Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3100-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  Adam, 24 lat
2750
02.08.2009  
Witam serdecznie!

To stało się rok temu. Zakochaliśmy się wzajemnie w sobie. Tylko że mnie jeszcze nie przeszło, nie wiem jak jej, ale Angelika nie ozywa się już kilka miesięcy. Jej rodzice zakazali nam się spotykać ze względu na moją chorobę. Rok temu byłem w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu spotkaliśmy się jeszcze raz na jej uczelni. Porozmawialiśmy jak zakochana para. Było nam ze sobą bardzo dobrze, dobrze się dogadywaliśmy, tworzyliśmy udany związek do czasu pójścia do szpitala. Tak bardzo chciałbym wiedzieć, co u niej słychać. Po cichu myślę o odbudowaniu relacji, choć nie wiem czy to możliwe. Wszystko przez jej rodziców. Uparli się, że jej córka nie będzie spotykać się z chorym człowiekiem. Jestem chory, ta choroba będzie się ciągnąć przez całe życie, ale to nie ostateczny chyba powód, by rezygnować z wielkiej miłości. Póki biorę lekarstwa psychotropowe i nie łączę ich z alkoholem, wszystko jest pod kontrolą i czuję się świetnie, aż chce się żyć. Nie rozumiem wyboru Angeliki. Musiał a być poddana rodzicom, być mocno zależna od zdania rodziców. Tęsknię czasem za nią, śni się czasem po nocach. Drugiej takiej dziewczyny szukałem lecz bezskutecznie. Proszę o słowo... z góry bardzo dziękuję i pozdrawiam w Panu!


* * * * *

A jesteś pewien, że to był wybór tylko jej rodziców a nie jej? Widzisz, skoro ona jest dorosła to nawet działając pod wpływem rodziców sama decyzję podjęła. No nie jej rodzice z Tobą zerwali tylko ona. Chcesz wiedzieć co u niej? Zapytaj ją. Odezwij się. Zobaczysz po jej reakcji co czuje i jaki ma do Ciebie stosunek. Pozdrawiam, z Bogiem!

  Rozalia, 18 lat
2749
01.08.2009  
Witam! Piszę, bo już sama nie potrafię sobie z tym poradzić. Mam chłopaka, jesteśmy ze sobą półtora roku. Dopiero nie dawno poweidzieliśmy sobie pierwszy raz, że się kochamy. To było piękne. W ogóle jak on mi to mówi, to czuję dziwne mrowienie. To na tej stronie przeczytałam jakie są różnice między zakochaniem, a miłością, kiedy powiedzieć kocham i za to bardzo dziękuję. Ale nie o tym miałam pisać :) Otóż chodzi o moją zazdrość. Czytałam już Pani wypowiedzi na ten temat, ale jakoś nie potrafię sobie z tym poradzić. Jego była dziewczyna ciągle do niego pisze, dzwoni, ponieważ są z tej samej miejscowości i studiują w mieście oddalonym od niej o 200 km, więc jak ma chwilę wolnego, to dzwoni do niego nie wiem może tak jakoś z solidarności, że pochodzą z tej samej wsi. A ja jestem 200 km od nich i wyobrażam sobie głupoty. Ta dziewczyna z nim zerwała i to tak, że długo nie mógł się pozbierać, nie wiem co mu przy tym powiedziała bo już mi nie powiedział, ale wiem że długo był załamany, potem zły na nią, potem na siebie, mówił że jest beznadziejny, że nikt z nim nie wytrzyma itp. Wtedy z nim jeszcze nie byłam, ale już go znałam i gadaliśmy o różnych sprawach. Czasem myślę, że On jest ze mną właśnie dlatego, że go wtedy pocieszałam, a do niej ciąle coś czuje. Jak mu o tym powiem, to mówi że wcale tak nie jest, że przykro mu, że tak myślę itp. A potem znów siedzi z komórką i pisze, nawet gdy jest u mnie, a ja siedzę i się nudzę. Jak mu zwrócę uwagę, to owszem przestanie, ale od razu jest jakoś dziwnie, czuje że On myśli, że jestem chorobliwie zadrosna z potem znów to samo. Nie wiem co mam zrobić, może mi Pani podpowie jak o tym porozmawiać, bo zawsze gdy zaczynam temat, to On że jednak nikt z nim nie wytrzyma, że ma już dziewczyne a ona czuje, że jej nie kocha, robi coś na boku, więc jest beznadziejny. A później jest tak samo i ja znów jestem zazdrosna. To mnie strasznie męczy. Chciałam mu sprawdzić smsy, ale czy to wypada za jego plecami. Proszę o radę!
Z góry dziękuję!


* * * * *

Sprawdzać na pewno nie wypada, natomiast nie wypada też tak się zachowywać jak on. To zrozumiałe, że nie czujesz się komfortowo i on powinien wiedzieć, że tym Ci sprawia przykrość. Nawet jeśli go nic poza sympatią z tamtą dziewczyną nie łączy to zwyczajna kultura wymaga, by nie wspominał od niej i nie pisał do niej w Twojej obecności - nawet jeśli nie ma tam żadnych podtekstów. To nawet nie jest kwestia zazdrości, a zwyczajnej empatii z jego strony. Musisz z nim porozmawiać i powiedzieć mu tak: Ty się z tym źle czujesz i prosisz by w Twojej obecności tego nie robił. Zapytaj jak on by się czuł gdybyś Ty przy nim korespondowała z byłym chłopakiem? No chyba niefajnie, prawda? Powiedz mu jasno jak się czujesz i czego oczekujesz. To też jest kwestia organizacji i planowania randek. To niedopuszczalne, że Ty spotykając się z nim się nudzisz. A gdzie jakieś pomysły, inicjatywa? Co on proponuje, gdzie chodzicie, jak się wspólnie poznajecie? Co wiecie o sobie, jakie macie zainteresowania, kompleksy, problemy i hobby? Kiedy byliście ostatnio w kinie, na jakiej wystawie i wycieczce? Randek nie można zostawiać własnego biegowi, bo potem są takie sytuacje. Zaproponuj coś a następnym razem poproś, by on coś wymyślił. Polecam Ci też odp. nr 1269. Z Bogiem!

  Anna, 21 lat
2748
30.07.2009  
Witam. Rok temu spotykałam sie z pewnym chłopakiem, czułam zaangażowanie z jego strony, ja nie byłam gotowa na związek. (Byłam po rozstaniu z chłopakiem) W końcu przestaliśmy sie spotykać. W tym roku odnowiliśmy kontakt, jego nie było w kraju, jednak często pisalismy. Gdy wrócił, poczatkowo czułam jeszcze że mu zależy. gdy wyznałam mu uczucie on powiedział, ze chciał coś do mnie po czuć, ale nadal kocha swoją byłą, z która rozstał sie dwa lata temu. Poczułam sie zraniona. Nie chciałam utrzymywać kontaktu, on pisał ze chciałaby sie spotkać czasami, ale chyba usznował moje zdanie i nie odzywa się. Dziś tego żałuje, żałuje że zerwaliśmy kontakt. Nie wiem czy do niego napisać., zagadać. Nie wiem czy moge walczyć o jego uczucie, czy to jest nie realne, że może coś do mnie poczuć? Skoro przez dwa lata nie przestał jej kochać..to czy jest jakas szanasa że pokocha znowu? Może szansa że pokocha istnieje..ale czy jest szansa na to że mnie jeśli będe sie starać? Czasem myśle, że jako kobieta powinnam sobie dać spokój z zabieganiem o niego, ale czasem nachodzi mnie myśl że skoro miał jakis do mnie sentyment..to mogłoby sie udać... co robić...? Może to tylko pragnienie miłosci i bycia z kimś sprawiało ze chciał cos poczuć na siłe...ale może to nie jestem ja:(

* * * * *

Po pierwsze to popełniłaś bardzo duży błąd wyznając uczucie. Tak się nie robi, bo to jest zaczynanie związku od końca. Bo widzisz, nawet jeśli mu się podobałaś to nie znaczy, że był gotowy (a pewnie nie był po takim czasie niewidzenia się) na związek i na takie deklaracje. Poczuł się naciskany, poczuł, że Ty oczekujesz od niego tego samego i uciekł. Może ze strachu, może tylko się wykręcił tą byłą dziewczyną, a może to prawda, ale tak czy inaczej nie była to dobra strategia, bo teraz bardzo trudno będzie Wam utrzymywać normalny kontakt. On ciągle będzie miał poczucie, że nie jest dla Ciebie tylko kolega, tylko, że Ty wyczekujesz chwili kiedy on wreszcie odwzajemni uczucie. Więcej na ten temat napisałam w tym artykule: [zobacz]
Co teraz zrobić? Zachowywać się naturalnie, nie wspominając o uczuciach. Dać mu trochę czasu i możliwość decyzji. Zobacz jak będzie się on teraz zachowywał i czy w ogóle będzie chciał utrzymywać kontakty a jak tak to jakie. Sama działaj delikatnie odzywając się od czasu do czasu, głównie z jakiejś okazji. Nie możesz jednak oczekiwać od niego zaangażowania i nie możesz liczyć na to, że teraz się w Tobie zakocha. Być może tak kiedyś będzie ale nie możesz na to liczyć. Nie możesz natomiast winić się za to, że tak wyszło. No po prostu wyszło i już, może nie był to ten właściwy. Tak ajk mówiłam, odzywaj się czasami i obserwuj jego reakcje. Z Bogiem!

  Ania, 23 lat
2747
30.07.2009  
Myślałam, że już nic z tego nie będzie, tak trudny był mój związek. Przeszliśmy przez jego uzależnienie od onanizmu, pogodziłam się z jego trudną przeszłością, zrozumiał że kłamstwo nie jest ucieczką od problemów... Wiele razy musialam przebaczać, wiele razy płakałam, kiedy upadał, albo kiedy znowu ukrył prawdę. Jemu też było trudno, bo bardzo byłam poraniona przez to wszystko i bardzo trudno było mi zaufać i czasem już miał dość. Były momenty, że poddawaliśmy się, ale zawsze jednak wracaliśmy. Walczyliśmy oboje o naszą miłość. To trwało połtora roku. Znowu jestem tą radosną, spokojną dziewczyną, którą byłam zanim ta walka o szczęscie się zaczęła. A on jest najwspanialszym, najczulszym, najsilniejszym facetem jakiego znam. Prowadzi nas w czystości, opiekuje się mną i twierdzi ze nie wyobraża sobie już życia beze mnie. Wszystko jest łatwiejsze z nim, tak lekko mi się żyje. Rozmawiamy o ślubie i jestem najszczęśliwsza na świecie. Ale czasem ogrania mnie lęk, niedługo będę musiała podjąć decyzję na całe życie. Czy to co przeszlismy jest wystarczającą gwarancją na przyszłość?

* * * * *

Nie wiem. Być może tak, bo próba była ciężka i skoro z niej wyszliście zwycięsko to jest to dowód na to, że potraficie pozytywnie rozwiązywać problemy i że może Was to umocnić. Jednak nic nie można zagwarantować na 100 %. Nawet stojąc przed ołtarzem nie mamy takiej pewności. Natomiast po to jest łaska sakramentu, która nas umacnia, by móc zaryzykować, odważyć się i trwać. Bóg udziela tej łaski i pomaga. Módlcie się o to oboje. I polecam Wam także udział w "Wieczorach dla zakochanych". Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Trwajcie, budujcie i docierajcie się. Sakrament będzie działał. Z Bogiem!

  Dorota, 25 lat
2746
29.07.2009  
Za kilka miesięcy mój ślub. I nie wiem co zrobić. Moi rodzice są w separacji od niecałych dwóch lat, mieszkam z mamą. Tato mieszka w tym samym mieście, utrzymuję z nim kontakt, chociaż dość chłodny. Za to relacje między rodzicami sa bardzo złe. Widzę, że mamie ciągle zależy na ojcu, mimo to że tyle lat psychicznie się nad nią znęcał. Kiedy mama się zbuntowała wyprowadził się i teraz wcale nic go nie obchodzi i kiedy ją przypadkiem spotyka udaje, że jej nie widzi. Mamę to boli, boję się, że on zespuje wesele mojej mamie i mnie, kiedy będzie na złość flirtował z kobietami a ją ostentacyjnie ignorował. W ogóle nie wiem jak ten problem rozwiązać. Czasem mam ochotę w ogóle go nie zapraszać, do wesela się nie dołożył, ale w końcu to mój ojeciec. Prosze o pomoc.

* * * * *

Zaprosić powinnaś. Natomiast Twoja mama powinna wtedy zajmować się Tobą i ignorować to co on będzie robił i mówił. Oczywiście nie można pozwolić mu na jakieś awantury ale jeśli nie będzie się zachowywał w sposób ewidentnie niekulturalny to trzeba to jakoś przeżyć. Rozumiem, że mamie może być przykro ale to jest taki dzień, że oboje rodzice powinni być, chyba, że sami z tego zrezygnują. A może ojciec się opanuje i zachowa jak trzeba? Możesz też z im porozmawiać przed ślubem i poprosić, by w ten dzień stanął na wysokości zadania - jako Twój ojciec np. by normalnie z mamą zatańczył czy z przy niej siedział. Porozmawiaj z nim, wybadaj sytuację i w zależności od jego reakcji podejmij działania. Jeżeli będzie reagował agresywnie na Twoją propozycję to być może trzeba będzie zrezygnować na weselu np. z oficjalnych podziękowań dla rodziców lub tańca dla rodziców, żeby Twojej mamie nie było przykro. Potem można podziękować mamie indywidualnie po weselu. Ale może ojciec będzie potrafił normalnie się zachować, nawet jeśli będzie to trochę sztuczne. Z Bogiem!

  Maja, 19 lat
2745
28.07.2009  
Mój narzeczony (za rok ślub) zawsze był bardzo czuły i kochany. Ostatnio to się zmieniło. Jest oschły, nie mówi już, że mnie kocha, dużo rzadziej mnie przytula... Nie wiem co się dzieje. Próbowałam z nim rozmawiać, myśląc, że ma jakieś problemy, lecz niczego się od niego nie dowiedziałam. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek. Pomyślałam, że może ma inną. Nie wiem... Z nim się nie da rozmawiać. Gdy tylko próbuję, to on mówi, że mi się zdaje, że tak jest. I nic więcej nie ma mi do powiedzenia. Nie wiem co robić. Pomóżcie!

* * * * *

No trudno mi powiedzieć co się stało. Pytanie ile ze sobą jesteście? Zważywszy na Wasz wiek domyślam się, że nie za długo. Może więc jest tak, że przeszedł mu etap zakochania? Pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]. Nic więcej nie możesz zrobić jak tylko próbować z nim rozmawiać. Ale nie mów mu o tym jak on się zmienił, tylko o swoich odczuciach, tak by nie mógł tego zakwestionować. Nie może więc mówić, że Ci się zdaje skoro Ty tak czujesz. Być może ma jakieś kłopoty a może po prostu jest właśnie tak, że skończył się ten okres zakochania i on nie czuje już takiej fascynacji jak na początku. Mów mu zatem, że Ty potrzebujesz więcej czułości i nawet jak on jej nie potrzebuje to niech robi to dla Ciebie. Przeczytaj też odp. nr 15 i 906. Z Bogiem!

  Anna, 51 lat
2744
26.07.2009  
Szczęść Boże!
Piszę ten list, ponieważ nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać, wiem dobrze, że nikt nie może mi pomóc, jestem panną, nie wyszłam za mąż, jestem też dziewicą, nie wiem co to jest miłość. W ubiegłym roku odszedł mój tato, opiekowałam się nim jak mogłam, był umierający ale nie chciałam go oddać do szpitala, bo wiedziałam, że takiej opieki jak ja mu mogę zapewnić nie będzie miał w szpitalu. Teraz opiekuję się mamą, z nią mam najwięcej problemów, wcześniej nie chciała się leczyć, porusza się z ledwością o kuli, brakuje mi cierpliwości i łagodności, chodzę też do babci, która ma 92 lata, zanoszę jej coś do jedzenia,z mamą mam ten problem, że nie chce się myć, czuć od niej i wstyd mi, jak ktoś do nas przyjdzie, nieprzyjemnie mi też jeść z nią posiłki, wiele razy proponowałam, że pomogę jej w myciu, ale nie chce nawet o tym słyszeć, ostatnio podsłuchała moją rozmowę z siostrą i zaczęła płakać że ją obgaduję, że sobie cos złego zrobi, że popełni samobójstwo, a jest przecież wierząca, trudno mi z nią mieszkać. To jest jeden z moich problemów, drugi to moja samotność i bezradność, tak bardzo pragnęłam założyć rodzinę, byc kochaną,a została mi samotność, kocham swoją mamę, ale nie wiem jak z nią postępować, jak dalej żyć,nie chcę jej ranić, ale nie mogę tez godzić się na wszystko co ona chce, nie chcę jednak żeby przeze mnie płakała, Boże, co ja mam robić , Anna.


* * * * *

Aniu, co do samotności - nie jesteś na nią skazana. Próbuj, jeśli czujesz, że nie chcesz być sama - próbuj. Może się uda kogoś poznać? Próbuj przez Internet np. nasze Źródełko, stronę www.dla-samotnych.pl lub jakieś inne katolickie portale a może biuro matrymonialne.
Co do opieki nad rodziną. Skoro masz siostrę to może ona czasem mogłaby się czymś zająć, odciążyć Cię. Rozumiem, że może ma rodzinę i jej trudno ale tak czasem, byś Ty mogła wyjść sobie gdzieś. A co do problemu mamy. A może wziąć ją podstępem? Kupić jej jakąś ładną wodę toaletową lub dezodorant lub płyn do kąpieli ładnie pachnący? Albo sól leczniczą, coś co by sprawiło, że chciałaby z tego korzystać? Nie mówić oczywiście w jakim celu ale może się tym zainteresuje? Nie możesz mieć pretensji do siebie i zgadzać się na wszystko co mama chce. Nie może być tak, że ona wzbudza w Tobie poczucie winy a Ty potem płaczesz i masz wyrzuty sumienia, że coś jej powiedziałaś. Natomiast trzeba trochę działać podstępem. A czasem powiedzieć coś wprost nawet ryzykując, że ona się obrazi. Nie możesz bowiem robić wszystkiego kosztem siebie. Może wspólnie z siostrą coś wymyślicie? Nie miej do siebie pretensji bo i tak robisz dużo, o wiele więcej niż powinnaś. Dlatego też masz prawo do normalności, do myślenia o sobie. Dbaj o siebie, wychodź gdzieś, może masz jakieś hobby? Warto poznawać ludzi, chodzić na wycieczki, robić coś co podniesie Twoją wartość i co da Ci satysfakcję. Może jakiś kurs, jakaś wspólnota, grupa, cokolwiek? Nie możesz pomocą mamie tłumaczyć rezygnacji ze swojego życia. Bo nikt od Ciebie tego nie oczekuje. Ty już nie wytrzymujesz. Dlatego zacznij robić coś dla siebie i dbać o swoje potrzeby. A może jeszcze kogoś poznasz? Nic nie wiadomo, niedawno osoba w Twoim wieku napisała do nas, że właśnie wychodzi za mąż. Więc jednak się zdarza. Czego i Tobie życzę z całego serca. I módl się - za siebie - o odwagę i siły robienia czegoś dla siebie. Z Bogiem!

  Ela, 31 lat
2743
25.07.2009  
Od 1,5 roku spotykam się z pewnym chłopakiem. Jest to mężczyzna po rozwodzie ale otrzymał unieważnienie poprzedniego małżeństwa w Sądzie Kościelnym. Tak naprawdę nie ma więc żadnych przeszkód abyśmy byli razem. Kochamy się, jesteśmy już narzeczeństwem, we wrześniu ma być nasz ślub. No ale jest jeden problem... On ma dziecko z poprzedniego małzeństwa. Jest to dziewczynka w wieku 8 lat. Dziecko to od pięciu lat mieszka tylko z nim ponieważ matka dziecka po rozwodzie przekazała mu prawo do opieki a sama wyjechała za granice i założyła nową rodzinę. Od początku wiedziałam że może być ciężko, bałam się jak to dziecko zareaguje na pojawienie się mojej osoby w zyciu jej ojca a przez to także w jej życiu. Moje obawy okazały się bezpodstawne, bardzo się obie polubiłyśmy, nawiązał się między nami fajny kontakt. Tak było jeszcze do niedawna. Im bliżej ślubu tym bardziej ta dziewczynka się buntuje nie chce słyszeć o tym że miałbym się wkrótce do nich wprowadzić, jest wyraźnie zazdrosna, płacze, histeryzuje. Jej tata (a mój narzeczony) nie może mnie dotknąć czy pocałować w jej obecności, nie może nawet pokazywać jej zdjęć na których jestesmy oboje, przytuleni. On jest naprawdę bardzo dobrym ojcem, czułym, opiekuńczym, swojemu dziecku "przychyliłby nieba". Jego córka nie ma więc żadnych powodów by czuć się zaniedbywana, odsunięta, mniej kochana. Ja też okazuję jej dużo serca i miłości. Tym bardziej więc boli mnie jej reakcja, jej bunt, płacz. On uważa że ja niepotrzebnie się tym przejmuję, zapewnia mnie że wszystko się ułoży. A co będzie jeśli tak się nie stanie? I jeszcze jedno: nie jestem zazdrosna ale denerwuje mnie że zawsze jest tak jak chce jego córka, ja muszę się dostosować. Na wakacje jedziemy tylko tam gdzie ona chce, w samochodzie to zawsze ona siedzi na przednim siedzeniu, ja muszę usiąść z tyłu. Podobnie jest z obiadem, TV itp. Zawsze jestem na drugim planie. Boję się co będzie dalej. Moja rodzina widząc to wszystko każe mi odwołać ślub. Nie wiem co robić...

* * * * *

Ostatnie zdania bardzo niepokoją.
Bo o ile sam bunt dziecka, jego rozdarcie jest uzasadnione - w jej oczach po prostu ktoś zabiera miejsce jej matki. Dziecko tak reaguje, bo jest dzieckiem. To poważne problemy i niestety trzeba będzie się z nimi zmierzyć, może nawet z pomocą psychologa, o czym powinien wcześniej pomyśleć Twój narzeczony, żeby dziecko nie przeżyło szoku. Natomiast to co piszesz o ustępowaniu, o tym, że zawsze jest tak jak ona chce to już martwi. Być może narzeczony robi tak "dla świętego spokoju" ale to nie jest wyjście! Elu! Przykro mi to mówić, ale Ty musisz wiedzieć, że w oczach tego dziecka Ty zawsze będziesz na drugim miejscu, za jej matką i może być tak, że ona będzie Cię obwiniać, że mamy nie ma. I jej złość może być skierowana przeciwko Tobie. Szczerze mówiąc trudno mi nawet wyobrazić sobie sytuacje które mogą się wydarzyć po ślubie. Nie wiem jak ona przeżyje samą uroczystość i jak będzie się zachowywała potem jak będziecie np. spać w jednym łóżku. Może być histeria, złość, agresja. Może być niszczenie Twoich (i innych)przedmiotów, niesłuchanie Was., zaniedbywanie się w nauce. Ona po prostu czuje się odrzucona, czuje się zepchnięta na dalszy plan. W życiu jej ojca bowiem pojawia się ktoś - w jej mniemaniu - ważniejszy - bo to Ciebie on całuje czy przytula. Ela, nie namawiam Cię do odwoływania ślubu ale konieczna tu jest Wasza wspólna rozmowa z psychologiem, który wytłumaczyłby narzeczonemu jak powinien się zachowywać wobec dziecka i potrzebna jest terapia dla małej. No i jeszcze jedno: jak wyglądają relacje z jej matką? Jak Ty się w tym wszystkim czujesz? Jak wyobrażasz sobie Wasze życie za kilka lat, jak ona zacznie dostać? Jak będzie gdy przyjdą na świat Wasze dzieci? Czy narzeczony mówi Ci, że to Ty jesteś najważniejsza czy uważa za najważniejszą osobę swoją córkę? Oj, trudne. Tak trudne, że nie ośmielam się dawać rad. Poza tą oczywiście byście koniecznie jak najszybciej udali się do katolickiego psychologa, informacje znajdziesz tutaj: www.spch.pl. Koniecznie też porozmawiaj z mądrym kapłanem, z matką, przyjaciółką lub kimś starszym, najlepiej kimś kto ma podobne doświadczenia a przynajmniej ma dzieci. Musisz wiedzieć jak to będzie w realu. A nie będzie łatwo - tego musisz zbyć świadoma. Nie będzie to zwykły miesiąc miodowy, zwykły ślub i zwykłe życie młodych nowożeńców. Nie starsze Cię, ale życzę dużo odwagi mądrości i odpowiedzi na pytanie: czy podołam? Czy mam świadomość i na to się godzę? Bo przykro by było, żeby pierwsze Wasze małżeńskie chwile upływały na kłótniach z powodu dziecka. Pomyśl, skonsultuj się, ustalcie zasady, nawet je spiszcie!. Te zasady muszą obowiązywać też małą, ona musi wiedzieć ile jej wolno i gdzie są granice. A ty nie pozwalaj sobie na to, by było tak jak ona chce, bo to Ty będziesz żoną - najważniejszą osobą w życiu męża. Zrób nawet test - postaw na swoim gdy gdzieś jedziecie, powiedz np., że Ty dzisiaj siedzisz z przodu albo że jedziecie tam gdzie Ty chcesz. I zobacz jaka będzie reakcja - jej i narzeczonego. Wyciągnij wnioski. Porozmawiaj z nim poważnie i rzeczowo. Z Bogiem!

  Albert, 16 lat
2742
24.07.2009  
Szczęść Boże.
Jestem chłopakiem bardzo nieśmiałym i mam jeden problem, boję się zawrzeć nową znajomość z dziewczyną. Obawiam głównie się że ta dziewczyna mnie wyśmieje, powie swoim koleżanką a one później będą się ze mnie śmiać. Obiecywałem sobie że jutro podejdę do niej. Ani jutro, ani pojutrze nie podszedłem, nigdy. Modle się o to abym poznał jaką dziewczynę, ale przecież muszę sam wykonać pierwszy krok, a jeśli będzie to zgodne z wolę Bożą, to Pan Bóg mi na pewno pomoże. Tylko właśnie jest problem u mnie z tym pierwszym krokiem. Warto zaryzykować to wyśmianie przez tą dziewczyne i podejść? czy nie? bym chciał to zrobić ale... . Proszę o jakąś radę, może wskazówkę (jeśli takie coś jest w tej sprawie). z góry mówię Bóg Zapłać! ;) pozdrawiam


* * * * *

Są dwie opcje: wyśmieje lub nie. I ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna bo dlaczego miałaby wyśmiać? Jeśli wyśmieje to znaczy, że nie traktuje Cię z szacunkiem. A jeśli tak to chyba mała strata, że nie będzie chciała z Tobą być, prawda? Nie takiej przecież szukasz. A jeśli traktuje Cię z szacunkiem to nie wyśmieje. I wtedy albo będzie Tobą zainteresowana albo nie. Po czym to poznać i jak działać pisałam w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932 przeczytaj proszę, masz tam też kilka pomysłów na to jak nawiązać kontakt. Nawiązanie kontaktu nigdy nie jest powodem do wyśmiewania się z kogoś a jeśli ktoś tak się zachowuje to po prostu brak mu dobrych manier i sam siebie ośmiesza a nie kogoś innego. Z rad praktycznych: jeśli jakaś dziewczyna Ci się spodoba to podejdź do niej, ale nie rób tego na siłę, nie rób tego tylko dlatego, że uważasz, że tak trzeba, zrób pierwszy krok dopiero gdy poobserwujesz jakąś dziewczynę i uznasz, że jest warta Twojego zainteresowania. Nie podchodź do jakiejkolwiek dziewczyny bo możesz się mocno rozczarować. No i bez względu na to do kogo podejdziesz nigdy nie zaczynaj znajomości od pytań czy chciałaby być Twoją dziewczyną ani nie wyznawaj miłości, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Po prostu porozmawiaj o czymś neutralnym i pomalutku rozwijaj znajomość. Powodzenia, z Bogiem!

  Eh :(, 16 lat
2741
23.07.2009  
Mam trudna trochę sytuacje. Mam chłopaka na którym mi bardzo zależy. Nie wyobrażam siebie bez niego. Na początku jak zaczęliśmy być ze sobą to on pil, koledzy byli dla niego najważniejsi. Przez alkohol robił błędy które mnie bardzo raniły, zdradził, okłamywał, czułam wielki ból przez 5 miesięcy. Nie umiałam z nim zerwać, chciałam żeby się zmienił. Jego koledzy nie przepadali za mną. bo często się kłóciłam z Marcinem, on niby był przeze mnie zraniony. Namawiali mnie żeby on ze mną zerwał. Ale kiedy doszło do wypadku, koledzy go olali, została mu rodzina i ja. Wtedy zaczął się zmieniać. Rzucił alkohol, kolegów, nowe poznane dziewczyny. Byłam bardzo szczęśliwa bo wkoncu docenił mnie, i zaczął mnie szanować. Ale ja mu nie mogłam mu zaufać, bałam się, broniłam się od tego wszystkiego. Rozstaliśmy się, widziałam jak przez to rozstanie go zraniłam, widziałam ze mu zależy, docenił mnie wkoncu i zaczęło mu zależeć wtedy kiedy mnie stracił ja chciałam do niego wrócić i znowu jesteśmy razem. On robi wszystko żebym mu zaczęła ufać ja to widzę, bliscy to widza. Ale ja się boje, bardzo sie boje, ponownego bólu. Zastanawiam się czy warto zaufać komus kto tak bardzo zranił. Czy ludzie się zmieniają tak szybko? :(

* * * * *

Czasem jedno wydarzenie może zmienić człowieka, czasem jest to proces. Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie. Nie przekreślając nikogo być może można postawić tezę, że jego akurat to zmieniło. Na ile trwale? Nie wiem. To Ty musisz go obserwować i być czujna, jeśli zdecydowałaś się dać mu jeszcze jedną szansę. Rozumiem Twój strach. To normalne, ponieważ masz uraz, bo do tej pory kilka razy Cię zranił, był nieodpowiedzialny. Być może zrozumiał wiele rzeczy, być może faktycznie chce żyć inaczej. Być może warto, bo będzie fantastycznym facetem. Gorzej jeśli ta zmiana miała na celu tylko zdobycie Ciebie. No ale tego nie da się w tej chwili jednoznacznie stwierdzić. To ryzyko. Jeśli chcesz je podjąć tak jak pisałam - obserwuj go. Możesz też kierować się wskazaniami z tych artykułów: [zobacz], [zobacz] Z Bogiem!

  ruda, 18 lat
2740
22.07.2009  
Kocham księdza. On wie o tym uczuciu. Od kilku lat staramy się to zakończyć. Za każdym razem kiedy chcemy, żeby był to koniec dzieje się coś złego : umiera jego ojciec , później ja ciężko choruje. Nie potrafię zostawić go w takiej sytuacji, ani on mnie. A naprawdę się staramy. On zmienił parafie by być jak najdalej , jest prawie 100km od mojego miasta, staramy się nie kontaktować , oboje cierpimy. Ale to jest jak jakieś chore fatum. Ostatnio spotkaliśmy się na wakacjach, przez przypadek, w Bułgarii. Jakim cudem trafiliśmy w to samo miejsce ? Nie mam pojęcia. Mam już tego dość , nie wiem co robić . Jak mam to skończyć , skoro ciągle coś nas pcha do siebie ?

* * * * *

Nie coś tylko konkretnie: szatan działa. Przecież jemu zależy właśnie na tym, by ten związek trwał. Moja Droga! Jeśli chcecie to zakończyć to już jest sukces. Dlatego każdy moment jest dobry, nawet ta chwila. Tak, dosłownie, z dnia na dzień. Bez względu na okoliczności. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] on powinien Ci pomóc podjąć decyzję. Zrób to i módl się a zobaczysz, że to jedyna słuszna droga i będziesz żałować tylko, że tak długo zwlekałaś. Z Bogiem!

  Magda, 23 lat
2739
21.07.2009  
Witam Panią.
Oto moja historia... Przez ponad pół roku był zwyczajnie sympatycznym kolegą. Wszystko zaczęło się zmieniać miesiąc temu. Zaproponował mi spotkanie,jedno,potem były kolejne. Spostrzegłam ,że im bardziej go poznaje tym więcej zależy mi na nim. Dziś jesteśmy parą. Wiem,że jestem jego pierwszą dziewczyną. Niestety ja mam za sobą dość dziwną przeszłość z czym wiąże się utrata mojego dziewictwa. Chciałabym być szczera względem mojego chłopaka,ale jak mu powiedzieć i czy w ogóle powiedzieć,że w dzieciństwie byłam molestowana seksualnie przez kuzyna,i że mając 8 lat doświadczałam upokorzenia,które następnie trwało przez około 3 lata? Jak mam powiedzieć,że uprawiał ze mną coś w rodzaju pettingu? Od tamtej pory miałam problemy z masturbacją przez następne 11 lat. Doszły do tego dwa fatalne zauroczenia. Pokazałam dwóm chłopakom jak bardzo ich „kocham” oddając całą siebie-obie relacje oparte wyłącznie na zbliżeniach trwały bardzo krótko. Dlaczego dwa razy popełniłam ten sam błąd? Zadawałam te pytania sobie i Bogu. Zaczęłam modlić się o to aby pomógł mi uporać się z moją słabością i otrzymałam pomoc. Spotkałam wartościowych ludzi,którzy ofiarowali wiele Miłości i nauczyli tym samym szacunku do drugiego człowieka i siebie. Chciałabym wszystkiego co najlepsze dla mojego chłopca i chce być z nim szczera. Wiem,nie ma odpowiedniego momentu na powiedzenie tego wszystkiego o sobie. Aktualnie on jest na dwutygodniowym wyjeździe i nie możemy się chwilowo zobaczyć. Rozmawiamy codziennie przez telefon. W przyszłości w granicach naszych możliwości jest na razie jedno spotkanie tygodniowo,a od września połowę roku akademickiego on spędzi w innym państwie. Będzie w Polsce dwa razy w miesiącu. Poza tym będziemy mieli łączność za pomocą skypa. Nie wiem czy powiedzieć mu o tym wszystkim co Pani napisałam kiedy wróci na stałe pod koniec grudnia i będziemy mieli możliwość bardzo częstych spotkań(będziemy już mieszkali w tym samym mieście),czy właśnie teraz.
Co Pani o tym myśli??


* * * * *

O tym co powiedzieć i jak przeczytaj proszę w odp. nr: 616, 961, 1070, 1819 tam pisałam obszernie o takich sytuacjach. Czy powiedzieć? Tak. Powiedz chłopakowi dokładnie tak jak tu napisałaś. Nie ma sensu obwijać w bawełnę i kombinować. Powiedz, że chcesz mu powiedzieć coś ważnego i trudnego ze swojej przeszłości, bo liczysz na jego zrozumienie i pomoc. Zacznij od tego, że to Ty byłaś molestowana a nie od słów, że nie jesteś już dziewicą. Bo tak naprawdę utrata dziewictwa, to, że potem oddałaś się tym chłopakom może mieć podłoże głębsze, właśnie w tym, że byłaś molestowana. Swoją drogą chyba warto wybrać się do psychologa, by o tym porozmawiać, by nie tkwiło to w Tobie jak zadra, tylko, żebyś mogła to z siebie wyrzucić, uświadomić sobie jaki to miało na Twoje życie wpływ i jak sobie z tym radzić. Nie możesz całe życie żyć z poczuciem bycia kimś gorszym z tego powodu i bać się - tak jak teraz - o tym mówić. Musisz wiedzieć jak sobie poradzić, jak oswoić te zranienia i nie tracić poczucia swojej godności. Pomyśl o tym, bo naprawdę warto. Tylko musi to być jakiś katolicki psycholog, byś nie została niewłaściwą terapia zraniona jeszcze bardziej. Polecam Ci ta stronę: www.spch.pl. Możesz tam zadzwonić i jeśli nie ma nikogo w Twojej miejscowości to polecą Ci pewnie kogoś w pobliżu. Natomiast teraz pytanie kiedy powiedzieć. Na pewno nie można zbyt szybko o tym mówić, gdyż można kogoś zrazić i to nie samym faktem o którym się mówi tylko szybkością działania. Mówienie o tak intymnej sferze może mieć miejsce w przypadku gdy wiemy, że ten związek się rozwija, że chcemy być razem, że jesteśmy dla kogoś ważni. Zbyt szybkie wchodzenie w szczegóły zaś sugeruje, że uznaliśmy tę osobę za "swoją", że jednoznacznie określiliśmy charakter tej relacji a druga osoba może jeszcze tego nie chcieć lub nie być zdecydowana. Jeżeli zatem nie wiemy jeszcze czy już chodzimy ze sobą to lepiej się wstrzymać. Natomiast jeśli ufamy już drugiej osobie na tyle, że wiemy, że nas nie wyśmieje, nie wystraszy się to jest to odpowiedni moment - bez względu na to czy będziemy ze sobą później czy nie. Pomyśl - na ile mu ufasz. Nie musisz mówić o tym już teraz, ale nie musisz czekać do grudnia, może to być któreś spotkanie z tych krótkich. Może też być tak, że podobny temat wyjdzie w rozmowie i wtedy możesz powiedzieć. Oczywiście, nie może być tak, że będziesz dusić to w sobie i cały czas stresować się, że masz to przed sobą. Zatem jeśli mu ufasz możesz powiedzieć już teraz, jeśli nie - poczekaj. Nie chcę Ci jednoznacznie mówić kiedy bo to naprawdę zależy od sytuacji i trzeba mądrości, by czegoś nie zepsuć. Z Bogiem!

  Aneta, 21 lat
2738
21.07.2009  
Mój problem jest dość typowy mianowicie moi rodzice nie akceptują mojego chłopaka. Wiem że nie jestem jedyna, ale czasem to wszystko mnie przerasta. Jestem z Łukaszem już prawie 2 lata, mimo że wielokrotnie bywało z rodzicami ciężko wciąż jesteśmy razem i chciałabym by tak było nadal. Kocham go i wiem, że on mnie też: miłością niezwykłą i bezinteresowną. Ale błogosławieństwo i akceptacja ze strony moich rodziców ma dla mnie ogromne znaczenie. Jest kilka powodów dla których Łukasz zdaniem moich rodziców nie jest dla mnie odpowiedni... Najważniejszym jest chyba jego wygląd:( Dla mnie jest on najpiękniejszy, ale dla rodziców zbyt szczupły, z olbrzymim "orlim nosem" Dziś dowiedziałam się, że w przyszłości mogę skrzywdzić swoje dzieci, które po takim ojcu będą po prostu brzydkie. To wszystko brzmi tak absurdalnie. Mama nie chce bym się z nim spotykała, bo wystawiam na pośmiewisko siebie i całą rodzinę. Mówi że ludzie się ze mnie śmieją i będą śmiać w przyszłości kiedy zobaczą u mojego boku kogoś takiego. Dla mnie wygląd zewnętrzny nie jest najważniejszy. Oceniają go choc tak naprawdę nie wiedzą jaki jest w środku. Nie kocham go za to jak wygląda tylko za to jaki jest: odpowiedzialny, czuły, troskliwy i pomocny! Tyle dobrego mi daje, w sumie nie tylko mi! jest tak wiele osób, moich przyjaciół i znajomych którym pomógł i którzy uważają go za cudownego człowieka. To strasznie boli kiedy rodzice moich przyjaciół traktują go lepiej i lubią bardziej niż moi właśni. Nie wiem co już mam robić:( dlaczego wciąż ocenia się książkę po okładce? Dlaczego moi rodzice już prawie po 2 latach nadal nie akceptują mojej miłości? Jak można zasłaniać się "moim dobrem" skoro to właśnie przy tym chudzielcu z dużym noskiem czuję się najszczęśliwszą osoba na świecie!! Nie rozumiem tego i naprawdę brakuje mi sił! nie chcę stać przed wyborem pomiędzy ludźmi których tak samo bardzo kocham:(

* * * * *

Jeżeli to jest jedyny powód, dla którego rodzice nie akceptują Twojego chłopak to absurd. Jednak może jest tak, że pod tym pretekstem nie akceptują go z innych względów, o których Ci nie mówią? Porozmawiaj z nimi jeszcze raz bardzo szczerze, bo może chodzi o coś innego? A jeśli nic takiego nie ma miejsca to z pewnością rodzice nie znają go zbyt dobrze. Zatem dobrze by było, by bywał u Ciebie, by mogli z nim porozmawiać, zobaczyć jak się zachowuje i jaki jest w stosunku do Ciebie i do innych. Jeśli jednak mimo wszystko ta niechęć będzie (bez żadnego sensownego powodu) to trudno. Jeśli Ty uważasz, że jest dobrym kandydatem na męża, jesteś z nim szczęśliwa to ponieważ jesteś dorosła możesz wybrać sama. Czasem jest niestety tak, że rodzice nie akceptują wybranka swojego dziecka, nawet już po ślubie. I trzeba z tym żyć. Oczywiście nie oznacza to odcięcia się od rodziców, bo trzeba ich szanować i utrzymywać z nimi kontakty, bywać u nich także z ukochanym, ale - robić swoje. Nie może być tak, że sympatie i antypatie rodziców rozbijają związek, który funkcjonuje prawidłowo. Jasne, rodziców warto posłuchać, wysłuchać co mają do powiedzenia i jakie mają zastrzeżenia, może zastanowić się głębiej ale decyzje podejmuje się samodzielnie. Nawet jeśli wiąże się z tym, że rodzice nie będą tym zachwyceni lub wręcz nie będą akceptować tej osoby. Jeśli zatem rozmowa nie przyniesie nic konkretnego to nie przekonuj ich na siłę, tylko róbcie swoje pokazując jak jesteś szczęśliwa. A na ile się da niech on u Ciebie bywa, by mogli się sami przekonać. Z czasem ta niechęć zblednie a może nawet całkiem zmienią zdanie. Wiem, to przykre ale czasem tak bywa. To też jest próba dla związku, dla miłości. Jeśli jest prawdziwa to przejdziecie ją pomyślnie. Z Bogiem!

  Wiola, 17 lat
2737
20.07.2009  
SZCZĘŚĆ BOŻE :)Bardzo proszę o rade w mojej sprawie. Praktyczne od 3 lat jestem zakochana w chłopaku (starszym ode mnie o 3 lata), którego widuję tylko podczas niedzielnych mszy świętej. Kiedyś zrobiłam coś głupiego (tzn.próbowałam zrobić pierwszy krok, co nie jest w moim stylu). Napisałam do Jego kolegi z prośbą o Jego numer(dostałam numer GG, niestety już go nie mam. Uważam, że to nie miało sensu tylko się ośmieszyłam).Postanowiłam napisać do Niego, lecz nie napisałam nic szczególnego jedynie o ile dobrze pamiętam ,,cześć....". Jednak On nie odpisał (myślę, że miał włączoną pewną opcje,..ale nie jestem pewna). Jednak to nie jest w tej chwili ważne; tylko to, iż nie mogę przestać o Nim myśleć. Na początku gdy zaczęłam Go widywać, powiedziałam sobie, że On na pewno nigdy mi się nie spodoba, a jednak.Gdy Go tylko widzę serce zaczyna mi mocniej bić i robię się całą czerwona. Bardzo i to bardzo mi na Nim zależy. Mimo ze mam świadomość, że być może nigdy z tego nic nie będzie, mimo to nie mogę o nim zapomnieć. Być może Jego kolega powiedział mu o mnie, ale to i tak nic chyba nie zmienia, bo pewnie myśli, że jestem zbyt moda tak jak jego kolega (ponieważ moja przyjaciółka namówiła mnie abym z Nim popisała, a on mi wówczas powiedział, że jestem za młoda, mimo iż nic Mu nie sugerowałam i nic od Niego nie chciałam. Jestem pewnie dla Niego obojętna. To wszystko trwa zbyt długo, wciąż nie mogę o Nim przestać myśleć. Wciągu tych 3 lat poznałam może Z 3 chłopaków ale nigdy nie było to coś poważnego, przelotne znajomości. Zawsze myślami powracałam do tego chłopaka z Kościoła. Nie wiem co mam zrobić. Bardzo proszę o pomoc, co o tym wszystkim myślcie ? Czy to wszystko ma jakiś sens ? z góry bardzo dziękuje :)).

* * * * *

Proszę skorzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932 tam pisałam także o sytuacji kiedy poznajemy kogoś w kościele. Spróbuj nawiązać z nim kontakt i zobacz jak będzie się zachowywał. Jeśli nie będzie się wykręcał ani Cię unikał to dobry znak, w przeciwnym razie będzie to oznaczało, że faktycznie nie jest Tobą zainteresowany. Próbuj, z Bogiem!

  Ada, 16 lat
2736
18.07.2009  
Witam!
Moja przyjaciółka poznała chłopaka. Byli ze sobą niecały miesiąc.Najwięcej pisali sms-ów. Mnie również z nim poznała, ale tylko przez fona. Wszystko mi o Nim opowiadała. Nie układalo im się i On z nią zerwał. Po około tygodniu napisał do mnie sms z pytaniem jak tam u mnie. Wedy spytałam się przyjaciółki czy mogę z nim pisać, bo w końcu krótko no ale byli ze sobą.Ona się zgodziła no i tak się zaczęło. Wyszło z tego coś więcej. Ona nagle się rozzłościła, no ale sama się zgodziła żebym pisała.Teraz piszę z Nim i z przyjaciółką też jest ok. Ale źle się czuję, tak jakbym zdradziła. Ale nie chcę tracić kontaktu z tym chłopakiem. On chce żebym z nim chodziła, ale ja nie wiem czy się zgodzić, bo nie chcę stracić przyjaciółki bo nie wiem co Ona powie jak jej powiem, że z Nim chodzę. Pomóżcie mi proszę. Bardzo dziękuję.


* * * * *

No ale oni się rozstali a na dodatek ona się zgodziła na Twoją znajomość z nim, więc o co teraz ma pretensje? Myślę, że to po prostu zazdrość i złość, że jej z nim nie wyszło a Tobie tak. Traktuje więc Twoje kontakty z nim jako "zdradę", brak lojalności wobec niej i trzymanie z kimś, kto zrobił jej "krzywdę". Jeśli jednak zależy Ci na tym chłopaku to nie możesz uzależniać swojej decyzji od tego czy przyjaciółce się to podoba czy nie. Nie robisz jej tym żadnej krzywdy (bo nie zamierzają do siebie wrócić). Jedyne co mogłabyś zrobić gdybyś zdecydowała się z nim być to nie narażanie jej na Wasz wspólny widok i w ogóle unikanie sytuacji kiedy mogłaby Was widzieć razem lub jego samego oraz nieopowiadanie jej o tym co się dzieje w Waszym związku. A to dlatego, że ją to jeszcze po prostu boli i z sympatii powinnaś jej tego oszczędzić. Po jakimś czasie emocje opadną i wszystko się uspokoi. A tak już całkiem na marginesie: jeśli wiesz dlaczego oni ze sobą zerwali to przemyśl to, żeby sytuacja nie powtórzyła się u Ciebie. Z Bogiem!

  Dziewczyna, 18 lat
2735
18.07.2009  
Witam, Kilka lat temu poznałam pewnego chłopaka, ale było to takie poznanie sie na jakimś konkursie, a potem kontakt sie urwał. Rozmawialismy wtedy ze sobą bez jakiś większych oporów. Jednak ja czasami o nim myślałam, ale w sensie takim, że znam go, pytałam czasami kogoś z jego miejscowości o niego i takie tam... Jest wrzesień, nowa szkoła, i pewnego poranka spotykam chłopaka, który wydaje mi sie jakis znajomy, ale że zazwyczaj nie rozmyślam nad chłopakami to i teraz tez to pozostawiłam... ale tak spotykając go już prawie "regularnie" cos mi szepnęło, że ja chyba go znam - zaczęłam myśleć o nim... i tu przyszła mi myśl, że to może być właśnie ten chłopak - Mateusz, którego poznałam kilka lat wcześniej na konkursie. W lutym zdobyłam jego numer komórkowy i napisałam do niego, ale z naszej krótkiej rozmowy wynikło tylko tyle, że on nie za bardzo wie kim jestem, a ja sie tylko przekonałam, że on to właśnie Mateusz jest i tak coś jeszcze pisałam, puszczałam sygnałki, ale on już nic sie nie odzywał, a jak już to nie za często... w końcu postanowiłam sie przełamać i zagadac do niego, było to po jakiś 3 miesiącach... jak powiedział, że cieszy sie, że ja pierwsza sie odezwałam, że on jest wstydliwy i raczej pierwszy by nie zrobił kroku, wydawało mi się, że jest ok. Później mówilismy sobie cześć jak sie spotykalismy. Druga rozmowa i kolejne też całkiem miłe- pamiętał co pisałam mu z smsach, mówił, że dobrze, że rozmawiamy. wydaje mi sie, że jak gadamy w "realu" to jest bardzo miło, ale jeśli chodzi o smsy i sygnałki to poprostu jakoś dziwnie, bo nie zawsze odpisuje, w wakacje tydzień temu zaproponowałam mu spotkanie, i w ogóle nie uzyskałam jakiejkolwiek odpowiedzi... Zależy mi, żeby poznać go bliżej, bo wydaje mi sie bardzo wartościowym chłopakiem, nie chodzi mi o jakieś "chodzenie" z nim czy cos, ale o poznanie, jednak nie zaprzeczę, że podoba mi sie... Nie chce sie narzucać, nie chce zrazić do siebie, wiec nie wiem co robic dalej, jak sie zachowywaćnie chce go "starcić"...

* * * * *

Być może jest nieśmiały albo nie jest zainteresowany Tobą. Masz rację, narzucać się nie można. Wypróbuj zatem kilka sposobów opisanych w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932, 1306 i zobacz jak będzie się dalej zachowywał. Jeśli to tylko nieśmiałość i może nieumiejętność nawiązywania kontaktu z dziewczynami to to mu pomoże i ośmieli go. Jeśli zaś on zacznie się wykręcać, nie będzie odpowiadał na propozycje to jednak będzie znaczyło, że nie chce rozwijać bliższej znajomości i po kilku próbach należy zostawić go w spokoju. Ale póki co próbuj. Z Bogiem!

  Michal, 35 lat
2734
13.07.2009  
Nie wiem czy to jest to, fizycznie sie podobamy i vice versa, chodz wiem ze malo, (roznica wieku 9), ona chce byc ze mna, a ja nie wiem juz rok mija. Jestem wierzacy ona też, problem jest chyba taki ze chciabym zebysmy rozmawiali na rozne tematy, pasje, marzenia jak przyjaciele nawet o glupotach przeciez to samo zycie :), ona chce rozwawiac glownie teologicznie, filozoficznie, no ok moge i tak jest ale moge tez o calym wachlarzu zainteresowan i tego niekiedy potrzebuje, ona nie bardzo,
szukam wspolnego jezyka ale jakos to nie wychodzi, boje isc zwiazek tak mocny bo nie wiem jak bedzie, a moze jest juz stary i nie nic widzie niektorych rzeczy, moze jestem egoista ;) nie wiem, moze cos nas laczy poza podobaniem, ale nie czy jest silne zeby byc pieknie razem :)

pozdrawiam
M


* * * * *

Sprowadzaj rozmowę też na inne tory, bo rozmawiać trzeba przecież - jak słusznie zaznaczyłeś - o wszystkim. A może ona po prostu chce wybadać Twoje poglądy i stąd taka jednotorowość w rozmowach? A może boi się mówić o przyszłości, bo nie wie jeszcze czy chce z Tobą być (w sensie małżeństwa) i myśli, że Ty będziesz naciskał, by się określiła, stąd unikanie tych tematów? Dajcie sobie jeszcze czas, który spędzajcie wspólnie, róbcie coś razem, chodźcie razem w ciekawe miejsca. Musicie się dobrze poznać, by zdecydować. Różnica wieku w Waszym przypadku nie ma aż takiego znaczenia, bo oboje jesteście już dorośli i dojrzali. Pomyśl sobie czego ci w niej, jej zachowaniu lub Waszym wspólnym działaniu brakuje. To na co masz wpływ - zmieniaj, na co nie masz - próbuj akceptować lub odrzucać. Wtedy będziesz wiedział czy to jest to czego chcesz czy nie. Samo podobanie jest dobrym znakiem, ale nie jest fundamentem, musi być wspólnota dusz - czyli poglądów, zasad, zainteresowań. Oczywiście każdy człowiek jest inny i różnice też ubogacają. Przeczytaj proszę też te odpowiedzi: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130 oraz te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz]
Działaj trochę aktywniej, bywając razem z nią w różnych miejscach i robiąc coś wspólnie (to ważne). Módl się też o rozeznanie czy to ta właściwa dziewczyna. Z Bogiem!

  kamil, 20 lat
2733
13.07.2009  
Mam pytanie czy ktoś kto chodzi do Kościoła i jest wierzący i popełni samobójstwo może pójść do nieba? czy jest on z góry skazany na wieczne potpienie?

* * * * *

Aby uzyskać konkretną odpowiedź proszę zadaj pytanie na Forum Pomocy www.katolik.pl. A tak na marginesie: wierzący w co? Bo jeśli w Boga miłosiernego, który chce mu pomóc to raczej samobójstwa nie popełni tylko pójdzie na Mszę o uzdrowienie i będzie prosił Boga by to On wziął na siebie tą trudną sytuację i to wszystko z czym sam nie może sobie dać rady. To nie jest tak, że "idzie się" do piekła lub nieba. To człowiek poprzez swoje czyny wybiera czy chce być z Jezusem czy nie. Czy łączy go z Nim więź, czy wierzy w Niego i JEMU czy nie. I na ten wybór ma wpływ całe nasze życie. Wybierając samobójstwo, coś przeciwnego miłości nie mówimy Bogu "tak", prawda? Módl się, idź na Mszę o uzdrowienie i błagaj Boga by ta trudność się rozwiązała. A o tym jak jest w godzinie śmierci przeczytaj świadectwo Glorii Polo "Trafiona przez piorun". Z Bogiem!

  Kasia, 20 lat
2732
13.07.2009  
Witam. Mam dylemat... Otóż od dwóch lat zabiegam o pewnego chłopaka. Czuję z nim jakąś dziwną więź i mimo że wielokrotnie już miałam porzucić nadzieję na rozwój tej znajomości, to tego nie zrobiłam i wciąż żyję jakimś złudzeniem czy wiarą,że moje wysiłki się opłacą, tym bardziej że naprawdę bardzo mi na nim zależy. Może jestem uzależniona od tego uczucia zakochania w nim? trudno mi powiedzieć, w każdym razie wciąż walczę o niego, bo jak mowiłam jest mi naprawdę bliski. Robię to subtelnie, nie narzucam się, mając nadzieję, że w końcu dostrzeże to, że jestem przy nim zawsze i warto na mnie zwrócić iwagę. Jednoczesnie nie chcę zamykać się na inne możliwości uczucia, ponieważ wiem, że to co czuję może nie być TYM i chciałabym skorzystać z innych znajomości , które daje mi życie. Spotykam się z rożnymi osobami, poznaje je i... mam wówczas wyrzuty sumienia że w ogóle ośmielam się pomyślec o kimś innym. Ze to co czuję do tego chłoapka który jest dla mnie najszczególniejszy widac nie ma żadnego znaczenia i jest nieszczere, skoro pozwalam sobie otwierać furtkę na innych. Więc skoro już tak się dzieje, to znaczy że sama sobie pokazuję, że moje uczucie nie ma sensu. Ale ja nie chcę być zaślepiona jedną znajomością z niepewną przyszłością. Zależy mi na nim, ale jemu na mnie chyba nie do końca, więc nie chcę cierpiąc w samotności przegapić czegoś wyjątkowego. Czy moje myślenie jest złe, niewłaściwie, niezgodne z wolą Boga? Bo sama już nie wiem... Czuję się czasem bardzo obłudnie...Pozdrawiam!

* * * * *

Wiesz, na Twoim miejscu podjęłabym bardziej zdecydowane kroki w jego kierunku i przekonała się czy warto, czy on chce i czy w ogóle jest sens o niego zabiegać. Nie wiem jak do tej pory działałaś i co robiłaś, ale skorzystaj z podpowiedzi w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932, 1306 i zobacz co się będzie działo. Jeśli poprzez Twoje działanie ten chłopak zwróci na Ciebie uwagę to jeśli będzie uśmiechał się na Twój widok, chętnie z Tobą rozmawiał, sam Cię zauważał to jest szansa, że w końcu Cię dostrzegł. A jeśli mimo Twoich wysiłków on będzie się wykręcał np. brakiem czasu, pracą, nauką, nie będzie sam inicjował rozmowy to trzeba będzie powiedzieć sobie szczerze, że to nie ma już sensu. Że nie jest zainteresowany - do czego ma prawo i wtedy będziesz mogła spokojnie i z czystym sumieniem rozglądać się za kimś innym. Daj sobie jakiś czas na to. np. dwa miesiące i jeśli przez ten czas nic się nie zmieni to uszanuj jego wolę. Wiem, że to trudne, bo ciągle masz nadzieję, ale jeśli on naprawdę nie będzie chciał no to sama wiesz, że nie ma sensu tak się męczyć przez kolejne miesiące i lata. Zresztą możesz przez ten czas przegapić kogoś naprawdę wartościowego. Spróbuj, przekonaj się. I módl się oczywiście o rozeznanie, o mądrość, o to znak czy to ten właściwy chłopak i o odwagę. No i o dobrego męża w ogóle - tak, już teraz, bo on przecież gdzieś jest. Z Bogiem!

  Kasia, 55 lat
2731
12.07.2009  
Witam
Jestem wdową,poznałam faceta zakochałam się ,okazał się kłamcą,krętaczem ,teraz jest z inną kobietą a ja spotykam się
z nim jak tylko zadzwoni.Lecę jak na skrzydłach,nie mogę normalnie funkcjonować,nie śpię zadzwoniłam do tej kobiety ale jak tylko słyszy moje imę to to odkłada słuchawkę. Mam dowody że ostatnio jest zemną i z nią , myślę czy je nie dostarczyć pd jej adres.Jeżeli tylko poruszam ten temat to słyszę że ona jest tylko gosposia,przebywa u niej całe dnie i noce.Schudłam, chyba dopada mnie depresja bo całe dnie leże albo ich śledzę.
Jestem u kresu wytrzymałości ,ciągle płaczę jestem nie do zniesienia wiem. Mój mąz był dobrym człowiekiem kochał mnie
dlaczego kiedy byłam taka szczęsliwa znowu muszę przeżywć
tak ciężkie chwile.Modlę się, chodzę do kościoła ale to nie ja,
coś we mnie pękło.Dlaczego pod koniec życia,kiedy powinnam odpocząc od wszystkiego,mnie to spotyka.Całe życie jestem
dobrym człowiekiem ,pomagam innym,nigdy świadomie nikogo nie skrzywdziłam więc dlaczego znowu ja,dlaczego???????
Pozdrawiam Kasia


* * * * *

No przede wszystkim to powinnaś porozmawiać z nim. Rozmowa z tą kobietą jak widać nie bardzo jest możliwa, poza tym ona zawsze może Ci powiedzieć, że nie jesteście małżeństwem a decyzja należy też do niego. Być może też on naopowiadał jej o Tobie jakichś bzdur np. że jesteś koleżanką z pracy, która się do niego przyczepiła. I stąd taka jej reakcja. A może to w ogóle jego żona, o czym Ci nie powiedział? Dlatego powiedziałabym wszystko wprost jemu (pokazała dowody) i zapytała jak wyobraża sobie dalszą Waszą relację, bo Ty nie życzysz sobie być oszukiwana. Niech powie wprost a jeśli będzie się wykręcał to zaproponuj, że go odwiedzisz, by poznać tą gosposię. Musisz postawić sprawę jasno i stanowczo i podjąć decyzję. Nie możesz pozwolić tak się traktować, oszukiwać i być "tą drugą". Albo jest z Tobą albo z nią, bo gra na dwa fronty jest nieuczciwa wobec was obu. Nie możesz dalej tak żyć. Rozumiem Twoje rozdarcie ale decyzję musisz podjąć, choćby była ona dla Ciebie bolesna. Lepiej być samemu (z ciągłą możliwością poznania kogoś innego) niż życie w takim upokarzającym trójkącie. Jesteś wartościową kobietą i z pewnością zasługujesz na miłość - prawdziwą i wyłączną. Jeśli ten człowiek Ci jej nie daje i tak Cię traktuje to nie jest Ciebie wart a Ty nie możesz być dla niego zabawka. Miej odwagę porozmawiać z nim bardzo szczerze, przedstawić wszystkie swoje argumenty i nie zważając na jego wykręty postawić ultimatum. Miej odwagę ratować siebie. Módl się o rozeznanie, o mądrość, siłę. Z Bogiem!

  dariusz, 46 lat
2730
11.07.2009  
Witam i pozdrawiam. Jestem po slubie 2-lata. Zona jest o 18 lat mlodsza. Mamy dwoje dzieci; 14-cy i 3-lata. Od roku czasu prawie nie mamy stosunku plciowego (moze 3-4 razy). Zona twierdzi ze mnie kocha, ale nie ma checi na "milostki". Jak ja obejmuje i chce calowac, ona mowi ze to ja laskocze, jest spiaca, nie ma ochoty, jestem nie ogolony itd, itd. Czesto mowi , ze nie wie co jest " moze jestem w depresji" (jej slowa). Jak jest w gronie swoich znajomych to sie "bawi" swietnie i ma dobry humor. Aczkolwiek ze mna tez, byle by nie mowa o "kochaniu" sie.
Chodza do kosciola w niedziele z corka, a zona w domu z synkiem bo jest maly (?).
Nie wiem co mam robic. juz ja pytalem czy ma kogos na oku, juz mnie nie kochasz? Ale ona twierdzi ze mnie kocha i nie ma nikogo. Jak moge z nia rozmawiac? Jaki jest powod w jej zachowaniu?niechce stracic malzenstwa. Prosze o pomoc.


* * * * *

Wiesz Darku, tylko ona wie tak naprawdę jaki jest powód. I ona może Ci o tym powiedzieć. A żeby powiedzieć musi być pewna, że nie zostanie wyśmiana, odrzucona, że nie uznasz jej problemu za błahy. Jednym słowem musi Ci bezgranicznie ufać. Powodów może być sporo, może jakieś problemy we współżyciu o których wstydzi Ci się powiedzieć, może ją boli, może boi się kolejnej ciąży, może coś w Twoim zachowaniu jej nie odpowiada. Może też być tak, że powód nie jest związany z seksem ale z jakąś inną sferą Waszego życia. A że u kobiety cała psychika jest skomplikowana i sfery emocjonalne są tak połączone, że jak ma problem w jednej dziedzinie to w żadnej nie będzie dobrze funkcjonować to być może jakieś problemy w życiu domowym, zawodowym lub innym odbijają się na współżyciu. A może jest zwyczajnie zmęczona, przeciążona obowiązkami?
Z pewnością też wpływ na Waszą relację (już nie tylko współżycie) ma fakt, że żona nie chodzi do kościoła. I pewnie też nie modlicie się razem. Przecież może być tak, że jak Ty wrócisz to zostaniesz z synkiem a żona pójdzie na inną godzinę, prawda? Możesz pójść do poradni rodzinnej, porozmawiać z mądrym kapłanem. Ale przede wszystkim musisz rozmawiać z żoną, bo tylko ona wie co jej jest i dlaczego tak się zachuje. Podpytaj ja, wskazuj na różne możliwości, może nawet w trakcie rozmowy ona sama uświadomi sobie co ją gryzie. Musisz być delikatny i wydobyć to z niej. I jeszcze jedno: zacznijcie wieczorem razem się modlić, choć przez chwilkę, choć własnymi słowami. To Wam oboju pozwoli się otworzyć. No i przede wszystkim zaprosicie Boga do Waszego życia a On przecież chce Wam pomóc. Powodzenia z Bogiem!

  Rebeka, 18 lat
2729
11.07.2009  
Witam! Ok. 1,5 roku temu poznałam Kubę. Kuba jest ode mnie dwa lata starszy (aktualnie skończył I rok studiów), przystojny chłopak, który jak twierdzi bawi się dziewczynami.
Lubi słodkie komentarze dziewczyn, które szaaaleją za nim.
Trochę jest zakochany w swoim odbiciu, lubi się stroić, podobać się dziewczynom, imprezuje po prostu KING OF DISCO. Kiedy był tutaj pierwszy raz trochę rozmawialiśmy no i standardowo wymieniliśmy się numerami telefonów, GG itd. Zaczęliśmy pisać na GG, smsy. On zaczął mówić że mu się podobam (mam od ponad 2 lat chłopaka, kocham go i życia swojego nie widzę bez niego, ale...) ze chciałby się umówić. Cały czas gadając z nim był jeden tzn jest jeden temat. Jakby to było gdybyśmy byli razem i w ogóle...
Co nam się w sobie podoba? Cały czas ten jeden temat. Potem my pojechaliśmy do nich... Ja zaczęłam coraz częściej myśleć o nim, tylko ze nie chciałam stracić SWOJEGO bo kocham. Potem widzieliśmy się jeszcze raz i teraz niedawno trzy razy pod pretekstem wymienienia się piosenkami. On w tym czasie jak mu dałam kosza cały czas próbował. Pisał mi zerwij z nim a zobaczysz co będzie... raz gadaliśmy i on napisał ze mnie kocha ze mu zależy i w ogóle na GG a potem się tego wyparł... Niedawno sytuacja się powtórzyła.. On twierdzi ze chciał mi udowodnić ze mnie może ZDOBYĆ. Nasze rozmowy to dogryzanie sobie, "kłótnie, dyskusje...
Cały czas przez te 1,5 roku do nie na gadu zagaduje. Od jakiegoś czasu codziennie piszemy wieczorami na GG, zawsze on zagaduje...
Pisał do mnie smsy tzn fragmenty piosenek o miłości smsami. (mówi ze jest zakochany w jakiejś Asi, która ma chłopaka i ze on zrobił by dla niej wszystko a to typ CASANOWY z Kuby)
Tylko on twierdzi ze to była zabawa? Czy rzeczywiście? Skoro dalej pisze? Czy przez 1,5 roku się bawi? Fakt dobrze nam się gada, nawet bardzo dobrze i kumplujemy się ale czy kumpeli się takie rzeczy pisze? Ja przez to pisanie myślę o nim chce z nim pisać, brakuje mi spotkań z nim. Co to jest? Co on czuje? Proszę o pomoc


* * * * *

Nie jest to kumplowanie, to jest ciągła próba zdobycia Ciebie. Ale nie z miłości, o nie. On SOBIE próbuje udowodnić, że może Cię zdobyć, bo może zdobyć każdą dziewczynę. Jest wściekły, że ciągle się opierasz. I nie chodzi mu o to byście byli razem, bo zaraz po zdobyciu by Cię zostawił, może nawet z niewybrednym komentarzem, że to tylko zabawa i że jest taki macho. To, że ciągle utrzymuje z Tobą kontakt to dlatego, że nie może przeżyć faktu odrzucenia. Co zrobić? Uciekać! Zerwij kontaktu i nie wierz w to co mówi! On faktycznie tym wszystkim się bawi ale ta zabawa to ranienie wszystkich wokół. Pomyśl ile dziewczyn już przez niego płakało. Czy on w ogóle ma jakieś zasady?
Uciekaj, bo będzie tak, że stracisz wartościowego chłopaka i zostaniesz sama, oszukana i poraniona, z pretensjami do siebie, że byłaś tak naiwna. Od takich chłopaków (którzy dowartościowują się liczba zdobytych dziewczyn) trzeba się trzymać z daleka. To nawet kwestia uczciwości wobec Twojego chłopaka: w końcu się chłopak domyśli i porządnie zdenerwuje, że pozwalasz sobie na takie rzeczy. Z Bogiem!

  Bazylek, 23 lat
2728
10.07.2009  
Mój problem może wydać się dosyć osobliwy, ale nikt do tej pory nie powiedział mi jak mam sobie z nim poradzić...byłam przez ten rok w Rzymie, w ostatni miesiąc pobytu poznałam pewnego człowieka,z którym i dwoma innymi osobami przyszło mi dzielić pokój,wydawał się miły no może czasem nadużywał alkoholu...zaczął zarywać do mnie tylko że to potem zamieniło się w zmuszanie do czynności seksualnych,zrobił ze mnie automat do zaspokajania swoich widzimisię,prałam mu gotowałam,zmywałam...ale w końcu zakończyłam tą chorą sytuację...poznałam R. Włocha,który dobrze mnie traktował,imponowało mi jego wykształcenie,inteligencja...ale szybko zaczęliśmy najpierw dla wygłupu a potem z chęci bliskości pieścić się po uczelnianych toaletach,w sali wykładowej,nawet spaliśmy razem nie uprawialiśmy seksu no ale jednak...oficjalnie przyjaźniliśmy się i tak jest i teraz, ale jakoś za bardzo nie wierzę, żeby przyjaciele sypiali ze sobą...ale ja już wyjechałam, tęsknimy bardzo za sobą, R. namawia mnie do przyjazdu,ja się waham bo boję się,że moglibyśmy cierpieć jeszcze mocniej niż teraz po moim wyjeździe.Nie wiem też czy utrzymywać tą relację nawet gdyby została tylko przyjaźnią...
Proszę o jakąkolwiek pomoc i wsparcie!
Ola.


* * * * *

Tak jak sama powiedziałaś: przyjaciele tak się nie zachowują. Zresztą co to za przyjaźń, jeśli chłopak Cię nie szanuje a Bóg i Jego przykazania nie są dla niego ważne?
Proszę przeczytaj ten artykuł: [zobacz] tam pisałam o tym czym jest czystość i dlaczego warto ją zachowywać.
A jeśli chcesz szczerej odpowiedzi na swoje pytanie to moim zdaniem brzmi ona: nie. Nie, bo po co? Szukaj prawdziwej miłości a nie jej namiastek. Z Bogiem!

  Ania, 20 lat
2727
10.07.2009  
Witam. Piszę do Pani od lat, bo tu zawsze znajduję jakieś pocieszenie, dobre rady... W kwietniu zerwał ze mną chłopak, z którym byłam zaledwie miesiąc, bardzo to przeżyłam, bo zdążyłam się już zaangażować, przez 2 tygodnie całymi dniami płakałam i spałam po 3 godziny na dobę, strasznie zmęczyłam tym swój organizm i zaczęłam chorować. Po raz pierwszy w życiu ktoś, jak mi sie z początku wydawało, odwzajemnił moje uczucia. On patrzyył na mnie zakochanym wzrokiem, był taki delikatny i czuły, na początku hamowałam swoje uczucia, ale w końcu wpadłam, kiedy zagłębiałam sie w to coraz bardziej, co nie znaczy, ze zasypywałam go sms-ami itp. dawałam mu naprawdę wielki luz, wtedy on nagle przestał do mnie pisać, dzwonić, przestał mieć dla mnie czas... Spotkał się ze mną w końcu, ale już wtedy był nieswój, potem znowu nie miał dla mnie nawet godziny, ale dla swoich znajomych(których i tak widzi na co dzień) oczywiście tak, spotkałam go potem przypadkiem, odbyła się rozmowa, po której niby wszystko miało być ok, ale kilka godzin później juz było po wszystkim. Po uczuciu, po naszym pseudozwiązku. Ja bardzo cierpiałam, a jego nic nie ruszyło, ja teśkniłam tygodniami, on nie tesknił ani godziny. Potem po prawie 3 miesiącach była pewna impreza, gdzie upojonych alkoholem poniosło nas, po imprezie znowu się nie odezwał, dopiero po kolejnych 2 tygodniach spotkaliśmy sie po koleżeńsku, pewnie byłoby dobrze gdyby moja kolezanka nie wtrąciła się chcąc mi pomóc, bo uważała, ze on mnie skrzywdzi. Teraz on znowu się nie odzywa. To już ostateczny koniec czegokolwiek, czuję to. Nie potrafię sobie z tym poradzić, wszystko mi obojętnieje, na nic nie mam ochoty, jem, śpię, słucham muzyki, jem, śpię. Czasami poczytam książkę. Tracę wiarę w miłość, w Boga, w przyszłość... Oddaliłam się od Boga, często krzyczę do niego w myślach, wyrzucam złość i nienawiść za swoją głupotę w jego kierunku. Nie wiem jak sobie pomóc. Nie potrafię żyć z myślą, że on do mnie nie wróci. Nic nie potrafię... To tak bardzo boli, a nikt już nie chce ze mną o tym rozmawiac, nikt nie chce po raz tysięczny słuchać, ze go kocham, że tęsknię, ze chcę zeby wrócil. Przyjaciółki mówią "olej go"; "nie myśl o nim, bo on w ogóle o Tobie nie myśli"; "daj spokój, on ma Cię gdzieś". Nie chcą słuchać, jak tylko słyszą jego imię to zmieniają temat, kiedy ja naprawdę mam potrzebę wylania swojego żalu. Nie potrafią zrozumieć dlaczego wciąż tkwię w uczuciu do osoby, która tyle razy dała mi odczuć, ze mnie nie potrzebuje i która w ogóle się mną nie interesuje. Nie mogą zrozumieć jak ja mogę kochać nadal kogoś przez kogo tyle przepłakałam, a który pokazał mi jakim jest draniem i jak nic dla niego nie znaczę. Wiem, że mają rację, że on naprawdę właśnie taki ma do mnie stosunek, dla niego mogłabym nieistnieć, a ja myślę o nim codziennie, kiedy nie widzę go przez kilka dni na gadu to skręca mi żołądek i nie mogę myśleć o niczym innym niż tym czy coś mu sie nie stało, lub nie miał nawrotu choroby i nie leży w szpitalu (on choruje na rzadką chorobę), kiedy nagle się na nim pojawia(gadu), serce mi sie raduje, czuję ogromną ulgę, często łzy lecą mi z oczu ze szczęścia, że z nim wszystko ok. Co innego jeśli chodzi o łzy z bólu i cierpienia, tych już nie mam w sobie, już nie potrafię płakać... nie potrafię się rozpłakać tak mocno, zeby mi ulżyło, ten ból cały czas we mnie tkwi i nie znajduje ujścia. Czasami chciałabym odciąc sobie rękę, zeby poczuć na swoim ciele tyle bólu ile czuję w sercu i duszy. Wiem, ze on nie potrafi być z jedną dziewczyna dłużej niż miesiąc, chciałabym żeby znalazł swoje szczęście, ale nie wyobrażam sobie ze znajdzie je w innej... Kiedy ja mogłabym zrobić dla niego wszystko, oddałabym swoje życie za niego, zeszłabym po tę miłość do piekła, mogłabym iść do piekła za niego i oddać mu własne zbawienie. Bo nie mam nic do stracenia, kiedy jego już straciłam.

* * * * *

Ostatnie zdanie świadczą o tym, że zatraciłaś się w tej miłości. Dziewczyno, czy Ty słyszysz co mówisz? Czy to wszystko oznacza, że on był dla Ciebie ważniejszy niż Bóg? Czy to znaczy, że on stał się dla Ciebie całym światem? Jeśli tak (a tak piszesz) to być może Bóg zabrał Ci go byś…ocaliła swe życie. Dziwne? Chodzi o to, że jesteś gotowa poświęcić swoje zbawienie by on był Tobą. To prawie pakt z szatanem. Czy to nie za wysoka cena? A może Ty nie wiesz jak jest w piekle? A może nawet w nie nie wierzysz? Wiesz co Ci polecę w odpowiedzi na Twój list? Przeczytaj świadectwo Glorii Polo "Trafiona przez piorun" (jest w Internecie). Zmienisz całkowicie punkt widzenia, wyciszysz się. I może emocje miną. A co do tego chłopaka: moja teoria jest taka, że się zakochał, a potem mu przeszło. Nie doszedł do etapu prawdziwej miłości. Zakochał się a gdy emocje opadły poczuł pustkę. Tak wybrał - ma wolną wolę i mimo Twoich prób nie chce być z Tobą. Wiem, że to bolesne, ale on naprawdę nie chce z Tobą być. Być może nie jest gotowy na żaden związek, z nikim. Może wcale nie jest gotowy na miłość, żadną. Dlatego Ty musisz to dostrzec i uszanować. I aby wyswobodzić się z tego uczucia zerwać kontakt. O tym jak to zrobić przeczytaj w odp. nr: 80, 526, 653, 825. Tylko musisz chcieć Bo Ty na razie nie chcesz. Wolisz cierpieć. Szatan nieźle Cię omotał. Przejrzyj na oczy i zacznij się modlić a zobaczysz wszystko w prawdzie. Zobaczysz jak jest naprawdę i zobaczysz co robisz. Gdy będziesz modlić się o rozeznanie i o rozwiązanie tej sytuacji owoce modlitwy Cię przerosną. A Bóg da Ci miłość o jakiej nie marzyłaś. Tylko zacznij dostrzegać, że Bóg istnieje. I że chce Ci pomóc. Będzie dobrze tylko zawalcz siebie. Z Bogiem!

  Michał, 22 lat
2726
08.07.2009  
Witam. Ponad miesiąc temu rozstałem się ze swoją dziewczyną po ponad 3 letnim związku. Rozstanie było okropne i Ona przez cały czas płakała. Ja nie uroniłem od tego czasu ani kropli łzy. Powiedziała że mnie nie kocha i dla mojego dobra rozstaliśmy się. Muszę dodać że ostatnio nie układało nam się, a Jej wątpliwość co do tego czy mnie kocha trwały już długi czas. Po miesiącu spotkaliśmy się i porozmawialiśmy. Spytałem się czy możemy spróbować jeszcze raz ale Ona stwierdziła że nie i że to była słuszna decyzja. Mimo to wydaje mi się że ma wątpliwości, nie powiedziała że mnie nie kocha bo nie chciała tego mówić. Ja nadal chcę z nią być i wydaje mi się że ją kocham. Skoro chce mojego dobra to czemu mówi że mnie nie kocha? Nie chcę nalegać bo nie chcę by cierpiała, ale jest mi ciężko. Nie wiem czy ona wie do końca co to jest miłość a może ja ją jakoś źle pojmuję. Ciągle mam nadzieję i chcę o nią walczyć ale nie wiem jak. Wydaje mi się że każdy kontakt z nią będzie ją bolał. Czy mo gę coś zrobić??
Pozdrawiam


* * * * *

Być może jest tak jak mówisz: jej się wydaje, że nie kocha bo nie CZUJE, że kocha. Jeśli masz z nią jakiś kontakt to to, co jeszcze możesz zrobić jeśli Ci na niej zależy to podesłanie jej tego artykułu: [zobacz] oraz tych odpowiedzi: 15, 906, 13. Ja tam wyraźnie rozróżniam między uczuciami a prawdziwa miłością, między "czuciem" miłości a decyzją. Może ona faktycznie myli uczucia z prawdziwą miłością. Ostatnio otrzymuję mnóstwo listów od dziewczyn właśnie, które nie wiedzą czy kochają, bo nie czują tego. Jeśli po przeczytaniu tego co Ci poleciłam ona dojdzie do wniosku, że się myliła to być może poprosi Cię o spotkanie i nawet jest szansa, że wrócicie do siebie. Głupio by było się rozstać tylko dlatego, że się myliło w odczuciach, prawda? Natomiast jeśli kategorycznie nie będzie chciała to znaczy, że być może jest jeszcze coś, co zdecydowało o rozstaniu ale może ona nie chce Ci tego mówić, albo sama sobie tego nie uświadamia. Gdy konsekwentnie będzie odmawiała to daj sobie i jej spokój. Wiem, że to trudne, ale każdy ma wolną wolę i dokonuje wyborów. Więc jeśli ona tak wybierze - to musisz to uszanować i uznać, że to nie była jeszcze ta jedyna. Ale póki co jeszcze próbuj, może to coś da? No i módl się o rozeznanie, o światło, o to co masz robić. Z Bogiem!

  karola, 25 lat
2725
08.07.2009  
Witam. czytałam znaczną część pytań i mądrych odpowiedzi i wiem jedno - wszystko to bardzo fajnie sie mówi i radzi komuś. Ja np. modlę się i ufam, że ktoś czuwa nad moim życiem, co po moich przejściach wcale nie było takie łatwe. W domu nie zaznałam prawdziwej miłości, jesli chodzi o pieniądze nie miałam najlepiej, ale nie mogłam narzekać. Miłości nie zaznałam nigdy, ani nikt mi nie mówił, że mnie kocha. Ojciec w domu praktycznie nie istniał - nie interesował się nami. mame interesowało tylko to, co powiedzą inni. Na dodatek jak byłam dzieckiem zostałam wykorzystana przez brata. Nigdy nikomu nie żaliłam się, nie opowiadałam o swoich problemach. Chociaz może powinnam. Niestety musiałam radzić sobie sama bo NIE MIAŁAM komu powiedzieć. Nikt tez nic nie zauważył, albo nie chciał zauważyć. W każdym razie żadna z odpowiedzi do mnie nie przemawia. Wiem co powinnam zrobić, ale NIE UMIEM okazywać miłości ani zbliżyć sie do żadnego faceta. Czuje do nich taką niechęć, że mnie odrzuca. No i co mi na to poradzicie? Jestem świadoma wszystkiego co mnie spotkało, wiem co powinnam zrobić, ale nie umiem. Modlę się, ale to siedzi we mnie zbyt głęboko. Więc niestety są osoby, które są skazane na samotność pomimo że tego nie chcą i właściwie nic się na to nie poradzi. Bo ja próbowalam, poznawalam ludzi i miałam kolegów, ALE zawsze mnie od nich odrzucało, kiedy coś się między nami miało zmieniać. Właściwie to nawet nie musicie odpowiadać. Może powinnam udać się do sepcjalisty, ale w tej chwili mnie na to nie stać. Mówilam o tym na spowiedzi, ale słyszalam mniej więcej to samo co wyczytalam tutaj. Życie jest naparwdę bardzo piękne.

* * * * *

A skąd wiesz, że fajnie się radzi tylko innym? A skąd wiesz, że ja nie piszę tego na podstawie własnych doświadczeń i przeżyć? Powiem Ci, że jakbym nie przeżyła wielu z tych sytuacji, o których piszę, to bym ich nie rozumiała. I pisałabym tylko teoretycznie. I faktycznie mogłoby to może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Moja Droga! Ja wiem o czym piszesz, bo również miałam w domu tak jak Ty a nawet gorzej pod wieloma względami (z wyjątkiem wykorzystywania, o którym koniecznie powinnaś porozmawiać z psychologiem, bo ten problem sam się nie rozwiąże). I właśnie dlatego, że miałam jak miałam wiem jak to jest i wiem, że MOŻNA wyjść z wielu rzeczy i można sobie poradzić. I dlatego z pełną stanowczością twierdzę, że nikt nie jest skazany na samotność, bo w domu nie zaznał miłości. Mało jest teraz tak naprawdę domów, gdzie jest normalna, pełna, kochająca się rodzina z wartościami. To są wyjątki. Ale gdyby nikt z osób, które takiego domu nie miały nie potrafił stworzyć rodziny to 90 % społeczeństwa byłoby singlami.
Przez Twój list przebija wiele żalu, buntu, rozgoryczenia. Może myślisz, że nigdy już nikogo nie spotkasz, nikt Cię nie pokocha. I ja też tak myślałam a pierwszego chłopaka miałam dopiero w wieku 26 lat. I wcale nie był to ten jedyny. Przez kolejne miesiące spotykały mnie same zranienia, po których musiałam się podnosić i iść dalej. Wiem zatem naprawdę co czujesz i wiem też, że jesteś w stanie kogoś pokochać, stworzyć rodzinę i być kochaną. Wiem to z własnego doświadczenia. Proszę przeczytaj ten artykuł [zobacz]
i te odpowiedzi: 421, 537, 950, 37,136, 256, 468, 484, 520, 600, 699, 1985. A z problemem wykorzystania koniecznie udaj się do specjalisty, który będzie wiedział jak Ci pomóc. Wejdź na stronę chrześcijańskich psychologów www.spch.pl i umów się. Jeśli nie jesteś w stanie zapłacić po prostu o tym powiedz, w ciężkich sytuacjach jest możliwość z tego co wiem przyjęcia kogoś za darmo. Nie dźwigaj całe życie ciężaru, którego nieść nie musisz i który powoduje, że wątpisz w swoją wartość. Pozbądź się go. Pamiętaj też, że przez to wszystko co Cię spotkało szatan toruje sobie drogę do Twojego serca wmawiając Ci, że jesteś gorsza i nic nie warta. Dlatego módl się, np. jakąś nowenną lub chodź na adorację i na Msze św. o uzdrowienie. Uzdrowienia potrzebujesz a ono jest w zasięgu ręki! Jezus naprawdę chce Cię uzdrowić i zrobi to - tylko się do niego zwróć! Nie zamykaj się w swojej skorupce zranień i frustracji. Wiem, że jesteś zdołowana. Ale taki stan nie musi trwać i nie ma powodu by trwał. Możesz zbyć szczęśliwa, tylko zrób jakiś krok w stronę uwolnienia się z tego wszystkiego co Cię obciąża. Daj sobie szansę i zawalcz o siebie. Z Bogiem!

  magda, 24 lat
2724
08.07.2009  
zakochłam sie w Marcinie 5 lat temu ogromnie! 2 lata temu zaczelismy ze soba chodzic! na wstepie dowiedzialam sie ze jest chory na nerwice natrectw przyjełam to bardzo spokojnie gdyz nie wiedziałm co to za choroba po krotkim jednak czasie choroba strasznie zaczela mi przeszkadzac. (Marcin(25lat) jest lekkoduchem zycie traktuje bardzo nie powaznie choroba sie nie przejmuje zbytno ,lekow konsekwentnie zazywac nie potrafi ma ogromne natrectwa ktore przeszkadzaja mu w normalnym funkcjonowaniu byl juz na 5 kierunkach szkoly nie skonczyl nie potrafi pracowac a w zwiazku z tym ze jest przez rodzicow we wszystkim wyreczany nie potrafi nic!!!! np.nie umie sprzatac podejmowal kilka rodzajow pracy i nigdzie nie dal rady itp jednym slowem nie naddaje sie do zycia chyba ze ze słuzaca! najgorsze ze nie widzi tych problemow jest uzalezniony od internetu potrafi siedziec godzinami mowi ze ucieka od natrectw nie umie byc punktualny potrafi nawet 3 godziny spoznic sie i udaje ze wszystko jes t ok) kazdego dnia obiecuje ze sie poprawi i pewnie sie stara tylko ze ja nie widze owocow:((( kocham Go bardzo i kazdego dnia musze walczyc ze soba :(( nie wiem co mam zrobic chcialabym juz wyjsc za maz ale nie widze przyszlosci:(( poza tym jest wspanialym Mezczyzna dobrym poboznym:) nie mam z kim porozmawiac na ten temat musze przed wszystkimi ukrywac blagam o pomoc:((((((((( jestem na prawde zrozpaczona:((( jego rodzice widza ten problem i juz nie jeden raz mowili mi ze to nie ma sensu (lepiej bym znalazla sobie innego chlopaka) tylko ze ja nie chce kocham Marcina:(((((((((((((( ale wiem tez ze gdy sie nie zmieni o małzenstwie nie ma mowy!!!!!!!!!!!! co robic?????? na terapie nie chce isc wciaz obiecuje poprawe nie wywiazuje sie jednak z obietnic :((((((((((((((((((((( zapomnialam dodac ze jestem bardzo nerwowa wsciekam sie z byle powodu robie awantury jestem nie do zniesienia w stosunku do Marcina mimo iz bardzo Go kocham:((((

* * * * *

Moja Droga! Nie każdy kogo się kocha nadaje się na małżonka. Może to brzmi okrutnie ale tak jest. Można bardzo kochać ale trzeba w tym wszystkim widzieć konsekwencje. Trzeba widzieć też siebie i swoje przyszłe małżeństwo, swoje przyszłe dzieci. Bo wiążąc się kimś nie tylko sobie "gotujemy ten los" ale i przyszłym swoim dzieciom. Nie można zatem wychodzić za mąż za kogoś o kim z góry wiemy, że nie jest w stanie małżeństwa stworzyć i pełnić funkcji męża i ojca. Nie można np. wiązać się z alkoholikiem, z kimś kto kompletnie nie daje sobie rady z najprostszymi rzeczami, z kimś kto jest nieodpowiedzialny. Rozumiem, że kochasz Marcina i że chcesz mu pomóc. Ale pomoc nie może polegać na tym, że za niego wyjdziesz i będziesz jego opiekunką. Bo owszem, w małżeństwie i opiekunką trzeba czasem być ale nie tylko opiekunką. Przede wszystkim żoną. Więc nie można za kogoś wychodzić z litości, z chęci pomocy itp. Ja nie wiem dokładnie co to za choroba i nie wiem nawet czy nie wyklucza małżeństwa. Przede wszystkim jednak on powinien się leczyć. Jeśli tego nie robi - nawet dla siebie(!) to jaką on Ci daje gwarancję, że zrobi coś dla Ciebie? Z pewnością nie wyobrażasz go sobie jako męża i ojca. Zresztą owoce bycia z nim sama przedstawiasz - nerwowość itp. I nic dziwnego. Bo on nie zapewnia Ci poczucia bezpieczeństwa i nie jest odpowiedzialny a to najważniejsze co powinien sobą przedstawiać mężczyzna. Więc nie czujesz się bezpiecznie, nie możesz na nim polegać, nie ufasz mu. Nie można na takich podstawach budować. Moja Droga! Nie wiem co możesz dla niego zrobić, ale cokolwiek będziesz robić nie rób jako jego dziewczyna lub przyszła żona. Bo wykończysz się nerwowo, a po kilku latach stwierdzisz, że coś Ci uciekło. On być może w ogóle nie jest w stanie stworzyć małżeństwa. Możesz z nim rozmawiać, odwiedzać go, ale to wszystko. Nie wiąż z nim swojej przyszłości. Zresztą sami jego rodzice Ci to odradzają. Może on nie jest w stanie nawet tworzyć związku, może nie jest zdolny do prawdziwej miłości. Może to nie jego wina ale też nie Twój obowiązek branie na siebie takiego ciężaru. W małżeństwie jest dosyć innych problemów byś mogła to wszystko udźwignąć. Przykro mi, na pewno jesteś rozdarta, ale ratuj siebie. Nie możesz poświęcać się całkiem kosztem siebie samej. Módl się proszę o rozeznanie, o siłę, i mądrość. Przeczytaj też te odpowiedzi: 189, 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 i te artykuły: [zobacz], [zobacz] pomyśl i zdecyduj. Porozmawiaj z mądrym księdzem, z mamą lub przyjaciółką, kimś kto spojrzy na to z boku. Odważ się ratować siebie. Z Bogiem!

  Ania, 20 lat
2723
29.06.2009  
Mam 20 lat i "chyba" zakochałam się w chłopaku (24 l ) on też coś do mnie czuje bo mi powiedział o tym tylko jest jeden kłopot on ma problem z alkoholem - jest alkoholikiem. Z całego serce chce mu pomóc ale on twierdzi że jest tylko pijakiem. Mój tata pił prawie 20 lat więc wiem co to alkoholizm. Jeśli sam nie uświadomi sobie że jest chory to mu nie pomogę. Jak mu to powiedzieć żeby w to uwierzył i poszedł na leczenie? Zależy mi na nim bardzo dlatego chce go ratować...pomóżcie.... -Ania :(

* * * * *

Przeczytaj te odpowiedzi: 350, 686, 1061, 1312, 1362, 1522, 1535. Koniecznie powinien przejść terapię. Jak mu to powiedzieć? Proponowałabym skontaktowanie się z kimś kto w Twojej lub sąsiedniej parafii prowadzi terapię DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików) i tam zapytanie. Nawet pójdź na jedno ze spotkań i przedstaw swój problem. Jeśli sama nie przeszłaś terapii DDA to gorąco polecam. Ktoś kto profesjonalnie zajmuje się tym problemem z pewnością da Ci jakąś dobrą radę, bo będzie wiedział jak trafić do takiego człowieka. Spróbuj, bo sama nie dasz rady go przekonać a tam skorzystasz z doświadczeń i sprawdzonych rad innych. Z Bogiem!

  Lena, 20 lat
2722
26.06.2009  
Mam pytanie troche dziwne. Prosze mnie źle nie zrozumieć ale jestem ze swoim chlopakiem juz prawie 2 lata a mimo to czasami jeszcze nie jestem pewna co do niego czuję!? A mianowicie czasami inni meżczyzni wydają mi sie atrakcyjniejsi, czasami wydaje mi się że chlopak którego wcześniej znałam ale nie związalam bo wybralam Tego okazałby sie lepszym wyborem.Moze tych innych zbytnio idealizuje?!Kiedys przeczytalam tutaj, że ludzie którzy sie kochają to szanują się i są dla siebie atrakcyjni (nie tylko fizycznie, ale po prostu odnaleźli siebie, chcą ze sobą być i są sobą zafascynowani) to po prostu nikt inny ich nie interesuje i nie jest dla nich tak atrakcyjny jak druga połówka.Pierwsza część się zgadza ale ja czasami mam watpliwosci, może to wynika z mojego wieku. Mam 20 lat i chcialabym jeszcze tyle spróbować w życiu, byc może z kimś innym żeby mieć jakieś porównanie, czy to najlepszy wybor jakiego moglam dokonac, bo nie ukrywam że to mój pierwszy tak poważny związek. On mnie k ocha i szanuje i mysli o mnie b. poważnie,ja tez nie chcialabym Go stracić,bo to dobry czlowiek i dobrze nam razem. A czasem myślę, że chciałabym Go poznać za 5 lat wtedy na pewno byla bym pewna swojego wyboru, bo moglabym przez ten czas troche "poszaleć". Jest On dla mnie atrakcyjny i chciałabym z nim być ale trochę pózniej.Wiem, że to się wydaje dziwne ale czasami tak czuję???

* * * * *

Jeżeli to Twój pierwszy taki związek to dodając Twój młody wiek Twoje wątpliwości są naturalne. Ty po prostu nie wiesz jak mogłoby być z kimś innym i wydaje Ci się nawet, że być może byłoby lepiej. Byłoby albo i nie było, natomiast nie przekonasz się o tym nie będąc z kimś innym. Niestety nie jest tak, że możesz spróbować, zobaczyć a potem wrócić do tego chłopaka. Być może jest tak - jak sama piszesz - że zbyt wcześnie weszłaś w związek z kimś, zbyt wcześnie się zaangażowałaś, nie będąc po prostu na to gotową. Rzeczywiście 20 lat to niewiele i naturalnie możesz nie być jeszcze gotowa na dojrzały związek, na miłość, na małżeństwo. Tak, masz rację, ja pisałam, że jak ludzie chcą być ze sobą to są sobą tak zafascynowani, że nikt inny ich nie interesuje. Jest to wtedy znak wyboru, podjętej decyzji - chcę być z tym, tego wybieram, z tym chcę tworzyć, nie z innymi.
Ty jeszcze nie dojrzałaś do podjęcia ostatecznej decyzji.
Co możesz zrobić? Możesz dalej być z tym chłopakiem, poznawać się, obserwować, myśleć, decydować. Jeśli zależy Wam na sobie to stopniowo będziecie coraz bardziej pewni, będziecie odkrywać swoje wady i zalety i w codzienności podejmować małe decyzje czy chcecie być dalej razem czy nie. I po jakimś czasie dojrzejecie do podjęcia tej najważniejszej decyzji.
Polecę Ci te artykuły: [zobacz][zobacz]
Jeden z nich mówi o miłości drugi o tym jak wybierać i czy jest jedyna właściwa osoba. Może one trochę Ci rozjaśnią. Widzisz, bycie z kimś wymaga wyboru. Nikt Ci nie powie z kim byłoby Ci lepiej, bo to Ty o tym decydujesz. Ty musisz na własnej skórze się przekonać. Wątpliwości przez Ciebie przeżywane są naturalne, są nawet wyrazem pewnej ciekawości. Natomiast to Ty decydujesz czy chcesz z tym chłopakiem być, poznawać go coraz lepiej czy chcesz spróbować z kimś innym od początku (bez żadnego pewnego rezultatu). Być może jest też tak, że on wyprzedza Cię w tym związku, Ty nie nadążasz, nie jesteś na takim etapie jak on. Wtedy poproś go o czas, o to, by zwolnił tempo, powiedz szczerze, że jeszcze nie czujesz tego co on i dlatego prosisz go o to, by na Ciebie poczekał. A o "odczuwaniu" miłości przeczytaj odp. nr: 15, 906, 13.Poczytaj, pomyśl, módl się o rozeznanie, o to, by Bóg dał Ci znak czy to ten właściwy chłopak. Z Bogiem!

  anonim, 14 lat
2721
26.06.2009  
mialam chłopaka ale z nim zerwalam kocham go ale nie wiem czy on mnie mowi ze tak ale ja juz nie wiem damy bylismy ze soba i pierwsze kilka tyg bylo okj przychodzil wrcz codzinnie a potem zaczol mnie olwac przychodzil raz na tydzien a mieszka zaledwie kilka metrow kolo mnie albo na dworze go widzialam a do mnie nie przyszedl albo mowil zebym po niego przychodzila a jak przyszlam to nie wychodzil ale jak juz przychodzil tn raz na tydzien to przytulal mnie caly czas calowal i wgl wic ja juz ni wiem o co chodzi? pomóż

* * * * *

Zauroczył się a potem mu się znudziło. Dobrze zrobiłaś, daj sobie spokój i czekaj na prawdziwą miłość. Możesz też przeczytać ten artykuł: [zobacz] Z Bogiem!

  Azja, 20 lat
2720
25.06.2009  
Witam!
Zanim zdecydowałam sie napisac, przeczytalam rady odnosnie podobnych przypadków,jednak chcialabym prosic o radę.
Przec cale dzieciństwo, tak do około 16 roku zycia bylam gruba i brzydka. Gdy szłam do liceum schudłam i zapuscilam wlosy. Wtedy zaczeli interesowac sie mną chłopcy. Zaczełam byc z Rafałem, na poczatku było ciężko, on duzo pił i nie mial zadnych ambicji. Ja byłam wtedy głeboko wierząca i pomogłam mu wyjsc z nałogów i apatii. Bylismy ze sobą 3 lata, Rafał zakochał sie we mnie niesamowicie, codziennie odbieral mnie ze szkoly, byl na kazde zawolanie, przynosil kwiaty, rozumielismy sie doskonale. Byłam niesamowicie szczesliwa, on rowniez. Wszyscy mówili, ze tak dobranej pary nie widzieli. Gdy zdalam maturę i mialam długie wakacje on musial duzo sie uczyc (poszedl na studia) i rzadko sie widywalismy. zaczęły się kłótnie. Po jednej z kłótni poszłam z kolezankami na dyskotekę, gdzie poznałam Marcina. Byłam po paru piwach (choc podpisałam wczesniej krucjatę) i pocałowałam sie z nim (z Rafałem walczylismy o czystosc wszelkimi sposobami). Poczułam sie zauroczona Marcinem, zerwalam z Ra fałem i zaczełam byc z Marcinem. Jednak zwiazek okazal sie porażką. Byłam później z jeszcze innym, lecz odszedl bo stwierdzil ze kocha byłą. Przez cały ten czas miałąm kontakt z Rafałem, on ciagle mnie kochał. Pomógł mi po rozstaniu, znów jestesmy ze sobą. Jednak ja czuje, ze go nie kocham. Jestem z nim, bo doskonale sie rozumiemy, jest moim najlepszym przyjacielem. On bardzo mnie kocha. Jednak czy mogę byc z nim jesli go nie kocham? Ponadto jestem kochliwa i szybko sie zauraczam, a na powodzenie nie moge narzekac. Rafał wie o tym i mimo ze go to boli to akceptuje to. Ale ja czuję, ze to ja jestem nie fair, on jest takim wlasnie "emocjonalnym smietnikiem" dla mnie :( Ale on twierdzi, ze mimo wszytsko chce byc ze mną bo jestem wspaniala. Czy malzenstwo z rozsadku (bo bedzie mi z nim dobrze) jest dobre? On o tym wszytskim wie a mimo to chce ze mna byc. Co mam zrobic? :(


* * * * *

O małżeństwie " z rozsądku" przeczytaj tutaj: 201, 646, 1120. A co do tego czy to miłość poczytaj też proszę ten artykuł: [zobacz] i te odpowiedzi: 15, 906, 13. Miłość to nie zakochanie, zauroczenie, miłość to codzienność, to właśnie dobre rozumienie się i wspieranie. Nie musisz "czuć" by kochać naprawdę. Oczywiście, jeśli nie chcesz z nim być, że nie odwzajemniasz tego co od niego otrzymujesz to uczciwej będzie się rozstać, bo nie może być tak, że jedna strona kocha i daje z siebie wszystko a druga tego nie docenia i nie traktuje związku poważnie. Jednak może warto pewne rzeczy przemyśleć i docenić takiego chłopaka? Jesteś młoda, masz powodzenie, ale pomyśl o co Ci naprawdę w życiu chodzi i co jest ważne. Wychodzenie za mąż bez miłości - nie ma sensu. Jednak należy wiedzieć czym miłość tak naprawdę jest by wiedzieć czy się kocha czy nie. Bo musisz tez wiedzieć, że wychodzenie za mąż w stanie samego zakochania też nie ma sensu -bo nie jest to prawdziwa miłość tylko emocje. I nigdy nie będzie tak, że będziesz wiedziała i CZUŁA, na 100 % że to ten. Związek opiera się na decyzji. Poczytaj i pomyśl, polecam Ci też te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Powodzenia z Bogiem!

  magma, 20 lat
2719
25.06.2009  
Potrzebuje rady... Jak zakonczyć znajomość? Miałam chłopaka- skończyło się, ja nie chciałam już dalej tego ciągnąć, było w tym wiele zła. Popełniłam jednak błąd, bo nadal utrzymywałam z tym chłopakiem kontakt- poprosił mnie by mógł do mnie dzwonić, bym czasem napisała do niego bo on nie ma nikogo bliskiego, mieszka za granicą, popadł w jakąś depresję i potrzebował by choć w taki sposób ktoś z nim był i zgodziłam się na to, choć zaznaczyłam, że to tylko jako koleżanka bo on potrzebuje tego. Wiem, że powinnam zniknąć, ale martwiłam się o niego. On wiele razy został odrzucony nie chciałam by spotkało go to kolejny raz. Teraz jest już u niego lepiej, ale on nadal dzwoni codziennie, chce się spotkać, choć ja mu powtarzam, że nic z tego nie będzie. Nie umiem przestać odbierać telefonów od niego bo martwię się o niego, on wiele razy został zraniony w zyciu. Zaczynam jednak poważnie się martwić, bo boję się, że on sie nie odczepi, nigdy nie zniknie z mojego zycia. On ciągle ma nadzieję, choć jej mu nie daję. Nie wiem on ma pretensje do mnie, że gadam z jakimś tam kolegą itp. Co ja mam robić? Nie chcę go ranić, martwię się o niego on w przeszłości probował popełnić samobojstwo, on nie ma naprawde nikogo, jednak ja nie wyobrażam sobie takiego zycia, jak ja mam kogoś poznać, przecież nie mogę z kimś czegoś zaczynać gdy sprawa z tym chłopakiem jest niezamknięta. Naprawdę nie wiem co robić. Jak go nie zranić, ale definitywnie zakończyć tą znajomość? Chcę zakończyć ten etap gdyż był on pełen grzechu i zła, nie chcę o tym pamiętać jednak ta znajomość nie pozwala zagoić się ranom i nie jest ona dobra ani dla mnie ani dla niego. Proszę o radę.

* * * * *

No widzisz, ja zawsze twierdzę, że przyjaźń po związku praktycznie nie jest możliwa. Bo zawsze jedna ze stron, która nie chciała rozstania nadal ma nadzieję. Już sam kontakt powoduje, że liczy na lepsze stosunki w przyszłości i fakt, że się tę osobę widzi, słyszy itp. nie pozwala po prostu zapomnieć. Dlatego w przypadku rozstania kontakty trzeba ograniczyć (czasem nawet zerwać). Proszę przeczytaj odp. nr: 7, 1561, 1571, 241, 248, 304, 1091, 1161, 1563, 80, 526, 653, 825 tam pisałam wiele o rozstaniu i o takiej sytuacji oraz co zrobić, żeby zapomnieć. Co zrobić teraz? To samo: stopniowo ograniczać kontakt. Nie wychodzić samej z inicjatywą, nie przedłużać rozmów. Osobiście nie wierzę w to, że mógłby sobie coś zrobić, nawet jeśli by tym groził. Zwykle takie groźny są po prostu wymuszaniem czegoś i szantażem. Ale jeśli się boisz to faktycznie nie stawiaj sprawy na ostrzu noża tylko pomału, stopniowo ale konsekwentnie ograniczaj kontakt. Czasem nie odbieraj telefonu - nie masz takiego obowiązku, by być cały czas do jego dyspozycji, czasem możesz być przecież zajęta czy zwyczajnie zmęczona lub nawet nie mieć ochoty z nim rozmawiać. I absolutnie nie zgadzaj się na żadne spotkania - to tym łatwiejsze, że on nie mieszka w kraju. Rozumiem, że Ci go szkoda, ale taka postawa jak teraz do niczego nie prowadzi. Wprost przeciwnie - tym większą "krzywdę" mu robisz, bo on ciągle ma nadzieję i coraz bardziej przyzwyczaja się do Ciebie, więc w konsekwencji będzie bardziej cierpiał. Módl się za niego i o światło Ducha św. dla siebie, o to co robić, o siłę i odwagę. Z Bogiem!

  marysia, 25 lat
2718
22.06.2009  
Witam.Mam problem z w tej chwili juz byłym chłopakiem ponieważ chora sytacja w jakiej twkwilismy sprawila ze rozstalismy sie.mimo to tesknie za nim,jest mi go żal bo mimo wszelkich pozorów,o ktorych zaraz napisze jest tak naprawde nieszczesliwy i bardzo samotny.od momentu poznania dal mi sie poznac jako materialista i od samego poczatku znajomosci mialam wrazenie ze tkwie w trojkacie z jego rodzicami szczególnie mama,która we wszystko sie wtracala narzucala swoja wole i zadawala bezwstydne pytanie typu"czy ty nie jestes w ciazy?".wychwalała go do mnie mówiąc ,że jest najlepszym kandydatem namęża na swiecie i że jest piekny,pracowity dobry itp itd a zaraz potem wieszała na nim psy.On jest po wypadku,miał krwiaka mózgu i ma problemy zdrowotne oraz podejrzenie bezpłodnosci.jestem w stanie wszytsko zaakceptowac poniewaz nie jestem idealna ani bez wad-mam ich mnostwo.ale nie zaakceptuje zycia w trojkącie,mama juz zapowiedziala ze bedziemy mieszkac z nimi po naszej 3 miesiecznej znajomosci.mam wrazenie ze szuka mu nianki i sprzataczki i kogos kto bedzie go utrzymywał bo wyrzucili go z pracy i nie ma nawet prawojazdy.skonczylo sie na tym ze jak jego rodzice wyjechali na2 dni ja zostalam u niego i za niepoumywanie garów i noe zrobienie jajecznicy wygonił mnie po tygodniu piszzac jakgdyby nigdy nic co u mnie slychac ze teskni kocha itd.jego mama ktora kiedys przetrzepala archiwum gg byla przciwko mnie ale juz chyba nie jest bo dzwonila w imieniu swojego 25 letniego syna proszac mnie abym do niego wrócila.znajomy ksiadz i wszyscy znajomi odradzaja mi tą znajomosc bo nieraz wracalam od nich chora z nerwów i smutki duszonego w sobie kiedy nopowiedala mi o "ich majątkach"...mimo to tesknie...bo panicznie boje sie samotnosci.pozdrawiam

* * * * *

Przeczytaj proszę najpierw te artykuły: [zobacz], [zobacz] A potem ten: [zobacz]
Powiem tylko tyle, a w zasadzie powtórzę za znajomymi: dobrze zrobiłaś! Gratuluję odwagi ratowania siebie i zawalczenia o swoje szczęście. Nie bój się samotności. Bóg nie jest złośliwy i widzi Twoje serce i Twoje pragnienia. Po prostu módl się o dobrego męża, bo on gdzieś już jest. To, że źle czujesz się po rozstaniu i tęsknisz to normalne. Musisz przeżyć swoją żałobę. Módl się, by Bóg zabrał Ci to uczucie, by Cię wyswobodził z tych niszczących emocji. Będzie dobrze, odwagi i głowa do góry! Z Bogiem!

  Kinga, 21 lat
2717
22.06.2009  
Dziękuję za odp. do pytania 2652. Ja pisałam niejeden list i wiele słów. Ale to nic nie dało. Nie wiem co zrobić, żeby było dobrze. Jak mam znów zaufać?Nie potrafię....W jednym momencie przez jedną głupią sytuację całe moje zaufanie, które tak ciężko było mi odbudować, legło w gruzach. Kiedyś ważniejsza była jego eks panienka. A teraz jakaś tam koleżanka? Dla koleżanek jest milutki i w ogóle, a dla mnie? Nawet nie słyszy moich próśb, bo pieniądze są ważniejsze. Wykrzyczałam to wszystko wczoraj w słuchawkę. Złamane obietnice, że wróci w kwietniu - nie wrócił, że spędzimy razem Sylwestra - nie spędziliśmy. I on mówi, że mu na mnie zależy, że jestem najważniejsza, że tylko ja się liczę. Nie liczę się. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla Boga?Nie ma... też zabrakło. Próbowałam już wszystkiego... tyle słów padło z moich ust. Bez efektu. Ja jestem już wrakiem człowieka. Wypalona psychicznie... gdzieś zgubiłam siebie. Już nie umiem panować nad emocjami. Ale dla niego to też nie ma ż adnego znaczenia - bo ja przecież przesadzam. Ale nie przesadzam. Nie mam siły...Nie jestem zabawką, nie jestem od wykonywania jego poleceń. W czwartek, gdy coś przeczytałam załamałam się totalnie. I było to w momencie, kiedy myślałam, że teraz już będzie tylko lepiej, że ufam, że nic złego już się nie może stać. Tak się myliłam. Nie mogłam się uczyć, I jeszcze jego słowa: "Musimy porozmawiać na temat twojego zachowania".Ale ja nic złego nie zrobiłam. Może nie powinnam rezygnować z tego wszystkiego z czego zrezygnowałam dla niego. Poświęciłam się jemu bez reszty. I oczekiwałam, że będzie mnie traktował tak jak powinien. Że zawsze będę najważniejsza. Że będę czuła się jak ktoś wyjątkowy, jedyny. A czuję się jak zabawka, jak ktoś, kto musi być wiecznie podporządkowany, kto nie ma prawa głosu, musi siedzieć cicho i wykonywać polecenia. Chciałam być szczęśliwa. Chciałam dać wszystko i dostać wszystko. A jego nawet nie ma. Nie było go, gdy go najbardziej potrzebowałam. Nie umiem sobie pomóc. Z Bogiem

* * * * *

Droga Kingo! Nigdy drugi człowiek nie możne być dla nas najważniejszy, nie może być całym naszym światem. Bo najważniejszy jest Bóg - to po pierwsze, a po drugie: gdy ten człowiek odchodzi lub dzieje się coś złego ten cały świat się wali. Mam wrażenie, że zbyt wiele dla niego poświeciłaś, że zbyt dużo dawałaś.
Jego zachowanie mnie szokuje. Przemknęła mi przez myśl jedna rzecz: odejście.
Wiem, że to ostateczne rozwiązanie ale ja nie rozumiem co to za związek kiedy Wy faktycznie nie jesteście ze sobą, nie ma żadnych konkretów, jesteś traktowana bez należnego Ci szacunku, wszystkie Twoje słowa trafiają w próżnię, on nie dotrzymuje obietnic i nie zapewnia Ci żadnego bezpieczeństwa. A przecież poczucie bezpieczeństwa jest dla kobiety najważniejsze i jeszcze przed ślubem mężczyzna musi wykazać, że potrafi je zapewnić. Bo co innego może ofiarować swojej żonie jak nie to czego ona potrzebuje najbardziej? To jest miara męskości: odpowiedzialność. Ja tej odpowiedzialności tu nie widzę.
Kinga, jesteś jeszcze bardzo młoda. Szkoda by było, żeby przez poczucie obowiązku i myślenie, że musisz z nim być skoro się zaręczyłaś tak wyglądało Twoje życie. A jak on wyobraża sobie życie po ślubie? Tez będzie za granicą a Ty tu? To bez sensu. Czas na konkrety: wyznacz jakąś granicę, postaw ultimatum. Albo wraca, bierzecie ślub i żyjecie normalnie albo wybiera życie tam a Ty tu i rozstajecie się.
Nie możesz żyć w zawieszeniu.
Nie możesz cierpieć, miłość nie jest cierpieniem, nie jest stanem gdzie wykańczamy się psychicznie. Przeczytaj proszę te odpowiedzi: 189, 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728 i te artykuły: [zobacz], [zobacz], [zobacz], [zobacz] i zdecyduj coś.
Nawet jeśli to będzie decyzja o rozstaniu. Nie możesz tak żyć.
Módl się o światło Ducha św. dla siebie, o dobrą decyzję. Zaryzykuj jej podjęcie aby być szczęśliwą naprawdę. Z Bogiem!

  Marysia, 21 lat
2716
20.06.2009  
Witam. Poznałam Przemka(21) jakiś miesiąc temu. Nie byłam do niego w ogóle przekonana ale że zakochuje się dopiero jak kogoś poznaje więc postanowiłam dać temu czas. Dobrze mi się z nim rozmaiwa bardzo - jest mądry, wartosciowy i dobrze mi przy nim. To wszystko miedzy nami od pewnego momentu nabrało jak dla mnie zbyt szybkiego tempa - ale wiem ze to moja wina bo sama na to pozwoliłam. Za szybko tzn. zbyt dużo czasu teraz ze sobą spedzamy, a jest to czas sesji - już samo to w sobie jest strasznie nieodpowiedzialne:/ Ja jestem osobą praktykującą, wierzącą to nei wiem bo mam z tym sporo porblemów, ale walcze.. Wczoraj rozmawiałam z Przemkiem. Rok temu rozstał się z dziewczyną z którą sypiał:( nigdy nie brałam pod uwage opcji bycia z kimś takim. Był to dla mnie szok. Znamys ię krótko i wiele o sobie nie wiemy. Tylko jak się o tym dowiedziałam to nie wiem czy chce w to brnąć dalej. Rozmawialiśmy o tym. Przemek żałuje bo mnie krzywdzi teraz, żałuje bo tamtem związek od czasu gdy za czeli wspólzyc zaczal się rozpadac. Gdybym się dowiedziała o tym później, gdybym go już kochała to musiałabym wybaczyć ale teraz gdy to wszytsko między nami jest takie 'świerze' nie wiem czy chce. Boje się bardzo bo to bedzie miało wplyw na nasze dalsze zycie. Nie wiem czy bede potrafila o tym zapomniec i czy bede go potrafila pokochać kiedys. Wydaje mi się ze teraz zrezygnować z tego byłoby mi łatwiej zwłaszcza ze wyjezdzam i w ogóle widomo ze teraz to sa tylko emocje. Boje się dać temu szanse. Nie chce go osadzac zwlaszcza ze ja tez nie jestem idealem, wprawdzie nigdy nie wspolzylam ale mam problemy z nieczystoscia. . I wiem że nie ja jestem sedzą, tyle tylko że on jest niewierzacy, wiec nie zaluje ze zgrzeszył i zła w tym nie widzi. Moje mazrenia legły w gruzach. Nie wiem co robić - boje się z nim być, boje się próbować. Narazie postanowiłam że bedziemy znajomymi, bez zadncyh 'czulosci' - bo jak to bedzie wygladało jak teraz to to zepsujemy, żebysmy się poznali tak 'neutralnie'. Boje się...

* * * * *

Nie dziwię Ci się, że się boisz. Nie miej też wyrzutów, że masz wątpliwości. Możesz, masz prawo nie chcieć być z kimś kto z kimś wcześniej współżył, masz prawo nie chcieć być z kimś kto jest niewierzący. Owszem, sam fakt współżycia przed ślubem gdy się za to żałuje, gdy się zmieniło nie jest faktem dyskryminującym kogoś. Ja wiele razy mówię, że nie może być tak, żeby błąd młodości przekreślał nasze szanse na dalsze szczęśliwe życie. Można być z kimś kto miał wcześniej doświadczenia seksualne i można być szczęśliwym. Ale tak jak zawsze mówię - trzeba wybaczyć i nigdy nie wypominać. A żeby wybaczyć trzeba odpowiedniej postawy tej osoby. Droga Marysiu, przeczytaj na początek odp. nr: 616, 961, 1070, 1819. Tam pisałam o takich sytuacjach. Wprawdzie piszę o dziewczynach ale w takim samym stopniu odnosi się to do chłopaków. Poczytaj też odp. nr: 69, 466, 1682, 1358, 1710 gdzie pisałam o związkach z osobą niewierzącą. Rozumiem Twoje obawy, szczególnie, że o tych faktach (na szczęście) dowiedziałaś się na początku znajomości, kiedy nie jesteś jeszcze tak emocjonalnie zaangażowana. Możesz zatem podjąć bardziej obiektywną decyzję. Myślę, że postąpiłaś słusznie dając Wam czas na poznanie się bez wchodzenia na razie w głębszą relację. To dobry krok. Umożliwi Wam zobaczenie siebie takimi jakimi jesteście. Zobaczysz też ile naprawdę Was dzieli a ile łączy. Tylko mam prośbę: nie rezygnuj ze swoich marzeń, zasad i wartości, dobrze? Bo to nie jest tak, że ktoś zostaje Ci dany i ty MUSISZ się na niego godzić. To tylko jedna z propozycji Pana Boga i Ty sama wybierasz i podejmujesz decyzję czy chcesz z nim być. Nie ma bowiem przeznaczenia. Pisałam na ten temat w tym artykule: [zobacz]
Polecam Ci też artykuł o tym czym jest miłość: [zobacz] A odnośnie czystości ten: [zobacz]
Poczytaj sobie to wszytko, pomyśl co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu, jakiego chciałabyś mieć męża, z jakimi zasadami. Pomyśl czy dałaby radę w przypadku gdyby Twój mąż (tak, myśl o przyszłości, nie tylko o tym co teraz) nie wierzyłby, czy dałabyś radę sama wychowywać w wierze dzieci, czy chciałabyś sama chodzić do Kościoła. A gdyby on był wrogiem wiary? Nie odradzam Ci tego chłopaka, nie myśl tak. Ja tylko próbuję pokazać Ci te trudne strony takiego związku. Zresztą: to Ty go znasz, to ty go widzisz w codzienności. Patrz zatem uważnie i myśl. No i módl się o światło Ducha św. o rozeznanie. Z Bogiem!

  A., 22 lat
2715
20.06.2009  
Witam! Postanowiłam napisać, gdyż czuję i wiem, że znajduję się coraz bliżej konieczności podjęcia decyzji o przyszłości swojego związku. Z moim chłopakiem jestem już prawie 2,5roku; za rok oboje kończymy studia, a ja wciąż nie wiem czy to właśnie z nim pragnę iść przez całe życie. Wiem, że to może niedojrzałe i nieodpowiedzialne z mojej strony, ale mam ogromną trudność w podjęciu tej decyzji. W mojej głowie powstaje mnóstwo wątpliwości, lęków. Problem tkwi m.in.w tym, że wciąż trudno mi zaakceptować w moim chłopaku pewne jego cechy czy zachowania, które są jemu charakterystyczne, a które mnie irytują, czy wzbudzają zażenowanie(np. przy innych). Poza tym, innym problemem jest nasza różnica w "towarzyskości". Mój chłopak raczej nie lubi ludzi i sam niekoniecznie jest lubiany. Ma trudności w kontaktach tego rodzaju, a przez to nie daje się dobrze poznać np. moim rodzicom. Wiem, że pewne jego cechy wynikają z braku wzorców dobrych relacji (pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny, jest D DA), czy braku doświadczeń. Niemniej jednak stanowi to w naszym związku jakiś problem. Co więcej, on sam jest uzależniony, ale nie od alkoholu czy narkotyków:( To dobry człowiek i wspaniały przyjaciel, łączą nas wspólne wartości. Uczestniczyliśmy już w wieczorach dla zakochanych, bardzo dobrze wspominam to doświadczenie, choć rozmawialiśmy juz wcześniej o wielu sprawach poruszanych na wieczorach. Niestety nie rozwiało to wszystkich wątpliwości i ciągle jest we mnie jakieś "ale". Wszystko to pewnie brzmi jak straszny egoizm...może robię "z igły widły"...być może coś w tym jest, ale może właśnie dlatego...bardzo proszę o radę i pomoc. Mam świadomość, że nikt za mnie nie podejmie tej decyzji, ale może jakaś wskazówka... cokolwiek, co pomogłoby mi. Może kilka słów o tym, co jest swoistą receptą na dobre małżeństwo, a czego się wystrzegać. W jakich okolicznościach decydować się na tę drogę, a co stanowi przeszkodę niedopokonania? Serdecznie pozdrawiam i bardzo dziękuję za wszelki e rady.

* * * * *

Jeśli on jest DDA to koniecznie powinien przejść terapię DDA. Być może już ją przeszedł, ale jeśli nie to koniecznie przed ślubem trzeba się na to zdecydować, gdyż rozwiąże to wiele problemów, pomoże zrozumieć pewne rzeczy i nie przenosić negatywnych wzorców w swoje małżeństwo.
Co do różnic. No zwykle tak jest, że się różnimy. Niektóre rzeczy wynikają z odrębności w psychice kobiety i mężczyzny, inne z charakteru czy upodobań. Nie wiem co konkretnie masz na myśli, ale polecam Ci odp. nr: 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1102, 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130 oraz te artykuły: [zobacz], [zobacz]
przeczytaj i pomyśl. Nie wiem jaką decyzję podejmiesz, ale jeśli nie jesteś pewna (choć pewnym na 100 % nigdy się nie jest, bo to zawsze ryzyko) to się nie śpiesz. Wspaniale, że byliście na "Wieczorach dla zakochanych". Teraz dajcie sobie jeszcze czas na lepsze poznanie, na akceptację (lub nie) swoich odrębności i różnic. Pomyślcie czy wyobrażacie sobie siebie w roli małżonków, rodziców, wyobraźcie sobie siebie za 10 i 20 lat. Zróbcie bilans tego co Was łączy, co dzieli i czy z tymi różnicami akceptujecie siebie i mimo nich chcecie być razem. Pamiętaj, że nikt nie jest idealny, nigdy nie znajdziesz chłopaka, który na 100 % będzie Ci odpowiadał i że proces docierania się trwa całe życie, także po ślubie. I że z wiekiem i ze wzrostem stażu w związku stajemy się coraz bardziej tolerancyjni wobec siebie. Pewne rzeczy trzeba znieść, w pewnych iść na kompromis, z pewnych zrezygnować. Tak to jest. Trzeba tylko wyjaśnić ów nałóg, nawet nie wiem czego dotyczy, ale uzależnienia nigdy nie są dobre i trzeba z nimi walczyć. Poczytaj, pomyśl i módl się o światło Ducha św. A w razie wątpliwości rozmawiajcie ze sobą, rozmawiajcie o swoich wizjach, o tym co Wam się podoba i nie podoba, ustalacie zasady i kompromisy. Powodzenia, z Bogiem!

  Monika, 23 lat
2714
20.06.2009  
Witam,
Mój problem nie jest jakiś nietypowy, raczej banalny jak z kiepskiej telenoweli ale i tak nie potrafię sobie z nim poradzić. W dzieciństwie miałam przyjaciela, rok starszego niż ja, nie mieliśmy przed soba tajemnic, wspierałam go gdy gdy opowiadał mi o swoich problemach w domu, on był zawsze dla mnie oparciem, potem zostaliśmy parą. Do niczego między nami nie doszło tak naprawde raz go tylko pocałowałam. Zrerwałam gdy miałam 18 lat. Z racjonalnych powodów:) On jest Świadkiem Jehowy, ja jestem wierząca, wiem co przeszedł z ojcem i obawiałam sie ze mógłby mnie kiedyś uderzyc, wystraszyłam się i odeszłam. Ograniczyłam kontakt do zera, po roku spotkałam chłopaka, powiedziałam mu prawde ze nie mogę zapomnieć o mojej pierwsze miłości, ale mimo to stworzyliśmy razem związek, starałam się i modliłam ze wszystkich sił, ale i tak nie zapomniałam o mojej pierwszej miłości, wiec po 2 latach rozstałam się z tamtym chłopakiem. Nie załuję. Przez ten okres nie rozmawiałąm z moją pierwszą miłościa (panem X) Potem pan X:) chciał znów spróbować stworzyć związek, nie zgodziłam się, bo bałam się ze gdy spróbuje nie znajdę juz tyle siły aby się wycofac. Tak było przez kolejne 2 lata. Potem spotkałam koleżankę, która była nim zauroczona, nie wiedziała ze bylismy parą. Zaczeła mi opowiadać że pan X potrafi godzinami opowiadac o swojej pierwszej sypatii. Wiem też ze od jakiegoś czasu zaczął sie zachowywac nie far wobec dziewczyn, potrafił spotykac sie z kilkoma jednoczesnie, ciągle twierdząc ze on tak naprawde miał tyko jedna dziewczynę. Porozmawiałam z nim o tym, powiedział co myśle o takim zachowaniu jak bardzo to jest nie wporządku. To było trudna rozmowa. Miałam wrazenie ze pan X poczuł sie tak bardzo skrzywdzony tym ze ja odeszłam, ze załozył sobie ze juz nigdy zadnej dziewczynie nie da sie skrzywdzic roszczac sobie prawo do krzywdzenia innych. Potem ogarneła mnie bezsilność i miesiąc po tej rozmowie tym razem to ja chciałm do niego wrócic i powiedział NIE. Jak zapomnieć?

Pisałam przed chwilą, przepraszam z góry za ten monolog. Racjonalnie doskonale wiem czemu nie powinnam się związać z Panem X, ale wciąż nie mogę sie wyzwolić od tego uczucia. Wraca do mnie podczas każdych rekolekcji, świat w momentach kiedy staram się jakoś otworzyć, i co najgorsze odbija się na każdej mojej nowej znajomości. To już 5 lat sama sobie z tym nie poradzę, a przecież nie mogę pozowolić aby uczucie- emocja zawładneła moim zyciem. Gdzie mogę szukać pomocy? bardzo długo się już o to modle.
Pozdrawiam serdecznie
Monika


* * * * *

Moniko! Dwie sprawy.
Po pierwsze, przeczytaj odp. nr 575 o pierwszej miłości, o tym dlaczego to uczucie jest tak silne i nie możesz zapomnieć. Przeczytaj też odp. nr: 441, 868 o wyobrażeniach. Bo weź pod uwagę, że przez ten czas kiedy nie byliście razem on z pewnością się zmienił, jest inny niż przedtem, ale Ty tego nie wiesz bo teraz nie jesteś z nim na co dzień. Więc tak naprawdę żyjesz wspomnieniami i wyobrażeniami o tym jaki jest i jak by mogło być. Tymczasem po kilku spotkaniach mogłabyś się mocno rozczarować i może problem sam by się rozwiązał. Zresztą to co piszesz nie buduje jego pozytywnego wizerunku i nie możesz tłumaczyć tego tym, że jest nieszczęśliwy po rozstaniu z Tobą. Gdyby każdy uzurpował sobie prawo do takich zachowań to chyba nie byłoby szczęśliwych związków, bo przecież prawie każdy kiedyś został zraniony. A zresztą to dorosły chłopak i od rozstania minęło 5 lat więc jak może tak się zachowywać?
Po drugie: koniecznie przeczytaj odp. nr 316. Jeśli on jest Świadkiem Jehowy to musisz mieć świadomość bardzo wielu rzeczy. Tam polecam książkę, która obowiązkowo powinnaś przeczytać. Może to ostudzi Twój zapał?
Polecam też odp. nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak zapomnieć, jak się odkochać. Odwagi, módl się, by Bóg zabrał Ci to uczucie, by pomógł Ci się wyzwolić i poznać kogoś kto zostanie Twoim mężem. Módl się o to i jak najmniej kontaktu z tym chłopakiem. A podczas rekolekcji polecam rozmowę na ten temat z mądrym kapłanem lub nawet modlitwę wstawienniczą w tej intencji - to będzie dla Ciebie niesamowita pomoc i jasne światło. Z Bogiem!

  jusia, 23 lat
2713
20.06.2009  
eh ostatnio często tu zaglądam i przeczytalam juz chyba wszystko z polecanych przez Panią artykułów itp - ale to tez dlatego ze od dawno sledze te strone. Dopiero dzis nabieram odwagi by napisac o sobie ... Od miesiaca nie jestem z chłopakiem ktory chce do mnie wrocic a wczesniej bylismy ok dwoch lat ze soba. too ja odeszlam od Niego szczerze i otwarcie oswiadczajac ze nie potrafie Go takiego przyjac jakim jest, a wiem ze Go nie zmienie i ze to swiadczy tez o moim braku gotowosci. kwestia malzenstwa byla poruszana, ale po niedlugim czasie stwierdzilismy ze do tego nie wracamy bo ja nie chce o an stwierdzil, ze poczeka. Tylko ja naprawde nie umialam Go takim przyjac :( ciagle mi cos nie pasowalo i to nie wymyslone rzeczy tylko bardzo realne piec razy przemyslalam zanim zabralam sie do rozmowy...-nie podoba mi sie jego podejscie do nauki, nie mamy o czym rozmawiac, malo ciekawych rzeczy razem robimy.Kiedys bylam Go pewna a dzis kiedy mam podjac decyzje czy NAPRAWDE rezygnujemy z siebie to nie umiem jej podjac ani w jedna ani w druga. Skoro milosc to decyzja na te jedyna osobe a ja nie umiem sie zdecydowac (juz od dawna wiem ze uczucia nie graja pierwszych skrzypiec) to chyba to lepiej zostawic zajac sie swoim rozwojem jako kobiety, nauka zyciem jako takim? a z drugiej strony bardzo chcialabym miec pewnosc co do przyszlosci ze to wlasnie z tym chlopakiem ze slub ze dziecko ze koncowka studiow, autentycznie jestem miedzy mlotem a kowadlem!!! tak naprawde sie czuje ta niemoznosc jednoznacznego zdecydowania sie mnie przeraza! wiele rzeczy w naszym zwiazku mi sie nie podobalo tylko ja od bardzo dawno slysze tylko obietnice poprawy ale nigdy nic realnego sie w tym kierunku nie wydarzylo i dlatego odpusiclam nie wytrzymalam, on z tym wszystkim nic nie robi mimo prosb, rozmow? co robic? dac szanse kolejna szanse? czy juz sobie darowac?- chcialabym byc czegos pewna ale boje sie i jednego i drugiego albo ze cos strace albo ze to pomylka. bardzo prosze o dobre slowo i porade.

* * * * *

No ale moim zdaniem Ty już podjęłaś decyzję. Naprawdę, najważniejsze za Tobą - przemyślałaś wszystko i W SERCU swoim, w duszy postanowiłaś, że nie dasz rady tworzyć związku z tym chłopakiem bo…(i tu znalazłaś masę racjonalnych argumentów). Więc to jest właśnie ta decyzja! Mało tego - powiedziałaś o tym chłopakowi, natomiast on tego nie przyjmuje i ponieważ nie przyjmuje to Ty zaczynasz się zastanawiać, miotasz się, masz wątpliwości. Powiedz szczerze: gdyby on przyjął to co postanowiłaś i już nie próbował Cię zmuszać do powrotu to też byłabyś rozdarta? Chyba nie. Z pewnością byś też cierpiała, byłoby Ci przykro, bo rozstanie to nie jest łatwa ani przyjemna sprawa ale powiedz: czy czułaś w głębi duszy, że zrobiłaś dobrze? Jeśli tak to sprawa jest jasna. Podjęłaś słuszną decyzję, potrafisz ją uzasadnić. Więc to on jej nie przyjął a nie Ty jej nie podjęłaś. Tylko jego walka o Ciebie powoduje u Ciebie rozterki i wyrzuty sumienia a nie wątpliwości czy dobrze zrobiłaś. Odwagi! Właśnie po to jest czas chodzenia ze sobą by się poznać. Gdy się poznamy - by zdecydować. I Ty poznałaś i zdecydowałaś tylko trzymaj się postanowień. Rozluźnij lub nawet zerwij z nim kontakty, jeśli trzeba przeprowadź ostateczną poważną rozmowę. Polecam Ci też odp. nr: 241, 248, 304, 1091, 1161, 1563, 80, 526, 653, 825 o rozstaniu i radzeniu sobie po nim. Kiedy poznasz kogoś innego zobaczysz jaki on jest i też zdecydujesz. I wtedy być może zdecydujesz na TAK - bo wiele będzie Was łączyć. Widocznie ten chłopak nie jest tym jedynym. Nie zawsze pierwszy nim jest, właściwie rzadko tak się zdarza. Nie możesz mieć do siebie pretensji, wyrzutów sumienia ani nie możesz myśleć, że powinnaś z nim być. Z pewnością nie można być też z kimś by nie sprawić mu przykrości. Rozstanie jest przykre ale czasem konieczne - by odnaleźć tą właściwą osobę. A każdy związek czegoś uczy, więc i dla Ciebie i dla niego nie był to czas stracony. Módl się o odwagę, o mądrość i siłę do Ducha św. - byś umiała powiedzieć mu to wprost i stanowczo. I módl się o dobrego męża w przyszłości. Z Bogiem!

  kobieta, 30 lat
2712
19.06.2009  
Dzieli nas ok. 300km. Ja ze swej strony bardzo się zaangażowałam. Jak to kobieta... To bardzo wrażliwy i wartościowy mężczyzna. Czuję, że mógłby to być On. Zdaję sobie sprawę, że to wie jedynie Bóg. Dlatego jestem gotowa poświęcić wiele, by spróbować - spotykać się i zobaczyć co z tej relacji wyjdzie. On nie chce się angażować ze względu na odległość. Nie ma równych proporcji. Choć odbierałam z jego strony sygnały zainteresowania i sympatii. Odnoszę wrażenie, że boi się, a może to ja zbyt mocno się upieram. Jest modlitwa, ale brakuje mi jakiegoś drogowskazu. Żal byłoby mi zrezygnować z tej znajomości. Co mogę zrobić? Dodam jeszcze, że poznaliśmy się przez "źródełko". Proszę o wsparcie, za co już teraz dziękuję i pozdrawiam!

* * * * *

O miłości na odległość i przez internet pisałam w odp. nr: 97, 120, 112, 132, 278, 620, 864, 2121, 59, 118, 1072. Hmm, wiesz trochę dziwne, że chłopak tym wieku zraża się odległością 300 km. Jak komuś zależy to przeszkody pokona. Nie wiem, może on stwierdził, że to jednak nie to ale nie ma odwagi Ci tego powiedzieć i tak się wykręca? Bo sama odległość to zbyt smutna okoliczność, by rezygnować z miłości. Jeśli sama wychodzisz z inicjatywą a nie spotykasz odzewu to faktycznie jest to frustrujące. Nie możesz naciskać zbyt mocno, a z drugiej strony nie można ciągnąć w nieskończoność takiej nieokreślonej relacji. Nie wiem ile już się znacie, jeśli krótko to daj mu jeszcze czas i szansę. Jeśli jednak tygodnie będą mijały a będzie to nadal tak wyglądało to trzeba by delikatnie porozmawiać: co dalej? Czy kontynuujemy znajomość czy ją kończymy? Bo żyjesz w zawieszeniu. W ogóle widzieliście się na żywo? Jeśli nie to zaproponuj spotkanie. Tak, to on powinien je zaproponować ale jeśli tego nie robi to ty zaryzykuj. Jeśli odmówi - wycofaj się. Nie możesz pozwolić sobie na to, by czekać i czekać. To jest wybór - wolny wybór i jeśli on nie zdecyduje się na bliższy kontakt to trudno. Rozumiem Twój żal, ale nie możesz ciągnąć tego sama. Módl się ale próbuj też proponować spotkania. Z Bogiem!

  Sylwia, 29 lat
2711
18.06.2009  
Witam być może ktoś powiedział by ,że z takim pytaniem mam zwrócić się gdzie indziej ,ale mi zależy właśnie na opini osób duchownych,chodzi mi o to jak mam sobie moralnie z tym poradzić ,bo czuję się zniewolona przez to,już piszę o co mi chodzi jesteśmy małżeństwem ,nie jest mi łatwo pisac o takich sprawach ,ale sumienie mówi ,że muszę się dowiedzieć ,więc chodzi o to ,że czuję pragnienie mężczyzny aktywnego seksualnie ,mój mąż niby chce ,ale mnie to bardziej odpycha jest to chyba bardziej czekanie na to niż staranie się , naprawdę nie myślę o zdradzie czy coś tylko wiem co czuję czego potrzebuję i co by mnie uszczęśliwiło i wiem też że mąż jest zapracowany i nie ma siły na nic ,a ja niewiele mogę mu pomóc ,wiem że powinien przejść na diete ,ale jak tylko coś mu zsugeruje to twierdzi że ciężko pracuje ,no i wtedy ja mam odczucie że zarzuca mi żąe żałuję mu pokarmu eh . Wiem ,że Bóg wie najlepiej co robić w takiej sytuacji ,ale skąd się biorą takie pragnienia ,przecież to Bóg daje nam pragnienia więc to on chyba chce tego bym była szczęśliwa .Pozdrowienia ,proszę odpowiedzić ,co o tym myslicie .Dziękuję.

* * * * *

Ale mu nie jesteśmy duchownymi! Jesteśmy małżeństwem tak jak Wy. Dlatego jeśli chcesz opinię osoby duchownej to musisz napisać albo porozmawiać z jakimś księdzem, wejdź też na stronę www.szansaspotkania.pl
Twoje pragnienia są normalne, oczywiście, to nic dziwnego, że pragniesz męża. Pytanie czy on naprawdę tak ciężko pracuje, że nie ma siły i ochoty, czy faktycznie to wpływ jakiegoś schorzenia (kwestia diety jak piszesz) czy chodzi o coś innego. Tak czy inaczej musicie o tym szczerze i otwarcie rozmawiać, musisz mu o tym mówić, tylko tak, by nie urazić jego męskiej dumy. Nie w formie wyrzutów i niezadowolenia tylko właśnie wprost przeciwnie: doceniania tego, co Ci się w nim podoba (w ogóle, nie tylko w tej sferze, ale w tej szczególnie). Doceniaj go, chwal, on poczuje się lepiej i będzie chciał się o Ciebie starać. Sukcesy zaś go zdopingują do dalszej pracy. Poczytaj też jeszcze polecaną stronę. A co do diety to zrób tak, że po prostu Ty gotuj inaczej. Teraz, szczególnie w lecie polecam dietę śródziemnomorską: dużo warzyw, owoców, makaron, pomidory- szczególnie w formie sosów, nabiał, ryby. Siłą rzeczy on będzie na diecie a nie będzie głodny, a i na zdrowie Wam takie jedzenie wyjdzie obojgu. Z Bogiem!

  Zagubiona, 23 lat
2710
18.06.2009  
Ciąg dalszy...
Mój chłopak jest starszy ode mnie o 3 lata, pracuje, więc ma w miarę ustabilizowane życie, że tak powiem, a ja się ciągle muszę zastanawiać, czy ze wszystkim zdążę, czy się nauczę, czy uzbieram na nasze wakacje, czy po studiach znajdę pracę i poza tym non stop jeszcze siebie pytam czy ja go kocham czy co, bo nie wiem :( Pomocy!
Chciałabym także zapytać gdzie mogłabym przeczytać coś na temat związków, w których nie było tego etapu zakochania/zauroczenia? Pani pisała, że również takiego etapu nie przeszła na początku związku, ale zakochała się Pani w mężu po ślubie. Wobec tego, czy to zakochanie zawsze się pojawia - czy jest tak, jak u Pani – że jak nie teraz, to później? ;) Tak po prostu z ciekawości pytam. Wiem, że Pani już tyle razy pisała, że zakochanie nie jest potrzebne, żeby w związku się pojawiła miłość i żeby być szczęśliwym, ale ja tak czuję jakby mi tego brakowało i nie wiem co z tym zrobić. Tak się czuję, jakby mi jeden etap w związku uciekł ;) I czy Pani ze swoim narzeczonym rozmawiała o tym, że Pani nie czuła tego zakochania? Czy można coś takiego chłopakowi w ogóle powiedzieć czy lepiej nie? Ja chłopakowi nie mówiłam, że mam jakieś wątpliwości, bałam się jak zareaguje - tzn., że źle mnie zrozumie, że nie byłam nim zainteresowana czy coś takiego. Kobiecie czasami samej jest trudno siebie zrozumieć, a co dopiero facetowi zrozumieć o co kobiecie chodzi ;) Więc nie chciałam mu takiej uczuciowej huśtawki fundować.
Czekam z niecierpliwością również na Pani książkę! W związku z tym mam pytanie - czy przy zamówieniu będzie możliwość poproszenia o egzamplarz z dedykacją lub po prostu z autografem Pani? :)
Z góry dziękuję za odpowiedź na kolejny „tasiemcowy” list. Postaram się już więcej nie zawracać głowy ;) Dziękuję, że się Pani chce te wszystkie listy czytać i odpowiadać. Jest pani naprawdę bardzo mądrą kobietą. Pozdrawiam serdecznie i życzę Pani i Pani mężowi powiększenia rodziny :)


* * * * *

Ale ciąg dalszy którego pytania…? Ja zawsze proszę, żebyście podawali numer poprzedniego bo nie jestem w stanie się odnieść do Waszych pytań i swoich odpowiedzi. Co do etapu zakochania to pisałam w odp. nr 13, 15, 906, 201, 646, 1120 oraz w tym artykule: [zobacz]
nie wiem, może już to czytałaś. Czy z chłopakiem rozmawiać na ten temat? No, to zależy. Od tego na jakim etapie jesteście i jak on by to odebrał. Generalnie to nic złego i powiedzieć można tylko pytanie po co się to mówi. Jeśli on wyznaje miłość a my tego nie czujemy to jak najbardziej można powiedzieć, że nie jest się jeszcze na tym samym etapie i poprosić o czas - pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Jeśli on się niepokoi, że nie odwzajemniamy tych jego uczuć i emocji to też można powiedzieć delikatnie, tak by go nie zranić, że nasza miłość jest taka bardziej spokojna, że nie czujemy tego samego co nie oznacza, że nie kochamy albo kochamy mniej - to tylko oznacza, że u nas miłość inaczej przebiega i nie towarzyszy jej tyle emocji. Zakochanie nie musi pojawić się wcale, może pojawić się w jakiejś formie już później, emocje mogą też być rozłożone w czasie. Nie potrafię powiedzieć jak będzie u Ciebie, bo każdy jest inny. Zwykle jest tak, że te wszystkie odczucia są skumulowane na początku znajomości, ale jak są intensywne tak szybko mijają. To naprawdę nie jest konieczne, by miłość mogła zaistnieć i przetrwać, bo to są tylko emocje. Rozumiem naturalnie, że Ci tego brakuje, że chciałabyś poczuć. Ale pytanie czy Ty nigdy nic nie czułaś, czy czułaś mniej intensywnie (nie znam numerów poprzednich pytań więc nie mogę się do Twoich poprzednich listów odnieść). Pewnym sposobem na takie odczucia jest po prostu pielęgnowanie miłości. To jest dbanie o pewne gesty, o ową romantyczność towarzyszącą pierwszym spotkaniom. Nie musi być tak, że romantycznie jest tylko na początku znajomości a potem zwyczajnie i nie ma uroku. Może być tak bardzo długo, nawet po ślubie. Trzeba pamiętać tylko o swoich rocznicach, zaskakiwać się drobiazgami bez okazji (karteczki, czekoladka, kwiatki), proponować wycieczki, robić sobie niespodzianki, umawiać się na randki. Trzeba uczyć się patrzeć na siebie z zachwytem, mówić sobie komplementy i odnosić się do siebie z wielkim szacunkiem. Trzeba traktować tą druga osobę jak wielki dar od Pana Boga a nie uznawać jej za coś oczywistego, co nam się należy. To pomoże też w odczuwaniu takiego emocjonalnego napięcia towarzyszącego zakochaniu, choć nie należy szukać tego na siłę. O tym jak pielęgnować miłość pisałam w odp. nr: 255, 498, 566,773, 773, 800, 804, 1051, 1677, 1701, 1907, 1958, 2132. Dziękuję też za życzenia. Co do ksiązki to oczywiście, gdy się ukaże otrzymasz egzemplarz z autografem. Z Bogiem!

  Anna, 17 lat
2709
17.06.2009  
Czytałam wiele pytań zamieszczonych na tej stronie, ale nie znalazłam żadnego rozwiązania dla siebie. Otóż od jakiegoś czasu często spotykam pewnego chłopaka. Z okazji 30-tej rocznicy spotkania z młodzieżą Jana Pawła II w Gnieźnie przyjechało wiele osób z naszej diecezji. Właśnie tam go zobaczyłam. Wymieniliśmy się spojrzeniami i uśmiechem...poczułam gorąco w sercu. Był w zespole, a ja uwielbiam śpiewać i dołączyłam się do nich - jak wielu innych. Nie minął tydzień. Pojechałam na Lednicę. W drodze prosiłam Pana Boga o rozpoznanie mej drogi i o dobrą drugą połówkę, żeby jak najszybciej pojawiła się na horyzoncie ;) Stałam w kolejce po brewiarz i usłyszałam brzmienie bębna. Bębniarz z Gniezna stał koło mnie. Moja grupa znalazła wolne miejsca, więc poszłam do nich. Po paru godzinach poszłam z przyjaciółką kupić pamiątki. Jak co roku grali tam bębniarze, a między nimi on. Od tamtej pory, mimo starań, nie mogę o nim zapomnieć. Cały czas siedzi mi w głowie. Dziwnie się czuję, bo po raz pierwszy czuje takie coś do nieznanej mi osoby. Bardzo podobały mi się brzmienia i ogólnie pomysł z tymi bębnami. Znalazłam na you tube filmiki z ich graniem. Znalazłam też ich forum...i jakoś tak wyszło, że pierwsze co przeczytałam na tym forum to jego wypowiedź z numerem telefonu. Na dodatek idę na pielgrzymkę promienistą i jak się dowiedziałam na tamtej stronie, on także się wybiera ze swoją parafią. Nasze miejscowości są oddalone od siebie o 30km i idziemy praktycznie od początku tą sama drogą. Jest więc szansa, że go znowu zobaczę, przynajmniej na Jasnej Górze. Nie wiem jednak co robić. Czy dać sobie spokój? Napisać do niego? Jeśli tak, to co? I jeśli go spotkam na pielgrzymce, to co zrobić? Bardzo proszę o pomoc.

* * * * *

Możesz napisać, że słyszałaś jak gra i że gratulujesz talentu, że bardzo Ci się podobało. Poczekaj na reakcję, Jeśli ci odpisze to dobry znak. Jeśli nie to być może nie jest zainteresowany zawieraniem znajomości albo po prostu kogoś ma. Jak go spotkasz na pielgrzymce to jak najbardziej możesz go zagadać, tym bardziej, że macie wspólne tematy i wiele punktów zaczepienia. Możesz skorzystać też z podpowiedzi w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932. Z Bogiem!

  Ania, 21 lat
2708
17.06.2009  
Prosze o pomoc. Jestem w zwiazku od roku - i bylam bardzo zauroczona, po uszy mozna by powiedziec. I chlopiec jest wspanialy, tak bardzo oddany Bogu, dzielimy te same wartosci. Od 2 miesiecy cos jednak stalo sie z moimi uczuciami - wywrocily sie do gory nogami i to w ciagu 2 dni. Wydal mi sie jakis niezadbany, slaby i spowodowalo to we mnie pewne odrzucenie. Chce go kochac, pragne w glebi serca by bylo tak jak wczesniej, a z drugiej strony mam wrazenie, ze sie do czegos zmuszam i cierpie. On wyjechal teraz zagranice na pare dni, a ja chyba nawet nie tesknie. Mam wrazenie, ze zaczelam odbierac go negatywnie, a on nie zrobil przeciez niczego, zeby to spowodowac. Chcialabym ratowac ten zwiazek. Czy moge zmienic to co czuje? On probowal mi wytlumaczyc, ze cos takiego moglo stac sie w malzenstwie, i wtedy nalezaloby zrobic wszystko by to ratowac. I ze kiedy mi mowil, ze mnie kocha, nie mial na mysli uczuc jakie do mnie zywi, tylko to, ze mu na mnie zalezy i ze sie o mnie troszczy.
Wiem, ze ma racje ale trudno jest mi sie nastawic pozytywnie i zaczac walczyc o nas. Fakt, iz nie jestesmy malzenstwem nie pomaga - czasem przychodza do mnie mysli, ze moze inny, moze ktos przystojniejszy, wyzszy itd. Wiem, ze takiego dobrego chlopca, jakiego mam, trudno znalezc. Pomozcie mi wybrnac z tego chaosu. Niech Wam Pan blogoslawi!


* * * * *

No i pewnie było tak, że byłaś bardzo zakochana a potem emocje zaczęły gasnąć, zakochanie minęło i jesteś przerażona bo nic nie czujesz. Tymczasem zacząć się może (to zależy od Was) kolejny etap związku czyli miłość. Tak, tak, dopiero teraz może to być miłość. Twój chłopak ma rację: miłość to troska o drugiego, pragnienie jego dobra, a nie tylko uczucia i emocje. Oczywiście rozumiem, że chciałabyś czuć to co przedtem ale to już pewnie niemożliwe i w zasadzie niepotrzebne. Bo tylko w miłości tej prawdziwej widzimy drugą osobę taką jaką jest naprawdę, z jej wadami i zaletami, nie idealizujemy jej. Zgadzamy się być z kimś takim jakim jest on w rzeczywistości. A żeby zobaczyć jaki jest to trzeba się poznać i trzeba patrzeć na niego nie przez różowe okulary zakochania. Uspokoję Cię: nie dzieje się nic niepokojącego. Nawet jeśli widzisz negatywne strony chłopaka to bardzo dobrze, bo to tylko ułatwi Ci podjęcie prawdziwej i obiektywnej decyzji. Gorzej by było gdybyś wyszła za mąż będąc zakochana a potem po ślubie zaczęła go takim widzieć - o to, dopiero byłby dramat i nie wiedziałabyś co się dzieje, czy on przedtem się maskował czy Ty nic nie widziałaś. A teraz jest właśnie pora na to, by zasłonki z oczu Wam spadły i żebyście poznali się naprawdę. I dobrze, że tak jest. Dajcie sobie teraz czas i szanse. Przeczytaj koniecznie te artykuły: [zobacz], [zobacz] i te odpowiedzi: 15, 906, 13 to będzie ci łatwiej to zrozumieć. Z Bogiem!

  Kaja, 24 lat
2707
17.06.2009  
Mój problem dotyczy chłopaka z ktorym znam się półtorej roku. Poznaliśmy się na portalu Przeznaczeni,dzieli nas 300 km, spotkaliśmy i on od razu się we mnie zakochał i powiedział mi o tym. Ja się trochę przestraszyłam, bo tego nie poczułam. Powiedziałam mu nie, ale zależało mi na znajomości z nim. Od tamtej pory widzieliśmy się jeszcze pare razy- 4, często rozmawialiśmy na gg i skypeie. A ja sama nie wiem...chyba mogę go już nazwać przyjacielem, tęsknię, gdy mamy rzadziej kontakt, jest osobą, która rozumie mój wewnętrzny świat najbardziej ze wszystkich mi znanych, dużo o nim myślę i czasem opowiadam mu różne rzeczy w myślach, zależy mi na jego dobru, mam też ochotę na jakąś bliskość fizyczną...a z drugiej strony...choruję na depresję, łagodną co prawda, ale wydawało mi się zawsze, że miłość przyjdzie i przegoni wszystkie chmury, że przyniesie dużo radości i wyrwie mnie z tego mojego wewnętrznego smutku...a z tym chłopakiem jest tak zwyczajnie...w międzyczasie umawiałam się z innymi chłopakami, którzy czasem wydawali mi się bardziej radośni niż P.miałam nadzieję na szybsze bicie serca, ale nic nie nadchodziło i zawsze brakowało mi w nich tego zrozumienia które P. mi daje...ostatnio bardzo mi go brakowało i myślę o nim bardziej poważnie...ale boję się, że będę mieć w sercu jakiś niedosyt...że może gdzieś jest ten ideał, z którym życie nabierze kolorów.. P. nie okazuje mi teraz wielkiego zainteresowania, jakiejś czułości...nasz kontakt mimo, że ciepły nie jest intensywny co mnie trochę frustruje, wydaje mi się że on boi się trochę być ze mną skoro tak długo jestem taka niepewna...no i z jednej strony mam wątpliwości czy chciałabym z nim być(bo jest tak zwyczajnie), a z drugiej boli mnie, że on mnie nie podrywa, że jakby stracił zainteresowanie...choc wiem, ze mam szansę, tylko powinnam się poważnie zdeklarować, żeby go potem nie zranić...może potrzebny nam jest jeszcze czas jakiegoś bardziej intensywnego poznawania się?Nie wiem, ale nie chcę go stracić...Pozdrawiam!

* * * * *

No ale miłość, ta prawdziwa to nie są uniesienia i porywy, to jest właśnie taka zwyczajność. "Motylki w brzuchu", szybsze bicie serca to objawy zakochania, które mogą ale nie muszą towarzyszyć miłości, zwłaszcza pierwszemu jej etapowi. Nie martw się, że jest zwyczajnie, bo skoro tak jest to właśnie jest dobrze. Rozumiem, że brakuje Ci emocji ale nie oznacza to, że to nie miłość. Pisałam o tym więcej w tym artykule: [zobacz] i tych odpowiedziach: 15, 906, 13. Nie jest też tak, że miłość jest lekarstwem na wszystko i jak przyjdzie nie ma już żadnych problemów, które rozwiązują się same. Miłość sama wymaga wiele pracy nad związkiem aby ludziom było ze sobą dobrze.
Zresztą to co czujesz (ta zwyczajność, pewne obawy) mogą być powodem właśnie tego, że on zbyt wcześnie wyznał Ci miłość. Twoja reakcja - strach była całkowicie naturalna. To był jego błąd, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Nie rób niczego na siłę, nie deklaruj się na siłę. Jeśli potrzebujesz więcej czasu poproś go o niego, bo być może nie jesteście jeszcze na tym samym etapie. Ale nie spodziewaj się wielkich uniesień i nie czekaj na taką miłość. Nie ma nigdzie ideałów i nie jest tak, że nagle poznasz kogoś kto taki będzie i na dodatek będziesz od razu wiedziała. Takie historie się nie zdarzają, bo życie to sztuka wyboru, także osoby z którą chce się być. Nie ma bowiem przeznaczenia w miłości, pisałam o tym tutaj: [zobacz] To, że on teraz "przyhamował" może być spowodowane właśnie tym, że daje Ci czas. Może zobaczył, że się zbyt pośpieszył, że nie jesteś gotowa i zwolnił, by Cię nie naciskać. Niekoniecznie czeka na deklaracje. Jeśli czujesz jednak, że jesteś gotowa na następny krok to delikatnie daj mu to zrozumienia, po prostu sama wychodź z inicjatywą. Jednak wcale nie musi się to wiązać z wyznaniami miłości, ani z poważną decyzją. Oczywiście, że potrzeba Wam lepszego poznania się, 4 spotkania to bardzo mało. Nawet jeśli dzieli Was odległość to starajcie się widzieć jak najczęściej. Nie trzeba się spieszyć z określaniem Waszego związku, po prostu dajcie sobie czas i cieszcie się samą swoją obecnością i spotkaniami a w swoim czasie będziecie wiedzieli w którą stronę iść. Z Bogiem!

  Monika, 24 lat
2706
17.06.2009  
Tak się zastanawiam... Mam chłopaka, od roku. Gdy się poznaliśmy to on był bardzo niedojrzały psychicznie - chociaz juz jakiś czas temu skończył studia. Kłamał, oszukiwał, unikał prawdy, ranił mnie przez to bardzo, chociaz to nie było ze złej woli, jakoś tak głupio myslał. Bardzo głupio :( No i potem zaczął z tym walczyć, tak walczyć, bo nie przestał od razu, bo kilka razy znowu sie przydarzyło ze nakryłam go na kłamstwie. Przetrwaliśmy to jakoś z Bożą pomocą, ciągle w niego wierzyłam i dawałam mu szansę, bo wiem, że ma dobre serce. I stało się. Przestał kłamać, twierdzi, że już wie, że nie ma to sensu. I jest wspaniale, troszczy się o mnie, wspiera... Już od paru miesięcy ani razu się na nim nie zawiodłam. Nie był na poczatku wielkiego zakochania, była miłość budowana. I teraz zauważam że coraz więcej uczuć we mnie jest do niego, takich pięknych... Jednym słowem nie mam na co narzekać... Od początku rozmawiamy na wiele tematów, na które mamy różne zdania a które są ważne dla naszej przyszłości... I wspaniałe to jest, że szukamy wspólnego dobra, wspólnego stanowiska. Czasem kilka miesięcy trwa ustalenie pewnych zasad, i to kosztuje trochę wysiłku, rozmów, czasem negatywnych emocji, ale się udaje, z Bogiem się udaje! Tylko ze się boję cieszyć tą wspaniałością, którą mam... Jest we mnie lęk, czy to szczęscie jest trwałe? Chciałabym za niego wyjść i on pewnie niedługo sie oswiadczy... Nie wiem, może ten lęk który czasem się pojawia oznacza ze nie jestem gotowa do małżeństwa? On tak nie ma, on jest pewny siebie, swojej wierności i uczciwości, mnie, mojej wyjątkowości i piękna, jest pewny naszej miłości...

* * * * *

Taki lęki i wątpliwości są normalne, bo małżeństwo to decyzja na całe życie. Gdybyś nie maiła żadnych obaw to też nie byłoby naturalne, bo nie wychodzisz za anioła tylko za człowieka, a każdy człowiek ma swoje wady. Nikt nie jest doskonały, a zważywszy jeszcze na przeszłość masz w pamięci nadwyrężone Twoje zaufania, błędy, kłamstwa itp. Jasne, on to wszystko naprawia i dzięki Bogu, że tak jest, natomiast zmierzam do tego, że masz podstawy się obawiać, bo trochę przeszłaś z nim i wiesz jaki jest - po prostu. Zresztą każdy w stosunku do każdego ma jakieś obawy i wątpliwości. A kobiety zwykle mają ich więcej w stosunku do mężczyzny niż odwrotnie.
Jeśli te obawy potrafisz nazwać, jeśli nie paraliżują Cię one to jest ok.
Natomiast jeśli strach jest bardzo silny, tak silny, że jest większy od radości i na myśl o oświadczynach bardzo się denerwujesz to znak, że jest jeszcze za wcześnie na taką decyzję i możesz poprosić go o czas. To znaczy, że nie jesteście jeszcze na takim samym etapie i on musi troszkę na Ciebie poczekać.
Pomyśl czego się boisz, co Cię przeraża i w jakim stopniu. Nawet sobie to napisz, przeanalizuj. I zacznij się modlić o rozeznanie, o rozwianie tych wątpliwości. Może zacznij jakąś nowennę, może inne nabożeństwo w tej intencji. Polecam Wam też "Wieczory dla zakochanych" Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
To rozwieje Twoje wątpliwości. Z Bogiem!

  owieczka, 18 lat
2705
16.06.2009  
Co zrobić, by nie stracić przyjaciela, który się we mnie zakochał? Znamy się od 4 lat, na początku był to kontakt internetowo-pocztowy (odległość prawie 2000km). Traktowałam go jako świetnego partnera do rozmów na poważne (filozoficzne, polityczne, religijne) tematy. Zawsze starał się dawać mi wsparcie moralne w trudnych momentach. Widzieliśmy się rzadko i nasze spotkania były krótkie, więc nie miałam powodów by podejrzewać, że coś jest "nie tak". Miesiąc temu on przyjechał do mnie na tydzień, miał to być czas sympatycznie spędzony na podróżach nocnymi pociągami, intensywnym zwiedzanie itd. Po kilku dniach, właśnie w pociągu, on zaczął trzymać mnie za rękę, przytulać. Minęły jeszcze 2 dni i pocałowaliśmy się. Od razu zrozumiałam, że to był błąd i przeprowadziliśmy poważną rozmowę. Niby doszliśmy do sławetnego "zostańmy przyjaciółmi", ale kiedy on pojechał - już nie umiałam z nim rozmawiać swobodnie przez telefon, męczyłam się. Miał przyjechać do mnie jeszcze na 1 dzień, po drodze z powrotem do swojego kraju. Wtedy, że to koniec naszej znajomości, ale widząc przez cały dzień ogrom smutku na jego twarzy uległam i zgodziłam się pojechać do niego. Gdyby było mi z nim źle - nie byłabym tu tak długo. Nie odpycham go, kiedy spacerujemy po mieście i on bierze mnie za rękę albo kiedy mnie przytula. Może powinnam na to reagować, ale to nie przekracza w moim rozumieniu granic przyjaźni, może braterstwa? Niestety, dzisiaj w nocy na początku się przytulaliśmy, a potem doszło do tego, że on dotykał moich piersi. Potem przeprosił, bo wie, że chcę zostać dziewicą do ślubu i że 3 lata temu pokonałam nałóg masturbacji. On to szanuje. Może Pani zapytać, dlaczego nie chcę z nim być? Moje uczucia do niego są więcej, niż przyjacielskie, ale ja nie wierzę w to, że jestem zdolna do prawdziwej miłości. W domu doświadczałam cichych miesięcy (nie dni) u rodziców. Nie jestem nawet pewna swojej orientacji :( On jest niewierzący, ja wierzę od 4 lat, ale brakuje mi siły. Jak uratować przyjaźń?

* * * * *

Jesteś zdolna do prawdziwej miłości i nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej - to po pierwsze. Dlaczego tak myślę? Bo miłość to nie jest coś co spada nagle z nieba tylko coś nad czym się pracuje. Związek to także coś nad czym się pracuje. I jeśli będziesz chciała, będziesz pracowała to mimo negatywnego przykładu rodziców (ja też taki miałam) jesteś zdolna do prawdziwej, pięknej miłości. Przeczytaj proszę na ten temat te artykuły: [zobacz], [zobacz] i te odpowiedzi: 421, 537, 950, 1490.
Po drugie: szanuję naturalnie to, że z jakichś względów nie chcesz z nim być. Może Ci się nie podobać, może Ci przeszkadzać to, że jest niewierzący - ok., masz do tego prawo. Tylko widzisz, jeśli decydujesz się z nim nie być to jasno i wyraźnie postaw granice. Absolutnie nie jest tak, że gesty o których piszesz nie przekraczają granicy koleżeństwa i braterstwa - mocno ją przekraczają, a nawet gdyby nie przekraczały to weź pod uwagę, że on nie po koleżeńsku Cię dotyka. On po prostu chce Cię "zmiękczyć", chce byś uległa. On Ci teraz będzie obiecywał koleżeństwo i nic więcej i zgadzał się na wszystko byle tylko nie stracić z Tobą kontaktu. A wiesz po co? No po to, by móc Cię zobaczyć, być Ty go widziała, słyszała, a skoro tak będzie, skoro będziecie mieć kontakt to on będzie miał wpływ na Wasze relacje i ciągle będzie w nim nadzieja na coś więcej. Dlatego każde jego zapewnienie, że to tylko przyjaźń jest kłamstwem, nie w złej wierze wypowiedzianym tylko z miłości. On sobie nawet tego nie uświadamia ale mówi tak, bo ma nadzieję.
Dlatego jeśli naprawdę nie chcesz z nim być to zerwij kontakt choćby po to, by jego nie ranić, by on nie cierpiał i nie robił sobie nadziei. Bo nawet jeśli Ciebie to "nie rusza" to wiedz, że jego bardzo, i że on po prostu cierpi.
Moim zdaniem prawie nie jest możliwe, by osoby, z których choć jedna była w drugiej zakochana mogły stworzyć związek oparty tylko na przyjaźni. Tylko pod pewnymi warunkami może się to udać, pisałam o tym w odp. nr: 7, 1561, 1571. Polecam Ci też odp. nr: 46, 72. No niestety, to jest trudna decyzja ale trzeba ją podjąć: albo nie chcesz z nim być i zrywasz kontakty (dla jego dobra) albo zastanawiasz się poważnie czy na pewno nie chcesz z nim być. Masz do tego prawo jak pisałam, ale tą sytuację należy jasno określić i nie robić chłopakowi nadziei. Jemu tak łatwo nie przejdzie, bo po prostu mu się podobasz. Musisz zdecydować. Módl się o rozeznanie, z Bogiem!

  Weronika, 22 lat
2704
14.06.2009  
Jestem z moim chłopakiem rok. Przez pół roku mieszkaliśmy razem, gdyż nie miałam gdzie mieszkać a to było najłatwiejsze rozwiązanie. Wyprowadzam się za kilka dni. Chciałam wcześniej, ale dopiero teraz udało się coś znaleźć. Niestety gdy mieszkaliśmy razem często posuwaliśmy się za daleko, choć do współżycia nie doszło. Ja zawsze chciałam się tylko przytulić, pocałować, poczuć, że jest przy mnie, a niestety prawie zawsze się źle to kończyło. On bardzo lubi mnie dotykać:( Mu też było trudno wytrzymać, może mniej się starał, ale nie naciskał mnie na nic. W sumie to w większości moja wina, bo ja mu we wszystkim za dużo ulegam. Myślę,że naprawdę do siebie pasujemy mamy podobne poglądy na życie, lubimy podobnie spędzać czas, nigdy się nie nudzimy będąc razem. Zawsze wymyślamy, żeby ciekawie spędzić czas (chodzimy na spacery, pograć w piłkę na basen itd). Przez ten czas ani razu się nie pokłóciliśmy. Ale niestety wspólne mieszkanie i grzechy nieczystości wszystko zepsuły. Nadal je steśmy razem, ale bardzo boje się że to się skończy. Już kiedyś rozstaliśmy się na tydzień (wtedy powiedział, że nie jest pewny czy chce ze mną być) po czym wróciliśmy do siebie. Od tego czasu żyję w ciągłym strachu, że niedługo będzie koniec naszego związku. Boję się też przez to wyprowadzić, choć na pewno to zrobię. Wiem, że sama naważyłam sobie piwa, ale chciałabym to jakoś naprawić. Nie chce żeby to się to tak skończyło. ;( Bardzo zależy mi na moim chłopaku, nie wyobrażam sobie życia bez niego Ale nie wiem czy mu zależy na mnie. Jesteśmy rok już ze sobą a on nie powiedział co do mnie czuje, czy mnie kocha. Czy warto próbować coś naprawić?Czy jest szansa wogóle, żeby zacząć lepiej od nowa?
PS.Wychowywałam się praktycznie bez ojca( nigdy go prawie nie było, a jak był to znęcał się nade mną głównie psychicznie). Czy to może mieć wpływ, na to że nie umiem zbudować związku opartego na miłości?Nie usprawiedliwiam tym moich złych czynów, wiem że to moja wina. Proszę jedynie o radę.


* * * * *

Podjęłaś bardzo dobrą decyzję. I wiesz, ja myślę, że właśnie to, że się wyprowadzisz będzie prawdziwą próbą dla Waszego związku. Jeśli Twój chłopak kocha Cię naprawdę to Cię szanuje, szanuje też Twoje wartości. A zatem wyprowadzenie się nie może mieć negatywnego wpływu na Wasz związek a tylko pozytywny. Jak sama zauważasz mieszkając razem łatwiej upaść. To, że Ty pragnęłaś "tylko" czułości" a Twój chłopak czegoś więcej nie jest niczym dziwnym i wynika po prostu z waszej fizjologii. Nic dziwnego też, że chłopak lubi Cię dotykać. Bardzo bym się zdziwiła, jakby jakiś chłopak w tym wieku nie lubił dotykać dziewczyny. Ale to, że lubi i że mu to sprawia przyjemność nie oznacza, że do wszystkich gestów ma prawo. Dzięki Bogu nie doszło do współżycia (i chwała Wam za to), ale czystość to nie tylko brak współżycia, prawda? Jest jednym z najważniejszych sprawdzianów miłości. Dlatego nie mieszkając razem mocno ograniczacie pokusy i okazje do grzechu a zatem łatwiej Wam będzie wytrwać w czystości, a co za tym idzie - będzie to miało pozytywny wpływ na miłość. O tym dlaczego to jest ważne pisałam w tych artykułach: [zobacz], [zobacz]
Dlaczego nie wyznał ci jeszcze miłości -nie wiem. Bo kolejność powinna być właśnie taka: najpierw bierzemy odpowiedzialność za daną osobę, chcemy jej dobra, określamy się (wyznajemy miłość, oświadczamy) a dopiero później (po ślubie) okazujemy miłość także w formie cielesnej. Nie odwrotnie, bo odwrócenie kolejności jest pozwalaniem sobie na przyjemność bez wzięcia odpowiedzialności. A zatem jest niedojrzałe.
Tak, to, że wychowywałaś się bez ojca może mieć wpływ na Twoje trudności. Dziewczyna bez ojca zwykle bardzo pragnie otrzymać to, czego nie dostała w domu i wiąże się z chłopakiem, który daje jej często tylko namiastkę miłości. Bojąc się, by nie odszedł zgadza się na wiele rzeczy, także wbrew sobie. Jednak z Twojego listu nie wynika nieumiejętność budowania związku opartego na miłości. Wprost przeciwnie - wydajesz się osobą rozsądną i dojrzałą, bo potrafisz podejmować nawet trudne ale słuszne decyzje. Uważam zatem, że poradzisz sobie w związku.
To co Ci poradzę, to to, byście oboje przeczytali polecane artykuły i porozmawiali o tym. W ogóle abyście rozmawiali: o Was, o miłości, o czystości, o Waszej wizji przyszłości. Nie chodzi tu od razu o poważne deklaracje ale o sprecyzowanie kim dla siebie jesteście, jak bardzo jesteście dla siebie ważni. Chodzi też o ustalenie wspólnych zasad i może granic - jeśli trzeba. Chodzi o to, byś Ty czuła się bezpieczna i szanowana a on czuł się doceniamy i potrzebny. Jest możliwe naprawienie tego wszystkiego i z pewnością warto. Jeśli znasz jego światopogląd, charakter i to Ci odpowiada, kochasz go to z pewnością warto próbować. Być może po jakimś czasie okaże się, że jednak nie możecie być razem ale może też się okazać, że zaczniecie wiele rzeczy na nowo i wszystko się ułoży. Módl się o to. Z Bogiem!

  Asia, 21 lat
2703
13.06.2009  
Kochani, Jesteśmy z chłopakiem od 2 lat.On jest w moim wieku, w niedalekiej przyszlosci planujemy/planowalismy slub. Zaczne od poczatku:Po kilku tygodniach znajomości on powiedział to słowo KOCHAM, ja sie wtedy przestraszyłam,ale dałam sobie czas (jego z resztą ochrzaniłam, bo to przeciez bardzo szybko jak na takie deklaracje było).,i dobrze,że dałam,bo teraz juz wiem,ze go KOCHAM.Poznawaliśmy sie bardzo powoli, bo nie było za dużo czasu-ja w wakacje-praca, na studiach mało czasu na spotkania..ale niestety/albo stety/ rowniez fizycznie zblizylismy sie do tego stopnia,ze potem nie mogłam sie oprzec, i sama nalegałam na wspólzycie-teraz zaluje..a o dziwo, on nie chcial, czy to z leku, czy z Miłosci..własnie nie wiem..w kazdym razie to juz nas wciagło..ja go wciaglam. i trudno jest nam z tego wyjsc ale probujemy..mysle,ze jestesmy na dobrej drodze..ale nie pisze o tym..Po prostu nie mam sily sie z nim "uzerac" z jego lenistwem i brakiem checi i "werwy" do czegokolwiek (prawie, bo do sypiania to ma zawsze ochote, o co jestem na niego zła) rozmawiam z nim o tym ale jemu sie nic nie chce..jestem energiczna kobieta i nie moge patrzec, jak moj chlopak zachowuje sie jak stary dziadek-nie obrazajac nikogo/.wiem,ze to rowniez kwestia teperamentu (i juz jemu tym mowilam-tlumaczy to charakterem :(>, ale tym zachowaniem zraza mnie do walki o ten zwiazek,ktory i tak juz sie sypie,bo czuje,ze sie przez to wszytko od niego oddalam...wiem,ze nie mozna tracic wiary,ale juz po prostu nie moge..rozmawiłam z nim o tym, on nie widzi problemu..Poza tym- rodzice..zawsze mial wszystko ,jest niesamodzielny,choc go ucze.. a ja musialam walczyc o wszystko, bo problemy alkoholowe dały się we znaki w rodzinie.. i jestem swiadoma, ze chocbym nie wiem jak tlumaczyla szacunek do jedzenia (to tez problem) to nie zrozumie,jak to jest glodowac.A moze ja po prostu za duzo wymagam?a moze za malo?!Na pewno nie daje mi poczucia bezpieczenstwa.Pogubiłam sie:( Co radzicie? Prosze o modlitwe.

* * * * *

Aniu!
Potrzeba tu uporządkowania kilku spraw.
Po pierwsze: przeczytaj ten artykuł: [zobacz] to zrozumiesz dlaczego się przestraszyłaś.
Po drugie: przeczytajcie (oboje!) ten artykuł: [zobacz] co pozwoli Wam obiektywnie spojrzeć na siebie, pozwoli Wam zrozumieć dlaczego nie powinniście teraz współżyć i co Wam to przesłania. Ja wiem, że to nie jest główny problem Twojego listu ale uważam, że nie da się bez czystego spojrzenia na drugiego człowieka podjąć obiektywnej decyzji.
Po trzecie: masz rację. Masz rację wymagając od chłopaka i oczekując, że będzie odpowiedzialny i zaradny. Masz rację tłumacząc mu, pokazując własnym przykładem i oczekując od niego pewnych cech. Przeczytaj zatem te artykuły: [zobacz], [zobacz] tam pisałam o wzajemnych oczekiwaniach kobiety i mężczyzny.
Widzisz, ja mam wrażenie, że przez to, że tak naprawdę oddaliście się sobie całkiem on przestał się starać, bo myśli, że już nie musi, że Ty jesteś jego, że nie odejdziesz i się po prostu rozleniwił.
Wydaje mu się, że nic już nie musi, by Cię zdobyć, że może sobie pozwolić na lenistwo, tym bardziej, że jak on czegoś nie zrobi to Ty jako energiczna i przedsiębiorcza osoba wszystko załatwisz. Rada jest taka, żeby wymagać i żeby nie robić za niego. Żeby rozmawiać i stawiać wymagania oraz ustalać zasady. Nie może być tak, że on po prostu jest a związek ciągniesz Ty. To on ma być przewodnikiem związku, ma być odpowiedzialny i zaradny. Aniu, przeczytaj jeszcze te odpowiedzi: 78, 89, 106,192, 271, 390, 728, 1021, 1050, 1059, 1278, 1309, 1407, 1728, 189 i pomyśl. Zdecydowana rozmowa i wymagania. No i zaprzestańcie współżycia. To Wam otworzy oczy i pozwoli obiektywnie na siebie spojrzeć. Z Bogiem!

  Łukasz, 16 lat
2702
13.06.2009  
Witam. Mam pewien problem... Chodzi o to, że jakiś czas temu zakolegowałem się z taką dziewczyną ze szkoły do której chodzę. Wszystko zaczęło się od rozmów na gadu-gadu... super nam się gadało itd... No i ja się w niej zakochałem, często prawiłem jej komplementy itd. no i po jakimś czasie wyznałem jej co czuję no i ona powiedziała, że mnie tylko lubi no więc jakoś się z tym pogodziłem i wszystko było ok bo ja już trochę zapomniałem i nawet się zacząłem z kimś spotykać... Ale ostatnio jest coś nie tak bo jej zachowanie strasznie się zmieniło. Za każdym razem jak się widzimy to ona jest jakaś speszona, kiedy powiem jej coś miłego to ona się zawstydza i robi czerwona. Ostatnio mi powiedziała, że nie może się w ogóle skupić bo ciągle o mnie myśli. Zrobiła się też zazdrosna. Do tego wszystkiego ma jakąś tajemnice która ma coś wspólnego ze mną no i nie chce powiedzieć o co chodzi... Kiedy chciałem z nią tak na serio porozmawiać o tym co się dzieje i co czuję to ona ciągle mówi że nic więcej do mnie nie czuję... Ja już naprawdę jej nie rozumiem. O co jej chodzi ???

* * * * *

Ano prawda jest taka, że jej się podobasz i jest Tobą mocno zainteresowana tylko zbyt szybko wyznałeś jej wtedy uczucia. Nie była na to przygotowana, przeżyła szok i dlatego powiedziała, że Cię tylko lubi. A może nawet na tamten monet to była prawda, bo nie była na takim etapie zaangażowania emocjonalnego jak Ty. Natomiast powoli uświadomiła sobie co czuje. Gdybyś się tak nie spieszył wszystko byłoby dobrze. To, że teraz mówi, że nic do Ciebie nie czuje nie jest prawdą ale robi tak dlatego, że być może Ty jesteś z kimś innym i nie chce Wam przeszkadzać albo po prostu się wstydzi. Poza tym nie chce usłyszeć odmowy a spodziewa się jej bo Ty już "dałeś sobie spokój", więc wie, że wyznanie uczuć byłoby jej porażką. Przeczytaj proszę ten artykuł: [zobacz] to zrozumiesz to wszystko i zobaczysz gdzie zrobiłeś błąd. Z Bogiem!

  margolcia, 19 lat
2701
13.06.2009  
Czy wybierając chłopaka należy kierować się tym, czy potrafi się wyobrazić go jako swojego męża. Czy wogóle można mówić o tym by wybierać sobie chlopaka (gdy np. dwoch stara się o względy dziewczyny)?
Proszę o poradę, bo obawiam się... Mam dwóch kolegów, jeden z nich zawsze mi się troche podobał, ale nigdy tego nie okazywałam, mamy jednak wiele wspólnego itp; drugi to dobry chłopak, ale taki "wariat" i zawsze traktowałam go jako kumpla, rozmawiałam z nim tak często głównie żartując, po prostu to troszkę inny świat jeśli chodzi o sprawy duchowe, poważne. Oni są dla siebie najlepszymi kolegami. Często się spotykają, rozmawiają. I teraz ten kolega, którego traktowałam jako kumpla zaczął robić jakieś podchody do mnie, dzwonić, pisać i rzuca jakimiś dziwnymi tekstami, których nawet nie umiem traktować poważnie, bo nie wiem jak starając sie o dziewczynę można być tak bezpośrednim jednak obawiam się, że on poważnie mówi różne rzeczy, choć czasem kryje to pod pozorem żartu. Ja naprawdę go lubię, ale nic więcej. Wydaje mi się, że ten drugi kolega ostatnio trochę się odsunął, możliwe że dlatego, że ten drugi powiedział, że będzie się o mnie starał. Co ja mam teraz robić? Nie chcę stracić kolegów, nie chcę aby ich kontakt się popsuł, nie chcę nic z tym jednym kolegą. Chciałabym poznawać tego drugiego coraz bardziej choć w tej sytuacji chyba muszę zrezygnować by nikogo nie ranić:( Zbliżają się wakacje wiem, że ten jeden będzie mi proponował spotkania, nie chcę mu robić nadziei, spotykać się w trójkę (oni i ja) też jakoś dziwnie, nie chcę by ktryś poczuł, że bardziej mi na nim zależy. Dodam jeszcze, że ten kolega chyba wyczuwa, że tamten bardziej mi się podoba, bo coś wypytywał, zresztą zawsze wszyscy rzucali jakieś teksty, że ja powinnam być z tym który mi się troche podoba. Mam nadzieję, że coś Pani z tego zrozumie, proszę o radę.


* * * * *

Rozumiem oczywiście i postaram się kilka słów napisać.
Odpowiadając na pierwsze Twoje pytanie: tak. Oczywiście, rozumiem, że w Twoim wieku to nie bardzo jeszcze się myśli o założeniu rodziny i wyobrażanie sobie chłopaka jako męża i ojca dzieci jest cokolwiek abstrakcyjne ale tak właśnie trzeba się starać patrzeć. To znaczy pod tym kątem: czy jest odpowiedzialny, zaradny, opiekuńczy. Oczywiście to w czasie teraźniejszym przekłada się na szacunek do Ciebie, punktualność, troskę, podejmowanie decyzji i ponoszenie konsekwencji. Nie możesz oczywiście sprawdzić teraz jakim on będzie mężem i ojcem bo nie masz takiej możliwości. Dlatego te cechy, o których napisałam są niejako wyznacznikiem jego dojrzałości teraz i ich obecność pozytywnie rokuje na przyszłość. Co do wyboru jednego z kolegów. Tak, w zasadzie można, a czasem nawet trzeba dokonać wyboru. Kieruj się tym co napisałaś: czy Ci się podoba, czy macie wspólne zasady, czy uważasz go za osobę odpowiedzialną. Jeśli tamten chłopak bardziej Ci się podoba to nie musisz być z tym tylko dlatego, że ten jest odważniejszy, śmielej daje Ci do zrozumienia, że mu się podobasz a Ty nie chcesz mu zrobić przykrości. Jesteście jeszcze bardzo młodzi, on odmowę z pewnością "przełknie" i znajdzie inną dziewczynę. Jest bardzo możliwe, że tamten odsunął się właśnie z tego powodu, a w dodatku nie mając pewności co do Twoich uczuć wydaje mu się, że musi ustąpić pola. Jeśli nie chcesz być z tym kolegą to delikatnie mu to daj do zrozumienia. Zaś odpowiadaj pozytywnie na próby kontaktu z tamtym, sama też możesz próbować taki kontakt nawiązać, pisałam o tym w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, 1486, 1932, 1490. Nie martw się o ich przyjaźń. Mężczyźni inaczej do tego podchodzą, nie tak jak kobiety. Oni nie kierują się tak bardzo emocjami i dla nich to, że jeden z nich będzie miał dziewczynę a drugi jeszcze nie jest powodem obrażania się na siebie ani zepsucia się relacji. Co najwyżej ta sytuacja stronę "przegraną" ubodzie w jego męską dumę ale szybko mu przejdzie. Oczywiście, że w takiej sytuacji spotykanie się we trójkę nie jest dobrym pomysłem, bo zawsze ktoś będzie cierpiał.
To zatem co możesz zrobić to być szczerą wobec siebie i ich obu. Jednemu delikatnie odmów, a na próby kontaktu z drugim odpowiadaj pozytywnie. Ja rozumiem, że to niezręczna sytuacja ale każde inne rozwiązanie będzie albo nieszczere albo krzywdzące dla którejś ze stron, nie wyłączając Ciebie. Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej