Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Barbara, 18 lat
900
11.03.2006  
To znowu ja (odp. 838) Piszę po raz drugi, ponieważ muszę sprecyzować swój poprzedni list. Chciałam możliwie jak najkrócej opisać swoją sytuację, przez co pominęłam parę znaczących szczegółów. No więc jeśli chodzi o początek listu, to wszystko jest w porządku. Nieco inaczej było, kiedy zorientowałam się, że \"podobam się\" Andrzejowi - piszę w cudzysłowiu, bo nie wiem co on naprawdę do mnie czuł... Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, nie mam więc pewności. Jak się zorientowałam? Zauważyłam, że czasami mi się przygląda, sam albo z kolegami przy okazji coś szepcząc, stara się blisko być na korytarzu...itp. Starałam się być na to obojętna. Ciągle miałam w pamięci tamto ognisko oraz decyzję, jaką wtedy podjęłam. Chciałam być konsekwentna. Ale uczucia odżyły i to ze zdwojoną siłą. Czułam, że tracę grunt pod nogami, że dałam się ponieść emocjom, że jestem nienormalna...itd. Uśmiechałam się do niego, pomagałam z francuskiego kiedy tylko się dało, zagadywałam, niby pod pretekstem czegoś...itp. Miałam wrażenie, że \"spaliły się bezpieczniki\". W końcu nie wytrzymałam i wysłałam mu sms-a z bramki internetowej z jakimś wierszykiem miłosnym. Nie pamiętam, czy się podpisałam, ale chyba nie. Im bliżej końca roku szkolnego, tym bliżsi sobie byliśmy. Pamiętam pewnego dnia jak namawiał dziewczyny siedzące ze mną przy stoliku, żeby przyszły na ognisko pożegnalne. Niby mówił do nich, ale czułam, że tak naprawdę w domyśle ma mnie. Na uroczystości zakończenia roku szkolnego nie mógł ode mnie oderwać wzroku, zresztą wzajemnie. Na ognisku się nie pojawiłam. Wysłałam mu 2 sms-y, tym razem z podpisem, że go przepraszam itp. Następnego dnia spotkaliśmy się na boisku. Specjalnie przyszłam, żeby go zobaczyć. Jego drużyna grała z naszą. Myślałam, że pogadamy, ale skończyło się tylko na \"cześć\", po czym pojechał do domu. Przegrali. Niby zwycięstwo nic by im nie dało w ogólnym rankingu, ale i tak był przybity. Nie mogłam pozostać obojętna. Zrewanżowałam się ciepłym sms-kiem :) W czasie wakacji wysłałam mu jeszcze jednego. Nawet nie musiałam się podpisywać, wiedział, że ode mnie. Ale, jak już wcześniej pisałam, odmieniło mi się. Wiadomo z jakich przyczyn. Sądzę, że też dlatego, iż stchórzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że taki chłopak zainteresował się właśnie mną. Nigdy nie byłam w \"czołówce\" klasy, nie nosiłam najmodniejszych ciuchów, nie malowałam się...itd. Wakacje minęły, nie wiedziałam co zrobić. Uznałam, że będę go ignorować, udawać obojętną. Czuł się zdezorientowany, czasem wyglądał na przybitego. Jego kumple natomiast byli raczej wrogo do mnie nastawieni. Osobiście mnie nie atakowali, ale widziałam i słyszałam jak między sobą śmieją się ze mnie. Z czasem i on do nich dołączył, ale miałam wrażenie, że nie był aż tak zaawansowany w to wszystko. Czasem odłączał się od nich, siedział sam, nie odzywał się. Co było dalej nie muszę pisać, bo pani wie. Co zaś się tyczy mojego ojca, to chodzi o jego charakter, zachowanie. On lubi się wymądrzać, nawet, jeśli nie ma racji; uważa wszystkich za gorszych. Nie potrafi się przyznać do błędu, wini za nie innych. Prawie nic nie robi w domu, a wypomina to innym. Musimy się dososowywać do jego zachcianek, np. wkurzy się i każe wyłączyć komputer i nie obchodzi go czy piszę coś ważnego, czy nie, muszę się dostosować. Już nawet nie wspomnę jaki jest po pijanemu. Czasem strach zasnąć. Wracając jednak do Andrzeja. Chciałabym z nim być, zacząć od nowa. Ale bez tych wszystkich obaw, bez udziału tych ludzi. Bez udawania. Jak to zrobić?

* * * * *

Basiu! Jeśli nadal masz z nim jakiś sensowny kontakt to może spróbuj zaproponować jakieś spotkanie. Może być pod jakimś pretekstem albo np. Twój brat jeśli ma nadal z nim kontakt może go zaprosić do domu. Ty wtedy też będziesz mogła z nim pogadać. Jeśli tak się nie da to poproś go o jakąś pomoc. Chodzi generalnie o to, by ocieplić Wasze relacje. Jak będzie lepiej to wtedy będziesz mu mogła szczerze powiedzieć, że kiedyś się przestraszyłaś i uciekłaś. Na razie jednak jest na to trochę za wcześnie. Rozumiem, że on może Ci nie ufać. Jednak Ty go znasz i musisz wyczuć: jak on reaguje na Twoje sms-y? W ogóle na Twoją osobę? Jeśli reaguje, odpowiada to znaczy, że jest otwarty i że pewnie mu jeszcze na Tobie zależy. Uciekłaś, to prawda, ale nie ze złej woli tylko ze strachu - to skomplikowany mechanizm i naprawdę nie musisz się za to winić. Szansa na odbudowanie relacji jest, tylko trzeba go powoli "oswajać". Jego koledzy źle myślą o Tobie, bo pewnie odebrali Twoje zachowanie jak zrobienie mu krzywdy; oni nie mają pojęcia jaka jesteś i czym to było podyktowane. Nie ma się im co dziwić, z zewnątrz mogło to inaczej wyglądać, a oni byli lojalni w stosunku do kolegi... Próbuj metodą małych kroczków...
A może - jeśli czujesz, że możesz sobie na to pozwolić, że on Cię nie odepchnie - przeprosić go za swój chłód? Powiedzieć, że miałaś problemy, że to skomplikowane, i że najzwyczajniej go przepraszasz. I jeśli ma ochotę na kontakty z Tobą to Ty jesteś otwarta. Może tak byłoby najprościej? Niczego nie sugerując oczywiście, nie wyznając żadnych uczuć. Do niego będzie ruch należał. Jeśli jest zainteresowany - podejmie kroki. Powodzenia!

  emilka, 21 lat
899
11.03.2006  
Już tu pisałam, ale zostałam źle zrozumiana. (831). Nie odbiłam chłopaka przyjaciółce, gdyby z nią chodził to bym poprostu wybiła sobie go z głowy. On był wolny! podobał się i mi i jej. Nawet go nie podrywałam po prostu tak wyszło że mnie kiedyś zaprosił. Ona niby mówiła że wszystko spoko a nie było wcale spoko. Zazdrościła mi wiele rzeczy, a to niszczyło naszą przyjaźń. To, że zaczęłam spotykać z tym chłopakiem przechyliło czarę. Fakt miałam jej powiedzieć zaraz że coś sie dzieje ale wiedziałam ze sie wkurzy, mimo tego ze zapewniala ze chce szczęscia dla nas. Nie liczyłam na błogosławieństwo, myślałam po prostu ze to jest przyjaźń, a nie kumpelstwo i że ona współzawodniczy ze mną. w tej chwili mi wszystko jedno. jestem \"złą osobą która ma zawsze podwójne intencje i tylko czeka aby wykorzystać sytuacje\". Ehhh a kiedyś byłam taką miłą osobą, ale takie jest życie, ludzie się zmieniają czasami w ten sposób jak są poszczegani od dłuższego czasu przez innych:] Mam prośbe do osoby czytającej o uważniejsze czytanie, a jeśli to ja napisałam neizrozumiale to prosze o wybaczenie.

* * * * *

Jeśli nie odbiłaś jej chłopaka to nie musisz mieć wyrzutów sumienia. W końcu on tu też miał coś do powiedzenia i jeśli wybrał Ciebie to ona może mieć żal, że nie ją ale tylko tyle. Jeśli z tego powodu zerwała przyjaźń to znaczy, że po prostu jej zazdrość była silniejsza niż uczucie sympatii do Ciebie. Nie rozumiem tylko dlaczego straciłaś całą paczkę a nie tylko przyjaciółkę. Czyżby nastawiła wszystkich pozostałych źle do Ciebie? I tak łatwo jej wszyscy uwierzyli? To bardzo przykre, ale cóż - na to nie masz już wpływu. Prawdziwa przyjaźń właśnie w warunkach trudnych umacnia się jeszcze bardziej.
A co do Twojej prośby: zapewniam Cię, że bardzo uważanie czytam wszystkie pytania, ale w meksykańskich telenowelach to nie bardzo się orientuję ;-)

  guśka, 14 lat
898
10.03.2006  
rok temu na obozie podczas ferii poznałam fajnego chłopaka o rok starszego . W tym roku pojechaliśmy razem z naszymi kumplami na obuz na ferie . Na poczętku wrzystko było dobrze dużo ze sobą gadaliśmy , przytulaliśmy ale tak po przyjacielsku . Potem zaczeliśmy ze sobą flirtowac . Jego przyjaciel też zaczę mnie podrywac ale nie zwracałam na niego uwagi . Po feriach cały czas z sobą pisaliś my . Niestety jego prayjaciel też do mnie pisał i w końcu zaprosił mnie na randkę ale ja mu odmuwiłam bo wolę kubę (tego chłopaka którego poznełam rok temu) i strasznie się na mnie wkurzył . Któregoś dnia wysłałam eska do kuby i mi nie odpisał no to napisałam do mojej koleżanki i zapytałam się co robi a ona mi powiedziała że pisze z kubą . zapytałam sie mojej przyjaciułki (siostry ciotecznej kuby) czy wie dlaczego kuba mi nie odpisuje i powiedziała mi że ostatnio rafał (ten z którym nie chciałam pujśc na randkę) z nim gadał i mówił coś na mnie ale nie jest pewna . No i teraz boję się że coś mu o mnie powiedział . kuba nie odbiera komy jak do niego dzwonię ani nie odpisuje mi na eski . Co mam zrobic ja go naprawdę kocham ?

* * * * *

Na pewno to jesteś nim zauroczona.
A co zrobić? Najlepiej spotkać się z nim osobiście i wyjaśnić sprawę, może faktycznie ktoś tutaj namieszał. Z drugiej strony to on nie powinien nikomu wierzyć dopóki nie przeprowadzi rozmowy z Tobą. Na plotkach jak widać nie można zbudować prawdziwego obrazu sytuacji. Spotkajcie się i porozmawiajcie na spokojnie. A w stosunku do chłopaka, z którym nie chciałaś się spotkać nie musisz mieć żadnych wyrzutów sumienia, raczej należy mu się kilka słów prawy, jeśli faktycznie maczał w tym palce.

  mimoza, 18 lat
897
10.03.2006  
Witam, jestem z chłopakiem, który jest 6 lat starszy ode mnie,on mieszka obecnie w Irlandii(ale jest Polakiem), ja w Polsce(i chyba będzie tak do czasu az skończę studia) i problem polaga na tym, ze:1)widujemy sie rzadko(ponad 3000 km), piszemy oczywiście do siebie na gg, smsujemy-jednak czy fakt iż spotykamy sie na wakacjach, feriach pozwoli przetrwać temu uczuciu?,czy takie cos ma sens?2)on jest ateistą,ja jestem katoliczką, szanuje Jego poglądy(On zresztą jest bardzo dobrym człwiekiem, czasem wydaje mi sie, że bardziej sie stosuje do zasad chrześcijańskich niz ja)-(chciałabym zeby zmienił swoje podejście, ale wiem ze go nie zmuszę, nawet nie zamierzam, bo to Jego wybór)zatem-czy mozliwe jest zawarcie małżeństwa z taką osobą??Obecnie oczywiście nie planujemy slubu, ale On jest mi bardzo bliski, ja jemu również, myślimy o sobie nieprzerwanie-czasem wydaje mi sie że to przeradza sie w Miłość.Wiem, ze jestem młoda, i nie chce mówić \"kocham\", ale bardzo prawdopodobne, ze kiedyś to powiem i to własnie Jemu...dodam, ze chciałabym wziąć ślub kościelny3)podczas naszych spotkań dochodziło do pettingu, a nawet seksu oralnego(ja sie oczywiście z tego wyspowiadałam, bardzo tego załowałam)-jednak nie wiem czy to sie nie powtórzy, czasem po prostu nie potrafimy opanować porządania, namiętności,nie mogę zrozumieć dlaczego tak nie mozemy okazywac sobie uczuć, przeciez to świadczy o zaufaniu, oddaniu, chęci bycia z Tą osobą bardzo bardzo blisko(bo raczej nie jest to tylko egoizm, skoro ja chcę zeby to własnie On był szczęśliwy ze mna i odwrotnie!!...jak dalej postępować?poza tym-jestem dziewicą i zamierzam współzyć dopiero z osobą,którą pokocham, jednak On ma prawie 24 lata,(nie nawawiał mnie nigdy do współzycia,bo szanuje moje katolickie poglądy) i nigdy nie spytałam się czy jest prawiczkiem, ale bardzo w to watpię.....i wiem,że w takim wypadku trudno nam będzie zachowywać czystość, bo kiedy już następuje długo oczekiwana chwila spotkania nie możemy się od siebie \"odkleić\". tęsknię i darze go szczerym uczuciem,ale nie wiem czy taka relacja na dłuzszą metę jest mozliwa, czy nas nie zniszczy, czy nie dprowadzi do dotkliwego rozstania, cierpienia?Jemu bardzo na mnie zalezy, ja jeszcze nigdy kogoś takiego nie spotkałam, ale omówione przeze mnie kwestie czasem burzą moja nadzieję na znalezinie tej jedynej prawdziwej miłości.Nie chcę Go utracić, na zrozumienie tego uczucia potrzeba czasu, dojrzałości czy czegoś innego, bo juz sie gubię?.Mój chłopak przylatuje do mnie w maju zatem - proszę o wsparcie i z góru dziękuję:)

* * * * *

Nadzieja jest zawsze, to wszystko zależy od Was. Jeśli będziecie dojrzali i będzie Wam naprawdę na sobie zależało nie widzę powodu, żeby Wasza miłość miała nie przetrwać.
A teraz co do Twoich pytań:
Ad 1) proszę przeczytaj odp. nr 97, 120, 112, 132, 278, 620
Ad 2) odpowiedzi nr 69, 466
Ad 3) dlaczego? Bo Jezus tak powiedział, a kto jak kto ale On to już na pewno wie co dla nas dobre. Czy może to wpłynąć negatywnie na Wasze relacje? Na pewno tak. Na temat czystości pisałam już bardzo dużo (odp. nr 20, 75, 79, 85, 92,144, 249, 252, 258, 269, 300, 309, 320, 363, 428, 462, 488, 531, 572, 582, 780). Polceam szczególnie odp. nr 462 oraz książkę ks. Pawlukiewicza "Porozmawiajmy spokojnie...o tych sprawach".
Potrzeba Wam i czasu i dojrzałości, ale przede wszystkim określenia jasnych reguł i ich zachowywania. Potrzeba Wam rozmowy - o wszystkim. Potrzeba Wam pracy nad sobą. Szkoda, że dzieli Was tak duża odległość, ale jeśli on będzie dłużej w Polsce to dobrze, żebyście się wybrali na "Wieczory dla zakochanych" - na weekend, bo takie też są organizowane. Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl zajrzyj też tutaj: www.npr.pl
Powodzenia!

  Basia , 24 lat
896
10.03.2006  
Witam.Mam pytanie do Pani:) Czy warto jest modlic sie o dobrego meza, czy zna Pani moze jakies przypadki, z ktorych wynikalo by, ze to Bog zetknal dwoje ludzi,. Ja ciagle modle sie o tego jedynego, i juz trace nadzieje ze go spotkam. Czy ma sens czekanie. Dziekuje za odpowiedz.Pozdrawiam serdecznie.:)))

* * * * *

Modlić się ZAWSZE warto. Przez modlitwę przedstawiamy Bogu swoje pragnienia i jeśli są one zgodne z Jego wolą - zostaną spełnione. Rozumiem, że czekanie frustruje. Ja na tego właściwego chłopaka czekałam do 27. roku życia. Najgorsze w czekaniu jest to, że nie ma pewności. Bo gdyby była, gdybyśmy wiedzieli, że np. za 3 lata poznamy swojego męża to moglibyśmy spokojnie, bezstresowo się czym innym zająć i jakoś ten czas by nam zleciał.
Czy znam przypadki gdy Bóg zetknął dwoje ludzi ze sobą? Widzisz, tak naprawdę Bóg zawsze to czyni. Jednakże nie narzuca Swojej woli. Daje możliwość, okoliczności, czasem faktycznie tych znaków daje więcej (i wtedy ludzie mówią: o, tak to przeznaczenie), nieraz bardzo mało. Generalnie uważam, że czegoś takiego jak przeznaczenie w ścisłym znaczeniu tego słowa (tzn. że ten jeden, jedyny, wskazany palcem przez Boga i żaden inny) nie ma. O tym pisałam w odp. nr 58, 86. Natomiast na pewno jest tak, że Bóg powoduje zetknięcie się ze sobą ludzi, których możemy wybrać na małżonka. No bo gdyby tego nie zrobił to jak możliwy byłby wybór? Owszem, może ktoś powiedzieć, że przecież niektórzy rozeznają źle lub wiążą się np. z rozwodnikiem - i co, Bóg tak chciał? Przecież ich ze sobą zetknął. A, tak, zetknął, tak jak to czyni z setkami osób w naszym życiu. Czy to oznacza, że każdy z nich jest potencjalnym kandydatem na małżonka? Na pewno nie. Jednak jeszcze raz powtórzę - nie jest tak, że wśród osób, których Bóg nam daje poznać jest jeden właściwy i jeśli zgadniemy który to będziemy szczęśliwi, a jak nie to pudło i mamy pecha na całe życie. Jak w takim razie rozeznać? Ano, właśnie Bóg nam po to dał rozum i wolną wolę, żebyśmy określili: czy ten ktoś nam się podoba? Czy jego sytuacja osobista pozwala na związanie się z nim? Czy jego światopogląd nam odpowiada? Czy odnajduję w nim cechy, które mi odpowiadają? Czy wyobrażam go sobie jako ojca moich dzieci? Czy widzę siebie jako jego żonę? I mnóstwo innych pytań. To są nasze drogowskazy. I na tej podstawie decydujemy się lub nie. I jeśli nawet się nie zdecydujemy a po latach widzimy, że może jednak trzeba było to absolutnie nie należy rozpaczać i twierdzić, że swoją szansę się przegapiło czy straciło. Bóg nie jest okrutny i widzi, że wtedy nie byliśmy w stanie ( z jakichś względów) podjąć decyzji. A zatem tworzy nam nowe szanse.
Basiu!
Czekanie ma sens, ale też nie może to być całkiem bierne czekanie na zasadzie: "Siedź w kacie, znajdą cię". Na pewno nie znajdą, bo rzadko kto do kąta zagląda, żeby z niego jakąś szarą myszkę wyciągnąć. Warto czasem samemu troszkę "podziałać". Bywać w towarzystwie, może w jakiejś wspólnocie, pozwalać się zapraszać na spotkania, być ciekawym świata. Może warto też szukać przez internet? Choćby tutaj: [zobacz], gdzie mamy już kilka szczęśliwych małżeństw. Bóg działa na wiele sposobów. A modlić się zawsze trzeba. Powodzenia zatem w szukaniu i czekaniu no i trafnych decyzji!

