to nie zakochanie.Wydaje mi się tez że umiem to
rozróżnić , ale czy to aby jest jeszcze miłość ???To że nie ma
we mnie tęsknoty , nie ma troski o niego , to że nie dzwonię ani
nie zabiegam o spotkanie , to że nudzę się gdy jesteśmy razem ,
to że odbiegam od rozmowy myślami gdzies w stronę czegoś innego
to chyba nie świadczy o miłości...A jeśli jej już faktycznie we
mnie nie ma , to co się z nia stało ??????To co ja przegapiłam
że się skończyła???? To gdzie się ona we mnie podziała??????Znó
studiowałam różne pytania na tej stronie , i Pani odpowiedzi i
trafiłam na tą , w której pisze Pani że nie ma przeznaczenia .A
ja ciągle Boga proszę ,że jeśli chce dac mi tego człowieka za
męża to niech mi wskaże co mam zrobić by go znów pokochac.Czasem
wydaje mi się że ja czekam aż pojawi się we mnie znów ta miłość
albo dopiero , bo może wcześniej to było tylko zakochanie któreg
o ne umiałam jeszcze wtedy odróżnić od miłości. Modlę się do św.
Józefa by mi pomógł w tej sprawie ale dalej nie wiem co robić.
Wciąż tkwi we mnie ten problem akceptacji jego wyglądu.Juz
myślałam że sobie z ty poradziłam , że to juz mam za soba .
Jednak nie.Mam nawet czasem koszmary że nie moge sie pogodzic z
tym jak wygląda , że to nam przeszkadza w obowiązkach
małżeńskich itp.Złapałam sie nawet kiedys na tym że spoglądam na
niego z brakiem akceptacji .Ciągle sprawdzam czy schudł. I
najgorsze że mam świadomośc że go strasznie krzywdzę. On już nie
wie co robić , a stara się jak może mi \"dogodzić\" .A ja jakby
coraz twardzsza sie staję. Podobno w związku powinna być chociaż
odrobina pociągania fizycznego, czy to prawda?Czy jesli tego nie
ma tzn ze to nie jest miłość?? Na dzień dzisiejszy np z moim do
tego podejściem nie wyobrażam sobie naszej nocy poślubnej gdyby
taka była. Boję się tego.Wiem że to wszystko Bóg uzdrawia.
POlecam mu się w modlitwach.Modlę się o jasność umysłu i ducha
żebym wiedziała jaką decyzję podjąc ale ciągle nie wiem co
dalej.Albo sie po prostu boję ,Nie boję się o siebie jesli się
rozstaniemy.Boję się o niego.Boję sie że przez moje odejście on
jeszcze bardziej popadnie w kompleksy.Nie zasłużyłam sobie na
jego miłość.Teraz trudno mi nawet zaakceptować siebie za ten
fakt że nie umiem go kochac mimo wszystko.Naprawde siebie nie
znoszę.Perfekcjonizm , egoizm.Nie wiem co jeszcze.Kończe za 2
miesiące studia , mam wybrac miejsce gdzie będę odrabiac staż .
Nie mam pojęcia co chcę , gdzie chcę itd. Obojętnieję. Żeby tego
było mało .Dwa tygodnie temu nagle pojawił się w moim życiu
młody człowiek, w moim wieku , zachwycił mnie swoim duchem ,
jest blisko Boga , razem studiujemy ale dopiero 2 tyg temu po
raz pierwszy rozmawialismy ze sobą. I od tej pory on ciągle
szuka kontaktu ze mną.Zafascynował mnie swoim życiem , rozmawiam
z nim o Bogu jak z nikim dotąd.Nie znam go dobrze ale fakt że
mnie zafascynował jako człowiek i jako mężczyzna nie daje mi
spokoju .Jak to ??jestem z kims a fascynuje mnie kto inny????
Juz nie wiem co dodać.Nie chce nikogo oklamywac , nie chce
nikogo krzywdzic ale im bardziej nie chce tm bardziej krzywdze.
Juz nie wiem naprawde co mam robic.Prosze , jesli będzie Pani
miała ochcotę , o szczerą odpowiedź , nawet gdyby miało boleć.
Choć wiem i ze bez mojej prosby i tak byłaby szczera.Pozdrawiam.
* * * * *
Kasiu! Po pierwsze - cieszę się, że z rodzicami lepiej. Jest to skutkiem tego, że doszli do wniosku, że Ty faktycznie poważnie go traktujesz.
A teraz po drugie: być może Twoja postawa jest spowodowana faktem, że nie musisz już tak walczyć. Bo wtedy przekonywałaś i rodziców i siebie, że chcesz z nim być - Twoja motywacja więc była podwójna, a teraz zostałaś tylko Ty na placu boju.
Nie mogę ocenić czy Twoje uczucie jest prawdziwe, czy Wasz związek przetrwa. Nie będę Ci też pisać o etapach i różnicach bo to już wiesz.
Co do zachowania Twojego chłopaka, co do tego, że mimo zranień i Twoich humorów on jest "niezrażony". Tzn. zewnętrznie, bo w środku na pewno cierpi. Tak się dzieje, bo jemu naprawdę BARDZO na Tobie zależy i znosi wszystko, by z Tobą być. Nie radzę wypróbowywać w ten sposób jego charakteru bo on może nie zachować się tak jak oczekujesz - nie wykrzesa z siebie złości tylko przyjmie wszystko z pokorą i...straci do Ciebie serce. Wiem co Cię boli. Wiesz co? To, że nie zachowuje się jak pewny siebie, silny mężczyzna. Zgadza się? Wolałabyś, żeby czasem tupnął nogą, powiedział co myśli, nawet Ci czegoś zabronił. Wtedy widziałabyś go w walce, czyli tam gdzie mężczyzna powinien być. Nie świadczy to jednakże o tym, że on nie jest mężczyzną tylko o tym, że nie wie czy wypada się tak zachowywać.
Powiedz mu o tym. Szczerze. Zamiast się dąsać i robić mu przykrości powiedz: "Słuchaj, przepraszam. Zachowywałam się tak dlatego, żebyś wyraził swoje zdanie. Nie bój się tego. Przez Twoją łagodność mam wrażenie, że zgodzisz się w życiu na wszystko. A ja tak nie chcę. Chcę, żebyś był sobą. Proszę, powiedz co o tym myślisz. Zawsze mów to co myślisz. Możesz mi nawet czegoś zabronić, możesz się ze mną nie zgadzać. Ale mów to. Chcę widzieć, że jesteś silny. Bo jesteś. Nie obawiaj się okazywać swojej siły. Nie obawiaj się pokazywać męskości. Chcę mieć w Tobie obrońcę, faceta z charakterem. Wcale mi się nie podoba, że pozwalasz mi na wszystko i zawsze się ze mną zgadzasz. Dlatego Ci dogryzam. Żeby Cię sprowokować. Proszę, wrzaśnij czasem!".
Kasiu, zupełnie serio Ci to radzę, mówię to z doświadczenia. Rozmawiaj z nim, mów mu czego pragniesz, pobudzaj do dyskusji, pytaj co myśli, co sądzi, czego pragnie. Uświadom mu, że on nie musi myśleć tak jak Ty i Ty go za to nie potępisz ani nie odrzucisz. Bo tego Ci w nim brakuje - okazania pierwiastka męskiego. I dlatego zaczął Cię pociągać ten kolega ze studiów. Bo on jest sobą, jest mężczyzną i nie boi się tego okazywać. A Twój chłopak nie wie czy może. Bo tak został wychowany, bo tak mu wmówiono, bo nie wie czy TY SOBIE TEGO ZYCZYSZ. To mu powiedz, że sobie życzysz. Zobaczysz na ile lepiej się poczujesz jak po raz pierwszy powie coś twardo i stanowczo. Poczujesz się bezpiecznie, poczujesz, że masz oparcie w nim jako w mężczyźnie. Spróbuj, powinno poskutkować, bo uważam, że tu tkwi problem. I wcale nie chodzi o jego wygląd. Bo jak czujesz w kimś mężczyznę to jego wygląd się nie liczy. A to co Cię do tej pory przerażało to nie wygląd i to jak będzie się zachowywał podczas nocy poślubnej tylko to, że Ty sama będziesz musiała o wszystkim decydować i mówić mu co ma robić. Zgadza się? Kasiu? Zapewniam Cię, że najbrzydszy facet, który jest konkretny, silny i zdecydowany będzie budził podziw w kobiecie, a największy przystojniak, który jest tylko miły odpadnie w przedbiegach. Na tym właśnie polega czar dyktatorów, przywódców, idoli nastolatków itp. Na męskości.
To właśnie jest dramat wielu związków, które się rozpadają, a nie musiały się rozpaść. Na tym, że obie strony nie pełnią swojej roli. Facet jest potulny, miły i wydaje mu się, że jak kobiecie na wszystko pozwoli to ona będzie szczęśliwa. Guzik prawda. Ona chce faceta, który będzie sobą. Nie wiedząc o co chodzi i musząc decydować za dwoje ona się wścieka, robi mu awantury, po jakimś czasie stwierdzają, że nie są dla siebie. Sądzą, że nie mają o czym rozmawiać i już siebie nie pociągają. Wkrada się nuda. Totalna klapa. Pisałam o tym już w odp. nr 25.
Kasiu, teraz jak najszybciej pogadaj z chłopakiem, powiedz mu to a potem - koniecznie kup mu "Dzikie serce" Johna Elgredge. Obowiązkowo! Daj mu do przeczytania i sama przeczytaj. Bez tego nie decyduj się na żaden krok. I napisz jeśli nadal będziesz potrzebowała pomocy. Na dzień dzisiejszy to jest moja rada i moja ocena sytuacji. Pomyśl nad tym. Powodzenia!
|