  Danuta , ** lat
895
10.03.2006  
mam problem: jestem okrągła na buzi a i ciałka mi nie brakuje wiem że mam ładny uśmiech i ładne oczy ale nurtuje mnie pewne pytanie Czy to że jestem taka okrągłam może sprawicz że nigdy nie znajdę mężczyzny mojego życia z którym się zwiążę?? Czy wygląd zewnętrzny może sprawić że nikt mnie nie pokocha?? Z góry dziekuję Szczęśc Boże!!

* * * * *

Nie, to nie ma żadnego wpływu. Jak mówi stare polskie przysłowie: "Każda potwora znajdzie swego amatora". Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteś "potworą" ;-) tylko, że są różne gusta i znam chłopaków, którym wręcz pulchne kobiety się podobają, tak jak jednym podobają się wysokie, innym rude itp. Temu więc, kto Cię pokocha będziesz się podobała taka jaka jesteś. A jeśli komuś się nie podobasz to znaczy, że to jeszcze nie ten właściwy chłopak. A po czym poznasz właściwego? No właśnie po tym, że zainteresuje się Tobą taką jaka jesteś.

  Asia, 20 lat
894
10.03.2006  
Mam mały problem, otóż jestem w związku od kilku miesięcy i co robić żeby ukochanej osobie nie spowszedniec? Zeby jej sie nie znudzić? Czy jezeli jestem zawsze wtedy kiedy ukochana osoba mnie potrzebuje to dobrze czy czasem nie przyczyni sie do tego, ze sie moge poprostu znudzic? Bo mam wrażenie ze im więcej okazuję wyrozumiałości, ciepła, poprostu miłości, im bardziej sie staram tym mniej otrzymuję, tym mniej jest to doceniane:( to jak dbac o miłość tak żeby nie była zbyt \"uciskana\" ale też żeby nie była \"trzymana\" zbyt lekko? Bo próbuję to wypośrodkować, ale kończy się na tym, że popadam w skrajności czyli albo za dużo okazuję albo za mało co jest uzależnione od tego jak tą miłość otrzymuję. Bo jeśli czuję że otrzymuję jej nie zawiele to jestem mało wylewna a jak widze że jest jej \"dużo\" to potrafie tez byc bardzo uczuciowa. Od razu dodam , że bywam nieśmiała ale i również bywam osobą emocjonalną, tylko sie zastanawiam czy cos w tym całym moim okazywaniu miłości jest nie tak? Bo tak bardzo chce kochać tak samo...pozdrawiam:)

* * * * *

O tym jak pielęgnować miłość pisałam w odp. nr 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła),773.
Miłość się zmienia, przechodzi przez pewne etapy ( o tym w odp. nr 15 i 19) i nie kochamy ciągle tak samo. Gdyby tak było to stalibyśmy w miejscu. Rozumiem, że chodzi Ci bardziej o okazywanie uczuć. Widzisz, Twój chłopak nie okazuje ich tak samo i tyle samo co Ty, bo jest chłopakiem i się różnicie w tym względzie (o tym w odp. nr 568, 674, 715). Nie możesz zatem robić założenia, że jak Ty okażesz tyle to masz prawo oczekiwać tyle samo od niego, a jak on mniej to Ty też mniej. Oczywiście w związku nie może być tak, że jedna strona tylko daje, albo daje dużo więcej niż druga, która tylko bierze. To jednak łatwo da się wyczuć. Jeśli ludzie darzą się szacunkiem i im na sobie zależy nigdy nie dojdzie do sytuacji wykorzystywania, bo po prostu obie strony się starają i obie chcą temu drugiemu zrobić przyjemność. Miłość jest tam, gdzie ja przekraczam swój egoizm, by wielkodusznie i bezinteresownie dać coś komuś. Oczywiście, nie chodzi też o zatracenie się w tym dawaniu. Wskaźnikiem jest też wdzięczność. Jeśli druga osoba nie jest wdzięczna, jeśli uważa, że jej się coś należy to znaczy, że swojego egoizmu nie przekroczyła. I wtedy faktycznie może pojawić się uczucie wykorzystywania. Jeśli zatem jesteśmy wdzięczni za każdy gest i sami ofiarujemy go z radością to relacja jest zdrowa. Tak ja to rozumiem.
Na koniec jeszcze jedno. John Gray pisał o tym, że mężczyźni są jak sprężynki, a kobiety są jak fale. Czyli, że emocje i owo "czucie" miłości jest u nas w pewnym stopniu cykliczne, pojawia się z różnym natężeniem. Są okresy gdy jesteśmy bardziej wylewni, a innym razem potrzeba nam więcej "swobody" i samotności. I może być tak, że te nasze emocjonalne potrzeby w danym momencie się nie pokrywają. I wtedy pojawia się niepokój: no bo jak, ja tyle daję, a on tego nie docenia??? Szczegółowo i bardzo fajnie opisał to w książce "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" - polecam lekturę, może się okaże, że to wcale nie problem tylko natura?

  dziewczyna, wystarczający lat
893
09.03.2006  
Witam 1 marca mój chłopak ze mną zerwał bo nie lubił jak się z koleżnkami wygłupiałam teraz mówi że jestem dz***ą a ja go mimo to dalej kocham ja mogę postąpić żeby do mnie wrócił??dziękuję Pozdrawiam

* * * * *

Oj, chyba jednak niewystarczająco masz lat jak o to pytasz. Powiem Ci, że ja bym po takim tekście chłopaka na oczy nie chciała widzieć a co dopiero nadal z nim być. Naprawdę uważasz, że nie jesteś warta tego, by być z kimś kto Cię będzie szanował? Pozwól mu odejść i dojrzeć na osobności, a nie zezwalaj na takie traktowanie. W końcu masz swoją kobiecą godność, a on jasno określił swoją kulturę i inteligencję.

  skorupka, 13 lat
892
09.03.2006  
Piszę, bo mam poważny problem. Bynajmniej dla mnie. Jest godzina 15:35, właśnie wróciłam ze szkoły. Dziś spotkało mnie coś potwornego. Moi chyba jeszcze mało dorośli koledzy napisali \"liścik\" do mojej koleżanki: \"Czemu **** ma taki wielki brzuch??\" (chodziło o mnie) / co prawda nie jestem jakaś bardzo szczuplutka ale gruba na pewno nie.. mama ok. 164 wzrostu i ważę 60-63 kilo, nie wiem dokładnie, i brzuch mam fakt, spory, ale juz od około 2 lat caly dzien chodzę na wciągniętym.. juz sie przyzwyczaiłam.. i wcale grubo nie wygladam bo normalny brzuch mam w sumoie tylko jak spie.. nie chudo ale na pewno nie grubo.. i wcale nie wygladam grubiej od mojej kolezanki (ktorej podali list) która, na punkcie swojej \"tuszy\" ma obłęd, bo słuchać się nie da jak codzień 5 razy powtarza jaka to ona jest gruba.. /I tutaj moja super koleżanka, równie miło odpisała im, że dla niej nie liczy się jak kto wygląda ale JESLI CHCĄ WIEDZIEC NIECH SIE ZAPYTAJA SAMI!!.. No i się zapytali.. Odpisałam im coś o tym, że wcale się za grubą nie uważam, i, że myślałam, że mam inne większe defekty, i mogli by spojrzeć na siebie, co bylo kompletna bzdura bo uwazam tak samo jak oni.. Oni na to odpisali, że jak mam inne to żebym im powiedziała.. I odpisałam im, ze jak nie widzą sami to tym lepiej dla mnie ze nie widac i ze ja chyba jestem bardziej wychowana i troche bardziej taktowna. Po ostatniej lekcji zaczeli sie wysmiewac ze mam duzy brzuch nie zwazajac na to ze (nie tylko mi przede wszystkim robia przykrosc) mowia to przy calej klasie, i stwierdzili ze oni sa idealni. Przyszlam do domu i zaczelam plakac w poduszke. I tak nie mialabym do kogo bo prawdziwej przyjaciolki nie mam. Uderzyli w moj najwiekszy kompleks.. Przy wszystkich. I na dodatek przy mojej kolezance ktorej w mysli napewno sie to podobalo. Juz wiele razy probowalam sie odchudzac ale nie moge sie opanowac zeby nie zjesc troche wiecej ulubionego obiadu, czy jakichs slodyczy. Chodze do 1 gimnazjum, nowa szkola, nowi ludzie. Juz w podstawowce sie ze mnie smiali ale w podstawowce bylam naprawde tega i od wakacjii duzo schudlam, chociaz jak widac nie jest to idealna figura. Nie uwazam sie rowniez za osobe ladną ale nie mozna tez powiedziec ze jestem jakas bardzo brzydka. Nie mialam jeszcze chlopaka, chociaz w sumie tak bardzo mi na nim nie zalezy jak niektorym dziewczynom w moim wieku, chociaz nie ukrywam ze moglabym go miec.. I jak ptrze na moje kolezanki wydaje mi sie ze jestem od nich dojrzalsza.. Mamy zupelnie oinne poglady, i biorac za przyklad moja kolezanke: prawdziwa kujonka, ubiera sie na styl punk- rockowy,we wszystkich dyskusjach powtarza poglady jej ojca, nie ma wlasnego zdania, jest na pewno mniej pomocna, miła, i taka ogólnie \"okay\" ode mnie, chociaz jak mowie nie chce zeby to wygladalo tak jakbym ja uwazala sie za niewiadomo co. Klnie, jest niesubtelna,niedelikatna,niekobieca,narzuca sie chlopakom. A jednak to ona ma poparcie. Ja kazdy lubi i z jej zdaniem sie liczy. A tak jak mowilam nie jest jakas chudsza ode mnie. Myslalam ze w tej szkole juz tak nie bedzie. I wszystko bylo oki. Przeciez juz jest marzec a ja chodze do tej szkoly od wrzesnia. I na poczatku roku i tak bylam grubsza. Dlaczego teraz sie ze mnie wysmiewaja? I dlaczego w ogole to robia? I dlaczego mi? Osobiscie uważam ze nie wyglądam najgorzej i przede wszystkim nie jestem jakas otyła! Jak o tym mysle to odechciewa mi się wszystkiego. Proszę pomóżcie.

* * * * *

Na początku chcę Ci pogratulować, bo bardzo sensownie odpowiedziałaś tym chłopakom. Tak trzymać!
Widzisz, tak to niestety jest, ze niektórzy mają na tyle mało inteligencji, że potrafią się pośmiać tylko z kogoś. Żałosne. I to oni mają problem bo lepiej mieć duży brzuch (choć to oczywiście subiektywne odczucia) niż mały rozum. Aż dziw bierze, że w wieku 13 lat można być jeszcze tak dziecinnym. A co do Twojego problemu: nie katuj się głodówkami i złym myśleniem o sobie. Prawdziwa wartość nie krzyczy, aby ją dostrzec, bo nie ma takiej potrzeby. Bóg wszystko widzi i wie jaka jesteś. A przecież najważniejsze, by robić coś autentycznie a nie na pokaz, nie dla ludzi. Tak postępowali faryzeusze, a prawdziwe dobro - Chrystus czy Maryja pozostawali w ukryciu. Pismo św. mówi, że ci, którzy robią coś na pokaz już odebrali swoją nagrodę, bo nagrodą dla nich jest właśnie owo uznanie u ludzi - polecam Ci czytania ze Środy Popielcowej.
A tak już na marginesie: szerokie biodra są idealne do noszenia i rodzenia dzieci, z tym nie będziesz miała problemów w przeciwieństwie do Twoich patykowatych koleżanek. Na pewno to kiedyś docenisz. Trzymaj się !

  Paweł, 23 lat
891
09.03.2006  
(50,220,256,336, 566, 691,793) To znowu na początek odpowiem na twoje pytanie na źrodełko wpisywałem się kilka razy poznałem kilka dziewczyn z 3 udało mi się utrzymać lepszy konkakt , ale się urwał. Natomiast ostatnio na innym portalu poznałem interesującą dziewczynę ( gdy piszę te słowa nie znamy się jescze realnie , ale pewnie jak je przyczytasz tak już będzie pojutrze umówiłem się z nią ) .Raczej nie jestem zakochany ( trudno zakochać się w kimś kogo widziało się tylko na fotce) , ale oboje bardzo chcemy się bliżej poznać mamy te same na Boga na życie na to jak powiniem wygladać związek itp. , nie zmuszamy się do niczego , już uważamy, że dajemy sobie na zwajem dużo wsparcia emocjonalnego ,że ciele słowa , pocieszenia . Więc wszystko jest na dobrej jest jeden mianowicie chodzi oto ,że ja jak dotąd nie byłem w żadnym związku , a ona była przez ponad rok , choć tamten związek skónczył się dwa lata temu w pamięci coś zostalo . Była to czysta miłość i nie mogę mieć jej tego za złe ona nie żałuje zrzesztą nie ma czego . No ale coż zawsze marzyłem , że nagrodą za długą samotność będzie to , że moja pierwsza dzieczyna będzie tą właściwą i , że będę pierwszym i jedynym . Teraz chce rozwijać tą znajomość i wiem , że na pierwszą cześć tego marzenia mam szanse na drugą już nie. Nigdy nie mysłałem , że taka sytuacja będzie problemem myślałem , że to nic takiego , ale gdy to marzenie umarło pojawił się ból na szczęscie mogę jeszcze być dla niej najważniejszy i poza tym czytość zachowała. Mogę nawet powiedzieć , że jest czystsza ode mnie bo ja miałem poważne problemy z pornografią czy masturbacją . Gesty którymi ona dażyła swojego chłopaka , gdy oni byli już razem ( przytulenia czy delikatne pocałunki ) , ja rozdawałem po klubach na zupełnie nie znanym dziewczynom ona tak nigdy nie robiła , a ja tego żałuje . Zresztą przeżyłem swoją załobę i wiem , że chce wejść w ten zwiazeek . Ponieważ to tamten chłopak zostawił ją dla innej i nawet nie poinformował jej o rozstaniu ( zaczął milczeć , a o zdradzie dowiedziała się od osoby trzeciej ) będzie bardzo mi trudno sprawić by nabrała do mnie zaufania , po drugie mam pytanie jeśli tan związek powstanie kto ma w nim być w liderem teoretycznie ja bo jestem chłopakiem , ale ona ma doświadczenie ja nie . zastanawiam się czy nie dać więc jej tego jako osobie bardziej obeznanej ja znam miłośc tylko z ksiażek , a ona równiez z życia . Aha jeszcze jedno do wszystkich dziewczyn które się martwią , że nigdy nie miały chłopaka , ciesz cie się bo być może Wasz przyszły maż nie będzie takich problemów jak ja teraz jak bedziecie po związku ,a wasz chłopak nigdy w żadnym nie był będzie mu znacznie trudniej niż gdyby dla was obojga była to pierwsza taka relacja .

* * * * *

Zawsze Ty masz być przewodnikiem. Nie ma znaczenia czy Twoja dziewczyna ma doświadczenie czy nie - Ty nie przestajesz być facetem i nie przestajesz pełnić swojej funkcji.
W każdym związku zaczyna się od nowa i oboje jesteście "na starcie". Wasza miłość przejdzie wszystkie etapy, to nie będzie przecież tak, że ona będzie na innym, a Ty na innym. A gdyby tak się zdarzyło to macie obowiązek na siebie nawzajem czekać. Jej poprzednie doświadczenia dotyczą kogo innego i to nie jest tak, że ona nieustannie będzie o tym myśleć, roztrząsać i że w pewnych sprawach będzie "mądrzejsza". Teraz jesteś Ty i w Waszym, tym, konkretnym związku ona jest tak samo bez doświadczenia jak Ty. Bo będziecie tworzyć go razem, całkowicie od podstaw.
Co do tego zaś, że miałeś nadzieję, że dla swojej dziewczyny będziesz pierwszym chłopakiem: Żydzi też się spodziewali, że Jezus "wyzwoli Izraela". Mój mąż też był w takiej sytuacji jak Twoja. Trawił to w sobie i trawił, aż doszedł do wniosku, że sam jest sobie winien. Bo nie należy czynić założeń, które mogą nie mieć pokrycia w rzeczywistości. A on zrobił. I potem miał problem. Jak doszedł do tego, że to jego błąd to poczuł ulgę i przestało to być dla niego problemem. Bo widzisz, tak naprawdę to nic nam się nie "należy".
Pomyśl, że otrzymałeś i tak bardzo dużo - i dziewczynę i jej czystość. Skoro zatem Ty też nie jesteś bez grzeszków to zostaw jej przeszłość za sobą i ciesz się dniem dzisiejszym. To WASZ związek. Nie pozwól, by jakiś cień z przeszłości zakłócał Wam harmonię. Powodzenia!

  kasia, 19 lat
890
08.03.2006  
witam! czytajac te listy zauwazylam ze faceci maja problem gdy dziewczyna nie jest dziewicą a ja mam odwrotny problem gdyz moj chlopak wielokrotnie wspolzyl nim zaczal chodzic ze mna. Jakos nie umiem sobie z tym poradzic i moze to glupie ale czuje sie gorsza ze ja tego z nikim nie robilam... Jego poprzednia dziewczyna byla zupelnie inna niz ja i wiem ze czasami mieszkali u siebie i zawsze ze soba sypiali w jednym lozku itd... Ze mna tak na pewno nie bedzie! ale jak sobie z tym poradzic? ale to nie wszystko na poczatku on powiedzial ze pocxzeka \" na mnie\" ale ostatnio coraz czesciej w smsach wspomina o seksie albo wysyla mi jakies zboczone wierszyki powiedzialam mu zeby tego nie robil. Jestem osoba głęboko wierząco i wiem ze teraz seks to grzech ale nie wiem jak dalej tak wytrzymam. No i co ja mam zrobic z tym wszystkim??? kocham Go bardzo ale nie chce zeby mial o mnie jakies glupie zdanie. Jakby tego bylo malo to on jeszcze pochodzi z takiego srodowiska ze wszyscy jego kumple to robia... chyba wiadomo o co chodzi... a samego stosunku tez sie boje! pomocy!!! :(

* * * * *

Kasiu! No jednak pewne rzeczy świadczą o tym, że tak naprawdę to on pragnie współżycia i wcale nie ma zamiaru wytrwać w czystej miłości.
Bo widzisz, sam fakt, że ktoś kiedyś współżył, ale się nawrócił, pragnie odmiany serca, szczerze się stara to absolutnie go nie przekreśla. Taki człowiek może być nawet bardziej czysty niż ten, który nigdy nie współżył. Może. Wie co się traci żyjąc w nieczystości i z Bogiem, który mu przebaczył zmienia swoje życie. Tylko musi tego chcieć i być szczerym. Wiesz po czym poznać, że taki ktoś faktycznie się zmienił? Że można być przy nim bezpiecznym jeśli chodzi o czystość. Że nie tylko sam żyje w czystości i szanuje drugiego tylko jeszcze gorliwie o tę czystość się modli, bo wie jak łatwo można upaść. Przy chłopaku, który współżył a teraz chce wytrwać dziewczyna nie musi się bać. On czasem jest nawet przesadnie ostrożny, ale nigdy nie balansuje na granicy, nigdy nie przekracza cienkiej linii, nie ryzykuje. Wręcz hamuje swoją dziewczynę, jeśli ona nieostrożnym słowem lub gestem pójdzie za daleko. Chłopak, który nawiązuje do sfery seksualnej w żartach (nagminnie), jeśli podkreśla, że jego dziewczyna jest "seksowna", jeśli to dziewczyna musi go hamować w jego poczynaniach - taki chłopak dziewczyny przed swoim popędem nie obroni. Niestety.
Podkreślę jeszcze raz: absolutnie nie skreśla dziewczyny czy chłopaka wcześniejsza przeszłość seksualna. Liczy się obecna postawa i chęć przemiany życia. Jednak brak pracy nad sobą w tej dziedzinie nie świadczy ani o chęci trwania w czystości ani o szacunku do drugiego.
Droga Kasiu! Obym się myliła, ale wydaje mi się, że Twój chłopak po prostu zgodził się na poczekanie do ślubu "dla świętego spokoju". Być może liczył na to, że stopniowo zmienisz zdanie, że on Cię przekona. I chyba zaczyna to robić.
Masz prawo się bać stosunku - w sytuacji w jakiej jesteś. Normalna dziewczyna, która nigdy nie współżyła zawsze się boi. Nie będę się tu rozpisywać jak to jest, pisałam już o tym. Strach pokonuje miłość męża, jego czułość i delikatność. Jeśli nie ma bezpieczeństwa jest strach i wyrzuty sumienia.
Twoja reakcja jest najzupełniej normalna. Co masz robić?
Po pierwsze trwać w swoim postanowieniu. Po drugie: poprosić chłopaka, żeby razem z Tobą zapisał się do Ruchu Czystych Serc (jest na tej stronie) i żył jego zasadami. Jeśli się zgodzi - jest szansa na czystą miłość, jeśli nie - będzie to test jego szacunku i zamiarów do Ciebie.
Kasiu, życzę Ci pozytywnego rozwiązania Twoich problemów. Pamiętaj jednak, że nie można rezygnować z własnych zasad. Jeśli ktoś nie chce czekać, nie zapewnia oparcia dziewczynie w tej sferze, jeśli sam dla niej jest zagrożeniem to nie jest dobrym kandydatem na męża i nie warto jemu oddawać całej siebie. I to nie jest tylko kwestia seksu, tylko całokształtu relacji w związku. Jeśli mężczyzna nie szanuje kobiety w tej dziedzinie nie szanuje również w innych. Mężczyzna powinien być - również w tej sferze - przewodnikiem w związku. Pisałam o tym w odp. nr 25.
Módl się i poproś chłopaka, żeby zawsze modlił się o czystość wraz z Tobą. Jeśli faktycznie mu na Tobie i Waszej czystej relacji zależy będzie Ci wdzięczny za propozycję. Jeśli nie - niestety. Bądź stanowcza. Czystość to ogromny i piękny dar. "Należy się" komuś naprawdę wartościowemu i jedynemu - własnemu mężowi.

  Julia, 22 lat
889
08.03.2006  
Witam. Zastanawiam się, czy będę kiedykolwiek z kimkolwiek szczęśliwa... Obecnie nie mam chłopaka, choć jest kilku, którym się podobam, ale ja do nich nic nie czuję, dlatego od początku jasno i wyraźnie mówiłam im, że nic nigdy z tego nie będzie. Nie okłamywałam, nie czarowałam. Sprawa jest jasna, to koleżeństwo. Ale zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w żadnym z nich nie mogę się zakochać... Np. Tomek. Jest inteligenty, podobnie jak ja zaangażowany w działalność we wspólnocie chrześcijańskiej, jest odpowiedzialny, dowcipny, mądry... Jest taki, jaki powienien być, a ja zawsze doszukuję się jakiś wad w ludziach, które rzekomo ich dyskwalifikują jako moich ewentualnych partnerów. Sama nie jestem wcale ideałem i zdaję sobie z tego doskonale sprawę, mam problemy z poczuciem własnej wartości... Dlatego tym bardziej nie wiem, skąd się biorą we mnie te wymagania wobec innych, wobec chłopaków... Boję sie, że kiedyś ominie mnie coś dobrego. Żyję sobie w jakiejś takiej ułudzie, nafaszerowana od najmłodszych lat wierszami, piękną poezją, książkami, szukam w rzeczywistości czegoś tak niezwykłego... I z jednej strony, usprawiedliwiam się,że to dobrze, że czekam na wielką miłość, na swój ideał (celowo piszę \"na swój\", bo wiem, że ideałów obiektywnych nie ma), a z drugiej strony myślę, że w końcu przeoczę tego, z którym mogłabym być szczęśliwa... Nie wiem już, co mam myśleć, jak działać, jak wybierać. Moje koleżanki, które spotykają się już z kimś, zawsze wydają mi się bardziej szczęśliwe a ich chłopcy ciekawsi niż ewentualnie mój. Zawsze widzę same pozytywy w nich, porównuję, oceniam. To jakieś chore. To tak, jakbym chciała sobie chłopakiem nadrobić poczucie własnej bezwartościowości...? Ach, sama nie wiem, to z jednej strony takie prymitywme, ale przecież tkwię w tym i nie potrafię się z tego schematycznego myślenia wyswobodzić. Proszę o pomoc...

* * * * *

Dobrze, że masz wymagania, dobrze, że wiesz kogo szukasz. Należy określić system wartości i podstawowe cechy, które powinien prezentować ktoś z kim chcę być, bo przecież nie można zgadzać się na wszystko. Ale: jak za szczegółowo to określimy, jak podniesiemy poprzeczkę tak, że nikt jej nie przeskoczy to całe życie będziemy nieszczęśliwi i sfrustrowani, że innym jest dobrze a nam nie.
Nie będę Ci pisać o tym, że nie ma ideałów, bo doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Nie znam Twojej przeszłości, nie wiem nic o relacjach rodzinnych i ewentualnych wcześniejszych związkach. Przychodzi mi do głowy, że - być może - tkwi w Tobie jakiś strach przez zaangażowaniem, przed zaufaniem, tak jakbyś się bała zranienia - podświadomie oczywiście. Być może dlatego szukasz "dziury w całym", żeby mieć pretekst do skreślenia kandydata z listy. Wmawiając sobie bowiem, że "on nie jest dla nas" bezpiecznie unikamy ryzyka i ewentualnego skrzywdzenia. Czujemy się bezpiecznie ale i...samotnie. Bo odrzucając ryzyko odrzucamy też szansę na szczęście. Jednocześnie szczęście innych wydaje się tak proste i oczywiste, bo...nie nasze, nie my o nie się staramy tylko oglądając je przez szybę mamy złudzenie jego prostoty i oczywistości. Gdyby jednak nam przyszło się z nim zmierzyć szybko zmienilibyśmy zdanie. Nie wiem czy tak jest w Twoim przypadku, być może ta diagnoza jest błędna, być może w Twoim życiu nie wydarzyło się nic co mogłoby Cię do chłopaków zrazić. A może też jest tak, że - jeśli nigdy nikogo nie miałaś - po prostu boisz się czy sobie poradzisz. Boisz się czy się uda, czy nie zostaniesz wyśmiana, porzucona. Dlatego boisz się zaryzykować. Bo co innego śnić o miłości a co innego o nią walczyć i nad nią mozolnie pracować. W życiu nigdy nie jest tak jak we snach i nic nie robi się "samo". Może zatem realność związku i związane z tym trudy Cię przerażają?
Z tym "lepszym chłopakiem" koleżanki jest podobnie z jak z innymi rzeczami. Zawsze czyjś obiad bardziej smakuje, a dom wydaje się ładniejszy. Zawsze mamy wrażenie, że innym jest łatwiej i są szczęśliwsi, a ich kłopoty są mniejsze niż nasze. To złudzenie. I z miłością też tak jest. Cudza miłość nie jest łatwiejsza, jest po prostu inna i nie ma czego "zazdrościć".
A może po prostu Ty jeszcze nie potrzebujesz związku, nie jesteś na niego gotowa, Twój czas jeszcze nie nadszedł? Wiek nie ma tu nic o rzeczy.
Julio, jeśli którakolwiek z tych z tych teorii jest prawdziwa albo nawet żadna nie odnosi się do Twojego życia to jeśli spodoba Ci się jakiś chłopak, który będzie Tobą zainteresowany to po prostu daj jemu i sobie szansę. To nie jest tak, że od razu poczujesz coś wielkiego, będziesz wiedziała, że to ten i będziesz zakochana. Czasem miłość zaczyna się od przyjaźni i dopiero po jakimś czasie przychodzą uczucia, czasem jest to tylko koleżeństwo, które powoli i niepostrzeżenie przeradza się w coś większego. Pisałam o tym w odp. nr 13. Jeśli poznajesz chłopaka to nie skupiaj się na jego wadach tylko zaletach, próbuj go poznać a nie oceniaj, spotkaj się z nim, choćbyście mieli zostać tylko znajomymi. Przynajmniej będziesz wiedziała, że niczego nie przegapiłaś a i nabędziesz trochę wiedzy o płci przeciwnej i doświadczenia w kontaktach. Powodzenia!

  ankkkkkka, 11 lat
888
07.03.2006  
Jak można kochać?

* * * * *

Kochać to pragnąć dobra dla tej drugiej osoby.

  Ania, 17 lat
887
06.03.2006  
Widze ze ten problem maja inne dziewczyny, ale u mnie wyglada to troche inaczej, ale tylko mnie sie tak wydaje...A wiec zauroczylam sie w pewnym diakonie( nie moge powiedziec ze sie zakochalam bo to nie prawda). Z kazdym dniem czekam na spotkanie. Wiem ze nie powinnam i staram sie zapomiec, niestety w taki sposob ze znieksztalcam sobie jeso obraz w mojej glowce (tzn. szukam jak najwiecej wad).Ostatnio bylam na tyle szczera ze mu powiedzialam o moim uczuciu, a on nic mi nieodpowiedzial tylko przyjal to do wiadomosci, czy to normalne?? Nie mam pojecia czy mam sie go zapytacjak on sie zaptruje na ta sprawe, minely juz 2 tygodnie od naszej rozmowy. On jest strasznie niezdecydowany albo mi sie tak zdaje:(...najgorsze ze znajomi ze wspolnoty caly czas mi mowi onsie na Ciebie patrzy, tak inaczej, ze musial na mnie zwrocic uwage, ze musialo go cos ruszyc, ale nie ma chyba odwagi na to by zrbic jakis krok.On jest diakonem juz 3 rok, wiec moze Bog ma dla niego inna droge?? My znamy sie dopiero 8 miesiecy....ale u mie to tak dlugo trwa:( a nie moge rzadziej sie z nim spotykac poniewaz jestem animatorem i nie rzuce pracy ktora mnie satysfakcjonuje dla niego:(

* * * * *

Aniu!
Źle zrobiłaś mówiąc mu o swoim uczuciu, no ale już po fakcie. Jeśli nie odpowiedział Ci przez te 2 tygodnie to znaczy, ze nie czuł tego co Ty. W przeciwnym razie spotkałby się z Tobą, wyjaśnił sprawę i trochę inaczej by to wyglądało. Swoim wyznaniem wytraciłaś go z równowagi bardzo mocno. Bo jeśli nic do Ciebie nie czuł to teraz zastanawia się gdzie zrobił błąd w swoim zachowaniu w stosunku do Ciebie, że pozwolił na Twoje uczucie. Czuje się teraz winny i jest mu głupio - bo siłą rzeczy się spotykacie i on wie, że skoro wybrał inną drogę to nie powinien mieć z Tobą zbyt wiele kontaktu by Cię nie prowokować. A jeśli faktycznie troszkę mu się spodobałaś to fakt, że nie podjął tematu świadczy o jego duchowej walce i o tym, że chce to uczucie przezwyciężyć.
Pytasz czy Bóg może chcieć innej drogi dla niego - skoro jest już na trzecim roku. Gdyby nie chciał to on by w seminarium nie był. Jak możesz o to pytać skoro jest klerykiem? Do seminarium nie idzie się ot, tak sobie, tylko dlatego, że czuje się powołanie. Czy się w nim wytrwa to inna sprawa. Sprawa między nim a Bogiem.
Rozumiem, że nie możesz ograniczyć kontaktów.
Zrób zatem jedno: nie patrz mu tak śmiało w oczy oczekując ruchu z jego strony. Pozwól mu podjąć decyzję w przestrzeni: on i Bóg. Zapewniam Cię, że jeśli rozezna, że powinien być z Tobą sam Ci o tym powie. Absolutnie nie wracaj do tego tematu.
Nie pesz go i nie wpędzaj w poczucie winy.
Rozumiem, że Ci ciężko. Ale sama się w to wpakowałaś pozwalając sobie na uczucie do kleryka. Owszem, za samo uczucie nie jesteś odpowiedzialna, ale za to co z nim robisz już tak. A zatem już żadnych wyznań więcej, żadnych zachęcających spojrzeń. Zachowuj się tak, jakby nic nie zaszło. On musi czuć, że Ty niczego nie oczekujesz. I módl się, by Bóg pozwolił Wam obojgu rozeznać właściwie.

  niespokojna, 26 lat
886
06.03.2006  
Dzień dobry Wiem że przez internet nie załatwię problemu ale może pani mi go trochę rozjaśni. Nie wiem co mam robić żyję w ciągłym niepokoju. A to związane jest oczywiście z mężczyzną. Dotychczas moje zwiazki nie były trwałe (dzieki mnie) zawsze znajdzie się coś na co można zrzucić winę za rozpad związku. Ostatnie związki były \"zabezpieczone\" (żonaci faceci) żadnych zobowiązań, zadnej odpowiedzialności Dzięki przyjaciołom uwolniłam sie od nich. Niedawno spotkałam sie z kimś. On wyjechał do pracy a mi zaczeło na nim zależeć. Przed jego wyjazdem ustaliliśmy że przez ten czas jego nieobecności zastanowimy się nad przyszłością i po jego powrocie określimy \"co dalej|\" Wszystko byłoby w porządku tylko ja zamiast myśleć nad przyszłością znów zaczynam szukać dziury w całym. Nie wiem dlaczego. Jest on dobrym, prawym człowiekiem myśli o założeniu rodziny. niby ideal a ja...On wraca za miesiąc i bojęsie że znowu spalę po raz kolejny. nie wiem do kogo mam sie udać. co zrobić by mu zaufać Boję sie że przyczyna tkwi głębiej. W dzieciństwie byłam molestowana. To był króti epizod ale czy to moze mieć wpływ na mojedorosłe życie? O tym nikt nie wie nikomu nigdy sie z tego nie zwierzyłam ale w głowie czuję blokadę. ja nie licżę że rozwiążę pani mój problem ale ma pani większe doświadczenie więc może coś mi podpowie. Pozdrawiam i przepraszam za dość chaotyczną wypowiedż

* * * * *

Moja Droga, epizod, nie epizod, ale jak widzisz - zaowocował Twoim brakiem ufności. Odpowiadam: tak, mogło to mieć wpływ. Jeśli nawet nie jakiś ogromny to chociażby skutkujący Twoim lękiem przed skrzywdzeniem. Bo chyba tak zdiagnozowałabym na pierwszy rzut oka Twój problem. Podświadomie prawdopodobnie włącza Ci się system obronny. Nikt nie atakuje, ale Ty się bronisz, tak jakbyś oczekiwała jakiegoś uderzenia. Wychwytujesz wszelkie błędy, potknięcia, niedopowiedzenia mężczyzn, z którymi jesteś i masz dowody na ich winę. Na to, że jednak ich zamiary nie były takie czyste, że jednak nie byli tacy bezinteresowni, że jednak może wcale nie chcą Twojego dobra tylko myślą o sobie. Myślisz, że powinnaś chronić siebie i te wszystkie dowody winy traktujesz jako potwierdzenie krzywdzenia Ciebie. To nie są duże rzeczy ale szukasz ich. To wszystko powoduje, że nie do końca potrafisz zaufać (bo skoro robił to czy to to znaczy, że nie mogę mu się bezkrytycznie powierzyć, muszę być czujna, muszę siebie chronić). To wszystko tkwi w Twojej podświadomości, nawet jeśli faktycznie sobie tego nie uświadamiasz. Przyznaj, że coś w tym jest. Nawet jeśli przesadziłam - bo Ciebie nie znam, to wydaje mi się, że właśnie o to chodzi.
I stąd to szukanie dziury w całym - niemożność zaufania ze strachu przed zranieniem.
Droga Niespokojna! Przez internet faktycznie trudno rozwiązać problem. Nie wiem czy zdecydowałabyś się pójść do psychologa. Radziłabym Ci to, bo on podsunie Ci fachowy sposób wyjścia z tego. Nie możesz całe życie uciekać w swoją skorupkę. Nie możesz się bronić gdy nikt Cię nie atakuje. To wydarzenie z dzieciństwa ciągle w Tobie siedzi. Czas je zneutralizować, by nie odbiło się na Twoim przyszłym życiu małżeńskim i na Twojej relacji do męża, dzieci, do samej siebie. Wyrzuć z siebie ten lęk. Proszę zajrzyj na stronę: www.spch.pl i spróbuj umówić się choć na jedną wizytę. Pozwól sobie pomóc, naprawdę warto. W końcu chodzi o Twoje życie.
Powodzenia!

  Weronika, 16 lat
885
06.03.2006  
Witam! mimo mojego młodego wieku zaczęłam się zastanaiwć czy to może byc miłość! znam pewnego chłopaka- nota bene mojego przyjaciela już od dobrych kilku lat, jest w moim wieku, i jesteśmy prawie identyczni! rozumeiemy sie bez słów, czujemy się sobie nieodzowni, i dobrze nam razem ze sobą w naszym towarzystwie. problem się zaczyna kiedy on zaczął dostrzgać we mnie kogoś więcej niż tylko koleżankę. nigdy nie powiedział mi nic dosłownie, ani wprost- jest to poprostu jedna wielka metafora- poruszamy się w świecie rzeczy nie dopowiedzianych a jednocześnie jasnych- i zaczęłam odwzajenywać jego powiedzmy \"uczucia\". i wydawało mi się wszystko pięknie, do czasu kiedy poznałam innego chłopaka. i nawet nie chodzi o to ze jest jakiś cudowny czyy nie wiadomo jak czaruje, ale o to,że co ja mogę czuć do mojego przyjaciela, jeśli pierwszy lepszy chłopak wzbudza we mnie poczucie niepewności moich uczuć. ja nie chce zranic mojego przyjaciela, ale nie umiem mu powiedzieć zebyśmy pozostali tak jak jest, nie rozwijając tego w stronę \"miłości\"... ale nie wiem też czy warto rezygnować z tak cudownej osoby dla kogoś kogo tak naprawdę nie znam, leczmnie tylko fascynuje!? prosze o radę.

* * * * *

Najpierw sobie odpowiedz na pytanie czy przyjaciela tylko lubisz czy jednak obdarzasz czymś więcej. Z Twojego listu wynika, że nie do końca traktujesz go tylko jak kolegę. Sama piszesz, że zaczęłaś odwzajemniać jego uczucia, ale na horyzoncie pojawił się ktoś inny i troszkę Cię to wytrąciło z równowagi: nie wiesz co powinnaś czuć, prawda?
Nie wiem - bo tego nie piszesz - czy ten drugi chłopak jest Tobą realnie zainteresowany, czy chce się z Tobą spotykać czy Ty się nim jednostronnie zainteresowałaś. No bo to różnica. Jeśli Ty mu się podobasz i on stara się o Ciebie to masz świadomość kierunku tej znajomości i możesz odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcę z nim być? Czy on mi odpowiada? Czy mam ochotę go poznawać? Te pytania musisz sobie zadać w oderwaniu od Twego przyjaciela, po prostu: zapytać siebie co w tym względzie chcę i czuję?
Jeśli zaś on Ci się podoba, ale to jest takie bardziej abstrakcyjne to może po prostu pociąga Cię jako pewna nowość, odskocznia, powiew świeżości. Bo swego przyjaciela znasz, a ten chłopak może Cię pociągać na zasadzie chęci zobaczenia jak to jest z innym.
A może jest tak, że Twój przyjaciel nie jest pewien Twoich uczuć i - bojąc się zostać odrzuconym - nic Ci nie mówi o swoich? A może wie o istnieniu tamtego chłopaka i to go utwierdza w niepewności Twoich uczuć względem niego? Pytasz czy uczucie do Twego przyjaciela może być miłością. Tak, może, pisałam o tym czym jest miłość w odp. nr 19, 15 i 13 - przeczytaj. Nie twierdzę jednak jednoznacznie, że nim jest, bo tak naprawdę tylko Ty sama możesz sobie odpowiedzieć, Ty znasz siebie i jego. Tylko pewnie nie jesteś w stanie odpowiedzieć już teraz.
Pytasz czy możesz kochać przyjaciela jeśli zwraca Twoją uwagę ktoś inny. Może tak być jeśli - tak jak napisałam - on Cię pociąga jako owa świeżość, chęć zobaczenia jaki jest ktoś inny. To normalne, nie wiń się za to. Szukasz. Nie spiesz się. Z przyjacielem rozwijaj znajomość, a o drugim chłopaku próbuj się czegoś dowiedzieć.
Jeśli dojdziesz do wniosku, że przyjaciel to "tylko" przyjaciel nie staraj się być z nim na siłę, żeby mu przykrości nie zrobić. Twoje życie i Twoje szczęście też mają tutaj znaczenie. W końcu nie można poświęcać się, żeby tylko ta druga osoba była szczęśliwa.
Daj sobie czas, rozeznawaj, módl się. Życzę Ci trafnych decyzji.

  Eureka, 16 lat
884
06.03.2006   
Zacznę może od poczatku, bo od ostatnich chwil nie miałoby to największego sensu....myślę, że to zaczęło się wtedy i...chyba nigdy się nie skończy. 7 lat temu byłam bardzo chora i poznałam wtedy świetnego chłopaka. Ma na imię Kacper. Spędziłam z nim dwa tygodnie w jednej sali i mimo tak krótkiego czasu, bardzo sie z nim zżyłam. Do dziś kiedy wspominam sobie, jak razem się bawiliśmy, uśmiecham się sama do siebie. On mnie zmienił... kiedy przywieźli go do mojej sali dzień po mnie zaczęłam krzyczeć, że nie chce leżeć w tej samej sali co on, że nie zniosę kolejnego głupiego chłopaka (w sali leżał jeszcze jeden chłopak, którego nie polubiłam, przez ten jeden dzień i o którym wyrobiłam sobie-może nie słusznie-złą opinię...ale taka wtedy byłam...) Po dwóch dniach przekonałam się, że Kacper jest inny, że świetnie się z nim dogaduje....,że on mnie rozumie...! W sąsiedniej sali, leżał trzy letni chłopczyk, którym Kacper się zajmował, sam z własnej woli! Bawił się z nim, przyprowadzał go do mnie i był dla niego taki opiekuńczy i czuły... Nie mówię, że Kacper był ideałem, bo jak każdy potrafił wystawić...\"swoje różki\"..., ale był zupełnie inny niż chłopcy, których znałam do tej pory... Był wspaniały...i kiedy wyzdrowiał, a ja zostałąm jeszcze w szpitalu, ciągle o nim myślałam...tęskniłam za nim przez cały czas i modliłam się o to, żeby móc go znowu zobaczyć...pobyć z nim chociaż przez chwilę...porozmawiać... Z czasem nie myślałam już o nim codziennie, ale zawsze kiedy znalazłam się z dala od tłumu i codzienności oraz wtedy kiedy kładłam się spać, przypominałam sobie o nim....i tęskniłam...wspominałam...przez te krótkie chwile żyłam przeszłościa...!!! Przez te wszystkie lata poznałam wielu fajnych chłopaków i wielu z nich chciało być dla mnie kimś więcej niż tylko zwykłym kolegą, ....ale chciaż z początku mi się podobali i wszystko było pozornie wporzadku, to zawsze potem przychodziła ta chwila kiedy uświadamaiałam sobie, że nie czuję do nich tego...co czuje do Kacpra...że nie mam z nimi takiej więzi jak miałam z nim....że zawsze będę o nim myślała.... i na tym kończyły się nasze znajomości... Nie chciałam być z nimi bliżej...równoważyło się to dla mnie ze zdradą Kacpra i...zdradą własnego serca.... Tak się złozyło, że rozpoczęliśmy naukę w tym samym gimnazjum. z początku o tym nie wiedziałam i zaczął mi się podobać pewiem chłopak... coś mnie do niego ciagnęło...nie mogłam z tym walczyć, chociaż z drugiej strony myślałam o Kacprze! Poddałam się i postanowiłam zaprzyjaźnić się z owym chłopcem... ku mojemu zdziwieniu okazało się że to właśnie jest Kacper. (minęło tyle lat, że nie pamiętałam już jak wygląda...ale jego sposób bycia...zachowanie...wspomnienia...to wszystko we mnie zostało). Zaczęliśmy się przyjaźnić, ale nic więcej... byliśmy poprostu dobrymi przyjaciółmi, aż poczułam, że on zbliża się do mnie coraz bardziej i zaczęłam go odpychać... sama nie wiem dlaczego....chciałam przecież...kochałam go...miałam nadzieję, że to będzie początek wielkiej miłości z happy endem... ale czy coś takiego wogóle istnieje??? Zrobiłam się dla niego chwilami niemiła i prowokowałam do kłótni...! Nigdy się nie kłóciliśmy, ale napięcie wzrastało...aż on nie wytrzymał i obraziliśmy się na siebie wzajemnie...i tak było kilka razy w ciągu pół roku... i chociaż ja go obrażałam, zawsze on pierwszy wyciągał rękę i to on przepraszał...wstyd mi teraz za siebie, kiedy o tym myślę, ale ... Pewnego razu pokłóciliśmy się tak bardzo, że już nawet on nie miał ochoty się pogodzić (albo nie miał odwagi ;-( ) I po około miesiącu znowu sie rozchorowaliśmy i chodziliśmy na konsultację do tego samego specjalisty...jego wizyty zawsze wypadały wtedy kiedy moje i był on albo przedemną albo tuż za mna na liście, dlatego znowu widywaliśmy się częściej i znowu zaczęliśmy się rozumieć...I tak już do końca roku, byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Nie parą, (chociaz może bym tego chciała) ale dobrymi przyjaciółmi ze szkoły. Nigdy nie powiedziałąm mu co wtedy do niego czułam i nie wiedziałąm co on do mnie czuje....jedyne co wiedziałąm to to że naprawdę mnie lubi, a on wiedział, że ja lubię jego...Zresztą zawsze przysparzałam mu powodów do zazdrości, dlatego on chyba myślał, że nie ma u mnie większych szans (o ile coś takiego wogóle chodziło mu po głowie, bo mógł przecież myśleć, że to ja nie mam u niego szans jako dziewczyna!). Wakacyjne rozstanie....bardzo je przezyłam...tęskniłam za nim codziennie i nie mogłam doczekać się powrotu do szkoły....nie mogłam doczekać się kiedy znowu go zobaczę...zresztą juz przez pierwszy rok nauki w gimnazjum, chodziłam tam głównie ze względu na niego (chociaz uczę się świetnie) i zawsze kiedy go nie było w szkole, spisywałam dzień na straty....z utęsknieniem czekałam jego widoku...i tak było zawsze! W końcu doczekałam się! przyszedł 1 września i mogłam go zobaczyć...wszystko zapowiadało się cudownie...ale tak nie było.... Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej i w końcu doszło do tego, ż eteraz rozmawiamy ze sobą sporadycznie. On wpadł w złe towarzystwo...wciągnął go w to jego najlepszy kumpel. pije, pali nawet okazjonalnie \"coś\" bierze... To naprawdę straszne! On naprawdę nie był złym chłopcem...ale wydaje mi się, ż eto może być oznaka buntu z jego strony! jego matka nie jest zbyt wyrozumiałą i wydaje mi się, ze on chce jej dopiec...albo coś ....a może chce się popisać, przed swoją paczką...?? Nie wiem...mam wiele teori dotyczących tego, ale nic nie mogę stwierdzić napewno...!!! Znalazł sobię dziewczynę....którą...chyba kocha....chociaż nie jestem tego do końca pewna....ich \"związek\" nie jest chyba taki poważny i opiera się na ciągłych sprzeczkach....rozstaniach i powrotach....Nie wiem co on tak naprawdę czuje do tej dziewczyny, ale ....nie zazdroszczę jej....nie wiem dlaczego, ale kiedy widzę ich jak ze sobą gadają, albo sa przytuleni, nie jestem zła...uśmiecham się wtedy...i myślę....może o tym, że fajnie byłoby być na jej miejscu...a może o tym, że nigdy ni chciałabym na nim być...a moze poprostu cieszę się z jego szczęścia...??Nie wiem!!! Sama już nie wiem!!! Do tego wszystkiego okazało się, że jedna moich kumpeli pod koniec pierwszej klasy zabujałą się w nim i to trwa nadal... było już tyle perypeti z tym związanych, że trudno byłoby je wyliczać...w każdym bądź razie, muszę przed nią udawać, że nic do niego nie czuję...mówię o tym jaki on jest beznadziejny...i naprawdę tak myślę....mówię że go nienawidzę.. i to też się zgadza, bo sa takie chwile...ale mimo wszystko go Kocham, ale o tym nie wspominam...nie mogę....czasem sama nie chcę się do tego przyznać...sama przed sobą... próbuję sobie wmówić, że nic do niego nie czuję, ale wciąż o nim myślę...tęsknię za tamtym Kacprem...Kacprem sprzed lat... chociaż to na tym teraźniejszym Kacprze mi zależy... Był taki czas, że spodobał mi się drugi chłopak...Tobiasz....pomyślałąm wtedy, że Kacper to już przeszłośc...całkowicei skupiłam się na Tobiaszu...i chyba mi się to udało,....ale do pewnego momentu.............Wtedy znów to się stało!!! OPn zaczął się do mnie zbliżać, a ja oddalałam się od niego, odpychałam go....a później znowu ja chciałam się do niego zbliżyć i kiedy już mi się to udawało, a on znowu zaczął się do mnie zbliżać, ja znowu go olewałam....i tak w kółko....to było choreeee....ale uświadamiałam sobie wtedy, że jest jeszcze Kacper i nie wiedziałam tak naprawdę, którego z nich kocham....Tobiasza czy Kacpra??? To trwało dośc długo, aż uświadomiłam sobie, że tak dalej nie może być... Że chocia zpróbowałam nie zastąpię Kacpra nikim....Że nie mogę dalej się okłamywać....Zostałam więc dobrą koleżanką Tobiasza....a co do Kacpra sprawa była niewyjaśniona.... Właściwie dalej nie wiem, co jest między nami....mam niekiedy przypływy złości i mam ochotę wtedy nie znać go już i nie wiedzieć nigdy więcej, ale zawsze potem wraca do mnie to uczucie pełne ciepła....i zawsze wraca ze zdwojoną siłą...Nie całowałam się jeszcze z żadnym chłopakiem, bo uważam, że pierwszy pocałunek jest zarezerwowany dla niego....moim zdaniem pierwszy pocałunek to wyjątkowa chwila, dlatego chciałabym, zrobić to z wyjątkowym chłopakiem....chociaz sama niekiedy wątpię w to, czy on wogóle na to zasługuje.... ale przecież kiedyś sama nie byłam lepsza.... Zauważyłam, że on często spogląda w moją stronę.... moje najlepsza przyjaciółka, która go bardzo nie lubi, prawie codziennie mówi mi, że on ciągle się na mnie gapi.... jak twierdzi dzikim wzrokiem....takim, który wyraża....pozytywne uczucia... Ja chociaz też na niego spoglądam od czasu do czasu, nie daje mu tego odczuć.... nie narzucam się, nie przypominam prezszłości....nie rozmawiam z nim z własnej woli....chociaz niekiedy bardzo bym tego chciała.....tak bardzo brakuje mi jego bliskości.... On czasem stara się byś blizk omnie, pod byle jakim pretekstem podchodzi do osób, które znajdują się gdzieś blisko mnie....i myślę, że robi to specjalnie.... jako dobra koleżanka rozmawiam dość często z Tobiaszem...i on zawsze obserwuje nas wtedy, przez cały ten czas kiedy gadamy.....nawet nie stara się tego ukryć... a ja wykorzystuję to, jako powód dla którego Kacper miałby być zazdrosny....ale może on wcale nie jest zazdrosny???....Może on zupełnie przypadkowo nas obserwuje....???? Może przypadkow zawsze znajduje się w pobliżu mnie, albo przynajmniej stara się znaleźć blisko od czasu do czasu, tylko bez zbyt długich przerw....??? Może przypadkowo podchodzi do osób z którymi się kumpluje a z którymi ja akurat gadam, żeby włączyć się do rozmowy...??? Może on nic do mnie nie czuje oprócz sentymentu i pewnego rodzaju sympati...??? Może zraził się do mnie przez to jaka byłam...??? Może... mogłabym napisać, jeszcze wiele takich pytań, ale nie znam na nie odpowiedzi...A może on mnie kocha...??? Tak jak ja jego...!!! Nie wiem, nie mam pojęcia....nigdy przecież nie powiedziałam mu co tak naprawdę do niego czuję....nigdy....i nieraz tego żałuję, ale on przecież ma teraz dziewczynę... a może ta dziewczyna ma służyć tylko ku mojej zazdrości...???? to może być pretekst...Ale czy to jest możliwe??? Czy warto się łudzić...??? Czekać aż on zrobi pierwszy krok, czy poprostu o niego zawalczyć...??? Kocham go!!! naprawdę go kocham, ale chyba nie potrafiłabym znowu zrobić zamentu w jego życiu....już dość w nim napmieszałam, zresztą w jego życiu zawsze pełno zamętu... Nie miałabym odwagi... przeciez on też nigdy nie powiedział mi czy czuje do mnie coś więcej... NIE WIEM!!!!! Naprawdę nie wiem co o tym mysleć.... A co wy o tym myślicie??? Prosze pomóżcie mi jakoś....same słowa wystarczą... ale musze znać prawdę....co myślą o tym inni... muszę się z tym z kimś podzielić i usłyszeć co inni mają na ten temat do powiedzenia...nie mogę już żyć w świecie swoich własnych myśli.... I tak to po krótce wygląda...Proszę pomóżcie...

* * * * *

7 lat temu miałaś 9 lat. Poznałaś chłopaka, był fajny, dobrze się czułaś w jego towarzystwie. Potem on zniknął z Twoich oczu, ale został w pamięci. Przez ten czas pokochałaś swoje wyobrażenia o nim. Nie jego - bo on się zmieniał przez te wszystkie lata i to diametralnie (to normalne, bo przestał być dzieckiem). Przez ten czas wyobrażałaś sobie różne sytuacje z nim roli głównej, swoje reakcje i po prostu - jego jako swojego chłopaka. Przyznaj, że tak było. On tak mocno wrósł w Twoją wyobraźnię, że nie pozwoliło Ci to zbliżyć się do kogoś innego i dlatego odczuwałaś to jako "zdradę". Nie dałaś nawet szansy innemu, bo niejako wmówiłaś sobie - podświadomie - że będziesz z nim kiedyś. Po latach się spotkaliście co zaczęło Cię w Twoim przekonaniu utwierdzać. Nie wzięłaś jednak pod uwagę, że te 7 lat to ogromnie dużo w Waszym wieku i że on nie jest już Kacperkiem, który bawił się z dziećmi. Tak jak Ty nie jesteś już tą małą dziewczynką.
Zrobiłaś sobie trochę krzywdy, choć nawet nie masz o tym pojęcia.
Co zrobić? Nie czekać aż coś go olśni, bo: on nie pokochał Twoich wyobrażeń i nie żył nimi przez te wszystkie lata tak jak Ty. On nie ma o tym pojęcia, ale to nie jest powód, byś Ty mu o tym mówiła. To tylko pogorszy sytuację. Nie wiem czy dane Wam będzie być ze sobą, może tak, ale nie nastawiaj się na to, bo nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. Pisałam o tym w odp. nr 58, 86.
Żyj normalnie, nie zamykaj serca na innych. Módl się o dobrego chłopaka, Bóg wie kogo Ci trzeba: [zobacz]

  Ewa, 18 lat
883
06.03.2006  
Czy zrobiłam błąd dają księdzu(podkładając pod drzwi) anonimowy list,chwalący Go jak równiez z osobistymi refleksjami np.że dzięki niemu doznałam nawrócenia i że chciałabym spotkać takiego mężczyznę jak on?Jest to młody ksiądz ok28 lat.

* * * * *

Jeśli Twoją intencją było tylko pochwalenie księdza i wyrażenie mu wdzięczności za to co robi to nic złego, choć przyznaję, bardzo oryginalny sposób wybrałaś.
Problem może być tylko taki, że on może pomyśleć, że to jakiś sposób wyrażenia uczucia i- choć nie zna nadawcy - może zacząć się zastanawiać czy przypadkiem on nie popełnił błędu w swoim zachowaniu pozwalając, by jakaś dziewczyna obdarzyłaś go uczuciem.
Jeśli on się nie domyśla, że to Ty to po prostu zapomnij o tej historii.

  :), 16 lat
882
06.03.2006  
Jak realizować \"trudną miłość\" - miłość do nieprzyjaciół?

* * * * *

Najprościej - nie nienawidzić tzn. nie życzyć im źle. Wiadomo, że w naturze ludzkiej nie leży masochizm, czyli kochanie kogoś kto nam źle czyni i nikt od nas przecież tego nie wymaga. Po prostu: nie przeszkadzać im w ich planach, nie myśleć i nie mówić o nich źle, jeśli mamy możliwość zrobić dla nich coś dobrego - to zrobić. Miłość to nie uczucia to postawa.

  Malcia, 18 lat
881
06.03.2006  
Witam po raz kolejny. (807) Niedawno pisalam jak ktos sie zachowal... Jak mnie skrzywdzil itp. Teraz on chce, zeby to naprawic. Przeprosil mnie. Wlasciwie to napisal mi smsy, z ktorych wynikalo, ze zaluje. Pisal, ze ze czasem czlowiek rozumie swoje bledy. Wie, ze bardzo mnie skrzywdzil, ze byl nie w poarzadku. Chcialaby mnie przeprosic, ale zdaje sobie sprawe, ze teraz jest juz za pozno, ze pewnie juz udalo mi sie go znienawidzic. Pozniej jeszcze pisal, ze ten miesiac byl do czas uswiadomienia sobie paru spraw. Poznal wiele osob i wie czego chce od zycia. Pisal, ze zdaje sobie sprawe, ze nie potrafilby mi teraz spojrzec w oczy, po tym, jak mnie skrzywdzil. Wczoraj napisal mi jeszcze, ze mnie widzial w kosciele, ze pieknie wygladalam,ze on nie mial odwagi, aby mi to podejsc i powiedziec... W nocy napisal mi jeszcze, ze ma nadzieje, ze miedzy nami nie bedzie jaki dziwnych relacji. Ze bedzie normalnie... Nie wiedzialam co to normalnie ma znaczyc. On chcialaby, aby bylo tak jak kiedys... Ja naprawde nie wiem co nan zrobic. Mimo ze zadal mi ogoromny bol, bardzo cierpilama, to wciaz o nim mysle... Jest w mojej glowie,myslach i snach... Chcialabym mu wybaczyc, ale boje sie zaufac... Chcialabym o niego walczyc,tylko nie wiem czy nie jest to walka z wiatrakami... Co wiecej, ktos inny wyznal mi milosc... Nie chce go skrzywdzic, ale nie potrafie tego kogos pokochac. W sercu mam wciaz tamtego...

* * * * *

Nie ulegaj tak szybko. On nadal nie wie czego chce. Potrzymaj go na dystans przynajmniej z miesiąc - zobaczymy czy faktycznie mu na Tobie zależy i będzie walczył czy po prostu aktualnie z nikim nie jest więc Ty jesteś "w zapasie". Po prostu traktuj go na razie jak kolegę i nie daj się uwieść czułymi słówkami. Jeżeli chłopakowi naprawdę zależy to będzie walczył. Jeśli się szybko zniechęci - to nie miłość, a Ty znów będziesz cierpieć. Już raz dał Ci dowód niedojrzałości i teraz potrzeba czasu i czynów, by zdobył Twoje zaufanie.
A co do tego drugiego chłopaka - jeśli nic do niego nie czujesz to do niczego się nie zmuszaj, ale nie rezygnuj tylko dlatego, że masz nadzieję być z tamtym.

  Natalia, 17 lat
880
05.03.2006  
Witam! :(( MaM pewien problem z którym nie moge sobie poradzić. Sama nie wiem jak to moge nazwać ale bardzo mnie to meczy:( Chodzi o to ze dajmy na to poznam chłopaka który mi sie podoba i ja jemu tez, jest wszystko dobrze, układa nam sie, spotykamy sie, poznajemy blizej. Mało brakuje zebysmy byli razem, i nagle nie wiadomo skad buch i wszystko sie konczy:( Juz z soba nie gadamy, czesciej sie kłócimy i nie mamy tak jak kiedys wspolnych tematow:( Strasznie mnie to meczy:( Mam tak za kazdym razem:( Za każdym razem musze cierpieć:( Nie wiem co mam z tym zrobic:( Powiem szczerze ze szybko sie w cos angazuje i nie umiem sobie brac takich sytuacji zartobliwie tak jak to robia inne osoby. Jak chłopak mi sie podoba i ja jemu tez to probuje cos z tym robic, chce zeby było jak najlepiej a pozniej i tak wychodzi najgorzej:( Nie wiem jak sobie poradzic z tym czyms jak szybkie angazowanie w uczucia:( w ogole juz nie potrafie ufac chłopakom:( Za kazdym razem jak mi prawia komplementy to nie umiem w to wierzyc bo sie boje ze to znow sa tylko bajki:( Jak mam sobie z tym poradzic?? Co mam zrobic?? :( Mam juz dosc cierpienia:(

* * * * *

Ale co jest powodem, że nagle wszystko się kończy? Bo nic przecież nie dzieje się tak, po prostu. Piszesz bardzo ogólnie. Być może zbyt poważnie traktujesz każdą znajomość - w tym sensie, że niejako od razu postanawiasz, że ten człowiek będzie Twoim chłopakiem. Być może zbyt wcześnie ujawniasz uczucia? Może zbyt szybko traktujesz chłopaka jako "swojego". Być może właśnie owo szybkie zaangażowanie jest tu przeszkodą - bo właśnie jest zbyt szybkie? W związku obie osoby muszą być na takim samym etapie, żadna nie może wyprzedzać drugiej. Nikt też nie może czuć się naciskany i zmuszany do czucia więcej niż czuje naprawdę, albo do przedwczesnych wyznań.
Nie wiem czy to jest Twoim problemem, jeśli nie to napisz podając więcej szczegółów, a jeśli tak to proszę poczytaj odp. nr 18, 61, 74, 217, 514,747.

  Róża, 20 lat
879
05.03.2006  
Gdzie można chodzić w Warszawie na \"kurs dla zakochanych\" (nie chodzi mi tu o kurs przedmałżeński, ale o kurs dla młodych, zakochanych osób)?

* * * * *

Są "Wieczory dla zakochanych"- w zasadzie przyjęło się, że to kurs przedmałżeński, bo faktycznie nie trzeba po nim już żadnego kursu robić i przeważnie trafiają tam właśnie narzeczeni, ale on jest dla wszystkich, także tych przed zaręczynami. Informacje o warszawskich naukach znajdziesz tutaj:
1)Dominikanie:
ul. Freta
ul. Dominikańska (Służew): tel. 543-99-12 o. Mirosław Pilśniak.

2)Jeziuci: ul. Rakowiecka: 54-28-710 o. Tomasz Ortmann
ul. Narbutta (św. Szczepan) 542-10-26 o. Waldemar Aramowicz
3) MB Królowej Polski ul. Gdańska 6 tel. 608 701 055 ks. Andrzej Lelewski
4) Archikatedra: tel. 628-64-36 A. i K. Łoskotowie
5) św. Anna: tel. 828-30-58 ks. Andrzej
6) św. Krzyż: tel. 826-89-10 ks. Robert

Ponadto na tych stronach: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl

Jeśli zaś interesują Cię typowe rekolekcje dla zakochanych ale nie tych, którzy już planują ślub tylko na dużo wcześniejszym etapie to słyszałam o rekolekcjach w Lanckoronie. Informacje znajdziesz tutaj: www.npr.pl

  Pixelek, Pixelek lat
878
05.03.2006  
Jak udobruchać urażoną męską dumę ? :)

* * * * *

Ooo, a co ją uraziło?
Tak ogólnie: nie wracać do tej sytuacji czy wydarzenia, nie mieć o to coś pretensji. Podkreślać kompetencje tego mężczyzny. Chwalić go. Jeśli się da minimalizować konsekwencje danego wydarzenia. Nie roztrząsać już tego. To tak bardzo ogólnie bo naprawdę nie wiem o co chodzi.

  smerfetka, 21 lat
877
04.03.2006  
Już po raz trzeci zwracam sie z gorącą prosba o rade!!! Pani odpowiedzi są dla mnie światełkiem w ciemnym tunelu. Bardzo za nie dziekuje:) Problem jak zwykle dotyczy mojego chłopaka. odkryłam że na moim komputerze ogląda zdjęcia nagich kobiet, badz tylko w bieliźnie- reklamy! Nie wiem co robić:\'( jestem bezsilna, on wie że mi sie to nie podoba bo gdy raz w sklepiku oglądał rozbierane kobiety w magazynach, zwróciłam mu uwage. Powiedział że juz nie bedzie, a teraz robi to za moimi plecami i to jeszcze na moim komputerze, w moim domu!!! dla mnie jest to nie do zrozumienia:\"( kiedy ja robie nam jakiś posiłek lub sprzątam to on w drugim pokoju \"jakby\" mnie \"zdradza\". Czy ten związek ma wogóle sens??? Nie ufam mu!!! Czy to mozliwe by mnie kochał skoro mnie oszukuje- bo ja uważam że nie:\"( A może ja tylko jestem zazdrosna??

* * * * *

Nie kochana, to nie zazdrość to zdrowy rozum Ci się odzywa. Naturalnie, że on Cię zdradza - bo zdradzać można nie tylko męża czy żonę i nie tylko przez fizyczne oddanie się innej osobie. Zdradzić można męża czy żonę na długo przed ślubem, a nawet ich jeszcze nie znając. Ewidentne jest to, że Twój chłopak po prostu ogląda pornografię i szuka wrażeń seksualnych, bo w tym właśnie celu się ją ogląda.
Skandalem dla mnie jest oglądanie tego u Ciebie w domu na Twoim komputerze, bo poza wszystkimi kwestiami moralnymi to naraża Twój sprzęt na rozmaite wirusy, o instalacji dialerów nie wspomnę. To poniżające dla Ciebie. Masz prawo kategorycznie żądać zaprzestania tego nie tylko u Ciebie ale w ogóle. Jak on by się czuł gdybyś Ty oglądała w jego obecności nagich mężczyzn? Zapytaj go o to. Musicie poważnie i zdecydowanie porozmawiać. Nie możesz tolerować takiego zachowania, bo to dobrze nie wróży. Świadczy nawet o jego chyba już uzależnieniu no i braku szacunku dla Ciebie, jeśli się nie krępuje i potrafi to robić nawet w Twojej obecności lub w Twoim domu. Zdecydowane NIE dla takich jego zachowań. Bądź silna i wymagaj. Masz prawo do CZYSTEJ miłości. Powodzenia!

  Tomkie, 25 lat
876
04.03.2006  
Hej. Dowiedziałem się o Waszej stronce będąc dzisiaj na rekolekcjach. Tak sobie siedzę i przeglądam, czytam... Do głowy przychodzą mi dwie myśli. Mianowicie pierwsza to taka, iż jestem człowiekiem bardzo wierzącym a nagle pod koniec tamtego roku w pojawiło się zwątpienie, chęc skończenia z moim zycie gdy nagle straciłem dziewczynę z którą byłem 2,5roku. Nigdy na myśl nie przyszło mi że jestem tak słabym człowiekiem, co się stało w tym momencie z moja wiarą?? Dziś już sie nie martwię gdy właśnie w tym dniach poznałem wspaniała dziewczynę która mi wiele pomogła. Poznaliśmy się przypadkowo, bo na necie... Poznaliśmy się w taki sposób, iż na dzień dzisiejszy jesteśmy ze sobą, jesteśmy bardzo szczęśliwy i bardzo się kochamy. Moze to dziwne ale jak na razie wystarczają nam nasze zdjęcia i długieeeeee rozmowy przez gg i slype. Nie interesują nas zdania innych osób na ten temat, my i tak wiemy co jest dla nas najlepsze. Musi minąć jeszcze troszkę czasu byśmy się spotkali, ale jeśli wspólnie bedziemy NASZĄ MIŁOŚĆ pielegnować pokonamy wszystko, nawet odległośc która nas dzieli. Jestem szczęśliwy bo odnalazłem swą połówkę i będę robił wszystko by już nigdy jej nie stracić. Jedyne co moge zrobic to podziękować Panu za to, że połączył nasze kręte ścieżki życia i dał nam siebie. Dzięki za wszystko.....

* * * * *

No to powodzenia na tej drodze Wam życzę! Z Bogiem!

  Dominika, 17 lat
875
04.03.2006  
Zakochałam się w księdzu. Nie odsyłjcie mnie do pytania 11, bo czytałam Waszą odpowiedź. Ale u mnie trudno będzie ograniczyć kontakty, bo On uczy w mojej szkole, spotykamy się codziennie na każdej przerwie a poza tym on ma lekcje ze mną. Co mam zrobic? Nie moge przeciez przestać chodzić do szkoły! Proszę, pomóżcie!

* * * * *

No, to prawda, do szkoły nie możesz przestać chodzić. Ale możesz nie przebywać na przerwach specjalnie tam gdzie on. Jeśli się spotkacie przypadkowo - to trudno, ale celowo nie szukaj kontaktu. Tyle możesz zrobić. A poza tym popatrz na to z innej strony: on ma powołanie, ma już swoją miłość, której jest poślubiony. Czy miałabyś opory przed rozwijaniem w sobie uczucia do żonatego mężczyzny z dziećmi? Na pewno. Tu jest podobnie tylko "małżonką" jest kto inny.
Nie wiń się za uczucie, ale rób wszystko co w Twojej mocy, by tego kontaktu było coraz mniej - na ile możesz. I módl się, by Bóg zabrał Ci to uczucie i dał Ci chłopaka, którego będziesz mogła "spokojnie" pokochać.

  Nana, 17 lat
874
03.03.2006  
Czemu zawsze ja? Od roku podoba mi sie bardzo pewien chlopak o rok ode mnie starszy, chodzimy do tej samej szkoły i chociaz nigdy z nim nie rozmawiałam to czuje że go kocham. Strasznie cierpię i nie mam z kim o tym porozmawiac. Wiem ze nie mam szans u tego chłopaka bo nikt nie obdarowal mnie urodą. Głęboko wierzę w Boga i nie rozumiem czemu nie daje mi szczescia, ktorego pragnę. Jeszcze nigdy nie bylam w powazniejszym zwiazku z chlopakiem, mam 17 lat i potrzebuję kogos. Wybrałam tamtego chlopaka chce go poznać ale jednoczesnie boje sie tego bo wstydze sie wlasnego wygladu. Ja wiem ze mu sie nie spodobam. Bo jestem brzydka i glupia, nikt nie zwrocil jeszcze na mnie uwagi, nikogo nie obchodze. Często chciałabym zniknąć, umrzeć żeby nie cierpieć. Z kazda nastepna nieodwzajemniona miloscia coraz bardziej pograzam sie w smutku, rozmawiam o tym tylko z Bogiem ale on nie odpowiada mi, wiec przytulam sie do poduszki i prosze go o wybaczenie bo wiem ze taki ktos jak ja nie ma prawa do szczescia, musze cierpiec bo tak chce Bog a ja poddaje sie jego woli.Powoli staję się duchem,który krąży obłędnie i nie wie jak moze wtulic sie w ramiona smierci. Czy kiedys spotka mnie szczescie? Chce zeby pokochal mnie w koncu ktos kogo ja pokocham. Ja naprawde potrzebuje tamtego chlopca. Bol rozdziera mi piersi bo wiem ze nic z tego nie bedzie. Czy ja go kocham?

* * * * *

Ojojoj, najpierw lekturka odp. nr 421, 537 potem wybierz się do fryzjera, załóż to co lubisz i kup sobie błyszczyk. Jak Ci nadal będzie źle to zapisz się na jakiś fitness, bo to ogromnie poprawia samopoczucie i zacznij pić sok z marchewki (na ładną cerę). A teraz posłuchaj: to, że nie masz urody (lub tak Ci się wydaje) to nie ma znaczenia. Najważniejsze jest Twoje wnętrze. Wiesz czym odstraszasz chłopaków? Absolutnie nie wyglądem, bo w nim zawsze można coś poprawić. Niskim poczuciem własnej wartości, wręcz jego brakiem. To się wyczuwa w podświadomości. Masz prawo kochać i być kochana. Zależy Ci na tym chłopaku? Spróbuj nawiązać kontakt (odp. nr 3, 30, 37, 134, 411). Najwyżej nie wyjdzie. Szansę masz pół na pół. Nawet jak nie wyjdzie będziesz wiedziała, że:
- odważyłaś się,
- spróbowałaś,
- masz jakieś doświadczenie.

I już zawsze następnym razem będzie łatwiej. A może się uda?
A teraz mały teścik. Lżej Ci po tej odpowiedzi czy jeszcze gorzej się złościsz?
Jeśli to pierwsze to jesteś na dobrej drodze do miłości, jeśli drugie to znaczy, że wcale nie chcesz rady tylko kochasz swój żal, nie chcesz nic zmienić w swoim życiu, bo z Twoim nieszczęściem jesteś za pan brat. Uważaj - to szatan podsuwa takie myśli, bo on wie jakie jest nasze czułe miejsce i w niego uderza. Nie daj sobie nigdy wmówić, że jesteś brzydka, gruba i nikt Cię nie pokocha - to największe kłamstwo przeznaczona przez szatana dla kobiety. Możesz się temu skutecznie przeciwstawić. Powodzenia!

  dziewczyna, 26 lat
873
03.03.2006  
Czy naprawdę,aby wyjść za mąż wystarczy mieć w chłopaku przyjaciela?Bo czytałam ,,Miłość i odpowiedzialność\'\' i tam jednak pisze o miłośći pożądania.Ja rozumiem,że nie mozna budować na zakochaniu,poządaniu.Ale ja z własnego doświadczenia wiem,że można mieć wielu dobrych kolegów i żaden nie podoba się jako mężczyzna.Przecież sprawy intymne będą w małżeństwie ważne i wiele osób ma w tej dziedzinie wiele problemów.I druga strona medalu-o niektórych mężczyznach mogę powiedzieć,że są atrakcyjni,ale dostrzegam ich płytkość,często niemoralność i ich unikam. Czy to jest właściwe podejście,aby szukając męża jednak patrzeć czy jest pociągający?Czy skupić się wyłącznie na charakterze,a ,,sprawy małżeńskie\'\' same się jakoś ułożą?

* * * * *

"Samo" to się nic nie ułoży i lepiej nie puszczać na żywioł tak ważnych rzeczy. Pisałam szczegółowo na ten temat w odp. nr 201, 646. Naturalnie, że pociąg seksualny jest ważny i Karol Wojtyła wiedział o czym pisze. O pożądaniu pisałam w odp. nr 540.

  Weronika, 15 lat
872
03.03.2006  
Moje pytanie nie jest związane z problemami miłosnymi, no ale w ostateczności z miłością. Czytałąm juz wiele artykułów na temat współżycia tzn w małzeństwie, narzeczeństwie itd I zastanawia mnie jedna kwestia: Otóz dziecko to dar od Boga, należy go pragnąć a współżyjąc należy mieć na uwadze właśnie jego poczęcie i nie wolno używać środków antykoncepcyjnych. Wiem dlaczego to wszytsko, nie bedę sie rozpisywać i uznaję to oczywiście, bo na pewno ma swój cel. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Przecież małzonkowie (przynajmniej niektórzy) współzyją dośc często i nie tak nie wiadomo co tylko dlatego ze sie KOCHAJĄ i pogłebiaja w ten sposób więź ze sobą. I nie chcą zapewne miec dziecka po każdym stosunku, więc co mają robić??? Sa oczywiście naturalne metody ale przecież dość zawodne (czytałąm o tym, nie sprawdzałam:)) Więc jak to jest???

* * * * *

Naturalne metody planowania rodziny (pod żadnym pozorem nie mylić z tzw. kalendarzykiem małżeńskim, bo on faktycznie jest do kitu) są ogromnie skuteczne. Jako mężatka z doświadczeniem Ci to mówię :. Oczywiście, że nie każdy akt seksualny musi prowadzić do poczęcia a jednym z celów współżycia jest - po prostu- pogłębienie więzi małżeńskiej. Nie jest grzeszne współżycie jeśli się dziecka nie planuje. Jeśli chcesz więcej na ten temat poczytać to polecam encyklikę "Humane vitae" (cienka) i stronę www.npr.pl gdzie poczytasz sobie szczegółowo o naturalnych metodach, cyklu kobiecym (a wiedza o nim nawet teraz Ci się przyda). Fajnie, że już w tym wieku chcesz mieć właściwy pogląd również na takie sprawy.

  Agata, 19 lat
871
03.03.2006  
Chciałam sie zapytać czy prawdą jest, że ksiądz może na spowiedzi nie udzielić rozgrzeszenia jeśli uprawiało się seks stosując prezerwatywę? Czy istnieje taka możliwość? A jeśli tak sie stanie to co należy zrobić??

* * * * *

Tak, jest taka możliwość jeśli penitent:
- nie żałuje
- nie postanawia poprawy (tzn. zamierza nadal współżyć w takich warunkach).
Co robić? Najpierw zerwać z grzechem, żałować i postanowić poprawę a potem pójść ponownie do spowiedzi już wypełniając 5 warunków dobrej spowiedzi (zobacz w jakiejkolwiek książeczce do nabożeństwa o co chodzi).

  Dziewczyna, 17 lat
870
03.03.2006  
Znam się z nim (21 l.) od ponad roku. On uważa mnie za przyjaciółkę, ja go za przyjaciela, ale nie tylko... czuję do niego coś więcej. Na początku naszej znajomości nic nie mogło się rozwinąć bo on cały czas bardzo chciał być księdzem. Poszedł do Seminarium... jednak szybko zrezygnował. Teraz utrzymujemy bardzo dobre kontakty... Nie potrafię zadać konkretnego pytania, chciałabym tylko przeczytać Pani opinię na temat czy warto mieć nadzieję na to czy coś z tego będzie. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałam, bo nie wiedziałam jak. W innej odpowiedzi przeczytałam, że powinnam wyczuć jego stosunek do mnie, tak więc: chętnie ze mną rozmawia, szuka ze mną kontaktu, cieszy się jak mnie widzi, zawsze mogę liczyć na jego pomoc, niejednokrotnie słysze z jego ust komplementy... często rzuca jakies aluzje, ale... w tym jest problem bo nie wiem czy mówi serio czy żartuje. Długo już czekam na jakiś jego powaniejszy krok w tym kierunku i zastanawiam się czy w końcu nie wyjść samej z inicjatywą. Ale jeśli tak to jak??? Denerwuje mnie jego niezdecydowanie bo w zasadzie nie określiliśmy jednoznacznie naszych stosunków. Nie jesteśmy razem, ale on nie zachowuje sie jak (tylko) przyjaciel...

* * * * *

No to faktycznie czas na jakąś inicjatywę. Poproś go o pomoc w jakiejś technicznej kwestii, takiej z którą raczej tylko chłopak da sobie radę np. naprawa lampki, naprawa czegoś w komputerze, prośba o pomoc przy wyborze modelu telefonu komórkowego itp. Ewentualnie coś innego, w czym wiesz, że jest dobry. Inną propozycja może być zorganizowanie przez Ciebie dla znajomych jakiejś wycieczki po okolicy lub po mieście - jakichś ciekawych zakątkach (skorzystaj z przewodnika) i zaproszenie m.in. jego. A potem wymienicie się wrażeniami. Powodzenia!

  amonin , 22 lat
869
03.03.2006  
( pyt 821) Tak oczywiśćie np . od dwóch lat proszę by wreszcie dał mi kogós pokochać ( by dał mi dziewczynę ) i nic sam wychodziłem w tym czasie z inicjatywą do kilku osób bezskutecznie zawsze ta sama spiewka \" Bardzo cię lubię , ale tylko jako kolegę nic więcej \" więc proszę często ciągle a nie dostaje . A na przykład nigdy nie prosiłem go o ucznia na korki , ale się znalazł właściwie sam przez przypadek ( wolę myśleć , że działanie Boga ) . choć teraz dodtkowe pieniądze są mi bardzo pomocne . Mam wielu kolegów którzy są z kimś choć Boga o nigdy nie prosili . Tylko mi nie pisz , że nie jestem gotowy na miłość bo obrazisz mnie tym uważasz , że jestem mniej dojrzały niż niektóre 15latki choć o tyle lat starszy opoźniony w rozwoju .

* * * * *

Nie wiem skąd pomysł, że uważam Cię za opóźnionego w rozwoju, ale mniejsza o to. Mam za to propozycję: [zobacz]
Codziennie wpisuje się kilka wartościowych dziewczyn, mamy nawet kilka internetowych małżeństw :) Masz rację, że z samej modlitwy dziewczyny nie będzie. Czas wziąć sprawy w swoje ręce. Powodzenia!

  Ania, 18 lat
868
02.03.2006  
Mój problem jest podobny do opisanego w 441 punkcie. Otóż martwię się, że nierealna miłość (w wyobraźni) do chłopaka, którego znam tylko z widzenia może \"skrzywić\" mój pogląd na prawdziwą miłość. Czy przez marzenia o idealnej miłości, nie będę mogła dostrzec piękna realnej, prawdziwej miłości (która pewnie nie będzie już tak idealna)? Boję się, że przez marzenia będę nieszczęśliwa... Czy powinnam zrezygnować z marzeń o idealnej miłości do idealnego chłopaka? Z góry dziękuję za pomoc :). P.S. Cudowna strona, a Twoje czyny i chęć udzielenia pomocy innym jeszcze cudowniejsze ;) Dziękuję!

* * * * *

Aniu :! Przede wszystkim: nie ma idealnych chłopaków, nie ma idealnej miłości (nie licząc relacji Jezusa i Maryji - oczywiście o innym charakterze). Marzyć tak możesz - tylko: po co? Możesz sobie wbić do głowy, że Twój chłopak ma być taki, taki i taki, a Wasza miłość taka, taka i taka. Tylko co z tego jeśli życie pokaże Ci zupełnie co innego? Wiesz, ja też tak robiłam. Naprawdę. I myślę, że miliony nastolatek na świecie też. Bo to jest zupełnie normalne, że mamy marzenia i chcemy je realizować. Póki wyobrażenia o ideałach pozostają jedynie w sferze marzeń nie są niebezpieczne. Gorzej się dzieje, gdy dorastamy a nasz idealny obraz z młodości towarzyszy nam w relacji z każdym napotkanym chłopakiem. Generalnie to jest tak, że jak się później w realu chłopaka poznaje to absolutnie już się nie myśli czy on jest taki jak w moich marzeniach i wcale się tej swojej miarki do niego nie przykłada tylko tak jakoś się dzieje, że on się nam nagle zaczyna podobać taki jaki jest. Ale to generalnie, bo dobrze wiemy wszyscy, że są ludzi, którzy całe życie szukają czegoś nieokreślonego i nikt im nie odpowiada. Oni właśnie nie wyrośli ze swoich wyobrażeń, pokochali je a nie osoby, które napotykają na swojej drodze. Co robić by tak nie było?
Naturalnie nie rezygnować z marzeń. Nawet tych o chłopaku i miłości. Tylko nie myśleć, że jest na tym świecie coś idealnego. Oczywiście Ty możesz, a nawet powinnaś myśleć jakiego chłopaka chciałabyś spotkać, jakie powinien reprezentować sobą wartości, jakie cechy. Jak najbardziej, bo nie wyobrażam sobie, by godzić się na relację z kimkolwiek. Oczywiście możesz sobie myśleć jak chciałabyś, żeby było w Waszej relacji, określić swoje oczekiwania. Tak. One powinny być wysokie, bo powinno się w związku dużo wymagać - i od siebie i od chłopaka. Tylko nie stawiać wymogów niemożliwych, nie precyzować szczegółowo czym ma się interesować i jak chodzić ubrany. Pomocą w takim określeniu swoich oczekiwań mogą być książki o kobiecości, męskości, różnicach w psychice. Możesz poczytać odp. nr 25, 50, 340, 234, 568, 674, 715.
Życie Cię zaskoczy i to na pewno pozytywnie. Może się okazać, ze Twój mąż będzie diametralnie inny niż się spodziewasz. Ale to nie znaczy, ze nie będziesz szczęśliwa. Miło będzie wtedy powspominać młodzieńcze marzenia. Pod warunkiem, że będą to marzenia, a nie sztywne reguły, do których nikomu nie udało się dostosować.

  Karolcia , 17 lat
867
02.03.2006  
Pisałam przed chwilą do Państwa. Niestety moje wcześniejsze zapytanie już jest nieaktualne. Rozstaliśmy się ;( Jest mi teraz bardzo cieżko... Nie moge tego zrozumieć... Nie wiem, co teraz ze mną będzie... Myślałam, że to Ten jedyny... Rodzice mówią, że nie mam się do niego odzywać bo nie jest mnie godzien..

* * * * *

Nie wiem czy godzien czy nie. W każdym razie na pewno jest Ci teraz bardzo ciężko.
Jeśli Ci to pomoże to przeczytaj odp. nr 80 jak sobie radzić w takiej sytuacji. I módl się o dobrego chłopaka, np. do św. Józefa. Nie myśl, że to był ten jedyny, nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie (pisałam o tym w odp. nr 58, 86). Na pewno będziesz jeszcze szczęśliwa. Pozdrawiam!

  kaśka, 25 lat
866
02.03.2006  
mam problem od 5lat jestem w zwiazku z księdzem co ja mam zrobić? Kto ma mi pomóc odejść? ostatnio wytrzymałam 4mc ale wróciłam. Modlę się ale to nic nie pomaga. Ta ta relacja jest jak narkotyk

* * * * *

Pomóc może Ci tylko Jezus, nikt z ludzi nie ma takiej mocy.
Pytanie zasadnicze: co na to ten ksiądz???
Co na to jego przełożeni? Bo nie sądzę, że przez 5 lat taki związek mógł się ukryć przed wzrokiem ludzkim. Ja Cię nie potępiam, bo nie jesteś odpowiedzialna za to, że akurat księdza pokochałaś. Ale dobrze wiesz, że jesteś odpowiedzialna za swoje czyny. Jak sobie radzić przeczytaj w odp. nr: 11, 183, 524
A jak już kompletnie nic nie pomaga to pomyśl sobie jeszcze tak: kochasz go. A miłością jest pragnienie dobra dla drugiej osoby. A największym dobrem jest pragnienie zbawienia dla niej, prawda? Więc daj mu tę szansę, więc ofiaruj mu tę największą i najpiękniejszą możliwość: zbawienia. Nie utrudniaj mu tego. Choćby Tobie nie zależało to myśl o nim. Tak jakbyś myślała o żonatym mężczyźnie z trójką dzieci, którego żonie robisz krzywdę.
Wołaj: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!" Wołaj, krzycz, żądaj od Niego zabrania Ci go, zabrania tego uczucia, zmiany okoliczności. Jego w tym głowa, żeby to od Ciebie odeszło. Nie wnikaj jak się to stanie, zapewniam Cię, że Bóg znajdzie drogę. Tylko błagaj Go o to - wbrew sobie. Wbrew swemu rozumowi i sercu. Mów: "Panie nie chcę tego, ale zrób to! Zrób to za mnie bo ja już nie mam siły!". Idź na Adorację Najświętszego Sakramentu, klęknij i wykrzycz Bogu cała swoją boleść, wyrzuć to z siebie i proś by On coś z tym wreszcie zrobił!

  Krzysztof, 19 lat
865
28.02.2006  
Witaj! Kocham bardzo swoja dziewczyne,ale moim problemem, z ktoórym zaciekle walczę,ale nie udaje mi się go pokonać, jest masturbacja.Czasem kiedy jesteśmy razem,mam wrazenie,że postepuje wobec Niej niewłaściwie,nieuczciwie.jestem nawet tego pewien,wszystko na to wskazuje.Czy powinienem Jej o tym powiedzieć??? Boję się jej reakcji...Chciałbym już wreszcie przezwyciężyć ten problem i zadośćuczynić go w jakiś sposób,ale czy aż taki???Z drugiej strony,Ona kiedys bedzie moja żoną, powinna wiedzieć o mnie WSZYSTKO.Bardzo proszę o opinię w tej sprawie...

* * * * *

No widzisz, są granice szczerości nawet w związku.
Nie dam Ci jednoznacznej odpowiedzi, bo w każdym przypadku jest to indywidualna decyzja. Zależy od tego co chcesz osiągnąć takim wyznaniem i jak Twoja dziewczyna reaguje. Czy chcesz uzyskać wewnętrzny spokój czy pomoc od niej. Ty ją znasz i Ty wiesz czy będzie to z korzyścią dla Waszego związku czy nie. Jeśli walczysz z nałogiem, naprawdę solidnie się starasz to sprawa tego grzechu jest sprawą między Tobą a Bogiem. To nie jest tak, że w związku a nawet w małżeństwie należy mówić wszystko. Nie. Tą granica są sprawy między mną a Bogiem. Nikt, nawet współmałżonek nie ma prawa żądać wiedzy o naszych grzechach. To Bogu mamy je wyznać. I nasza przeszłość w sferze naszej grzeszności należy tylko do Boga A nie do współmałżonka - absolutnie nie zgadzam się z tym, że powinna o Tobie wiedzieć wszystko.
Jeśli jednak wiesz - znając swoją dziewczynę - że jej to "nie zrazi" tylko będziesz mógł uzyskać od niej pomoc to możesz powiedzieć. Nie musisz też kłamać jeśli ona Cię o to kiedykolwiek zapyta - wtedy jak najbardziej możesz powiedzieć. Ale "sam z siebie" - niekoniecznie.
Dlatego nie mogę jednoznacznie Ci powiedzieć co powinieneś zrobić.
Tym bardziej, że tak naprawdę to przecież nie wiesz czy ona będzie Twoją żoną - oczywiście ja Wam tego życzę, ale do dnia ślubu niczego człowiek nie jest pewien ;-).
Przyszło mi jeszcze do głowy, żebyś zapytał o to swojego spowiednika - szczególnie jeśli masz stałego bo taki Cię zna. Jeśli nie masz stałego to jeśli trafisz na jakiegoś, do którego będziesz miał zaufanie i który będzie miał trochę czasu. Może on jeszcze coś Ci doradzi. Trafnych decyzji!

  Anna, 24 lat
864
28.02.2006  
Kochani! Nie wiem co mam robić,a tym bardziej co myśleć. Jestem w związku juz ponad rok.Bardzo kocham mojego mężczyznę,jest to miłość czysta. Mam go bardzo głęboko w sercu, on zapewnia że też ale od 3 miesięcy sie nie widzieliśmy (mieszkamy od siebie w odległości 250km). Nie mamy teraz takiej możliwości. On mowi że teskni,chce mnie dotknąć, zobaczyć ale juz nie może wytrzymać bo nie jestem tam gdzie on. Ja studiuje w innym mieście niż mieszkam i wtedy odległość miedzy nami wzrasta do 350. Mówi że chciałby być ze mną ale żebym nie była tak daleko.Szkołe skończę za 2 lata on za 1,5 i dopiero możemy pomyśleć wtedy o wspólnym kroczeniu przez życie-tak uważamy.On nie wie czy wytrzyma.Zastanawiam się czy nie powinnam pozwolić mu odejść. Chciałabym, by był szczęśliwy. Jest mi ciężko bo myślałam że jest człowiekiem na którego czekałam całe życie. Teraz juz tylko cierpie słysząc jego głos w słuchawce bo nie moge go nawet zobaczyć. Oboje uważaliśmy ze Bóg postwił nas sobie na drodze bo poznaliśmy się w sanatorium, gdzie oboje trafiliśmy po wypadkach. Ja niegroznego a on ledwo przeżył. Czy dobrze zrobie pozwalając mu odejść??

* * * * *

Odejść??? Spakuj torbę i do niego pojedź. Co to jest 250 lub 350 km?
To jest odległość taka, że ludzie w Waszym wieku spokojnie raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie mogą się zobaczyć. No, chyba, że Wasz stan zdrowia na to nie pozwala (pisałaś, że jesteście po wypadkach), ale o tym nie mówisz, więc uznaję, że tak nie jest. Nie rozumiem czemu mówisz, że nie macie takiej możliwości. Na czym ta niemożliwość polega? Jeśli jedno z Was nie może to niech drugie pojedzie.
Jak to nie widzieliście się 3 miesiące???
Jak to mówi, że kocha, a nie przyjeżdża?
Ania, tu nie czas na dywagacje o odchodzeniu, tylko trzeba zakasać rękawy, sprężyć się w tygodniu, żeby mieć wolny weekend i zacząć wreszcie żyć jak para.
Jeśli jednak faktycznie oboje z jakichś racjonalnych względów (ale te względy usprawiedliwia tylko niemożność samodzielnego poruszania się) tak długo nie mogliście się zobaczyć to pytanie kiedy będzie taka możliwość? Czy zawsze tak rzadko się widywaliście? Kiedy będzie możliwość widzenia się częstszego? No bo chyba nie za te 2 lata dopiero? Jesteście razem ponad rok. To z jednej strony niewiele, ale też nie tak mało. Jesteście poza tym dorośli. To byłoby zbyt okrutne, żeby z powodu 250 km rozstać się kimś kogo się kocha. Z taką odległością radzą sobie nawet 16-latki (wiem co mówię, bo piszą tu regularnie).
Ten czas to próba dla Was. Jeśli wyjdziecie z niej zwycięsko, jeśli tak ułożycie swoje zajęcia, żeby znaleźć czas dla siebie to macie dużą szanse na szczęśliwy związek. Ale trzeba tego chcieć i starać się pokonać wszystkie przeszkody. Szczególnie Twój chłopak powinien o to zadbać. A on niby mówi, że zakocha, tęskni i chciałby Cię dotknąć ale jednocześnie nie wie czy wytrzyma? Nasz świadek na ślubie do swojej dziewczyny przez cały czas chodzenia i narzeczeństwa jeździł co tydzień z Warszawy do Oławy. I dało się. Nie Wy pierwsi i nie ostatni.
Nie wiem, może źle zrozumiałam przyczyny Waszej niemożności (ale nie piszesz o nich wprost), ale wydaje mi się, że to wszystko jest do uratowania jeśli tylko zechcecie.

  Gosia, 28 lat
863
28.02.2006  
Odnośnie przeznaczenia-przeczytałam odpowiedzi 58 i 86. Czy zatem Bóg zrobił mały wyjątek (księga Tobiasza 6, 18-19) dla Sary i Tobiasza.

* * * * *

Bóg nie zrobił wyjątku. Jednak by dobrze zrozumieć cytowany fragment należy wziąć pod uwagę wszystkie zasady czytania Biblii tzn. nie czytanie dosłowne, tylko w kontekście historycznym, społecznym itp. Ponadto należy sięgnąć do oryginału i zobaczyć jakie słowo tam występuje i czy w przekładzie na język polski jest to rzeczywiście "przeznaczona". Bo nieraz jest tak, że dany wyraz nie ma polskiego odpowiednika i szuka się słowa najbardziej zbliżonego.
Jednakże jako, że Biblia nie służy do prywatnego wyjaśniania (2 P 1,20), a ja duchownym nie jestem nie będę dokonywać tutaj szczegółowej analizy tego fragmentu, a nie znam komentarza do niego - tej "oficjalnej" wykładni ( nie wiem zresztą czy takowy istnieje).
Mogę jedynie podtrzymać moją wcześniejszą wypowiedź o braku przeznaczenia jako ślepego losu. Nie jest przecież tak, że Bóg jest złośliwy i np. mówi:" Dla Ciebie to ja przeznaczyłem Chińczyka. A jak się nie domyślisz i do Chin nie pojedziesz to będziesz całe życie sama". Dlatego więc ja rozumiem przeznaczenie jako danie nam przez Boga szansy w takiej sytuacji i okolicznościach w jakich dane nam było się znaleźć. Niejako stworzenie tej szansy, dając jednocześnie wybór. Dlatego też mamy wolną wolę i rozum. Myślę, że również Tobiasz odebrał słowa anioła jako ową szansę - w formie zachęty a nie rozkazu. Tak ja rozumiem "przeznaczenie". Bardziej jako "danie" a nie jedyną możliwość. A kiedyś oczywiście możemy zapytać Pana jak to naprawdę było z Tobiaszem i Sarą :)

  Alicja, 15/6 lat
862
27.02.2006  
Jestem okropnie nieobowiązkowa! Zawaliłam się już pracą po uszy, a nic nie robię w tym kierunku... To straszne!!! Ja przecież za pół roku pójdę do LO ;((( Nie wyrabiam, a przecież dobrze się uczę!!! Co mam robić, żeby stać się bardziej porządną, sumienną i mniej... leniwą. Nie potrafię skupić się na pracy, przynajmniej do godziny 23 w nocy! Wtedy się zrywam i udaję w szkole niewyspaną ( a przecież napradę tak jest) i że niby uczyłam się tyle czasu :(( To okropne, może powinnam pójść do Technikum??? Ale rok temu miałam świadectwo z paskiem!!! Pozdrawiam sedrecznie!!!

* * * * *

Generalnie to chyba nie o miłości pytanie ;-) ale spróbuje napisać kilka słów.
Alu, systematyczność i mobilizacja. Jak to robić?
Wyznacz sobie coś, co będziesz robić codziennie. Ja abstrahuję na razie od nauki. Powiedz sobie, że np. codziennie ćwiczysz 5 minut. Albo chociaż robisz co dzień 5 przysiadów. I codziennie wynosisz śmieci. I trzymaj się tego choćby się waliło, choćbyś była zmęczona. To nauczy Cię przełamywać siebie. Jeśli kilka razy będziesz musiała to wykonać przed północą następnym razem zrobisz to po przyjściu ze szkoły. To Cię zmobilizuje. Będziesz dumna, że się udaje. Stopniowo będziesz dorzucać do tego inne zajęcia lub wydłużać czas zajęć dotychczasowych. Wydłużać minimalnie: o minutę, o jeszcze jeden przysiad, o jedną więcej przeczytaną stronę (oczywiście ja tu podaję tylko przykłady, to może być cokolwiek innego). Ważne jest, by naprawdę codziennie wykonać to co się postanowiło, bez usprawiedliwiania się czemu nie.
To jest właśnie samodyscyplina. Powodzenia w małej rzeczy, w jednej dziedzinie zachęci Cię i zmotywuje do robienia więcej. A wtedy odniesiesz sukces.
Absolutnie nie obniżaj swoich celów. Idziesz do liceum, chcesz tego i uda Ci się to osiągnąć.
A poza wszystkim: zrób badania krwi (morfologię i hormony tarczycy), żeby zbadać czy wszystko jest ok, bo może np. niski poziom cukru lub problemy z tarczycą są tu powodem - też nie można tego wykluczyć. Jeśli będą ok, polecam codziennie 1-2 tabletki Magnezu z witaminą B6 - na lepszą koncentrację i pamięć. No i postaraj się być codziennie troszkę na powietrzu. Bardzo możliwe, że łapie Cię przesilenie wiosenne. Powodzenia!

  Julia, 16 lat
861
27.02.2006  
Nigdy nie miałam chłopaka. Jestem podobno ładna. Mówi mi o tym wiele osób (znajomi, kuzyni, rodzina) a wciąż nikt się mną nie interesuje. Dobrze się uczę, gram na gitarze, rysuję, mam wiele pasji. Czy to może odstraszać chłopaków? Banalne i nonsensowne pytanie ale zaczynam się już nawet nad tym zastanawiać...

* * * * *

Czy odstrasza? Generalnie nie powinno, chyba, że chłopak sam nie jest za bardzo utalentowany i czuje się przytłoczony nadmiarem Twoich zdolności. Może też mieć wrażenie, że Ty będziesz od niego wymagać równie wielu pasji i sukcesów, którym nie podoła. Może wydaje mu się, że nie dorówna Ci, że jesteś na wyższym poziomie niż on, że Twoi rodzice go nie zaakceptują. A może - już banalnie - przy takiej dziewczynie musi bardziej się starać, a to jest trudne, więc wybiera inną, której łatwiej zaimponować, bo ma mniejsze oczekiwania.
Tak może być. Ale to wcale nie oznacza, że musimy rezygnować z marzeń, zajęć, rozwoju talentu, byle znaleźć chłopaka. Bo prawdziwy mężczyzna taką kobietę potraktuje jak wyzwanie i możliwość sprawdzenia również siebie. Nie sprawdzenia - czy uda mi się ją zdobyć mimo tego wszystkiego tylko sprawdzenia siebie podciągając się do jej powiedzmy poziomu intelektualnego. Julio, jeśli te wszystkie Twoje zainteresowania nie powodują, że świata poza nimi nie widzisz i nie zbywasz chłopaków brakiem czasu, jeśli jesteś otwarta na znajomość i ten potencjalny chłopak nie byłby kolejnym dodatkiem, tylko ważną osobą w Twoim życiu, na którą znalazłabyś czas to nie masz się czym martwić.
To może oznaczać, że po prostu w swoim otoczeniu nie trafiłaś jeszcze na odpowiedniego kandydata. Pewnie jest tak, że dziewczyny mniej utalentowane kogoś mają a Ty nie, prawda? Może to jest spowodowane właśnie tym o czym wspominałam - one nie mają wysokich wymagań i łatwiej je zadowolić, a zatem łatwiej zdobyć. Ty zaś czekaj na takiego chłopaka, który będzie podobny do Ciebie pod względem intelektualnym (innymi również, ale o takim na razie rozmawiamy). A że tacy to raczej troszkę później interesują się dziewczynami...więc troszkę dłużej czekasz niż Twoje koleżanki. Ale wiesz, powiem Ci, że warto. W sumie "arcydzieła wymagają czasu". A "czekanie to połowa przyjemności" ;-). Powodzenia!

  Paweł, 16 lat
860
27.02.2006  
Mam pewien problem... zakochałem się w pewnej dziewczynie, i nie wytrzymałem zbyt długo. Powiedziałem jej o moich uczuciach. Nasz kontakt był bardzo dobry. był... bo nagle się urwał. staram się odbudować naszą wcześniejszą przyjaźń, ale chyba nie potrafię. Co mogę zrobić, aby chociaż móc rozmawiać z nią jak kiedyś?

* * * * *

Drogi Pawle! Popełniłeś klasyczny błąd. Powiedziałeś za szybko słowo "kocham". Dlaczego tego nie należy robić i jak teraz odbudować relację przeczytaj w odp. nr 18, 61, 74, 217, 514. Bądź teraz bardziej jej przyjacielem, zachowuj się tak jakbyś był jej kolegą z klasy. Mów o szkole, o znajomych, nie umawiaj się na spotkania. Ona musi poczuć się bezpiecznie, poczuć, że niczego nie oczekujesz, nie naciskasz i ona nie musi niczego odwzajemniać. Nie oznacza to, że od tego momentu będziesz tylko jej kolegą - jest szansa na związek ale musicie niejako zacząć od początku. Powodzenia!

  Beata, 21 lat
859
26.02.2006  
Spotykam sie z chłopakiem już prawie 2 lata, na poczatku to była tylko przyjaźń, z biegiem czasu zakochiwałam sie w nim coraz bardziej, jest wspaniałym człowiekiem, wiem też że bedzie cudownym męzem i ojcem dla dzieci. Otacza mnie opieką, potrafi przytulic, pocieszyć, jest przy mnie gdy tego potrzebuje,opiekuje sie mną, troszczy. W każdej sekundzie spedzonej razem czuje sie kochana, ale on twierdzi że nie potrafi kochac, że jest pusty, wypalił sie, że nie wierzy w miłość. Mysle ze to dlatego że nie udało mu sie w poprzednim związku, bardzo kochał dziewczynę która mu powiedziała: jesteś dla mnie za dobry i odeszła. Jak pomóc mu na nowo uwierzyć w miłość??

* * * * *

On jest zraniony, bo faktycznie smutne, jak się usłyszy, że jest się "za dobrym" - w momencie gdy daje się z siebie wszystko. Boi się zatem, że znów zrobi coś co zostanie uznane "za dużo". Dobrze, że to rozumiesz. Jak mu pomóc? Tak naprawdę to on Cię kocha, pewnie bardzo, tylko boi się tego powiedzieć. A może kojarzy miłość z gestami z poprzedniego związku, z uczuciem zakochania, z wyznaniami miłości i czułością - która została odrzucona? A tak naprawdę nie wie, albo boi się sam przed sobą przyznać, że kocha. Bo miłość to właśnie jego postawa a nie owa "chemia". Pisałam o tym w odp. nr 19 i 13.
Teraz co zrobić by go przekonać. Zapewnieniem, że mu ufasz, że jest dla Ciebie oparciem, że czujesz się bezpiecznie. Pochwałami. Może nie samym przekonywaniem, że potrafi kochać tylko powiedzeniem czym jest miłość dla Ciebie, jak ją widzisz i że Ty uznajesz, że on Cię kocha bez względu na to co on o tym myśli. Nie naciskaj na wyznania. On musi się oswoić, musi się przekonać, że on faktycznie kocha, że to co czuje to właśnie miłość. On to musi poczuć, musi sobie to uświadomić, przetrawić w sobie i - musi mieć pewność, że Ty go nie odrzucasz. Wiem, że chciałabyś usłyszeć słowo "kocham". Jednak na razie daj mu czas i sama też tego nie mów - bo poczuje się naciskany. Nie może czuć, że Ty na to słowo oczekujesz. Rozumiesz o co mi chodzi? Mów czym dla Ciebie jest miłość, zapewniaj, że jego postawa jest dla Ciebie miłością (poza tym mężczyźni okazują miłość przez czyny - to też mu powiedz), ale nie dąż do wyznania tej miłości słowami - na razie. Niech mówi, że lubi, że szanuje itp. Ty odbieraj to jako niewypowiedziane słowo "kocham" i odwzajemniaj tym samym. Najważniejsze, by nie czuł presji. Zapewniam Cię, że po jakimś czasie ten stan rzeczy się zmieni. Gdy uświadomi sobie, że on jako mężczyzna nie potrzebuje ciągłych wyznań tylko działania przestanie bać się tego słowa. Polecam lekturę "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" - powinno mu pomóc.
Pamiętaj, że on jest poraniony, a rany potrzebują czasu, by się zagoić. Bądź przy nim i mów, że kochasz swoją łagodnością i obecnością a nie słowami. Będzie dobrze!

  Zakochana, 13 lat
858
26.02.2006  
Mam problem podobam pewnemu ministrantowi dostałam od niego walentynkę on też mi sie podoba tylko jest strasznie nieśmiały na mój widok zawsze tylko znacząco sie zarumieni i uśmiechnie ale nie powie ani słowa. Skoro jestem pewna jego uczucia zaproponowac mu chodzenie?? umówic się z nim?? Czy mam przejąc ster?? Jak nawiązać kontakt. Jak zacząć rozmowe żeby go nie urazić? Boje sie ze jeśli zaczne rozmowe moge zraźic go moją śmiałością. Pojawia się dylemat zacząć rozmowe czy nie?? Kocham go chcę z nim chodzić ale nie wiem czy wypada go proic o chodzeie?? Prosze o pomoć bardzo mi na tym zależy! Z góry dziękuje! Szczęść Boże!

* * * * *

Droga Zakochana! Dobrze, że stawiasz te pytania :) Jak nawiązać kontakt przeczytaj tutaj: odp. nr 3, 30, 37, 134, 411. Absolutnie nie proponuj chodzenia i nie przejmuj steru - to on jest mężczyzną - urazisz go tym i ucieknie. A dlaczego? Przeczytaj w odp. nr 18, 61, 74, 217, 514 Powodzenia!

  Ktoś, 22 lat
857
26.02.2006  
To znowu ja (777) Tak ciekawe błona dziewicza przepuszcza krew śluz itp. a nie przepuszcza bakterii , poza tym gdyby jej nie było można było by leczyć z tych schorzeń rownież dziewicą , zrezsztą w razie medycznej potrzeby można ją rociąć hirurgiczne . wydaje mi się , że Stwórca chce nam zabrać przyjemnośc kobiecie bo ją boli i męczyźnie , bo kto kochający chciałby zabawać ból swojej ukochanej. Chyba jedyne wytłumnacznie to , że jest to jakieś pocieszenie dla tych jak chłopak z pytania 616 , nie będzie już jej pierszwym , ale za to będzie dawał jej przyjemnośc już od pierwszego . A sam fakt chciałbym mieć za żonę dziewicą , ale jeśli taką znajdę ( bo jestem sam ) chyba na kilka tygodniu przed ślubem wyśle ją do ginekologa by chirgicznie rozciął jej co potrzeba w znieczuleniu oszczędzę z ten sposób bolu jej i sobie wyrzutów , że go zadaje .

* * * * *

A najciekawsze jest to, że Ty jako facet tak bardzo się tą błoną przejmujesz. Zapytaj jakiejś dziewczyny, czy chciałaby jej nie mieć. A jak swojej narzeczonej zaproponujesz skalpel zamiast swojej czułości to ja już dziś jej współczuję. Czyżbyś miał jakiś problem ze swoją męskością?

P.s. Brak błony dziewiczej nie jest gwarancją "rozkoszy od pierwszego razu", bo kobieta współżycia i odczuwania przyjemności uczy się dłużej niż mężczyzna. To absolutnie nie jest kwestia błony. To tak gwoli wyjaśnienia, żebyś się nie nastawił jak ginekolog załatwi sprawę za Ciebie.

  Karola, 20 lat
856
26.02.2006  
co zrobić jesli przyjaciel, a może nawet chłopak mówi ze jest homoseksualistą, jak mu pomóc?

* * * * *

Proszę przeczytaj odp. nr 849.

  Dorota, 16 lat
855
25.02.2006  
mam problem...od ponad 2 lat kochałam jednego chłopaka bez wzajemności. nie wacham sie użyć tutaj słowa \"kocham\"..to była z mojej strony Miłość.Niestety kontakt zupełnie sie urwał...:(w koncu poznałam innego chłopaka do ktorego powoli rodzi sie podobne uczucie. jednak wiem, ze i w tym przypadku zdana jestem raczej na przegrana. Co zrobić??on jest dla mnie naprawde bardzo wazny, potrzebuje go. ale obawiam sie, ze już nie straczy mi sił bym po raz drugi walczyła (z moim stanem zdrowia: nerwica, stany depresyjne...:/)

* * * * *

Dlaczego zaraz przegrana? Daj sobie szansę. Przynajmniej spróbuj. Czy wiesz, że przez takie myślenie podświadomie będziesz prowokowała sytuacje "aby nie wyszło"? Wiesz, że on wyczuje Twoje nastawienie i brak wiary w siebie? Odwagi Doroto! Powiedz sobie tak: "być może nic z tego nie wyjdzie, ale chce spróbować, bo najwyżej mnie to czegoś nauczy, ośmieli itp. A może jednak się uda?" W końcu szanse są 50:50. Skorzystaj z podpowiedzi jak nawiązać kontakt (odp. nr 3, 30, 37, 134, 411 ) i do dzieła. Jesteś warta miłości!

  smerfetka, 21 lat
854
24.02.2006  
pozdrawiam Panią bardzo serdecznie!!! ogromnie dziekuje za odpowiedź, dużo myślałam nad moim związkiem z chłopakiem i prubuje ze wszystkich sił dbać o niego. nadal dręczą mnie setki pytań. nie mam z kim rozmawiać o swoim problemie, a pisać jest łatwiej :o) Od jakiegoś czasu (ok. 3 miesiące) ludzie na uczelni zwracają mi uwage, że ciągle jestem smutna i wypytuja czy mam problemy z moim chłopakiem. nikomu nie opowiedziałam co sie dzieje!!! chodzi o zazdrość!!!!!!!!!!!!!! :( wiem, że nie powinnam podejrzewać mojego chłopaka na kazdym kroku, ale to silniejsze ode mnie. mam jedno bardzo konkretne pytanie: czy jeśli mojemu chłopakowi podoba sie inna dziewczyna, to czy może istnieć miłość między nami??? czy istnieje możliwość, że ja jestem tylko pocieszeniem, bo ona jest już zajęta? czy powinnam powiedziec mu, że jestem zazdrosna i dlatego stałam sie taka nieznośna!!! jestem tego świadoma!!! z każdym dniem czuje sie coraz gorzej:( ranie go, a on nie wie o co mi wogóle chodzi. nie chce mu o tym powiedzieć bo boli mnie kiedy widze ich razem, jak sie uśmiechają:( czy miłość musi tak boleć??? a może powinnam wyzbyć sie zazdrości???

* * * * *

Nie, miłość nie może boleć - w takim wymiarze.
Nie wiem co masz na myśli mówiąc, że jemu podoba się inna dziewczyna: czy to znajomość czy coś więcej? Bo nawet do przyjaźni z osobą odmiennej płci należy dopuścić swoją drugą połówkę, inaczej staje się to niebezpieczne. Jak dopuścić? Ano, spotykać się we trójkę (lub czwórkę - jeśli ona też kogoś ma), nie mieć tajemnic - oczywiście można zachować w tajemnicy coś o co nas ktoś prosi, ale nie mieć tajemnic typu "gdzie byliśmy, jak długo, co robiliśmy i o czym rozmawialiśmy".
Teoretycznie jest taka możliwość, że jest się z kimś, bo osoba, która nam się podoba jest zajęta - ale życzę Ci, by w Twoim przypadku była to tylko teoria.
Osobiście radzę Ci porozmawiać o tym z chłopakiem. Powiedzieć, że niepokoi Cię ten fakt i poprosić by określił ich relację. Tylko spokojnie, bez pretensji i oskarżania, bo zrobi z Ciebie histeryczkę. Musisz być opanowana i wyrażać własne odczucia a nie formułować zarzuty pod jego adresem, ok.? Jeśli powie, że to przyjaźń - zaproponować spotkanie na ciastku u Ciebie czy na mieście z Tobą. Powiedz, że chcesz ją bliżej poznać. Taka zazdrość z Twojej strony nie jest czymś złym - Ty się po prostu niepokoisz. Ale musicie sobie to wyjaśnić. On się nie domyśl, a ja Ci na odległość nie powiem o co w tym chodzi. Rozmowa. Po tym będzie wszystko jasne.

  inez, 24 lat
853
23.02.2006  
witam:) mam pytanko czy to jest prawdziwa miłość bo juz sama nie wiem co mam o tym mysleć:( spotykam sie z chłopakiem od paru miesięcy poznalismy sie przez internet. zaczelismy sie spotykac duzo rozmawawiac a po paru dniach znajomości powiedział mi ze sie zakochał we mnie ja wowczas jeszcze sie niemoglam okreslic mozna powiedzoiec ze minął mnie ten etap zakochania nie mdlalam na jego widok poprostu mial to cos w sobie ze spowdowalo ze chcialam sie znim spotykac i go poznawac. i z czasem go pokochałam...przez pierwszy miesiąc bylo cudownie codziennie smski oprocz tego spotykanie sie rozmowy czulam sie naprawde szczesliwa. ale z czasem jakos tak emocje zaczeły opadac spotykalismy sie rzadziej juz nie mial tyle czasu co na początku dla mnie rzadziej dzwonil juz tyle nie smsował mimo ze nadal mnie zapewnia ze mnie kocha. ale jakos tego nie czuje. za duzo mam niepewności jest tym związku teraz to potrafi sie w ogole nieodzywac a jak sie odezwie to jakgdyby nic a mnie boli ze w ten sposob to postepuje tak jakbym go mało interesowala albo w ogole. a jak zapytam albo wrecz mowie ze nie lubie jak sie tak mało odzwywa i przez to nie wiem co sie z nim dzieje czuje ze wiele rzeczy mi nie mowi chodzi swoimi sciezkami o ktorych ja nic nie wiem ma swoje tajemnice. ja nie mowie ze musze sie wszedzie wtrącac w jego sprawy ale w koncu jestesmy razem a czasem czuje sie jakbym byla sama w tym związku. jak jestem z nim to czuje sie pewnie a jak go niema to zaraz czuje ze cos nie tak nie wiem moze mi brakuje tej pewnosci siebie i przez to tak jest ze ogolnie czuje sie niespokojna o związek. a jak mu mowie co mnie boli i pytam w prost czy mu nadal na mnie zalezy to on jest w ogole zaskoczony ze ja tak mysle przeciez on mnie kocha caly czas ale nie wiem czy ja jestem szczesliwa w tym związku to chyba nie to co oczekuje. mowie o tym co mi sie nie podoba ale to mało skutkuje i jest jak jest. jak rozmawialismy to ja mowie ze czuje sie ciągle sama nie czuje jakbym byla z kims a on na to zebym zrozumiala ze ma duzo pracy mimo ze tez wolalby zemną ten czas spedzac no i ja jestem wyrozumiala dla niego chyba powinnam skoro chce z nim byc ale nie wiem czy to docenia i co ja z tego mam. nie wiem czy mu ufam skoro nie mowi mi wszystkiego nie wiem czy potrafie. jak sie umawiamy to bywa tak ze go nie ma i nawet sie niespieszy by mi to wyjasnic albo jak juz wyjasnia to jakos to mało przekonująco ze to prawda. chociaz wie ze ja sie martwie. a caly czas mnie zapewnia ze mnie kocha...gdzie tu pokrycie tych słów. znowu niechce wyjść na wiecznie niezadowoloną i kaprysną ale chyba moge miec jakies oczekiwania co do bycia razem...sama nie wiem co to jest. jednak sklamalabym mowiąc ze nie ma zalet w wielu sprawach sie dogadywalismy nauczył mnie bycia otwartą duzo sie przy nim smieje jest wrazliwy i faktycznie mozna go łatwo zranic nie wiem moze mi sie wydaje ze miłość to idylla ze mają towarzyszyc temu pozytywne emocje ale tak nie zawsze jest i mi sie wydaje ze on mnie nie kocha ze ma kogos czy poznal kogos nie wiem tylko szkoda ze mnie okłamuje oszukuje po co zeby mi nie robic przekrosci no nie wiem a jak ma jakies problemy to mi nie mowie tylko woli pogadac o tym z kolegą to od czego ja jestem?czy tak postepuje osoba ktora kocha? kocham go ale jakos w tym związku nie tryskam energią chodze zdołowana mysląc ze jemu na mnie nie zalezy a czasmi płacze...prosze mi powiedziec jak sie zachowuje osoba ktora kocha prawdziwie? dziekuje z gory za odp:)

* * * * *

Troszkę dziwne i wiele niewiadomych. Możliwości może być dużo: może być tak, że Wasze "etapy związku" się nie pokryły. On się zakochał, Ty nie byłaś pewna, potem Ty się zakochałaś, ale on przeszedł już na inny etap i Ty czujesz niedosyt a on nie wie o co Ci chodzi. W związku powinno tak być, że jeśli jedna osoba pozostaje w tyle to należy na nią poczekać, a nie iść samodzielnie do przodu. Pisałam o tym w odp. nr 817 i 820. Inna możliwość to taka, że Ty jako kobieta potrzebujesz więcej czułości, rozmów, wyznań a on jako mężczyzna, skoro Ci powiedział, że kocha i zdania nie zmienił to uważa, że ten stan trwa i nie ma co się powtarzać. Poza tym mężczyźni wolą działać a nie mówić. O tych różnicach pisałam w odp. nr 568, 674, 715. Jest też oczywiście i taka - najgorsza - możliwość, o której piszesz. Może nie tyle on kogoś "na boku" ma co trochę jakby ostygł jego zapał i nie wie jak się wykręcić z tej znajomości z Tobą. Niepokoi mnie fakt, że się spóźnia lub nie przychodzi na spotkania, a potem przechodzi nad tym do porządku dziennego. O, nie, nie. Jakiegokolwiek rodzaju byłyby to relacje, to tak się drugiego człowieka nie traktuje. Zawsze należą się wyjaśnienia i przeprosiny. To po prostu wynika z szacunku do człowieka. A może - i to jest czwarta możliwość - on przestał dbać o Waszą relację i mu ona spowszedniała? Zaczął Cię po prostu traktować jako element swojego życia, jak kogoś przed kim nie musi się tłumaczyć. Niedobrze, ale jeszcze do nadrobienia. Odp. nr 255, 498, 566 (przemyślenia Pawła),773 - ku lekturze.
Proszę, przeczytaj, pomyśl. Myślę, że znajdziesz rozwiązanie problemu w którymś wariancie.

  maria, 25 lat
852
23.02.2006  
Nie chce mi sie żyć. Mama widzi tylko młodsze rodzeństwo! a ja pracuje studiuje-pieniądze przynosze i daje na zycie-a nigdy mnie nie pochwaliła-nigdy nie powiedziała że kocha! Jeszcze jest przeciwna mojemu przyjacielowi-a ja mam 25 lat! Nie chce mi sie zyc!!!!!!!!!!!!

* * * * *

Troszkę mało piszesz, nie wiem czym może być spowodowane takie działanie Twojej mamy. Może rodzeństwo jest dużo młodsze i sprawia problemy wychowawcze? Tak czy inaczej bez poznania przyczyn nie mogę oceniać. A teraz co do Twojego życia: Mario, jesteś dorosła, pracujesz. Masz przyjaciela. Niech zatem perspektywą na przyszłość dla Ciebie będzie małżeństwo, samodzielny dom i własna rodzina. Przecież nie z mamą całe życie będziesz i nie z nią weźmiesz ślub. Skoro zatem wiesz, że nie należy własnych dzieci różnie traktować masz szansę uniknąć tego w swoim życiu.
Co do tego, że jest przeciwna przyjacielowi - też nie piszesz nic konkretnego, ale zajrzyj do odp. nr 67, 114, 251, 207, 400.
Mario, rozumiem, że boli Cię ta sytuacja, ale masz 25 lat, chyba nie warto być zazdrosnym o młodsze rodzeństwo, w sytuacji kiedy i tak niedługo już pewnie z domu wyfruniesz? A już na pewno nie jest to powodem do tego by Ci się nie chciało żyć. A dlaczego nie porozmawiasz z mamą na ten temat? I co na to Twój ojciec?

  Marlena, 16 lat
851
23.02.2006  
Witam! Jestem Martyna i mam 16 lat. Uwielbiam taniec, po prostu kocham tańczyć! Podoba mi się moja figura, mimo to, że mam szerokie biodra i dość masywne uda :] Porównuję się wtedy do Beyonce, choć i tak jestem od niej szczuplejsza :) Problem jest jednak w tym, że kiedy świczymy na w-fie i widzę w lustrze wszystkie moje wysokie i smukłe koleżanki, tracę pewność siebie. Jestem niską osobą. Najgorzej, kiedy tańczymy! Na tych \'\'szkieletach\'\' widać każdy ruch! Każde poruszenie biodrami, wszystko! Wtedy myślę, że one tańczą lepiej i w ogóle lepiej wyglądają! To okropne uczucie, bo uważam, że ja również świetnie tańczę. Ale one są takie zarozumiałe... Ud się nie pozbędę, mam takie po mamie. Co mam robić??? Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję że jest taka stronka! Ps. Proszę wybaczyć, że wyskoczyłam z takim banalnym pytaniem, ale naprawdę nie mm się do kogo zwrócić. Jeszcze raz dzięki!

* * * * *

Kiedyś komuś już pisałam w podobnym problemie: po pierwsze - sukces, że lubisz tańczyć. Sukces drugi - podoba Ci się Twoja figura.
A poza tym: Jak będziesz w ciąży to Twoja kobieca figura będzie jak znalazł. Łatwiej Ci będzie nosić dziecko i je urodzić niż Twoim szkieletowatym koleżankom. No i mężczyźni wolą okrągłe kształty :)
A co do tego czy one ładniej wyglądają w tańcu: wcale niekoniecznie. Ważniejsza jest gracja, z jaką się poruszasz niż sama figura. Bo można nawet z nadwagą poruszać się i wyglądać ślicznie, a z figura anorektyczki sprawiać wrażenie pociąganego sznurkami pajacyka. Rób to co lubisz i w tańcu skupiaj się na nim - będziesz prawdziwą mistrzynią.


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej