Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
miłość czy Miłość?

Odpowiedzi na pytania

Odp: [1-50], [51-100], [101-150], [151-200], [201-250], [251-300], [301-350], [351-400],
[401-450], [451-500], [501-550], [551-600], [601-650], [651-700], [701-750], [751-800], [801-850], [851-900]
[901-950], [951-1000], [1001-1050], [1051-1100], [1101-1150], [1151-1200], [1201-1250], [1251-1300],
[1301-1350], [1351-1400], [1401-1450], [1451-1500], [1501-1500], [1551-1600], [1601-1650], [1651-1700],
[1701-1750], [1751-1800], [1801-1850], [1851-1900], [1901-1950], [1951-2000], [2000-2050], [2051-2100],
[2100-2150], [2151-2200], [2201-2250], [2251-2300], [2301-2350], [2351-2400], [2401-2450], [2451-2500],
[2501-2550], [2551-2600], [2601-2650], [2651-2700], [2701-2750], [2751-2800], [2801-2850], [2851-2900], [2901-2950], [2951-3000],
[3001-3050], [3051-3100], [3101-3150], [3151-3200], [3201-3250], [3251-3300], [3301-3350], [3351-3400],




  aleksandra, 17 lat
3100
05.01.2011  
związałam się z mężczyzną starszym ode mnie o 11 lat
jestem przy nim bardzo, bardzo szczęśliwa i uważam ze dobrze sobie radzimy z rożnicą wieku. wiadomo- jest ciężej, lez nie narzekam bo doskonale wiedziałam na co się decydowałam i co więcej, ani trochę tego nie żałuję :)
wiara to dla mnie filar wszystkiego, mój ukochany rownież wierzy lecz... wydaje mi sie ze jest w tym troszkę zagubiony, zdaje sobie ze wszystkiego sprawe, często pieknie mówi o Panu Bgu lecz nie chodzi do Kościoła
nie uwaza że Kościół jest zły, nic w tym stylu. czyli w temacie wiary delikatnie się rozmijamy choc jest pewna ze moje modlitwy zostana wysłuchane i dojdziemy do ładu w tym temacie
powalecz z tego względu wynika róże podejście do sytuacji intymnych
i tu meritum
chciałabym zaczekac z seksem do ślubu, ukochany, niekoniecznie
póki co nie poruszamy tego tematu, bo jest nam do tego jeszcze daleko
ostatnio sie zagubiłam
jak juz pisałam chce zaczekac z seksem do ślubu, lecz to chcenie znaczy wiem ze powinnam a czy chce.. coraz mniej to czuję
nie wiem czy wytrzymam
nie wiem czy my wytrzymamy
nie wiem juz co mogę, aczego nie mogę
czy np peeting to cos złego?
czy seks oralny to coś złego?
jest nam naprawde ciezko wytrzmac, wiec oczywistym jest ze szukamy różnych alternatyw i staram sie spowolnic cały proces naszego się docierania

przepraszma za tak rozwlecozny list, niech on bedzie dowodem na to jak bardzo jestem skołowana..


* * * * *

Oj, chyba faktycznie jesteś skołowana a może ukochany tak Ci miesza w głowie?
Oczywiście że petting i seks oralny jest grzechem ciężkim - nawet w małżeństwie jeśli nie prowadzą do normalnego współżycia.
Polecam Wam lekturę "Humane vitae", tam jest pięknie opisane co wolno a co nie w małżeńskim współżyciu i dlaczego pewne gesty są złe a pewne nie. To cieniutka książeczka, naprawdę warto.
Odnośnie sensu zaś czekania z seksem do ślubu to ja wszystko napisałam w tym artykule:
[zobacz] Poczytajcie oboje i podyskutujcie.
Ja mam nieodparte wrażenie, że Twój chłopak jest teoretykiem - i wiary i miłości. Skoro pięknie mówi o Bogu - czemu nigdy Go nie odwiedzi?
Wyobrażasz sobie, że o Tobie pięknie by się wyrażał a nigdy by nie chciał się spotkać? Wyobrażasz sobie zakochanych tylko teoretycznie? Skoro mówi, że Ciebie kocha to czemu Cię nie szanuje ani Twoich zasad? Czemu wykorzystuje Twoje uczucia do zaspokojenia swojej pożądliwości i jeszcze Ciebie niepotrzebnie, przedwcześnie rozbudza?
Moja Droga! Brniecie w ślepy zaułek. Wiem, że jesteś w nim zakochana ale on zupełnie tu się nie sprawdza jako przewodnik związku. Otwórz mu oczy, nie pozwól na pewne gesty i zobaczysz czy Cię kocha czy tylko pożąda. Naprawdę to jeszcze chwila i pójdziecie dalej a to już będzie poważna sprawa i poważne konsekwencje. Nie trzeba wiele byś nagle zobaczyła, że czujesz się wykorzystywana. Jeśli chłopak kocha naprawdę to daje temu dowód przez szacunek do kobiety. Wymagaj od niego! To nic, że jest starszy. Skoro jest mężczyzną to ma spełniać swoją męską - ochraniającą rolę w związku. Przeczytajcie proszę mój artykuł. Co do jego zaś niewiary to polecam Ci te odp.: 1358, 1710
A Wam obojgu polecam też całą naszą książkę o chodzeniu ze sobą: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Z Bogiem!

  taka jedna, 22 lat
3099
04.01.2011  
Witam :)
Nasunęło mi się pytanie w związku z numerem 3070.
Otóż: ja sobie nie wyobrażam, żeby chłopak za mnie płacił. Nie umiałabym mu na to pozwolić. Dodam może, że nie byłam nigdy w związku więc żaden chłopak nic mi jeszcze nie fundował. Ale jak sobie pomyślę, że kiedyś może dojść do takiej sytuacji....

Nie chciałabym, żeby doszło do kłótni :( Czy w takim przypadku złamać swoje przekonanie, czy próbować mu wytłumaczyć, że się nie zgadzam i że chcę sama za siebie zapłacić?
Dziwnie bym się czuła pozwalając mu na zapłatę za mnie. Jakbym go wykorzystywała, naciągała.
Już nieraz słyszałam, że chłopak powinien płacić za swoją dziewczynę. Ale ja tego nie rozumiem i strasznie trudno mi zaakceptować. Czy to źle? Czy można ustalić zasadę, że każdy płaci za siebie? Czy to może urazić męską dumę? Skąd w ogóle ta zasada?


* * * * *

No właśnie dlatego sobie nie wyobrażasz, że nie masz swojego chłopaka :)
Oczywiście, że nie jest tak, że zawsze chłopak ma płacić całość, czasem nawet dziewczyna może to zrobić, czasem się mogą złożyć - różnie. Ale jeśli to chłopak gdzieś dziewczynę zaprasza (do kina czy na kawę) to nietaktem z jego strony jest oczekiwanie, iż ona zapłaci (choćby za siebie). Ona może to zaproponować lub chcieć się dorzucić ale on jako zapraszający powinien poczuwać się do tego, by pokryć całość kosztów. Tak jest to przyjęte i nie ma w tym nic dziwnego. Czasem też dziewczyna może chłopaka gdzieś zaprosić i też zapłacić za całość. Chodzi jednak o to, że on powinien się choć od czasu do czasu wykazać rycerskością i być dżentelmenem. Skoro stara się o dziewczynę to jest to prosta konsekwencja. A wzięło się to pewnie stąd, że to mężczyzna jest osobą najbardziej odpowiedzialną za utrzymanie rodziny. Z Bogiem!

  Kasia, 21 lat
3098
02.01.2011  
Witam,
potrzebuję pomocy, ponieważ kompletnie sobie nie radzę. Od jakiegoś czasu jestem w związku. W cudownym związku z cudownym chłopakiem.Chcemy kiedyś się pobrać. Wiem, że mnie kocha i ja kocham jego. Może dlatego tak boli mnie kilka kwestii o których chciałabym powiedzieć. Problem tkwi w tym, że on nie jest przy Panu Bogu. Jest katolikiem ale przestał praktykować, po tym jak w życiu spotkało go dużo złego włącznie ze śmiercią jego ojca - ale to już osobna historia. Przy mnie zmienił się - przestał imprezować, pić..przestał być lekkoduchem, rozpoczął studia i pracę. Często prowadzimy rozmowy dotyczące wiary - wiem, że jego stosunek do Boga i Kościoła wynika ze zranień, z zakrzywionego obrazu Boga, z tego, że nigdy nie poznał jaka Boża miłość jest - staram mu się to pokazać. Idzie mi opornie, ale widzę małe, malutkie postępy. W styczniu jedziemy razem do Częstochowy. Ale.. jest jedna kwestia, która nie daje mi spokoju - petting. On jest i jedyne co udaje mi się wywalczyć to krótk ie bądź dłuższe okresy wstrzemięźliwości. Tłumaczę mu sens czystości - ale nie chcę go zniechęcić do Boga - przecież póki ktoś nie zna Boga to przywoływanie samych zakazów może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego - tak? WIerzę, że on przyjdzie do Boga ale co z tym problemem do tego czasu? Mam nie chodzić do spowiedzi, jeśli wiem, że to się powtórzy prędzej czy później? Bardzo proszę o wskazówki bo bardzo mnie to martwi


* * * * *

Proszę przeczytaj odp. nr: 1358, 1710, 69, 466, 1682, 2251 i swoim przykładem pokazuj mu co to znaczy być chrześcijaninem. W tym naturalnie mieści się też pojęcie czystości i jej zachowywanie. W tym celu przeczytajcie oboje ten artykuł: [zobacz]
Naturalnie petting jest grzechem ciężkim i jak najbardziej jesteś zobowiązana się z tego spowiadać po każdym upadku oraz bezwzględnie nie dopuszczać do tego. To nie jest tak, że jak ktoś jest niewierzący to mu wszystko wolno. Proponując takie gesty dziewczynie chłopak po prostu jej nie szanuje - jej ciała i czystości. Nie szanuje jej godności. Dlatego jako kobieta po prostu nie powinnaś na to pozwolić. Z Twojego listu zaś wnoszę, że Ty traktujesz ten grzech jako część jego "niewiary". Tylko że jeśli będziesz na to pozwalać to ani jego do Boga nie przyprowadzisz - bo nie dasz przykładu ani nie wpłynie to pozytywnie na Wasz relacje - on nie nauczy się Ciebie szanować. To błędne koło. Zdecydowanie temu możesz i powinnaś się przeciwstawić. Nic się nie martw, że się on zniechęci do Boga przez brak pettingu. Jeśli się zniechęci to do Ciebie a jeśli tak będzie to będzie znaczyło, że nie kocha Cię wcale skoro z tego powodu Cię skreśli i Waszą relację. A nie o taką miłość Ci przecież chodzi, prawda? Zaryzykuj a zobaczysz czy chłopak kocha Cię czy pożąda.
Polecam Wam też całą nasza książkę o chodzeniu ze sobą: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Z Bogiem!

  Lilka, 19 lat
3097
28.12.2010  
Szczęść Boże!
Mam pytanie,w jaki sposób mogę wpływać na mojego chłopaka, motywować Go do pracy nad swoim charakterem? Nie dostrzegam u Niego żadnych wad ( a raczej to, co dostrzegam nie da się nawet nazwać wadą), chociaż wiem że takie z pewnością są. To okropne uczucie kiedy wiem że powinnam widzieć, gdzie jeszcze nie domagamy, gdzie On powinien podjąć pracę, ale nic takiego nie widzę. A więc jak patrzeć, żeby zobaczyć? Z góry dziękuję za odpowiedź :)


* * * * *

Nie, no spokojnie, nie szukaj na siłę. Może po prostu macie zbliżone charaktery, które Wam obojgu nawzajem odpowiadają i dlatego nic złego nie widzisz. A może Twój chłopak jest po prostu dojrzały albo ma dobre usposobienie i wcale tak dużo tej pracy nie potrzebuje? Nie wiem też ile ze sobą jesteście, bo jak krótko to normalne, że wielu rzeczy się nie widzi, z czasem zaś gdy emocje opadają, gdy się spędza razem wiele czasu i wiele rzeczy wspólnie robi to wychodzą różnice. Polecam Ci ewentualnie te artykuły: [zobacz], [zobacz]
Z Bogiem!

  Sylwia, 20 lat
3096
27.12.2010  
Mam problem z rodzicami mianowicie odmawiają podpisania tzn,,pozwolenia,zezwolenia-nie wiem jak go nazwać dokładnie-moja zamieszkanie w 1 pokoju w akademiku z moim chłopakiem.Niestety w tym jednym jedynym akademiku gdzie są wolne miejsca jest taki wymóg mimo ze wszyscy studenci są dorośli i odpowiadaj za siebie,dla mnie trochę dziwne ale w tym kraju to chyba wszystko jest możliwe.Tłumacza się rożnie-ze jestem z młoda ,ze będziemy tam siać zgorszenie i rozpustę( mówią to inaczej ja to tylko tak ujęłam dosadnie),ze mój chłopak to jest dziwny bo ma długie włosy- Jezus na obrazach tez ma długie włosy i nie maja z tym problemu,ze jak się rozstaniemy to z tym pokojem.Nie chce podrabiać podpisów na tej nieszczęsnej kartce choć mogłabym to zrobić i wiele osób tak zrobiło.
Proszę o rade w tej sprawie-nie mam już pojęcia jak ich przekonać do tego(mój chłopak nawet chce ściąć włosy żeby ograniczyć ich wątpliwości ale uważam ze ta sprawa jest najmniej ważna).Jedynym wyjściem jakim widzę to poczekanie jeszcze paru miesięcy i zamieszkanie w innym akademiku gdzie nie trzeba zgody-ale nie chce ich oszukiwać,chyba lepiej żeby wiedzieli z kim mieszkam,prawda?


* * * * *

Moja rada jest taka: [zobacz] Z Bogiem!

  Monika, 16 lat
3095
27.12.2010  
Witam, mam na imię Monika i potrzebuję pomocy. Mam 16 lat i od roku mam o 4 lata starszego chłopaka, znamy się dobrze, jest miły, pomaga mi utrzymywać wiarę i Boga kochamy razem...Ale bywają chwile kiedy nie możemy zapanować nad sobą. zdaża się to żadko ale jak już się stanie to potem boli nas oboje z podwójną siłą, a mianowicie czasem jak jesteśmy sami.. zacznie cię od buziaka i kończy dotykanie się w intymnych miejscach, nie dochodzi nigdy do niczego więcej... ca mam robić jak już się to stanie.. staje w modlitwie przed Ojcem i co??.. co ja mam mu powiedzieć... jak nad tym, panować..?

* * * * *

Przede wszystkim oboje przeczytajcie ten artykuł: [zobacz] i podyskutujcie nad nim. On jako mężczyzna powinien panować nad swoim popędem a przede wszystkim z szacunku do Ciebie nie pozwalać sobie na gesty, o których wie, że go pobudzają. A skoro wie i mimo wszystko brnie w to nadal to już jest zawinione. Ty zaś swoją postawą musisz zdecydowanie mu powiedzieć i pokazać, że tego sobie nie życzysz. Nie ulegaj, bo już wiesz jak to się skończy. Dlatego powiedz zdecydowane "nie", wstań, idź do kuchni po herbatę, zaproponuj spacer, cokolwiek. Powodem takiego scenariusza jest najczęściej to, że nie maco robić na randkach, że są one niezaplanowane. Dlatego polecam odp. nr 1809, poczytajcie i planujcie sobie konkretne zajęcia. A każdą randkę zaczynajcie wspólną króciutką modlitwą ze spojrzeniem na krzyż. Zdecydowanie trudniej po niej zgrzeszyć. A gdy to się stanie mimo Waszych starań to zaraz oboje idźcie do spowiedzi.
Świadomość, że i tak trzeba się z tego wyspowiadać i to zaraz po uczynku powinna ostudzić Wasze zapędy. Od Ciebie jako kobiety też wiele zależy. Po prostu nie pozwalaj na to, bo granica jest bardzo Cienka i ani się spostrzeżesz jak pójdziecie dalej. Zobacz, łatwiej zatrzymać pojazd gdy dopiero ruszy, prawda? Znacznie trudniej gdy jest rozpędzony. Tak samo jest z popędem i rozbudzeniem. Gdy się tylko pocałujecie w policzek na przywitanie łatwiej potem się opanować i nie iść dalej tylko np. iść do kina czy na spacer niż jak już się dotykacie, prawda? Zatem przede wszystkim nie należy dopuszczać do rozbudzenia. Jesteście w stanie się opanować. Tylko musicie naprawdę tego chcieć i na randkach zajmować się czymś konkretnym, co odwróci Wasza uwagę od pragnień tylko cielesnych. A najlepiej wychodzić gdzieś na zewnątrz - i zdrowiej i zmęczycie się więc nie będziecie o tym myśleć no i nie będziecie sami tylko miedzy ludźmi. Życzę Wam mądrych decyzji i wyborów. I koniecznie przeczytajcie artykuł! Z Bogiem!

  Maciej, 15 lat
3094
26.12.2010  
Witam. Znam się ponad pół roku z pewną dziewczyną. Zależy mi na niej i ona o tym wie. Jednak moje zaangażowanie jest dużo większe od jej. Jestem mocno wierzący, a ona jest odwrócona od Boga. Bardzo chciałbym by się nawróciła, ale nic na siłę. Akceptuję jej wady i chcę być przy niej mimo wszystko. Ona mówi już długo i często o śmierci i mówi, żebym ją zostawił, żebym zapomniał o niej bo nie warto się nią przejmować. Że tracę swój czas. Takie gadanie już długo trwa a ja ją wciąż zapewniam, że bardzo mi zależy i nie zostawię jej. A ona dalej swoje, że lepiej byłoby dla mnie gdybym ją zostawił. Nie zostawię jej. Jak dotąd nie powiedziała, że nie chce mnie znać. Bo to nie prawda. Wiem, że ona cieszy się gdy jestem przy niej. Wspaniała jest dla niej moja obecność. Może nie wierzy w moją bezinteresowność i boi się że odejdę i woli, żeby to się stało od razu? Ona bardzo łatwo się poddaje, ma ciężko w rodzinie i często płacze, nawet bez powodu. Brakuje jej ciepła i Miłości, a ja chcę i staram się jej to zapewnić. Nie chodzimy ze sobą, ale przyjaźnimy się. Mówiłem jej wiele razy, że mi na niej zależy, przytulaliśmy się. Chcę być przy niej. Czy jak w kółko powtarza żebym się nie przejmował to mam ciągle zaprzeczać? Czy to słuszne? Mówi, że miesza mi w życiu. Ale to mój wybór, że jej poświęcam czas... Chcę dbać o jej dobro, rozwój i chcę by była szczęśliwa. Kocham ją, nie mówiłem jej tego ale pewnie się może domyślić. Moje zapewnienia nie skutkują. Oczywiście Bóg jest najważniejszy w moim życiu i Jego Kocham nade wszystko. Chcę trwać w Miłości. Nie chcę się poddawać. Będę cierpliwie na nią czekać. Chyba powiedzenie jej, że ją Kocham mało da. Chociaż sam nie wiem. Wiem, że ona jest we mnie zakochana. Ja w niej też. Jak mam ją zapewnić by uwierzyła? Jest mi smutno bo ją tracę i nic nie mogę na to poradzić ;(. Nawet gdybym teraz zaproponował jej związek to bez jej chęci i tak bym ją stracił. Ona wie że możemy być razem. Będę bardzo wdzięczny za pomoc. Dziękuje. Zawsze z Bogiem.

* * * * *

No, to takie zaloty. Oczywiście, że ona chce byś z nią był, bo inaczej już dawno by Cię "pogoniła". I prawdą jest, że jak mówi, żebyś się nie przejmował to chce żebyś zaprzeczył. Niesamowite, że w tym wieku już to wiesz : Generalnie jeśli Ci na niej zależy to bądź przy niej, spotykajcie się ale nie określaj się jednoznacznie. Z tego też powodu nie wyznawaj jeszcze miłości, pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Ona może nie być na to przygotowana. Pozwól jej na powolne dojrzewanie i przekonywanie się, bez przyspieszania i poganiania, by nie czuła się przyciśnięta do muru. Sam zobaczysz kiedy będziesz mógł zrobić następny krok. Póki co czas działa na Twoją korzyść. Pół roku to jeszcze krótko więc bądź spokojny i czekaj na dalszy rozwój wydarzeń. Daj jej się poznać z najlepszej strony. Jeśli ona nie jest zbyt wierząca to zapewne skutek doświadczeń rodzinnych i braku przykładu. Dlatego swoim życiem, swoimi wyborami i zasadami pokazuj jej, że warto być chrześcijaninem. W dyskusji prezentuj swoje stanowisko ale na siłę do niczego jej nie przekonuj. Jest szansa, że gdy ona zobaczy, że chrześcijanin to dobry, uczciwy człowiek, godny zaufania to może się zachwyci Twoją wiarą. Możesz od czasu do czasu dać jej jakąś książkę lub artykuł katolicki ale z wyczuciem, by nie myślała, że chcesz ją na siłę przeciągnąć na swoją stronę. Póki co bądź z nią - po prostu! Z Bogiem!

  Kinga, 17 lat
3093
26.12.2010  
Witam. Mam poważny problem. Chodzi tu o mojego tate. 6 lat temu miał 2 poważne wypadki, które przyczyniły
się do smierci. Nie był winny lecz do dziś ma wyżuty sumienia. Przez to dużo stracił na zdrowiu. Po pierwsze
miał zawał, po drugie chciał uciec od problemów i zaczął pic. Od tego niestrzęsnego roku wszystko sie
pozmieniało. Atmosfera robiła sie coraz zimniejsza. Na dzień dzisiejszy czasami jest fajnie,
bo jesteśmy bardzo żartobliwa rodziną lecz problem z alkoholem mojego taty się nie skończył,a wrecz nasilił.
Po za tym mamy takich sąsiadów -samotnicy którzy wszystko wiedza najlepiej i prawie codziennie przychodzą do mojego
taty" pogadac". Kasy na ten alkohol idzie bardzo dużo... Mama się złosci, brat i ja równiez. Nie wiemy co wtedy mamy robic.
Po za tym mieszkamy w takim miejscu gdzie nie ma dużo ludzi. A rodzina ze strony taty mieszka 600 km od nas i
bardzo rzadko sie spotykamy. Rozmawiamy z tata lecz nikt nie potrafi do niego dotrzec.
Gdy nie chce pic to przychodza, a że ma słabą wole..
Cały czas się modle, żeby się to skonczyło, żebysmy stali się normalną szczesliwa rodziną.
Wiem, że jeżeli teraz nie przestanie pic to długo nie wytrzyma. Jest osoba otyła, serce ma 80latka(ma 45 lat),
a watrobe powiekrzona o prawie 15 cm. Najchetniej poszłabym z tata do psychologa albo na odwyk
ale nigdy na to się nie zgodzi.Jest bardzo sprytny, dumny i jak cos sobie ubzdura to nie ma mocnych.
Nie wiem co mam robic, czuje się już bezsilna, jest mi strasznie zle. Do tego ostatnio się zauroczyłam i mysle, że ten chłopak odzwzajemnia moje uczucia. Kiedys przyjdzie taki dzien gdy bd musiała go zaprosic do domu albo kiedy przyjdzie bez zapowiedzi i jezeli mój tata bd pił to strasznie głupio mi będzie, smutno. A czasami jak jakies bd miec odchyły i powie mu jakis obrazajacy zart to juz w ogóle mnie zamuruje. Boje sie takiej sytuacji.


* * * * *

Koniecznie wraz ze swoją mamą i może bratem (nie wiem w jakim jest wieku) pójdź na mityng AA lub DDA (przy najbliższej od Was parafii - poszukaj w Google, są w większości parafii) i porozmawiajcie z prowadzącym spotkanie. Nawet jeśli tata nie zgodzi się przyjść to Ty z mamą pochodź na takie spotkania (dla rodzin alkoholików) i Wy działajcie. Będziecie wiedziały jak się zachowywać w stosunku do taty, co mówić, jak reagować i będziecie wiedziały dlaczego on tak czy inaczej się zachowuje. Tam są fachowcy i ludzie w takiej sytuacji jak Wy, którzy już przez coś przeszli lub przechodzą. Oczywiście siłą taty do niczego się nie zmusi ale tam podpowiedzą Wam sposoby jak do niego dotrzeć. Bardzo dobrze, że napisałaś, że widzicie problem i że chcecie się z tego uwolnić. Potrzebujecie fachowych rad dlatego pójdźcie właśnie tam. Z pewnością otrzymacie pomoc. Twój tata potrzebuje pomocy, przede wszystkim psychologa, ja się dziwię, że do tej pory z tego nie skorzystał, bo on z pewnością by mu pomógł. Jednak nic na siłę. Jeśli będziecie z mamą wiedziały jak z nim postępować to może i do psychologa go przekonacie a wtedy będzie jeszcze lepiej. W każdym razie jego zachowanie się zmieni. A co do chłopaka to powiedz mu wprost i szczerze jaka sytuacja jest w Twoim domu. To nie Twoja wina. Nie możesz się za to wstydzić ani czuć winna. Chłopaka przyprowadź wtedy kiedy będziesz się czuła gotowa i będziesz wiedziała jak to rozegrać (czyli po kilku spotkaniach DDA).Koniecznie próbujcie pomocy, możecie też porozmawiać np. z jakimś księdzem (jeśli macie do niego zaufanie), w szczególności poprosić go o interwencje co do sąsiadów (np. po kolędzie będzie okazja). A wobec nich mama powinna być bardziej stanowcza i na osobności porozmawiać z nimi i poprosić by nie przyczyniali się do picia taty. Konkretnie i zdecydowanie torba im powiedzieć, ze mogą przychodzić ale bez alkoholu. Próbujcie, z pewnością coś się zmieni na lepsze, z Bogiem!

  Aga, 24 lat
3092
25.12.2010  
Witam świątecznie,
zastanawiam się czy dobrze zrobiłam... Dociera do mnie fakt, że męzczyzna, którego kocham chyba ma inną, a na moją próbę kontaktu nie reaguje, albo jak piszemy przerywa nagle zostawiając mnie z mętlikiem mysli co się stało. Przeczytałam już co robi się aby zapomnieć o kimś... ale nie wiem jak to zrobić. Jestem na nk razem z nim na swojej liście, trudno mi udawać że nie widzę powoiadomień w komunikatorze o jego działalności na portalu. i co najgorsze... nie piszę, on też nie, a w te święta się złamałam i wysłałam mu kartkę wirtualną z zyczeniami i żartobliwym przepisem na ciastko świąteczne... trochę dla rozładowania emocji... Długo rozmyśłałam czy pisać czy siedzieć ćicho, ale nie wiedziałam co robić: nie chce usuwać swojego konta tylko przez jego obecność, nie będę go skreślać z listy skoro go zaprosiłam, a trudno mi dla kogoś tak bliskiego choćby z uwagi na stare czasy być wredną i nie pisać. Nie odpisał mi na święta wielkanocne, nie złozył mi zyczeń ur. i teraz też milczy, chociaż ost. rozmowa przebiegała mniędzy nami na gg miesiąc temu. Co robić w takich sytuacjach... zbliżąją się jego urodziny... pisać, nie pisać i czy wyjdę na mściwą? Pomóż mi proszę i powiedz cio wypada a co nie w tej sytuacji ;(


* * * * *

No przede wszystkim to Ty masz prawo do prawdy, do wiedzy jak to jest. Być może Twoje przypuszczenia z tą inną dziewczyną są prawdziwe a nawet jeśli nie to ewidentnie wszystko wskazuje na to, że on z Tobą być nie chce. Przykre to i Ci współczuję. Jednak trzeba mieć odwagę cywilną, by tej drugiej osobie po prostu o tym powiedzieć i rozstać się z klasą. Co to za wycofywanie się chyłkiem w nadziei, że sobie pójdziesz bo się niechęcisz? To żałosne. Bo ja rozumiem, że Wy byliście razem tak? W takim razie niech będzie mężczyzną i rozmówi się z Tobą. Poproś go o rozmowę (najlepiej na żywo) i niech Ci powie tylko jedno: czy nie chce być z Tobą i dlaczego (bo powód tez masz prawo znać). Nie będziesz robić histerii, scen itp. natomiast szacunek do Ciebie powinien nakazać mu zakończyć oficjalnie Wasz związek.
Absolutnie odradzam już jakiekolwiek życzenia itp. bo on po prostu na to nie zasługuje a Ty wciąż dajesz mu dowód zainteresowania.
Oczywiście nie jest łatwo zapomnieć. Nie będę Ci polecać odpowiednich odpowiedzi bo je znasz. Daj sobie czas, prawo do żałoby, nawet do łez. Ale nie utrzymuj z nim kontaktów. Rozumiem, że rani Cię jego obecność na n-k, ale owszem to nie jest powód byś Ty usuwała swoje konto. W końcu nie jesteś tam dla niego.
Natomiast zdecydowanie domagałabym się konkretnej odpowiedzi, rozmowy i tego, by powiedział, że to koniec. Przyzwoitość to nakazuje i łaski Ci nie robi.
No jeśli się nie będzie odzywał albo będzie kręcił itp. to trudno, nie zmusisz go do tego. W takim razie Ty sama przed sobą uznaj związek za zakończony. I proszę nie próbuj już utrzymywać z nim kontaktów, bo wciąż będzie to rozdrapywanie ran. Nie warto. Bądź dobra dla siebie i o sobie myśl. Pomalutku, rany się zabliźnią i będziesz z kimś szczęśliwa.
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam Twój list. Jeśli jednak nie, jeśli chodzi o to, że Ty z nim nie byłaś, tylko była to taka nieodwzajemniona miłość lub początki związku z którego on się wycofał i teraz Cię unika to pomiń tylko moje rady o tej rozmowie. Wszystko inne zaś pozostaje aktualne. Po prostu ignoruj go zupełnie. Z Bogiem!

  Ania, 28 lat
3091
21.12.2010  
Witam, piszę ten list, bo mam problem z którym nie umiem sobie poradzić... Mam narzeczonego, którego kocham. Wiem, że on także bardzo mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę życia. Nasz związek nie jest idealny i zdarzają nam się różne "potknięcia" jednak staramy się ciągle ze sobą rozmawiać i łagodzić spory. Mamy też coś co nas łączy, a mianowicie wspólną modlitwę... Jednak jest też coś z czym ja nie potrafię sobie poradzić... On wymaga ode mnie tego, żebym była silna... wiem jak to głupio brzmi.. bo przecież związek partnerski polega na tym że oboje mają być silni i się wspierać... ale ja... ja często nie potrafię...
Słuchałam ostatnio kazań księdza Pawlukiewicza - o narzeczeństwie, czytałam też komentarz do listu Adama (nr 25)... i ja naprawde tak czuje... ja potrzebuje tego, żeby mój narzeczony był moim przewodnikiem... żebym miała w nim oparcie, żeby to On prowadził... Podczas naszej ostatniej rozmowy, gdy powiedziałam mu, że potrzebuje, by był silny, dla mnie, On stwierdził, że gdy On się załamie, to ja mam dać rade... bo jestem kobietą, a kobiety są silne... A ja się poprostu boję... boje się że nasze małżeństwo nie przetrwa, jeśli On nie weźmie tego "steru" w swoje ręce... Ja chcę być z Nim... Chce by nam się udało, żebyśmy byli szczęśliwi, jednak coraz bardziej to wszytko mnie przytłacza...
Co mam robić?<


* * * * *

Kup mu książkę "Dzikie serce" Johna Eldredge. A oboje przeczytajcie naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc Ja do końca nie wiem czego sytuacja dotyczy ale być może on ma jakieś negatywne wzorce ojca, może u niego w domu to matka "dowodzi", może ojciec nie jest dla niego przykładem. Może jego ojciec jest słaby lub stłamszony albo to on jest zdominowany przez matkę. Tego nie wiem ale dlatego właśnie powinien przeczytać tę pierwszą książkę (Ty też naturalnie) by zrozumiał rolę mężczyzny w życiu. W drugiej zaś książce (mojej i mojego męża) znajdziecie właśnie odpowiedzi na pytanie czego oboje w związku potrzebujecie. Owszem, kobieta jest silna. Ale być może Wy oboje inaczej to rozumiecie. Bo tak, kobieta ma wspierać mężczyznę, ale wspierać jego w jego poczuciu siły, męskości i budowania swojego pozytywnego wizerunku, w utwierdzaniu go, że jest kompetentny, da sobie radę, znajdzie rozwiązanie. Nie zaś w takim znaczeniu, że jak facet nie daje rady to ona bierze przysłowiowa łopatę i zrzuca węgiel. Być może obojgu Wam chodzi o różne rozumienie siły i stąd nieporozumienie. A może faktycznie Twój narzeczony ma trochę skrzywiony obraz mężczyzny i kobiety i ich ról. Ty naturalnie masz rację i prawidłowe oczekiwania. On ma być Twoim oparciem i dawać Ci poczucie bezpieczeństwa. Bez tego nie możesz być sobą i pełnić swojej roli, bo role w związku nie są wymienne i nikt nie może być mężczyzną lub kobietą wtedy gdy trzeba. Polecam Ci też odp. nr: 1689, 2500.
Motywuj chłopaka do działania, doceniaj go i chwal za to wszystko co jest w nim męskiego. Proś o takie rzeczy i przysługi, zostawiaj mu pole do działania i decyzji. On musi poczuć, że po prostu "fajnie jest być mężczyzną". Dlatego pokaż mu, że jak on przewodzi, jak coś mu dobrze idzie, jak Ty się z tym czujesz bezpiecznie to właśnie dowartościowuje jego ego. Że o to w związku chodzi. Jak on to zobaczy, jak poczuje, że go doceniasz, jak poczuje się z tym dobrze to wręcz się tym zachłyśnie. Rozumiem Twoje obawy i rzeczywiście dopóki nie poczytacie i przedyskutujecie pewnych rzeczy i nie pokażecie w swoim życiu, że tak się da - to nie decydujcie się na małżeństwo, by nie było frustracji. Ja myślę, że jesteście na dobrej drodze tylko trzeba chłopaka trochę pchnąć na właściwe tory, bo on na pewno chce dobrze tylko może błądzi po omacku. Dlatego zachęcam do lektury a także do wspaniałego kursu przedmałżeńskiego "Wieczory dla zakochanych". Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Na nim wyjaśnicie sobie wszystko. Módl się dla niego o siłę i mądrość, polecam szczególnie nowennę do św. Józefa. Z Bogiem!

  beata, 22 lat
3090
19.12.2010  
Niestety w moim życiu było tak, że grzeszyłam poprzez nieczystość. Od wczesnych lat nastoletnich miałam problem z masturbacją, oglądałam też filmy pornograficzne. W wieku 19- 20 lat byłam związana z starszym mężczyzną i choć nie doszło między nami do pełnego współżycia, to robiliśmy naprawdę straszne rzeczy (na dodatek właśnie była we mnietaka postawa: grzesze nieczystością no ale fizyczne dziewictwo zachowuje). Czasem wszystie te sprawy związane z nieczystością bardzo mnie pochłaniały i nade mną panowały, nigdy jednak do końca nie zgadzałam się na to, miałam wyrzuty sumienia, spowiadałam się itp. Wiem, że była to z mojej strony okropna obłuda, bo z jednej strony żałowałam ale z drugiej wciąż mnie do tego ciągneło. Teraz jednak staram się bardzo by żyć w czystości, by naprawić to co popsułam przez te lata w których grzeszyłam nieczystością. Wiem, że w sumie tak nie jest ale jest we mnie gdzieś taka myśl, że jestem gorsza, że nie dałam rady zachować czystości. Sama Pani w jednej odpowiedzi napisała że więcej warta jest dziewczyna, która fizycznie dziewicą nie jest, ale żyje czysto niż dziewczyna, która uprawiała petting i dbała, żeby tylko nie stracić błony dziewiczej.
No i jeszcze taka sprawa, jeśli będę miała chłopaka to kiedy i jak mu o wszystkim powiedzieć? No bo jak fizycznie nie jest się dziewicą no to po prostu a ja co dziewicą fizycznie jestem, ale no wyprawiałam takie rzeczy? Mam powiedzieć chłopakowi co robiłam, czy po prostu, że choć jestem dziewicą to czystości nie zachowałam? Żałuje tego co było wcześniej i teraz chce żyć inaczej, jednak mam świadomość, że ten mój dar "dziewictwa" to w sumie nie dar bo przecież tylko ze strony fizycznej go zachowałam. Trochę się w tym gubię, jak to rozgryźć, jak o tym rozmawiać z chłopakiem, żeby z jednej strony nie robić z siebie najgorszej ale z drugiej uświadomić go, że w sumie nie jestem dla niego takim darem jak mu się wydaje. Proszę o odpowiedź.


* * * * *

Ale przede wszystkim to wcale nie jesteś obłudna tylko właśnie bardzo szczera. I w dodatku żałujesz prawdziwie i chcesz żyć inaczej a pewnie już żyjesz. Więc nie myśl o sobie jak o najgorszej bo wcale nią nie jesteś. A poza tym to przede wszystkim sprawa miedzy Tobą a Bogiem: z Nim sobie to wyjaśniłaś, wyspowiadałaś się, żałujesz, gdybyś mogła to byś tego nie zrobiła - no i teraz nie robisz. A On Ci przebaczył. I Ty sobie przebacz. Myślę zatem, że to co Ci uwiera to po prostu ludzki wstyd i strach co powie Twój chłopak. No właśnie. A wiesz co powie? Jego reakcja będzie ukierunkowana tym co Ty mu powiesz. Po pierwsze - nie wiem jaką on będzie miał przeszłość. Czystość obowiązuje obie strony i nie myśl, że Ty jesteś gorsza, bo czystości nie dochowywałaś. A jeśli się okaże, że on też to co? Po drugie: jeśli powiesz mu o sobie prawdę, tzn. że owszem, masz negatywne doświadczenia z przeszłości ale odcięłaś się od tego i żałujesz i od dawna zrozumiałaś błąd i TERAZ żyjesz inaczej to zupełnie inaczej to zabrzmi niż totalna samokrytyka. On obierze to tak jak Ty mu to przedstawisz. Nie możesz zatem czuć się gorsza od niego. Rozumiesz? Od niego. Nie dlatego gorsza, że miałaś taką przeszłość tylko gorsza od niego. Jeśli będziesz się czuła gorsza to i on za gorszą będzie Cię uważał. Teraz kwestia co powiedzieć. Ano tyle na ile będziecie szczerzy w rozmowie i na ile będzie pytał. Nie sądzę, by potrzebne były szczegóły. One niczego nie zmienią i nie wniosą, nie podziałają na korzyść. Nie chodzi o to, by coś ukrywać albo bagatelizować, o nie. Natomiast mówić powinnaś o faktach - a faktem jest niezachowanie czystości, petting, pornografia itp. Intymne szczegóły mogą zaś tylko go zranić. Mówić powinnaś to co było grzechem - nazwać grzech i powiedzieć, że tego już nie ma. Tak, ja pisałam, że ważniejsza jest czystość niż fizyczne dziewictwo - bo ważniejsza jest postawa czyjaś teraz. Bo mi chodziło o to, by w danej chwili, w teraźniejszości żyć czysto a nie udawać, że jest ok. byle tylko fizycznie dziewictwa nie stracić. I teraz Ty czystość zachowujesz i zapewne zamierzasz z chłopakiem, którego poznasz, tak? No to sytuacja jest jasna. Jesteś dziewicą, miałaś upadki w tej dziedzinie, może nawet duże ale teraz jest ok. I to jest najważniejsze przesłanie. Przeczytaj odp. nr: 616, 961, 1070, 1819, 2172, 2429, 2434, 2604, w których pisałam też jak o tym mówić. Tam akurat o utarcie dziewictwa ale Ty w ten sam sposób mów o niezachowaniu czystości. Najlepsze są najprostsze rozwiązania. I tego się trzymaj - mów wprost ale bez niepotrzebnych szczegółów i daj mu odczuć, że to dla Ciebie przykry temat i wcale nie opowiadasz tego z przyjemnością. A kiedy powiedzieć? No to zależy wszystko od sytuacji która zaistnieje. Z pewnością taki temat wyjdzie a jak nie to należy go sprowokować. Nie za wcześnie, nie na pierwszej randce ale gdy już uznacie, że chcecie się spotykać to tak. Wiesz, on na pewno sam będzie pytał, więc ta rozmowa się potoczy, ważne tylko byś nie mówiła tego z miną przestępcy, tylko kogoś, kto mówi o czymś trudnym i bolesnym ale czymś z przeszłości. I od jego reakcji i szacunku do Ciebie będzie zależało to czy ta przeszłość stanie Wam na drodze czy nie. Bo najważniejsza jest teraźniejszość, o tym musicie oboje pamiętać i dać sobie szansę. Natomiast jeśli on tego zdecydowanie nie przyjmie to znaczy, że trudno, widocznie to nie ten. Bo ten, z którym będziesz musi przyjąć Cię z Twoją przeszłością i jej nie wypominać. Może jej nie pochwalać, może potrzebować nawet czasu na przetrawienie tego i zastanowienie się co dalej ale nie może odrzucić w tym Ciebie takiej jaką jesteś teraz. Jeśli odrzuci - to lepiej, żebyście się rozstali bo to znaczy, że nie da rady tego udźwignąć. I jak nie da to Cię nie wesprze i nie będziesz miała w nim oparcia. A kobieta nie może nie mieć oparcia w mężczyźnie, z którym jest.
Dlatego bądź szczera po prostu i zaufaj Bogu, że pozwoli Ci poznać takiego chłopaka, który zaakceptuje Cię całą. O to się módl. Z Bogiem!

  Paulina, 16 lat
3089
12.12.2010  
To pytanie tak nie do końca dotyczy miłości, choć można by się spierać.
4,5 roku temu zginął tragicznie mój ojciec, moja matka się załamała zaczęła pić no i miały miejsce różne epizody z tym związane... Nastał czas kiedy mama postanowiła ułożyć sobie życie z sąsiadem, był on miły dla mnie jak i dla mojego starszego rodzeństwa. Postanowiliśmy zamieszkać razem, byliśmy szczęśliwą "rodzinką" może nie jesteśmy najbogatsi ale byliśmy szczęśliwi...
Sielanka skończyła się po roku... Właściwie to niewiadomo dlaczego obrazek z bajki stał się piekłem. Ojczym otrzymuje regularnie co miesiąc 200 euro z Niemiec od matki (!) i wtedy zaczyna się najgorsze, twierdzi że płaci czynsz, żywi nas, media itp... A prawda jest taka ze polowe z tego przepije. Tak prawda czynsz placi ale reszte oplat wykona moja mama. Dzisiaj emocje siegnely zenitu. Doszło do kłótni i włączyłam się. Klepnął mnie w głowę oddałam mu, prawie mnie uderzył, oddałam mu a on... oddał mojej matce.
Nie wiem co robi,ć jakiekolwiek wysuwam przed nią argumenty w ramach dzownienia na policję, zawsze je neguje. Ja już nie mam siły, prosze o pomoc.


* * * * *

To bardzo poważny problem.
Pytanie nr 1: czy mama i ten sąsiad mają ślub, choćby cywilny? Jeśli tak to sprawy się komplikują. Jeśli nie - zawsze będzie obcym człowiekiem. Przypuszczalnie Twoja mama jest uzależniona emocjonalnie od niego skoro sytuacja wygląda tak jak piszesz. Patologią jest tu alkohol, który przyczynia się od tego, że wszyscy cierpią ale nikt nic z tym nie robi. Twoja mama powinna przede wszystkim się z tego otrząsnąć no ale jak widać nie chce lub nie jest w stanie.
Natomiast jeśli dochodzi już do rękoczynów to nie ma co czekać na najgorsze. Wejdź sobie na tę stronę: http://www.niebieskalinia.pl i jeśli sytuacja będzie nadal tak wyglądać to zadzwoń. To nie jest policja ale instytucja, która może pomóc. Naturalnie w razie poważnej awantury lub jakiegoś zagrożenia dzwoń i na policję sama, nawet jak mama nie chce - lepiej zrobić to bez jej pozwolenia niż dopuścić do tragedii. To już nie jest nieposłuszeństwo, to ratowanie Was obu.
No i oczywiście nadal rozmawiaj z mamą, jak też poproś by porozmawiał z nią ktoś kto może mieć jakiś wpływ np. babcia, ciocia, sąsiadka lub ktokolwiek inny, choćby Twoje starsze rodzeństwo. Czy ono mieszka z Wami? Jeśli tak to wspólnie próbujcie się temu przeciwstawić. Nawet jeśli mama jest z nim formalnie związana to macie prawo do pomocy. A swoją drogą jeśli mama nadal pije lub choćby on pije to może warto pójść np. na spotkanie DDA i zapytać tam co można zrobić? Takie terapie są przy większości parafii. Nie musisz i nie powinnaś biernie się temu poddawać, bo nikt nie ma prawa Was terroryzować w Waszym domu. Z Bogiem!

  Edyta, 34 lat
3088
08.12.2010  
Mam rozdarte serce! Kocham bardzo mojego męża. Wiem, że jest wspaniałym wartościowym człowiekiem! Niestety coraz częściej dochodzi między nami do nieporozumień, kiedy ja mam inne zdanie niż on! Chyba mój mąż nie uznaje kompromisów! Jest miło i cudownie, kiedy zgadzam się na jego pomysły i propozycje. Ale jeśli mój pomysł mu się nie podoba, to nie pomagają żadne argumenty, ani prośby, ani łzy. Już wiele razy rezygnowałam ze spotkań z rodziną lub znajomymi, bo mąż nie miał chęci spotykać się z nimi. A teraz nie chce spotkać się z rodziną w Wigilię!!! Dodam, że rok temu też był taki problem. Uległam wtedy namowom męża, że pierwszą naszą wigilię spędzimy we dwoje, jako nowa mała rodzina. Obiecał mi, że za rok możemy pojechać do rodziny! I właśnie jest ku temu okazja (bo moja mama zaprosiła nas na wspólną wigilię) i niestety obietnice były tylko na chwilę. Mąż kategorycznie odmówił wyjazdu na Wigilię do mojej mamy. Mało tego dodał, że mogę sobie pojechać sama! Serce mi pęka na te słowa, bo przecież mój kochany Mąż nie może być sam w Wigilię. I nie rozumiem dlaczego tak mówi? Po dłuższych rozmowach okazało się, że mąż nie chce robić przykrości swojej mamie, która mieszka blisko mojej, a na wigilię nas nie zaprasza. Nie wypada do niej nie pojechać, ale skoro nas nie zaprasza, to podobno nie możemy się narzucać! Lepiej więc wg mojego męża nie jechać nigdzie. Tylko, że mnie bardzo zależy na tej wspólnej Wigilii. Z jednej strony możemy być wszyscy razem, a po drugie, to nigdy nie wiadomo, ile będzie nam dane jeszcze przeżyć tych wigilii i świąt!
Jestem zrozpaczona! Nie wiem, co zrobić? Nie potrafię już rozmawiać z moim mężem, bo on odbiera każdą rozmowę na temat wigilii, jako atak na siebie! Czy ja popełniam jakiś wielki błąd? Co robić? Zostać tylko z mężem(choć mnie oszukał), mimo iż marzę o Wigilii z całą rodziną? Pojechać bez niego, choć nie o tym marzę?Każde rozwiązanie kogoś rani! A mogłyby być takie piękne święta, gdyby mąż tego chciał?


* * * * *

Czytam i nie wierzę.
Czy na Wigilię trzeba mieć specjalne zaproszenie od własnej matki????
Myślę, że to Twój mąż jest jakoś zraniony tym, że ona tego nie zaproponowała. Ale to tak dziwne, że muszę zapytać jakie w tej jego rodzinie są i były układy?
Wigilia jest takim dniem, że z obcymi (z braku swoich) się go spędza więc tu gdzieś jest jakiś duży problem. Czy utrzymujecie normalne kontakty z jego matką? Jeśli tak to w czym problem, by do niej pójść choć na chwilę? Wyrzuci Was? Co za pomysł z narzucaniem się, nie wierzę, że któraś matka może odebrać przyjście syna w Wigilię jako narzucanie się!
Słuchaj a może zrób tak: porozmawiaj ze swoją mamą czy teściowa nie mogła by być z Wami na Wigilię (bo ja rozumiem, że ona jest sama?) i niech Twoja mama ją i Was zaprosi?
Jeśli to nie wchodzi w grę to należy jechać do Twojej mamy a potem po prostu choć na chwilę do teściowej. Wcześniej tam dzwoniąc albo nawet nie, robiąc małą niespodziankę, przecież chodzi tylko o życzenia i pobycie razem! Ona nic nie musi robić, po prostu przyjedziecie podzielić się opłatkiem. Nie wierzę, że ktoś chce być sam w takim dniu! Ona też pewnie nie.
Nie rozumiem czemu musi tu być specjalne zaproszenie, a może ona wcale nie wpadnie na to by Was zapraszać, bo myśli, że to normalne, że będziecie? A może jeszcze inaczej zrobić: zróbcie Wigilię u siebie i je obie zaproście! O, może tak?
No nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej. Tworząc rodzinę nie przestajecie być czyimiś dziećmi i nie zrywacie tych więzi. W końcu to Wasze matki! Macie też wobec swoich rodzin obowiązki.
Moja Droga, zaproponuj kilka rozwiązań mężowi ale przede wszystkim wydobądź z niego o co tak naprawdę chodzi w kontaktach z jego matką.
Użyj też argumentu, że Ci obiecał to w tamtym roku, więc prosisz go by dotrzymał słowa, bo jak inaczej masz mu ufać?
A najprościej chyba będzie pojechać do Twojej rodziny i odwiedzić też teściową. Boże, o co on robi takie wielkie zamieszanie?
Edyto, koniecznie znajdźcie kompromis i to jak najszybciej! Bo czy tak mają wyglądać wszystkie Wasze święta? A jak będą dzieci? Macie ich pozbawiać kontaktu z dziadkami?
Módl się o przemianę serca męża i rozmawiaj z nim - spokojnie ale stanowczo. Z Bogiem!

  Dominik, 22 lat
3087
07.12.2010  
Szczęść Boże, spotykam się z dziewczyną od 5 miesięcy oboje chcemy żyć w godności i dobrych wartościach, jednak ostatnio zdarzyło się nam pobudzanie własnych czułych miejsc, wiem że to jest złe, chce z tym walczyć, ale muszę jej o tym powiedzieć (abyśmy oboje byli świadomi że grzeszymy), jak zacząć rozmowę ? 2 pyt: jak się z tego wyspowiadać??

* * * * *

Powiedzieć jej dokładnie tak jak napisałeś: że ostatnio przekroczyliście pewne granice i to co robicie to petting a to grzech. Po drugie: powiedzieć na spowiedzi, że zdarzył Ci się petting z dziewczyną.
Polecam Wam też obojgu odp. nr 2274 oraz ten artykuł: [zobacz]
Może wydrukuj i przeczytajcie to razem, to łatwiej będzie Ci przejść do tematu.
Z Bogiem!

  Betty, 21 lat
3086
02.12.2010  
[3059]
Dziękuję pani za poprzednią odpowiedź. Zmotywowała mnie, nas, do kilku poważnch rozmów o światopoglądzie.
Mój luby jest Hiszpanem. Stereotypy są następujące: południowcy to lenie, wiecznie się spóźniają, tylko by świętowali i pili wino, nałogowi podrywacze, zdradzają, flirtują ze wszystkimi Słowiankami itp.
"Co ty będziesz miała za życie z takim facetem, dziecko" - słyszę. Wiem, że nie ma dymu bez ognia, ale z tego co widzę, to aż taki mój chłopak nie jest. Porafi dać z siebie dużo, poluje dla mnie na krokodyle, odkąd mu wspomniałam, że krokodyle są w modzie. Ufam mu, ale kiedy czytam na forach, że wielu kobietom też się wydawało, że mogą zaufać, a to był kiepski pomysł, to zaczynam się zwyczajnie bać.
Jest ochrzczony katolicko, lecz ani on, ani jego rodzina nie praktykują. Szanuje jednak moje poglądy i zaczynam zauważać, że rzeczywiście "Niewierzący mąż uświęca się przy wierzącej żonie".
Myśli pani, że taki związek ma szansę? Ma SENS?


* * * * *

Szansę ma, czy ma sens- nie wiem, to zależy od Was, od tego czego Ty w tym związku oczekujesz. A czy wiesz czego oczekujesz? Czy wiesz czego on oczekuje?
Jeśli wiesz czego oczekujesz od związku w ogóle to zobacz czy to otrzymujesz.
Jeśli zależy Ci na mężu wyznającym takie same zasady czy spokojnym itp. to pewnie nie otrzymujesz. Jeśli oczekujesz tego, że nigdy się nie będziesz z nim nudzić - to pewnie otrzymujesz.
Tylko: weź pod uwagę nie tylko chwilę obecną ale i przyszłość. Na każdego trzeba patrzeć pod kątem przyszłego małżonka (niekoniecznie musi tak być ale tak trzeba patrzeć). Ja bym Wam poleciła (no, Tobie, bo to po polsku) naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Tam są odpowiednie rozdziały o oczekiwaniach, o różnicach płci, charakteru itp. Może poczytaj to wszystko i niech Ci to pomoże odpowiedzieć na pytania czego pragniesz w tym związku. Jak to określisz to będziesz wiedziała czy warto się angażować.
A te stereotypy, które przytaczasz rzeczywiście są nie do końca poważne bo każdy jest inny.
Ale te krokodyle to tak na serio...?

  Karolina, 18 lat
3085
01.12.2010  
Szczęść Boże! Dziękuję za odpowiedzi 2817 i 2891. Minął już prawie rok od tego czasu. Przyjaźnię się z Nim nadal. On jest dalej z moja przyjaciółka, Jednak mi ta przyjaźń nie wystarcza, Ciągle żałuję jak postapiłam na początku, że tak szybko go skreśliłam. Teraz rozumiem co robiłam źle. Jestem zła na siebie. On jest dla mnie kimś ważnym. Pojawił się inny chłopak ostatnio, ale kiedy porównam te relacje to niebo a ziemia. Wszędzie szukam Jego. Nikt na mnie nigdy nie patrzył tak jak On, nie martwił się tak o mnie. Wiem że zawsze moge na niego liczyc, jednak nie wystarcza mi to.. chciałabym z nim dzielic każdy dzien, wszystkie radości i smutki, przytulic sie. Wiem tez, że jestem dla niego ważna, że w jego sercu jest dla mnie miejsce zawsze. Tylko że jest jeszce moja przyjaciółka która jest jego dziewczyną, (ona wie że on ma do mnie pewnego rodzaju słabość ale ja nie dawałam Mu ani jej znakow ze chciałabym wobec niego cos wiecej) I tak naprawde nie wiem czy on ja kocha bardzo i czy to jest prawdziwa miołosc czy tylko wtedy uciekł bo ja go zraniłam. chciałabym to wszytsko odkrecic. Bo wiem ze tez jestem dla niego wazna. Co mam robic? odsunąc się? Zerwac przyjaźń? Przeciez nie mogę u powiedziec: "wiesz jestes dla mnie kims wazniejszym niz myslisz" strasznie mi z tym ciezko...:( czuje sie strasznie rozdarta. boli. Bardzo bym chciała z Nim być, ale też chciałabym szczęścia ich obojgu, A on uważa że nie będzie naprawde szczesliwy jesli ja nie bede szczesliwa. "Troche" to zagmatwane :( prosze o mozliwie szybka odpowiedz... pozdrawiam! i dziękuj!

* * * * *

Karolino, minął rok Ty nadal tkwisz w tym samym miejscu? A wiesz dlaczego? Bo nie posłuchałaś tego co pisałam Ci w poprzedniej odpowiedzi i mimo wszystko "katowałaś się" ich widokiem i ciągle byłaś blisko. No to nic dziwnego, że uczucia ciągle w Tobie są i cierpisz. No ale po co? Oczywiście, że dopóki on jest z przyjaciółką to nie masz szans i nie powinnaś być blisko. A nawet gdyby się rozstali to też żadnej gwarancji na bycie z nim nie masz. A o ich relację niech Cię głowa nie boli, sami za nią odpowiadają, Ty nie wgłębiaj się w to jak kto kogo kocha - to ich sprawa.
Powiedz: nie jesteś tak po ludzku, szczególnie jako kobieta zła na niego? Za to, że obiecał a nie dotrzymał, że tak szybko kogoś sobie znalazł? Nie jesteś? No powinnaś być choć trochę! I dlatego powinnaś się odsunąć i nie zawracać sobie nim głowy.
A Ty nie próbowałaś wcale z tego wyjść i cierpisz i naturalnie innych do niego porównujesz. To nie ma sensu! Nikt nie będzie taki jak on ale to nie znaczy, że jest gorszy. Bo ten, którego odtrącasz może być jeszcze lepszy - ale Ty tego nie widzisz bo widzieć nie chcesz. Ja rozumiem Twoje uczucia. Ale właśnie dlatego poradziłam Ci pewne odpowiedzi, w których są konkretne wskazówki co zrobić - byś je przeczytała i zastosowała, by było Ci lepiej.
Moja Droga, no tak się nie da. Tzn. da się, czego dowodem jest panna Marta z "Nad Niemnem" i jej podobne tylko po co? Można całe życie rozpamiętywać byłą miłość i mieć serce zamknięte na innych a można powiedzieć sobie: trudno, przykro i ciężko mi ale przejdę przez to, nauczyłam się czegoś i otworzę się na miłość prawdziwą - wzajemną. Tak chyba lepiej, co?
No po co chcesz być nieszczęśliwa?
Ja wiem, że uczucia nie mijają tak szybko i nie mijają same. I wiem, że podtrzymywaniem kontaktu rozpalasz je na nowo kochając jego wyidealizowany obraz.
Dlatego trzeba pracować nad sobą, nad tymi emocjami, by je wyciszać, by one Cię nie pokonały i nie unieszczęśliwiły.
Weź się proszę za nie - dla siebie i swojego przyszłego, którego Bóg chce na Twojej drodze postawić ale Ty nie pozwalasz. To wcale nie musi być ten, o którym piszesz ale jakiś inny - owszem. Mając serce zamknięte nigdy go tam nie wpuścisz. Twoje cierpienia nikomu nie dają szczęścia. Weź wreszcie rozluźnij kontakty i dokładnie przeczytaj poprzednią odpowiedź i zrób coś.
Módl się by Bóg zabrał Ci te uczucia - od tego musisz zacząć. I nigdy nie porównuj nikogo ze sobą - to nie ma żadnego sensu.
Tak jak Ci radziłam - odsuń się nawet jeśli trzeba trochę od przyjaciółki (wytłumacz jej dlaczego) a do tego chłopaka wcale nie musisz się odzywać, tzn. nie musisz mieć z nim kontaktu, nie chodzi mi o mówienie "cześć".
Wyjdziesz z tego ale chciej tego, proszę - dla siebie i swojej, pięknej przyszłej miłości. Z Bogiem!

  Agnieszka, 18 lat
3084
30.11.2010  
Witam :) mam bardzo skomplikowane pytanie.
Mianowicie - jestem w związku 2 lata, jednak jestem na etapie, że sama nie wiem czego chcę w życiu. Jest to bowiem spowodowane osobą która pojawiła się w moim życiu ponad rok temu, od samego początku mnie fascynowała, jednak z biegiem czasu ta znajomość właściwie - ta relacja z mojej strony przerodziła się w coś więcej, niż tylko dobry kumpel.
On jest ode mnie znacznie starszy, przy czym wiem, że on prawdopodobnie nigdy nie spojrzał na mnie tak jak ja na niego.
Mam mętlik w głowię, gdy go widzę promienieje, walczę z myślami, czuje się bardzo nie w porządku w stosunku do mojego faceta, mimo iż sama nad tym nie mam kontroli.
W związku z powyższym mam do Pani pytanie, jak Pani myśli, czy trwać i czekać aż euforia sama przejdzie, czy też poważnie przemyśleć, czy mój związek ma sens...
Tak bardzo nie chcę zranić mojego mężczyznę.
pozdrawiam.


* * * * *

Hmm, zdarza się że się kocha dwie osoby naraz, pisałam o tym w odp. nr: 9, 705, 751, 885, 1095, 1673. W każdym z tych chłopaków zapewne co innego Ci się podoba. Być może w Twoim związku jest jakiś brak, coś czego nie otrzymujesz a co jest w tamtym chłopaku. Ale może też być i tak, że on po prostu w jakiś sposób Cię oczarował - swoją nowością, może czymś zaimponował, może fizycznie Ci się podoba. Jesteś młoda i nie ma nic dziwnego w Twoich rozterkach - po prostu nie wiesz jeszcze czego tak naprawdę oczekujesz i co wolisz. A może też być tak, że gdybyś zaczęła być w związku z tamtym chłopakiem to zauroczenie by prysło, bo by się okazało, że nie ma innych cech - tych, które Ci są nieodzowne albo jest trudny w relacjach itp.
Owszem, poczekaj trochę. Może to tylko takie przelotne "podobanie się". Zrób też eksperyment - przez jakiś czas nie miej z nim kontaktu tylko ze swoim chłopakiem i przyjrzyj się sobie: co czujesz? Czy tęsknisz? Czy czegoś Ci brakuje? Jak tak, to czego?
Czy jak jesteś z tamtym chłopakiem to tęsknisz za swoim? A może nie otrzymujesz w swoim związku czegoś ważnego?
Polecam Ci całą naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Poczytaj, tam są rozmaite kwestie poruszone, pomyśl nad nimi.
Nic nie rób gwałtownego ale i nie niepokój się tymi emocjami. Jeśli za jakiś czas miną to ok., po prostu ktoś Ci się spodobał - to się mnożę zdarzyć każdemu i zawsze. Ale jeśli szala będzie się przechylać w jego stronę na niekorzyść Twojego chłopaka - to zacznij się poważnie zastanawiać czego Ci w związku brakuje.
No i pamiętaj jeszcze o jednym - tamten chłopak nie czuje tego co Ty, więc to nie jest tak naprawdę wybór między dwoma chłopakami - to wybór między chłopakiem a Twoim jednostronnym uczuciem.
Z Bogiem!

  Kasia, 20 lat
3083
29.11.2010  
Parę miesięcy temu poznałam mężczyznę starszego ode mnie o 7 lat. Od początku bardzo dobrze nam się rozmawiało, ale traktowałam go raczej jak starszego brata niż "materiał na ewentualnego przyszłego męża". Aż do pewnej środy, kiedy on zaprosił mnie do siebie na kolację. Było bardzo miło, bo mogę z nim rozmawiać o wszystkim. Tak było też i tym razem: rozmawialiśmy o Bogu (też jest katolikiem), sporcie (poznaliśmy się grając w tenisa), Freudzie, muzyce i wielu innych rzeczach i ani przez chwilę nie brakowało nam tematów do rozmów. Zanim się zorientowaliśmy była 3 nad ranem. Zaproponował, żebym została na noc (nie powinnam była się zgodzić, wiem). Pościelił mi łóżko, dał mi swoją piżamę i położyliśmy się. Dalej rozmawialiśmy (ja leżałam na łóżku, on na materacu obok). Było mi zimno w dłonie, więc wziął je w swoje i próbował ogrzać. Nawet nie wiem kiedy przeniósł się na moje łóżko i zaczęliśmy się całować. Zaczął mnie dotykać, ale odsunęłam go od siebie i wrócił na swój materac.
Rano musiałam wstać dużo wcześniej niż on, ale też wstał i zrobił mi śniadanie. Od tego czasu wiadomości od niego stały się oschłe i bezosobowe. Chciałam się z nim spotkać, żeby to wyjaśnić, ale nie zdążyłam, bo dokładnie tydzień po naszym spotkaniu wyjechał na urlop. W związku z tym, dzień przed jego wyjazdem, napisałam mu wiadomość, że chciałabym wyjaśnić to co między nami zaszło. Jako odpowiedź dostałam wiadomość, że on chce być "tylko" moim przyjacielem. Niby wszystko jest teraz w porządku, ale ja nie mogę przestać o nim myśleć, i bynajmniej nie jako o przyjacielu. Od tego czasu próbuję o nim zapomnieć, zrobiłam już kilka głupot, których żałuję, ale nie potrafię o nim nie myśleć. Co robić? Czy jest dla nas jeszcze szansa?


* * * * *

A wiesz, on jako dżentelmen powinien Cię wtedy w nocy odwieźć do domu.
A jeśli już nawet zostałaś (co wcale nie było dobre na pierwszej randce) to powinien spać w osobnym pokoju a jak takiego nie ma to z pewnością nie zbliżać się do Ciebie. Pisałam o tym w odp. nr: 530, 739.
Niestety wydaje mi się (może się mylę ale fakty tak wyglądają), że on postanowił sprawdzić na ile może sobie pozwolić. W końcu postawiłaś granicę i on już wie, że seks nie wchodzi w grę. Więc uznał, że nie warto podtrzymywać tej znajomości i stąd oschłe traktowanie i teksty o "przyjacielu" - usiłuje dać Ci do zrozumienia, że nie chce kontaktu z Tobą. Bo gdyby było inaczej to on by Cię strasznie za to przepraszał i robił wszystko, byś się nie zniechęciła do niego i nie myślała o nim źle po tym wyczynie.
Z pewnością sam by się starał podtrzymywać kontakt, przynosił kwiaty i pokazywał z najlepszej strony - żebyś przebaczyła i jeszcze chciała mieć z nim kontakt.
Niestety tak to nie wygląda. Poza tym tak naprawdę gdyby od początku chciał być tylko przyjacielem to przenigdy by się nie posunął do takich gestów - ale wcale mu nie o przyjaźń chodziło.
Przykro mi Kasiu ale to nie Ty powinnaś się o niego starać tylko on o Ciebie. A skoro tego nie robi to nie warto go prosić o zainteresowanie, bo i tak nic z tego nie będzie, tylko on nie ma odwagi powiedzieć Ci tego wprost. Rozumiem, że się męczysz i że Ci przykro i że się zaangażowałaś. Dobra strona tej historii jest taka, że od razu się dowiedziałaś o co mu chodzi a nie np. po kilku miesiącach chodzenia - bo to by bardziej bolało.
Polecam Ci rady z odp. nr: 80, 526, 653, 825. Zerwij kontakt całkowicie i staraj się pomału układać sobie wszystko bez niego. Jeszcze będzie dobrze, to nie był ten właściwy. Z Bogiem!

  Wanda, 22 lat
3082
28.11.2010  
Witam! Mam 4 lata starszego chłopaka, od 1,5 roku. Planujemy wspólną przyszłość. Jednak odczuwam obawy przed tą sytuacją, przed ew. zaręczynami. Kocham go i jest dla mnie bardzo dobry, opiekuńczy, bez nałogów, odpowiedzialny, miły. Ale często w Jego towarzystwie tracę siły, jestem ospała, boli mnie brzuch, jestem podenerwowana, płaczliwa. Pyta co mi jest? Jak mi pomóc, przytula... ale ja nie potrafię powiedzieć co mi się dzieje?! Jest mi bardzo przykro z tego powodu, bo ranię Jego i siebie. Chcę Go Kochać całą sobą, duszą, wzlecieć, a coś trzyma mnie i jakby nie czuję nic, jakby ten człowiek był mi zupełnie obojętny. Modlę się za Nas, chcę abyśmy byli Razem, ale ten stan emocjonalny jest okropny. Nie wiem skąd się wziął. Zaczęło się to rok temu, kiedy pod koniec wakacji trafiłam do szpitala z powodu uporczywego bólu głowy (wcześniej nigdy nie chorowałam), przyczyną był stres. Od tamtej pory popadłam w lekką depresję pourazową i stałam się bardziej płaczliwa, a mój nastrój był bardzo zmienny. Jednak na początku tego roku akademickiego odczuwam ten lęk bardziej i przy Nim zamiast czuć się bezpiecznie czuję się źle. Początkowo myślałam, że to złe samopoczucie wynika ze stresu na uczelni. Rozmawialiśmy o tym, Wojtek zaczął się jeszcze bardziej starać. Bardzo nam zależy na sobie. Czasem zastanawiam się czy On nie jest nieświadomym "wysysaczem energii", bo jak nie jesteśmy razem jest dobrze i wydaje się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Jak mam sobie z tym poradzić? Czy to ze mną jest coś nie tak? Tak bardzo chcę, abyśmy byli szczęśliwi i przeszli Razem przez życie...

* * * * *

Myślę, że przede wszystkim należy to skonsultować z lekarzem, psychologiem. Może to wynik choroby somatycznej, może depresji, a może podświadomie Ty się czegoś boisz lub czymś stresujesz w związku z nim? Może nawet sobie tego nie uświadamiasz ale nie do końca akceptujesz jego, jakiejś cechy w nim, boisz się wchodzić w nim w małżeństwo. Może coś w jego zachowaniu lub poglądach Cię przeraża, nie czujesz się bezpieczna? Jeśli ogrania Cię przerażenie na myśl o ślubie to nie podejmuj jeszcze takiej decyzji. To zastanów się na spokojnie co Ci się w nim nie podoba, czego się boisz. Bo tak to wygląda - jakbyś strasznie bała się decyzji, jego oświadczyn, bo coś Cię powstrzymuje. Pytanie co. Ja tego nie wiem, bo Was nie znam. Odpowiedz sobie na pytanie czego oczekujesz od mężczyzny i czy to dostajesz od swojego chłopaka? A może jest coś do czego się zmuszasz, co robisz nie z własnej woli? Może boisz się lub wstydzisz mu o tym powiedzieć a może to Ty - z jakiegoś powodu czujesz się nieakceptowana lub boisz się, że nie zostanie zaakceptowane coś czego mu nie mówisz, co być może ukrywasz - może ze wstydu.
Sama ze sobą bądź zatem szczera. Polecam Ci też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
może tam znajdziesz rozwiązanie swojego problemu. Oprócz tego skonsultuj się z lekarzem, może to z czegoś innego wynika. A może po prostu on za bardzo się spieszy, za bardzo dąży do ślubu a Ty nie jesteś gotowa i stąd ta panika? Bo może i tak być: że nie jesteście na tym samym etapie, on tego nie widzi, a Ty boisz się o tym powiedzieć. Jeśli tak to poproś go o czas, o zwolnienie tempa.
Na pewno nie możesz do niczego się zmuszać, musisz wyjaśnić co to za strach i z czego wynika. W coś takiego jak "wysysanie energii" nie wierz. Czasem jest tak, że źle czujemy się w czyimś towarzystwie ale to wynika z tego, że ktoś jest np. bardzo gadatliwy, nudny, natrętny, zbyt długo siedzi, jest wścibski itp. i tym nas meczy. A może też być jakiś problem duchowy np. ktoś nosi pierścień Atlantów lub tego typu przedmiot i nieświadomie wywiera niekorzystny wpływ na innych? Może ktoś zajmuje się lub zajmował bioenergoterapią (wystarczy korzystać z takich form "leczenia", może nawet Ty masz takie doświadczenia?), magią, okultyzmem, przyjmował leki homeopatyczne (może coś Ci takiego Jakiś lekarz przepisał)?To wszystko może mieć wpływ taki jak właśnie opisujesz.
Poobserwuj, pownikaj, poczytaj. Nie zmuszaj się do decyzji o małżeństwie jeśli nie jesteś gotowa. Ten strach musi minąć, trzeba go wyjaśnić i zlikwidować jego źródło. Z Bogiem!

  Marta, 25 lat
3081
28.11.2010  
Witam, i na wstępie pozdrawiam :) mam problem, a raczej wątpliwości następującej treści. Jestem z chłopakiem od 3 lat, myślimy co dalej, on bardzo chce małżeństwa, ja.. nie wiem...nie jestem pewna czy to ten, czy damy radę, oboje jesteśmy z patologicznych rodzin. Jego tata choruje psychicznie, boje się, że jego też to dotknie. Wiem, że będą wątpliwości nawet przed ołtarzem. Najbardziej chyba boli to, że moja mama ma do niego zastrzeżenia, widzi w nim coś co nie daje jej spokoju (parę razy bardzo się zdenerwował) ciągle powtarza mi żebym się zastanowiła i nie pchała w związek po to żeby tylko kogoś mieć. A ja..mam mętlik..ogromny..bo nie wiem już, czy to co czuje jest prawdziwe, czy mama ma rację..Czy to, że nie tęsknię za swoim chłopakiem tak bardzo mocno jak on za mną przemawia na niekorzyść?
Z góry dziękuje za odpowiedz, obiecuje swoją modlitwę i proszę o nią za mnie, za nas.. Z Panem Bogiem.


* * * * *

Wątpliwości są bardzo naturalne, gdybyś ich nie miała świadczyłoby to o lekkomyślności. Jeśli pochodzicie z rodzin patologicznych to być może potrzebujecie jakiejś pomocy, rady, wyjaśnienia pewnych mechanizmów, żeby w małżeństwo nie wchodzić jako ludzie poranieni i nie wiedzący dlaczego reagują na pewne sprawy tak a nie inaczej. Jeśli np. dotknął Was w rodzinach problem alkoholizmu to koniecznie należy przejść terapię DDA lub DDD - w zależności od problemu. Wpisz sobie w wyszukiwarkę spotkania DDA lub DDD, przy większości kościołów takie spotkania mają miejsce. Choroba psychiczna jako taka rzadko jest dziedziczona, nie sądzę by automatycznie przeszło to na chłopaka. Natomiast fakt, że ojciec jest tym dotknięty z pewnością rzutuje na jego obraz mężczyzny i na zachowanie. W tym temacie proponuję kupić mu książkę "Dzikie serce" no i oczywiście jak wspomniałam - może konieczna być terapia lub spotkanie z psychologiem.
Nie wiem z jakiego powodu Twoja mama go nie akceptuje, jeśli jego agresja była widoczna to mama po prostu boi się o Ciebie a może jest tak, że mama podświadomie boi się mężczyzn, bo chce Ciebie uchronić przed czymś co sama przeżyła. Tu jestem ostrożna bo nie znam sytuacji. Wysłuchaj jej, spytaj co konkretnie może mu zarzucić i zastanów się skąd takie jego zachowania wynikają.
Przede wszystkim - zanim podejmiecie decyzję o małżeństwie uporządkujcie swoje sprawy - nie wchodźcie w nie jako osoby pokrzywdzone, bo problemy się nawarstwią i nie wiedząc dlaczego zaczniecie mieć do siebie pretensje i przenosić wzorce z domu. Skorzystajcie z porad specjalistów. Polecam także "Wieczory dla zakochanych", gdzie będziecie mogli wyjaśnić sobie wszystko i o wszystkim porozmawiać, informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl
Polecam Wam też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
W niej piszemy o rozmaitych wątpliwościach. Naprawdę, nie ma się co wstydzić, terapie są dla ludzi, idźcie na takie spotkania, do poradni, do psychologa. Zróbcie to dla siebie nawzajem a zobaczycie jak wiele problemów się rozwiąże. Z Bogiem!

  Wiktoria, 23 lat
3080
27.11.2010  
Witam serdecznie! Rok temu poznałam przez portal randkowy cudownego mężczyznę, przez jakiś czas pisaliśmy do siebie maile, rozumieliśmy się bez słów, po miesiącu postanowiliśmy się spotkać. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia- wszystko mnie w nim urzekło- oczy, słowa, sposób bycia. Czułam też wzajemność z jego strony, widziałam w jego oczach że dla niego też to wiele znaczy. Po długim spacerze, chwycił mnie za rękę i wyznał że czuje dokładnie to samo, że tyle lat czekał na taką dziewczynę, że to przeznaczenie, że musimy być razem, przytulił mnie, pocałował...byłam taka szczęśliwa. Na pożegnanie obdarzył mnie bardzo namiętnym pocałunkiem, próbował dotykać mojego biustu, ud...zaprotestowałam, gdyż czystość przedmałżeńska jest dla mnie bardzo ważna. Poczułam się oszukana, gdyż nagle pomyślałam, że chodzi mu tylko o seks i to na pierwszej randce...byłam w szoku. Pod wpływem emocji wygarnęłam mu to, używając obraźliwych słów i uciekłam. On nie powiedział nic, nie bronił się, nie próbował mnie zatrzymać, wyjaśnić, nic, po prostu odjechał. Następnego dnia również się nie odezwał, nie wiedziałam co myśleć czy faktycznie chodziło o seks, czy może go poniosło i teraz bardzo żałuje. Poprosiłam o wyjaśnienia, nie odpisywał, nie odbierał tel. Po jakimś czasie napisał, że skoro z góry w taki sposób go oceniłam to nie mamy o czym rozmawiać. Pisałam mu jeszcze wiele smsów, że nie mogę zapomnieć, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym, żebyśmy dali sobie szansę itd. Uznał to za natręctwo. Odszukałam jego adres, pojechałam, ale przyjął mnie bardzo nieżyczliwie, krzyczał że bardzo go zraniłam taką oceną, że go poniosło, żałuje...i nie możemy być razem bo choć mi to wybaczy, to nie zapomni. Ale przecież ta ocena nie była wyssana z palca! i to chyba ja powinnam być obrażona a nie on! Płakałam, modliłam się o nas, pierwszy raz tak bardzo mi na kimś zależało, chyba go pokochałam. Do tej pory nie mogę o nim zapomnieć. Pani Kasiu co Pani o tym mysli? Jak sobie z tym radzić? Proszę o pomoc

* * * * *

Ano myślę, że chyba Twoje pierwsze odczucia były słuszne. Bo skoro nawet by się zagalopował (choć to dziwne tak się zagalopować na pierwszej randce) to po Twojej reakcji natychmiast by się zreflektował i usiłował zrobić wszystko by Cię przeprosić. Jeśli tego nie zrobił tylko się obraził to tylko dlatego, że nie chce się przyznać do porażki - jego duma została urażona i on teraz udaje obrażonego. Tylko jeśli prawdą by było, że jesteś taka fantastyczna i tyle na Ciebie czekał to dlaczego nie chciał posłuchać wyjaśnień i tak łatwo tę fantastyczną dziewczynę wypuścił? Poza tym jego brak reakcji po Twoim wybuchu, to, że nie zaprzeczał świadczy o tym, że był zaskoczony i nie wiedział jak się bronić. Gdyby miał uczciwe zamiary to by prosił o wybaczenie, instynktownie, z serca. Nie, moja Droga, rozumiem, że cierpisz i że czujesz się źle ale to ty zostałaś (a w zasadzie nie zostałaś, bo nie dopuściłaś do tego) oszukana. Przecież jeśli na pierwszej randce on się tak zachowywał to jego zamiary były jednoznaczne i teraz liczył albo na to, że trafi na łatwą dziewczynę, która odpowie tym samym na jego intencje albo na kogoś bardzo naiwnego, kto uwierzy że jest tą na którą czekał przez całe życie i którą skutecznie omota. Tylko, że jeśliby czekał przez całe życie to ciekawe dlaczego zaczynał od końca relację? Przecież to absurd. Kiedy spotykamy coś dla nas cennego to obchodzimy się z tym najdelikatniej jak możemy, szczęśliwi, że spełniło się nasze marzenie, prawda? Zachowujemy się tak nawet w stosunku do rzeczy a cóż dopiero w stosunku do osoby, której się szukało. Moja rada jest taka żebyś dała spokój z kontaktami z nim i dziękowała Bogu że on tak szybko się zdradził z zamiarami zanim zdążyłaś się zakochać bardziej. Troszkę pocierpisz ale na szczęście nie tak jakby mogło być.
Dlatego polecam Ci odp. nr: 80, 526, 653, 825 o tym jak zapomnieć. I nie dręcz się tym: no, owszem poniosło Cię ale w obronie własnej. Poza tym próbowałaś to wyjaśnić i on na to nie pozwolił. To najbardziej świadczy o jego zamiarach. To on ma problem i to on nie może sobie darować, że nie dałaś się nabrać. I dlatego absolutnie się z nim nie kontaktuj, żeby Cię bardziej nie wpędził w poczucie winy. A robi to dlatego, że mu bardzo głupio.
I jeszcze jedno: niestety portale typowo randkowe nie są najlepszym miejscem na poznanie męża. Ja polecam internetowe strony katolickie, gdzie jest dużo większa szansa na trafienie na kogoś o takim samym systemie wartości. A już najbardziej polecam inicjatywy w realu, gdzie można od razu kogoś zobaczyć i porozmawiać. No i modlitwę o dobrego męża. Polecam też ten portal: www.dla-samotnych.pl
Przyjdź na Mszę i spotkanie, nie będzie takich rozczarowań. Z Bogiem!

  Marysia, 20 lat
3079
24.11.2010  
Jak sobie poradzić z kłamstwem w związku?
Mam taki problem, z kórym nie wiem jak sobie poradzić. Jestem już z moim chłopakiem od 2,5 roku w związku. Wcześniej jeszcze byliśmy przez pół roku razem ale potem mieliśmy 9 mis przerwę. Jestem osobą wierzącą i ważna jest dla mnie czystość przedmałżeńska. I myślałam że dla MOJEGO CHŁOPAKA też. Ostatnio nawet myślimy o sformaliwzoaniu naszego związku przed Panem Bogiem. Tylko sytuacja finansowa za bardzo nam na to pozwala. Jednak teraz nie wiem czy bym się na to odważyła. Wielokrotnie rozmawialiśmy o czystości że chcemy ją zachować do ślubu, myślałam że dla Nas oboja to jest ważne. Jednak ostatnio w przypływie szczerej rozmowy wyszło, że mój chłopak był już z dziewczyną właśnie w tej 9 mies przerwie i to kilkakrotnie. Ukrywał to przedemną przez 2,5 roku. A pytałam o to na początku związku. Wielokrotnie rozmawialismy jak to cudownie jest zachować czystość dla tej jedynej osoby, jak to umacnia związek. Nic nie powiedział. Zatwwrdziale twierdził że nigdy nie był z dziwczyną. Teraz czuję że te 2,5 roku było zakłamaniem. Mówił że kocha a oszukiwał w tak ważnej sprawie.! Jak by powiedział na początku związku jakoś bym to zrozumiała ale nie po tak długim czasie bycia razem, nie wiem. Straciłam zaufanie. Nie wiem jak z tym sobie poradzić, czy taki związak będzie miał jeszcze szansę ? Zawsze mu ufałam a teraz jak się z tym pogodzić, jak zaufać ponownie? Oprócz tego wyznał mi także, że przez cały czas trwania naszego związku ogladał filmy pornograficzne oraz wyładowywał przy nich swoje napięcie seksulane. Co też dla mnie jest małym szokiem choć nie takim jak tamto kłamstwo. Co mi radzicie zrobić? Jak się z tym uporać? Kocham go ale nie znałam go jako takiego człowieka. Boje się jaki to może mieć wpływ na małżeństwo, na relacje. Na zaufanie w małżeństwie. Przraża mnie to.


* * * * *

Bardzo poważna sprawa. Już nawet nie sam fakt współżycia z kimś (choć to też zostawiło swój znak) ale to, że tak długo ukrywał to, mało tego - kłamał. Zapewne bał się, że go odrzucisz, ale czy uważał, że postawienie Cię przed faktem dokonanym nie nadwyręży Twojego zaufania? A gdyby to się stało po ślubie?
Bardzo Ci współczuję, bo decyzja jest naprawdę trudna. W takiej kwestii z całą pewnością należy być szczerym w związku. Jeśli druga osoba tego nie zaakceptuje - trudno ale przynajmniej wiemy, że jest to szczere. Lepiej pocierpieć z powodu rozstania niż dowiedzieć się, że kochało się kogoś innego - kogoś kto siebie innym przedstawiał. A czy on dobrze czuje się z tym, że Ty kochałaś inny jego obraz?
No i kolejna sprawa: jak on teraz się zachowuje? Czy żałuje faktu zarówno bycia z kimś innym jak i tego, że Cię okłamywał? Czy uważa to za błąd, czy już by tego nigdy nie zrobił?
Czy wyspowiadał się z tego? Czy robi cokolwiek by Ci wynagrodzić cierpienie?
Czy oglądanie pornografii nadal ma miejsce czy definitywnie z tym zerwał (tzn. czy wyrzucił wszelkie gazety i skasował filmy z komputera - jeśli tego nie zrobił to nie można powiedzieć, że zerwał z nałogiem)?
Na ile on w ogóle jest uzależniony od seksu, bo może to jest poważniejsze niż się zdaje, może jest potrzebna terapia bo on jest głęboko uzależniony i stąd ukrywanie i kłamstwo - jak u każdego nałogowca? Czy na pewno oglądanie pornografii i masturbacja, ewentualne współżycie miały miejsce dopiero od związku z Tobą? Bo wydaje mi się, że wcześniej, jeszcze zanim byliście razem? Czy Ci to wyznał szczerze?
Jak Ciebie traktuje, jak się odnosi, jak wyglądają teraz Wasze rozmowy i spotkania?
Czy prosi Cię o wybaczenie?
Masz rację, że na relacje w małżeństwie to będzie miało wpływ - i samo współżycie i przede wszystkim to kłamstwo. Rozumiem, że czujesz się fatalnie, tak jakby ten czas związku był jednym wielkim oszustwem.
To co mogę Ci poradzić, to przede wszystkim niepodejmowanie jeszcze decyzji o ślubie. W ogóle wstrzymanie się od ważnych decyzji w związku z nim. Po drugie: szczera rozmowa jak naprawdę to wszystko wygląda i wyglądało, czy nie jest to głębsze niż on sam przedstawia. Po trzecie: baczna obserwacja jego zachowania, tego czy na nim w ogóle robi to wrażenie.
Przeczytaj też ten artykuł: [zobacz]
i daj mu do przeczytania. Podyskutujcie na ten temat.
To czy dasz mu szansę zależy od jego postawy, od tego czy to wszystko zrozumiał i stara się coś z tym zrobić czy nie widzi dużego problemu. W każdym razie to poważna sprawa i daj sobie czas na decyzję.
Porozważaj czy jesteś w stanie ponownie zaufać. A jeśli zaufasz to na razie bez decyzji o ślubie, bo on teraz musi wykazać, że naprawdę się stara. Daj sobie czas. Z Bogiem!

  sylwia, 20 lat
3078
23.11.2010  
Witam. Staje właśnie na rozstaju dwóch dróg. Opowiem wszystko od początku. Jakieś 5 lat temu poznałam chłopaka od pierwszego wejrzenia się zakochałam a tylko zobaczyłam jego oczy. Poznaliśmy się na zabawie z dziećmi niepełnosprawnymi oboje byliśmy wolontariuszami. Po roku znajomości on się we mnie zakochał miał 15 lat( jest rok młodszy ode mnie)świata poza mną nie widział byliśmy ze sobą 2,5 roku po czym zerwałam( dodam że ja zrywałam co tydzień z nim byłam nie dojrzała) w końcu się zdenerwował i już po tym nie wrócił do mnie. Walczyłam o niego ale na darmo. Minoł rok ja mam nowego chłopaka ateistę nie wierzy w Boga, mógłby cały czas grac na komputerze, ale jest czuły, dba o mnie, poświecą się dla mnie, ma 22 lata. I napisał do mnie po roku ten pierwszy powiedział że nie miał inne, że mnie dalej bardzo kocha i zawsze będzie.Mi na jego widok serce bije mocniej kocham jego rodzinę, wierzy w Boga. Boję się że jak wybiorę ateistę to nigdy nie pójdę z nim do kościoła, na pielgrzymkę. Trochę się różnimy , ale wiem że on ma dobre serce tylko to ukrywa. Co mam zrobić iść za głosem serca czyli za pierwsza stara miłością czy za rozumem?? Proszę o pomoc

* * * * *

Wiesz, ja nie powiem Ci którego wybrać bo takiego prawa nie mama.
Ale: mnie zaniepokoiło w postawie Twojego obecnego chłopaka już nawet nie to, że jest niewierzący (choć naturalnie jest to poważna różnica między Wami) co to, że "może cały dzień grać na komputerze". No czy tak zachowuje się 22-latek myślący poważnie o dziewczynie? Trochę mi to nieodpowiedzialnie wygląda. Nie napisałaś nic o tym czym on się zajmuje, jaką ma wizję przyszłości itp. A to ważne.
Co do pierwszego chłopaka to też nie napisałaś dlaczego co tydzień z nim zrywałaś, czy były ważne powody, bo się w jakichś dziedzinach nie dogadywaliście, czy Ty o byle co np. się obrażałaś i on w końcu nie wytrzymał?
Wiesz, naprawdę trudno cokolwiek powiedzieć bo jest mało danych.
Ja ze swej strony mogę Ci polecić te odp.: 69, 466, 1682, 2251 ponieważ czuję, że różnice w wierze to dla Ciebie problem. Mogę Ci też polecić całą nasza książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
żebyś przeczytała i może wyłowiła przyczyny rozstania z poprzednim chłopakiem oraz nazwała w ogóle swoje oczekiwania co do związku.
Tam jest bardzo wiele podstawowych kwestii. To Ty musisz przede wszystkim przyjrzeć się nie tyle każdemu z nich ile sobie: czego pragniesz, co jest dla Ciebie ważne, jaką masz wizję przyszłości. Jeśli nie akceptujesz tego, że Twój mąż nie chodziłby do kościoła to absolutnie nie zmuszaj się do bycia z niewierzącym. Ale jeśli w tym pierwszym chłopaku też poważne rzeczy Ci przeszkadzają to nie sugeruj się tylko tym, że on wierzy.
To zbyt poważna sprawa, by opierać ją tylko na jednym kryterium.
Zapytaj siebie też czy w ogóle jesteś gotowa być w związku bo może nie? Może potrzebny Ci jest czas bez nikogo? Mało czasu minęło od poprzedniego rozstania gdy się ponownie zaangażowałaś. Może za mało i dlatego porównujesz tych dwóch chłopaków? Widzisz, jeśli któregoś z nich chcesz kochasz to musisz go zaakceptować takiego jakim jest bez szukania "cech wspólnych", bo oni są różni i na coś trzeba się zdecydować. Albo nie decydować się i przez jakiś czas pozwolić sobie na dojrzewanie, na określanie tego czego Ty pragniesz nie będąc w związku.
Przeczytaj tę książkę i pomyśl. Może to jeszcze nie czas na życiową decyzję?
Z Bogiem!

  magda, 21 lat
3077
19.11.2010  
jestem z chłopakiem prawie 5 lat, i jeszcze nie współżyliśmy-> wiem trudno w to uwierzyć ale to prawda, chcieliśmy zachować czystość do ślubu (w wieku 15-16 lat złożyłam śluby czystości)i ogólnie było to dla nas ważne...ale zaczeliśmy się sobą bardziej interesować i pożądanie bardziej rosło...co prawda nasze igraszki w łóżku są intensywne ale udaje się nam zachować czystość.problem zaczyna się pojawiać w tym momencie bo od dwóch lat mieszkamy razem i coraz bardziej pragniemy zbliżenia...co robić? boje się że ulegnę jego namową ale z drugiej strony boje się ze będę żałować...

* * * * *

Po pierwsze - gratuluję, że przed ślubem nie współżyliście i nie jest to nic dziwnego, przecież jedno z przykazań brzmi "nie cudzołóż", prawda? Więc co może być dziwnego w zachowaniu przykazań?
Po drugie - nie zachowujecie czystości jeśli w ten sposób się zachowujecie, bo czystość to nie samo fizyczne dziewictwo ale i czystość myśli, pragnień i gestów. Radziłabym zatem skonsultować ze spowiednikiem swoją postawę skoro naprawdę złożyłaś śluby.
Po trzecie - mieszkanie razem przed ślubem nie służy postawie czystości.
Po czwarte - czy coś stoi na przeszkodzie by wziąć ślub skoro i tak mieszkacie już razem?
Polecam Wam dokładną lekturę tych dwóch artykułów: [zobacz] [zobacz]
I życzę mądrych życiowych wyborów. Z Bogiem!

  Kasia, 25 lat
3076
19.11.2010  
Jestem z chłopakiem prawie rok.To ja bardziej byłam za Nim niż On za mną.W momencie jak ja już straciłam nadzieję ,że będziemy razem, zostaliśmy parą.Szczerze mówiąc silniejsze uczucia,emocje żywiłam do Niego zanim zostaliśmy parą, bo jak wspomniałam wcześniej pogodziłam się z tym ,że On nie chciał ze mną być( bał się) i ja sie jakoś zablokowałam wewnętrznie.Z czasem jakoś te uczucia się znowu pojawiły,byłam bardzo szczęśliwa ,a teraz znowu emocje trochę opadły i tak do końca nie wiem czy Kocham czy to tylko mój egoizm...Wady chłopaka ,które na początku mi nie przeszkadzały ,teraz jakoś bardziej mnie rażą(czasami jest zbyt pewny siebie i tego nie lubię)ale mimo wszystko jest nam dobrze ze sobą ,lubimy razem spędzać czas,chodzić na spacery ,razem sie modlić ,ale przez to ,że nie czuje już tych silnych emocji, boje się ,że go nie kocham...Moje wątpliwości rzutują niekorzystnie na chłopaka i coraz częściej myślimy ,że może lepiej się rozstać,bo potem będzie trudniej.Widzę tez ,że moje uczucie jest większe gdy jest nam miło,sielsko i anielsko, a gdy mój chłopak jest jakiś oschły bądź niemiły ,to ja się wtedy wycofuję .Wiem ,że tak nie powinno być , On również to widzi i mówi ,ze coś jest nie tak skoro bardziej kocham gdy jest dobrze ,bo albo kogoś kochamy cały czas albo nie...Towarzyszy mi taka sinusoida uczuć ,w której czasem można się pogubić...
Wiem ,że muszę sporo pracować nad sobą ,żeby móc okreslić co czuje ,bo do tej pory w mojej rodzinie nikt nie nauczył mnie kochać i stąd te moje skoki uczuć...I chciałam zapytać czy lepiej się rozstać i pracować nad sobą,po to żeby nie ranić tej drugiej osoby czy razem budować tą relację?
Dziękuje za odpowiedź i wskazówki.


* * * * *

No, a ja tyle razy już pisałam, że miłość to nie uczucie i że najpierw jest etap zakochania, emocji, które opadają i to jest normalne. To, że na początku czułaś coś czego już nie czujesz to naturalne, pisałam o tym w tych odp. nr: 15, 906, 2779, 273, 276, 311, 313, 356, 370 i tym artykule: [zobacz]
Teraz kiedy rozpoczął się kolejny etap związku zaczynasz widzieć nie tylko zalety ale i wady chłopaka - i bardzo dobrze, bo widzisz go w prawdzie, takiego jakim jest i na takiego możesz się świadomie zdecydować. Nie obawiaj się, że nie kochasz, bo miłość to bardziej wybór, decyzja a nie odczuwanie. Gdyby tak było to po wielu latach wszyscy by się rozchodzili, bo trudno czuć dokładnie to samo po 10 latach małżeństwa co na pierwszych randkach. Czuje się inaczej - i wcale nie gorzej, nawet lepiej, bo świadomie, bo wiele razem się przeżyło. Już nie tylko sercem ale i rozumem i wolną wolą daną osobę wybieramy.
Rozmaite zaś stany są też normalne, bo związek nie jest przez cały czas taki sam. A gdy pojawiają się problemy trzeba je wyjaśniać i rozmawiać ze sobą na bieżąco.
Polecam też Wam obojgu całą naszą książkę o chodzeniu ze sobą: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Tam znajdziecie odpowiedzi na swoje wątpliwości. Nie widzę tu (z tego co napisałaś) żadnych podstaw do rozstania, jest zupełnie normalnie. Po prostu w związku obie strony muszą pracować nad sobą i razem ze sobą - bo relacja z każda osobą jest inna, to nie tak, że najpierw kształtujemy siebie całkowicie, potem wchodzimy w związek i jest ok. Tak nie jest bo i sami dojrzewamy przez całe życie i związek z daną osobą ma swoją specyfikę. Problemy, które są w związku z tym kimś nie pojawiłyby się w innym a tu nie pojawia się coś co z kim innym by przeszkadzało.
Dlatego poczytajcie książkę, zwróćcie uwagę na różnice w psychice, na odmienności i oczekiwania i pracujcie wspólnie dalej (jeśli uznacie że chcecie i że warto).
Z Bogiem!

  basia, 58 lat
3075
18.11.2010  
Szczesc Boze!Jestem mezatka 37 lat,Moje malzenstwo bylo bardzo udane i nadal takie jest.Ale od 12 lat nie wspolzyjemy z winy meza, Czy moj maz ma grzech,ze nie wypelnia obowiazku malzenskiego?Moze moglabym porozmawiac z kims o problemach malzenstw dojrzalych? Z Panem Bogiem

* * * * *

Nie można mówić o grzechu jeśli są jakiś (zapewne ważne) przeszkody. Ale to nie temat na maila. Proszę zajrzeć na stronę: www.szansaspotkania.net i zadać tam pytanie specjaliście. Z Bogiem!

  paulina, 28 lat
3074
14.11.2010  
Droga redakcjo. Od pewnego czasu jestem czytelniczka stron adonai.pl. Dzis czytajac kolejne ciekawostki natrafilam na te strone i korzystam z okazji napisania do was. Mojm problemem, jak wiekszosci osob tu piszacych, jest nieszczesliwa milosc. Bylam z chlopakiem z ktorym sie rozstalam. Po naszym rozstaniu dalej utrzymujemy katakt. Dzwonilismy do siebie codziennie, pisalismy smsy codziennie. Teraz jest to troche rzadziej dlatego ze on wrucil do Polski a ja dalej mieszkam za granica. Od niedawna ma nowa dziewczyne. Ale mimo tego dalej do mnie pisze. Ja chcialam ograniczyc kontakt ale on do mnie ciagle pisze i dzwoni a ja nie daje sobie z tym rade. Ostatnio mowil mi ze jego dziewczyna jest bardzo zazdrosna i chciala zeby powymazywal swoje kontakty. A on jej powiedzial ze jestem dla niego za bardzo wazna i ze nigdy mnie nie wykasuje ze swojego zycia. Ja juz nie wiem co robic bo bardzo cierpie przez ta cala sytuacje. Chcialam z nim zerwac kontakt ale go za bardzo kocham i do puki on bedzie do mnie pisal to sobie z tym nie poradze. Modlilam sie o to zeby albo zebysmy z powrotem byli z soba albo zeby moje uczucia do niego wygasly. Ale niestety moje modlitwy nie zostaly wysluchane. Czy Pan Bog zawsze wysluchuje naszych modlitw? Czy fakt ze Pan Bog nie wysluchuje moich modlitw moze oznaczac ze jeszcze kiedys bedziemy razem czy raczej musze byc cierpliwa i wiezyc ze w koncu uczucia te wygasna.
Bardzo dziekuje za odpowiedz.
Paulina


* * * * *

Paulino, jak Bóg ma wysłuchać Twoich modlitw jeśli Ty Mu na to nie pozwalasz? Ciągłym utrzymywaniem kontaktu powodujesz, że masz go w swej pamięci i emocje nie mogą wygasnąć. Duchowość to jedno a psychika to drugie. Normalną reakcją psychiczną jest niemożność poradzenia sobie po rozstaniu jeśli obiekt naszych uczuć nadal jest "na widoku".
Uważam za duży egoizm z jego strony uporczywe utrzymywanie kontaktów z Tobą. Być może on aż tak nie był zaangażowany jak Ty, być może szybko pocieszył się tamtą dziewczyną ale czy nie widzisz, że on w ogóle nie bierze pod uwagę Twoich uczuć?
Tłumaczy, że dla niego jesteś ważna, że on tego potrzebuje a czy zastanowi się co czujesz?
Co więcej, Ty prosisz o ograniczenie kontaktu a on się tym nie przejmuje. Niesamowite.
Rozumiem Cię doskonale, wiem co czujesz, bo też byłam w takiej sytuacji ale popatrz na to z zewnątrz (tak jak ja mogę teraz na to patrzeć): on ma dziewczynę, pewnie jest szczęśliwy, na pewno nie cierpi i jeszcze dla swojej przyjemności koresponduje sobie z Tobą uważając zapewne to za własną szlachetność, no bo nawet po zerwaniu ma z Tobą kontakt.
A jak to wygląda z Twojej strony?
Niewygasłe emocje podsycane jego kontaktem dają Ci złudną nadzieję, że to wszystko jest nieprzypadkowe, bo może kiedyś do siebie wrócicie. Utwierdza Cię w tym fakt, że on kontaktu zrywać nie chce i mając dziewczynę stwierdził, że jesteś ważna. Przeżywasz upokorzenia mając świadomość, że on z kimś innym jest ale Twoja miłość nie pozwala Ci po prostu zerwać kontaktu bo po prostu chcesz ten kontakt utrzymywać. Chcesz, bo on Ci pozwala wyobrażać sobie inny scenariusz. W dodatku modlisz się o zapomnienie a ono nie przychodzi, więc myślisz, że może wolą Bożą jest byście kiedyś byli razem.
I widzisz, teraz jak tu Bóg może podziałać? Nie może, bo Ty i kontakt byś chciała i cierpieć byś nie chciała.
To by było możliwe tylko w wypadku gdyby on Ci był obojętny i nic byś nie czuła. A to tak nie jest.
Dlatego polecam Ci te odp.: 80, 526, 653, 825 o tym jak sobie radzić.
Sama zerwij kontakt. Wyjaśnij, że to Cię przerasta, próbowałaś ale nie dałaś rady i prosisz go o czas. Jeśli jesteś dla niego ważna to liczy się też z Twoimi uczuciami i to uszanuje. Niezrozumienie Twojej prośby będzie świadczyło o egoizmie. I tyle.
Zrozum, że gdybyś była aż tak ważna że potrzebowały kontaktu z Tobą, to z Tobą by był a nie z inną dziewczyną! Nie martw się, on bez tego kontaktu świetnie sobie poradzi a Ty mając kontakt cierpisz i pozwalasz się ranić. Ratuj siebie, odizoluj się, nie pisz, nie odpisuj i nie dzwoń. Na pewno będzie Ci jeszcze jakiś czas ciężko, ale zobaczysz różnicę. Pomału dojdziesz do siebie i spojrzysz na to bardziej obiektywnie.
I módl się nadal o to samo, tylko Ty też zrób ku temu jakiś krok - zerwij kontakt!
Z Bogiem!

  Joanna, 26 lat
3073
11.11.2010  
Witam !!!
Piszę w mojej sprawie chodzi o to, że po nieudanym związku, który trwał 2 lata, postanowiłam coś zmienić zastanowiłam się dlaczego mi nie wyszło i postanowłam modlić się o męża, dośc szybko poznałam chłopaka bardzo fajnego, ale on jest z innego kraju, rozmawiamy po angielsku. Spotykamy się już rok czasu i zaczełam się zastanawiać i rozmawiać o zaręczynach i innych poważniejszych planach. Ostatnio dowiedziałam się, że nie widujemy się codziennie, to jak on moze coś na poważnie planować i poprostu nie wiem co robić, bo sytuacja jest taka, że nie możemy się codziennie widywać, on pracuje w innym kraju, a ja uczę się tutaj. Poprostu nie wiem, co ja mam zrobic nie chce, aby po kolejnym roku okazało się, że znowu się pomylilam.


* * * * *

No zasadniczo mało kto spotyka się codziennie, wiesz, my mieszkaliśmy w jednym mieście i codziennie się nie widzieliśmy, bo przecież nie zawsze można, każdy ma pracę i jakieś obowiązki.
Naturalnie nie wiem jak często w ogóle się widzicie, bo jeśli spotykacie się od roku a widujecie np. raz na 2 miesiące no to rzeczywiście można jeszcze nie być gotowym na ślub, bo zbyt mało się znacie.
Poza tym myślę, że jego mocno ubodło to, że to Ty pierwsza wyszłaś z takim tematem. Generalnie oświadczyny to domena mężczyzn i oni bardzo nie lubią jak ich się w tym wyręcza. Mężczyzna chce poczuć się właśnie mężczyzną, chce wyznać miłość jako pierwszy, chce się oświadczyć on - wtedy kiedy podejmie decyzję i będzie jej pewien. Jasne, nieraz związek trwa kilka lat, o ślubie nie słychać i wtedy owszem, nawet dziewczyna powinna pierwsza porozmawiać, no ale to nie Wasz przypadek. Poza tym jeśli chłopak jest obcokrajowcem to nie wiem jaka jest mentalność w jego kraju - może właśnie nie do pomyślenia jest to, by dziewczyna pierwsza o ślubie mówiła albo wręcz odwrotnie - ślub to nic pilnego i zdziwienie wywołał fakt, że tak szybko o nim wspominasz. Polecam Ci ten artykuł: [zobacz]
tam tłumaczyłam dlaczego nie należy zbyt szybko deklarować swoich uczuć. Poza tym pomyśl tak naprawdę czy Ty byłabyś już gotowa podjąć decyzję. Bo rok to nie za długo, on z innego kraju: inna mentalność, nawet język- czy znasz go dobrze?
Czy na wszystkie tematy rozmawialiście? Jak spędzacie czas kiedy się widzicie, czy jest to tylko święto czy widzicie się w codziennych obowiązkach? Poznaliście swoje rodziny? Tych pytań jest dużo, ale trzeba się nad nimi zastanowić. Polecam Ci też naszą książkę:
/milosc/?id=milosc-czy-milosc
Tam jest wiele kwestii, które warto przemyśleć zanim zdecydujemy się na małżeństwo.
Rozumiem, że szkoda Ci czasu ale z drugiej strony lepiej poświęcić go więcej i dokonać dobrego wyboru niż później się rozczarować. Z Bogiem!

  Kasia, 24 lat
3072
09.11.2010  
Od pół roku jestem w szczęśliwym związku. Wiem i czuje, że Marek bardzo mnie kocha, jednak jest jedna kwestia która nie daje mi spokoju. Ogląda sie za innymi dziewczynami. Nie nachalnie, nienatarczywie, ale się ogląda. Jest osobą zdyscypinowaną w wielu rzeczach i wiem, że nigdy by mnie nie zdradził, jednak kiedy jestesmy gdzies razem na imprezie, mieście czuje jak jego wzrok bezwiednie ucieka, ma przyspieszony oddech, szybsze bicie serca, czyli biologia nad którą on nie panuje. NIe wiem czy mam być zazdrosna robic scene o każdą dziewczynę, czy byc wyrozumiała. Z drugiej jednak strony nie wiem czy to nie jest wada, której nie moge przeoczyć. Jak to mówią przed slubem oczy szeroko otwarte po slubie lekko przymnkniete. Troche rozmawialismy o tym, ale wiem ze jeszcze musze mu powiedziec o swoich obawach. Nie chce wychodzić na zazdrosną zołze, ale z drugiej strony nie jest to miłe kiedy jesteśmy razem i on przygląda się innej. Wiele osób mówi, że jak on się ogląda za innymi to ty rób to samo, niech poczuje jak to jest, albo zawsze bądz atrakcyjne, żeby to od ciebie nie mógł oderwac wzroku.Jestem atrakcyjną dziewczyną wiem ze moge podobać sie mężczyznom, ale z drugiej strony motorem napędzającym związku nie moze byc tylko mój wygląd, i to zebym zawsze wyglądała perfekcyjnie. Czy moze Wy macie jakies pomysły na to, żeby on nie oglądał się za inną , oprócz pracy nad samym sobą. Pozdrawiam.

* * * * *

Oczywiście powinnaś porozmawiać i powiedzieć jak Ty się z tym czujesz. Owszem, to jest tak, że mężczyzna (niektórzy bardziej, niektórzy mniej) niejako "odruchowo oglądają się jak widzą ładną dziewczynę bez żadnych złych zamiarów, zresztą kobiety też nieraz robią to w stosunku do mężczyzn ale naturalnie w mniejszym stopniu.
Samo w sobie nie jest to nic złego bo chodzi o to, że spostrzega się jakieś piękno ale oczywiście masz rację, że nie powinien się tak zachowywać przy Tobie, bo Ty czujesz się z tym źle, może nawet upokorzona. I dlatego nie negując jakby tej cechy w ogóle powiedz mu, że nie tyle źle robi co Ty się z tym głupio czujesz. Spytaj dlaczego tak bardzo go te dziewczyny absorbują i co w nich widzi to czego nie widzi w Tobie. Poproś, by tego nie robił.
To właśnie powinien być dla niego zasadniczy argument, bo jakby on się czuł gdybyś Ty będąc z nim oglądała się za chłopakami? O to możesz go nawet zapytać.
Natomiast argument koleżanek, że powinnaś zawsze wyglądać tak, by nie mógł oderwać od Ciebie wzroku jest chybiony, bo przecież w związku nie o wygląd chodzi i nie urodą powinno się przyciągać, prawda? Poza tym nie zawsze się dobrze wygląda, nieraz ktoś się źle czuje, jest chory albo po prostu nie ma nastroju i co wtedy?
Poza tym sądzę, że jakiekolwiek zabiegi nie odniosłyby rezultatu dlatego, że nie chodzi o to, że Ty mu się nie podobasz a inne tak tylko on w ogóle lubi oglądać ładne dziewczyny i nie jest to działanie skierowane przeciw Tobie. I jeśli nie ma w tym przesady i nie robi tego nachalnie przy Tobie to można to uznać za część męskiej natury i z tym nie walczyć.
Ale o swoich obawach koniecznie mu powiedz.
Z Bogiem!

  Ewelina, 20 lat
3071
08.11.2010  
Witam... Jestem z chłopakiem od czterech lat i bywało z nami różnie.Na początku wiadomo wszystko było idealne: fascynacja , zauroczenie drugą osobą , robienie miłych niespodzianek itd. rozumieliśmy się i to doskonale ufałam mu ,on jest muzykiem uwielbia grać , często wyjeżdża na wyjazdy poza granicę kraju nie przeszkadzało mi to nawet byłam z niego dumna ale do czasu. W ciągu tych czterech lat zostawił mnie dwa razy zawsze mówiąc że nie czuje tego co kiedyś ze musi przemyśleć pewne sprawy. Ostatnio związał się z inną dziewczyną ( którą poznał w jednym z zespołów w którym grał) ale doszedł do wniosku że źle zrobił i że to ja jestem ważna dla niego , wróciliśmy do siebie i minął rok od tego czasu i znowu jest coś nie tak on twierdzi że nie jest jeszcze gotów , mam wrażenie że nie jestem ważna dla niego zawsze ma czas dla innych a ja schodzę na drugi plan nie traktuje mnie poważnie , czuje że nie jest ze mną szczery, i jak twierdzi musi dorosnąć. Nie wiem co jest przyczyną takiego zachowania , proszę o Waszą pomoc. Pozdrawiam.

* * * * *

Może minął ten etap zakochania, emocje opadły i jemu się wydaje, że miłość wygasła? Może nie ma wiedzy jak to powinno wyglądać i że dopiero teraz tak naprawdę zaczynacie tworzyć relację? A może po przemyśleniu doszedł do wniosku, że nie chce być z Tobą tylko nie ma odwagi Ci o tym powiedzieć? Porozmawiaj z nim szczerze, powiedz co Ci przeszkadza, powiedz mu o tym, że w związku występują pewne etapy i że brak emocji takich jak przedtem nie jest dowodem wygaśnięcia tej miłości. Polecam Ci odp. nr: 15, 906, 2779, 273, 276, 311, 313, 356, 370 oraz naszą książkę:
/milosc/?id=milosc-czy-milosc
gdzie znajdziesz wiele rad na temat tych wątpliwości. Warto, by on też ją przeczytał, bo może niepotrzebnie się czymś zadręcza i myśli, że powinien np. czuć coś innego podczas gdy ten etap na którym jesteście jest zupełnie normalny?
A miłość jak najbardziej trzeba pielęgnować, w każdym wieku i na każdym jej etapie, o tym pisałam w odp. nr: 255, 498, 566,773.
Z Bogiem!

  Wiktoria, 24 lat
3070
06.11.2010  
Witam, Mój chłopak (jesteśmy razem od 3 miesięcy) jest nie ma czegoś takiego jak wyczucie. Mój chłopak jest bardzo skąpy. Zaprasza mnie, w różne miejsce, ale mam wrażenie na zasadzie "po kosztach". Na początkowych spotkaniach nie było z tym problemów. ostatnio byliśmy razem na wakacjach - on nie zabrał dużo pieniędzy - musiał opłacić niezdany semestr i jak gdzies szliśmy do restauracji czekał aż ja pierwsza zapłacę rachunek (zamawiał najtańsze danie). Było mi przykro i wstyd przed bratem, że nawet nie zaproponował "ja zapłacę". Jeśli już to dorzucał się do rachunku, ale płacił tylko za siebie. Brat powiedział mi, że nie podoba mi się takie zachowanie wobec mnie. Brat mówił, że jak byli sami poszli gdzieś na sok (kosztował grosze) brat zaproponował, że zwróci mu pieniądze, a mój chłopak bez oporób przyjął. Nie rozumiem takiego zachowania. Owszem poza wakacjami gdy gdzieś idziemy on płaci za mnie, ale jak zamówię coś droższego widzę złe spojżenie. Jestem honorową kobietą nie wiem jak się mam zachować wobec niego. Rozmawiałam z nim, co myśli o tym mój brat - on stwierdził, że to przejściowe problemy finansowe, że wie o tym, że w małżeństwie wszystko jest wspólne, więc i pieniądze też. Muszę dodać, że ma dobrą pracę i drogie auto, tym bardziej dzwią mnie te zachowania. Pod koniec wspolnych wakacji brakło mi pieniędzy i pożyczyłam od niego - ale wydałam ja na wspólne cele. Mam zamiar mu je zwrócić - co zrobić gdy on bez oporów je przyjmie? Czy mam prowo myśleć o nim źle?
Pomóżcie bo wiem, że pieniądze nie są najważniejsze w życiu, ale czy przypadkiem takie zachowanie nie powinno mnie niepokoić?


* * * * *

No ja też trochę tego nie rozumiem. Jeśli ma dobrą sytuację a do tego jeszcze Ty z nim rozmawiałaś na ten temat i on nie widzi w tym nic złego to chyba nie zna dobrych manier. Albo w jego rodzinie tak jest albo faktycznie ma duże problemy finansowe, co ukrywa albo faktycznie uważa, że tak ma być.
Naturalnie, można być oszczędnym i nie powinno się szastać pieniędzmi, zwłaszcza gdy ma się jakieś wydatki ale on jako Twój chłopak zapraszając Cię gdzieś powinien jeśli nie zawsze to do czasu do czasu sam pokryć koszty na normalnym, średnim poziomie a nie wybierać zupełnie najtańsze rzeczy bo to jest dla Ciebie upokarzające. A już czekanie aż Ty zapłacisz jest nie do przyjęcia. No chyba trzeba jeszcze z nim na ten temat rozmawiać i powiedzieć mu jak Ty się z tym czujesz (ale Ty a nie że Twój brat ma coś przeciwko), może nie zdaje sobie sprawy, że czujesz się upokorzona. Powiedz mu o tym i zapytaj dlaczego tak robi. Z Bogiem!

  Karolina, 18 lat
3069
06.11.2010  
Wczoraj byłam na imprezie 18-stkowej mojej bliskiej koleżanki. I poznałam tam Bartka. Jak sie okazało spodobałam mu się i z wzajemnością. Siedzieliśmy i dużo rozmawialiśmy. Po jakimś czasie spytał sie czy moze mnie przytulić. Zgodziłam się. Czułam że chciałby wiecej, że chciałby mnie pocałować, ale unikałam tego w pewien sposób trzymałam na dystans, ponieważ nie chcę wyjsc w oczach chłopaka na łatwą. Jestem osoba wierzącą, wiara jest dla mnie ważna. Po rozmowie okazało sie że Bartek nie chodzi do kościoła. Również pali papierosy, przeklina. Gdy impreza sie skonczyła rozeszlismy sie tak poprostu, nie było wymiany numerami telefonu czy cos takiego. Nie mogę przestać o nim myśleć. Napisać do niego (np. na naszej klasie) zagadać o coś? czy wtedy bede wygladac na nachalna? Czy zwiazek z taka osoba może sie udac (w przypadku rozbierzności w sferze wiary)? Dodam że nigdy nie miałam jeszcze chłopaka i moze w pewnym sensie sie boje bo to wszystko jest nieznajome nowe. No i nie dałam najlepszego swiadectwa mojej wiary gdyz ta impreza była w piatek...:( mam z tego powodu wyrzuty sumienia. |I wystapiła jeszce taka niezręczna sytuacja ponieważ ten chłopak od jakiegos czasu podoba sie mojej koleżance tej u które byłam na tej imprezie.
Co robić?
Pozdrawiam serdecznie!
Karolina


* * * * *

A nie przyszło Ci do głowy, że byłaś dla niego po prostu jeszcze jedną atrakcją wieczoru? I tak, być może oczekiwał więcej, natomiast na szczęście się nie odważył a Ty na więcej nie pozwoliłaś. I bardzo dobrze. Co robić? No, moim zdaniem unikać go całkowicie. I już nie dlatego nawet, że nie wierzy czy że pali papierosy tylko dlatego, że potraktował Cię całkowicie przedmiotowo - ot, potrzebował fizycznej bliskości. I tylko tyle. Popatrz na to inaczej: gdybyś mu się podobała to by Cię odprowadził, poprosił o numer telefonu, zapytał jak dotarłaś do domu. A on nie miał takiego zamiaru bo spodobało mu się Twoje ciało, odczuł potrzebę, zaspokoił ją i od tego czasu nie myśli o Tobie.
Ja wiem, że to przykre. Ale piszę Ci to szczerze, bo nie masz doświadczenia i nie chciałabym, aby w przyszłości ktoś znowu Cię skrzywdził.
Pamiętaj, że jeśli chłopakowi naprawdę podoba się dziewczyna i myśli o niej poważnie nigdy nie zaczyna relacji od końca (tak jak on). Potrzeba bliskości występuje w związku i jest naturalna, ale W ZWIĄZKU. A Wy nie tworzycie związki i to czego chciał od Ciebie jest całkiem nieuprawnione i nie na miejscu.
Przykro mi, że narobiłaś sobie nadziei ale nie brnij w to póki nie jesteś mocno zaangażowana. Ponadto masz dodatkową rzeczywistą przeszkodę w postaci tej koleżanki - nie wchodź jej w drogę. Poczekaj na prawdziwą miłość, bo zasługujesz na nią! Naprawdę! Z Bogiem!

  monika, 20 lat
3068
06.11.2010  
Chciałam serdecznie podziękować za tą stronę:) Nawet nie wiecie jak bardzo wspieracie mlodych, czesto zagubionych ludzi... Z Panem Bogiem:))))

* * * * *

Ooo, jakie miłe słowa! Serdecznie dziękujemy!

  monika, 20 lat
3067
06.11.2010  
witam. jestem od 2lat z chłopakiem. Ostatnio zaczęło mi brakować tego ze nie pisze mi milych smsów(twierdzi że codzienne dzwonienie i pisanie"dzien dobry kochanie i dobranoc Kochanie"-bo teraz tak wyglądają nasze smsy, w zupełności wystarczy i twierdzi że sie czepiam, ami poprostu miloby byloby dostać od niego jakiegos milego smsa z czulym wyznaniem. czy rzeczywiście nie doceniam tego co mam? Ale czy nie jest dziwne to ze on wiedzac ze moze mi tym sprawic tyle radosci nadal nie chce tego robic?

* * * * *

No dziwne. Bo owszem, jakbyś wymagała tego co godzinę to faktycznie mógłby się czuć przytłoczony ale chyba tak nie jest? Pytanie jeszcze jak często się widzicie i jak wyglądają Wasze rozmowy, czy mówi Ci coś miłego "na żywo". Bo jeśli wszystko "w realu" jest ok. to można by uznać, że powiedzmy nie jest typem poety i nie wie co napisać (choć nie wiem jak było przedtem). Ale jeśli na co dzień w ogóle tego brakuje to świadczy o tym, że może minął pierwszy etap - zakochania i emocje trochę wygasły. Naturalnie nie jest to powód do rozpaczy, to normalne. Jednak trzeba mieć świadomość tych etapów i konieczności dbania o miłość i pielęgnowania jej. Pisałam na ten temat w odp. nr: 255, 498, 566,773 oraz tej książce: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Z Bogiem!

  Marta, 16 lat
3066
05.11.2010  
Szczęść Boże! Witam serdecznie!
Stronę tę poleciła mi moja przyjaciółka, która rownież zwróciła się do Państwa o pomoc. Po długim namyśle, zdecydowałam się napisać.
Trzy lata temu zakochałam się w pewnym chłopaku. wszystko szło w dobrym kierunku. sama postarałam się o jego numer, pisalismy dość krótko,choć wiedziłam, że on kocha inną. pomagałam mu jak tylko mogłam, on traktował mnie tylko jak kogoś, kto mu pomoże, doradzi.nie wytrzymałam i powiedziłam mu, co do niego czuje. nie było mi z tym wcale łatwo. po pewnym czasie nasza znajomość się urwała. oczywiście zaczynaliśmy jeszcze kilka razy od nowa, ale zawsze cos stało na przeszkodzie. po długiej przerwie, on znowu zaczął do mnie pisać, traktując mnie jak zawykłam przyjaciółkę, zapominając zupełnie o tym jak go kocham. az pewnego dnia zapytał, czy to co kiedyś do niego czułam, to jeszcze aktualne. nie miałam zamiaru tego ukrywać, powiedziałam mu jak jest i zdecydowałam, że nie dam już rady wysłuchiwać jak to on ją kocha, jaki jest nieszczęśliwy, bo go zostawiła. znowu urwaliśmy naszą znajomość. kocham go nadal, a jak się widzimy patrzy na mnie, czasem się uśmiecha. z pewnych źródeł wie m, że teraz zerwał z dziewczyną, pyta nawet czasem o mnie, ciekaw jest co u mnie słychać i wiem, że zawsze miał o mnie dobre zdanie. kilka dni temu dowiedziłam się od jego przyjaciela, że nadal jestem dla niego ważna. wiem jednak, że on jest nadal zakochany w tej dziewczynie. bardzo boli, choć próbuję sobie z tym radzić. nadzieja, która się pojawia od razu znika. nie mam pojęcia co mam robić. odezwać się do niego? napisać? starać się? pokazać jak mi na nim zależy? wiem, jedno KOCHAM GO i to jest pewne! proszę o pomoc! Marta ;)


* * * * *

No współczuję sytuacji ale... sama się w nią wpakowałaś. Popatrz na to z boku: wiedziałaś, że kogoś ma a mimo to weszłaś z nim w kontakt. Na co liczyłaś? Że zerwie z tamtą i w końcu będziecie razem? Czy myślałaś tylko o przyjaźni? W takim razie nie brałaś pod uwagę tego, że możesz się zakochać w nim? Wydaje mi się, że on z pewnością Ci się podobał skoro sama postarałaś się o jego numer i mu pomagałaś, bo inaczej byś tego nie zaczynała. Co zatem wtedy myślałaś? Nie powinnaś tego robić, bo chyba nie chciałabyś, żeby - jeśli miałabyś chłopaka -jakaś dziewczyna "mu pomagała", bo i w czym skoro by miał Ciebie?
Teraz sytuacja się zmieniła a Ty nadal cierpisz. On wiedząc o Twoim zaangażowaniu nie zbliża się do Ciebie co oznacza, że nie bierze Cię pod uwagę jako swojej dziewczyny. Celowo się nie zbliża bo wie, że zrobiłby Ci krzywdę swoją obecnością skoro nie ma zamiaru się angażować. Co zrobić? Ratować siebie i rozluźnić z nim kontakt. Sytuacja jest jasna: Ty go kochasz, on Ciebie nie. On nie zamierza z Tobą być dlatego się nie zbliża i stąd jego wybadanie czy jeszcze coś czujesz.
Nie masz żadnego obowiązku ani pomagania mu ani katowania się jego widokiem w takiej sytuacji. Rozluźnij kontakty i staraj się o nim zapomnieć. To widocznie nie ten.
Naturalnie, że to boli ale nic nie możesz innego zrobić, bo nikogo nie można zmusić do miłości. Przykro mi ale tak to wygląda. Proszę poczytaj jeszcze odp. nr: 80, 526, 653, 825 i staraj się jakoś się pozbierać i zdecydowanie unikaj kontaktów. Jeśli będziesz ciągle podsycać w sobie to uczucie to ono samo nie przejdzie a Ty będziesz coraz bardziej cierpieć. Po co?
Z Bogiem!

  Daria, 19 lat
3065
03.11.2010  
Witam. Piszę tutaj, gdyż pewne sprawy nie dają mi spokoju. Zbyt dużo emocji budzą we mnie i zbyt długo są ukrywane, a nie mam się nawet kogo poradzić. Piszę w dwóch sprawach. Pierwsza dotyczy tego, że źle ulokowałam swoje uczucia. Jestem z chłopakiem od 5 lat. Na początku było to tzw. ,,chodzenie" ze sobą, gdyż byliśmy bardzo młodzi. Nie przypuszczałam, że rozwinie się to w coś tak strasznego. Ten chłopak sobie mnie przywłaszczył... zrobił swoją niewolnicą. Nakazuje mi wszystkiego, obraża się, grozi, poniża.. Jest niekulturalny w stosunku do mnie, jest w stosunku do mnie zły. Do innych ludzi, a w szczególności kobiet jest zupełnie odwrotnie. Wtedy jest szarmancki, kulturalny i dowcipny. Całkowite przeciwieństwo. Jest starszy ode mnie o 2 lata, a kokietuje i podrywa kobiety starsze od niego o 8-9 lat... Jest to dla mnie bolesne. Bardzo bolesne, mimo że go nie kocham. Nie kocham go i nie chce z nim być, on mnie zniszczył, zniewolił, sprawił że grzeszę, że boję się cokolwiek zro bić, że boję się myśleć, że on ze mną nie będzie, mimo iż wiem, że jakoś bym dała radę. Boję się tego uczucia. Czuje w sobie nienawiść, całkowicie tracę kontakt z nielicznymi ludźmi, nie mam żadnych przyjaciół. Kłamstwo i chęć zerwania z nim mieszają się we mnie, komplikują mi życie i powodują, aż strach powiedzieć:nienawiść... Nie umiem już z tym żyć i nie chcę. Proszę Boga, o zmiłowanie nade mną. Tylko On mi pozostał. Mam jeszcze jedno pytanie, ale nie zmieści mi się teraz, jeżeli mi Państwo odpiszą, to dopiszę resztę, bo wiąże się to również z ową sprawą. Pozdrawiam. I dziękuje za odpowiedź.

* * * * *

Moim zdaniem natychmiast powinnaś z nim zerwać. Sama przyznajesz, że nie kochasz - i nie dziwię się, bo jak można kochać kogoś kto tak traktuje. Jeśli nie kochasz to dlaczego z nim jesteś? Jesteś taka młoda, całe życie przed Tobą, wartościowych ludzi możesz spotkać. Powiedz, w imię czego z nim jesteś? A może jest tak, bo zaczęliście współżyć ze sobą i to przywiązanie (występujące w przypadku osób współżyjących ze sobą po raz pierwszy) powoduje, że czujesz się niejako "przynależna" do niego a dodatkowo wstyd nie pozwala Ci rozpocząć związku z kimś drugim? Szerzej pisałam o tym w tym artykule: [zobacz]
Myśl o sobie, bo Ty też jesteś ważna. Poza tym miłość tak nie wygląda, miłość to pragnienie dobra dla drugiego. Miłość szanuje. Nie pozwól się tak traktować, przecież naprawdę sobie poradzisz. Zobaczysz jak odetchniesz. Owszem, 5 lat to długo i na pewno będzie Ci ciężko po rozstaniu ale chyba ważniejsze jest aby być z kimś właściwym niż być z kimś za wszelką cenę (tutaj cenę rezygnacji z siebie i wyrzutów sumienia). Ratuj siebie. Przeczytaj też odp. nr 505 Polecam Ci też całą naszą książkę w tym temacie: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Z Bogiem!

  Ewelina, 21 lat
3064
02.11.2010  
Byłam chora chłopak wtedy poszedł z kolegami na dyskotekę i na piwo . Być z Nim dalej??

* * * * *

No generalnie nie najlepiej to o nim świadczy. Bo zakładam, że wiedział o Twojej chorobie. Bo jeśli by wiedział i cały czas się Tobą zajmował a na godzinkę wyszedł z kolegami na piwo to by nic złego nie było. Ale jeśli poszedł na dyskotekę nie z Tobą, choć tworzycie parę i to jeszcze w czasie kiedy byłaś chora to czym to tłumaczy? Bo dla mnie to co najmniej bezmyślność wobec Twoich uczuć. Nie powinien tego robić. Najpierw z nim porozmawiaj i dowiedz się dlaczego to zrobił i czy nie widzi w tym nic niestosownego. Bo jeśli nie widzi to może wcale do związku jeszcze nie dorósł? Z Bogiem!

  Press, 15 lat
3063
01.11.2010  
Droga redakcjo!
Chciałbym się doradzić. Otóż mam bliską koleżankę i znamy się ponad pół roku. Nazywa mnie przyjacielem i tak jest, chcę ją wspierać i być przy niej. Myślę o niej poważnie. Ona ma jednak problemy w domu, nie ma ojca i miewa kłótnie z mamą, brakuje jej ciepła i miłości. Chciałbym jej to choć trochę zapewnić. Zależy mi na niej mimo jej wad. Wiem, że ona też jest mną zainteresowana ale nie jest gotowa na poważny związek. Zwierza mi się, ale mówi też że nie ma się często do kogo przytulić. Jest nieśmiała i pierwszy ruch w tę stronę zależy ode mnie, ale nie jestem pewny co do związku, bo obawiam się, że może dla niej na to za wcześnie, nie chcę by jej to zaszkodziło. Modlę się za nią codziennie. Ona mówi że Boga nie liczy.
I chciałbym się zapytać, czy powinienem ją przytulić, jeśli tego by chciała. Kieruję się w moich intencjach czystością. Ona jest często smutna, często płacze i zastanawiam się jak jeszcze mogę jej to ciepło okazać. Uśmiecham się do niej, zawsze ją wysłucham, i chcę ją wspierać. Ale to chyba za mało. Czy powinienem dalej iść na tym gruncie przyjacielskim, bez takich gestów fizycznych, czy okazywać bardziej uczucia, przytulaniem? Dziękuje za wszelką pomoc, pozdrawiam.


* * * * *

Mój Drogi! Z pewnością chcesz dobrze. Natomiast koleżanka szuka w tej relacji nie relacji przyjacielskiej tylko… ojcowskiej. Ja pisałam nieraz o tym, że dziewczyny w takich sytuacjach jak ona (brak ojca lub złe relacje z ojcem) podświadomie "pchają się" w związek (często na dodatek ze starszym mężczyzną), gdyż szukają w tych relacjach tego czego nie dostały w domu. To bardzo niebezpieczne bo po pewnym czasie okazuje się, że obie strony oczekują czego innego. Oczywiście u Was jest trochę inna sytuacja: nie tworzycie pary i jesteście rówieśnikami, poza tym świadomie oboje wiecie czego brakuje tej dziewczynie. Tylko uwaga! Niebezpieczeństwo pierwsze: ktoś się może w kimś tu zakochać. A druga strona nie i będzie dramat. Niebezpieczeństwo drugie: ona zacznie oczekiwać coraz więcej (jak od ojca) a Ty nie będziesz w stanie jej tego dać - i to normalne, bo nie jesteś jej ojcem. Po jakimś czasie ona będzie niezadowolona i zacznie Cię oskarżać, że na początku było inaczej a teraz nie chce Ci się starać. Niebezpieczeństwo trzecie: Ty poczujesz się wykorzystywany. Bierzesz bowiem na siebie zbyt duży ciężar i świadomość tego obciążenia może szybko zacząć Cię przerastać. Poczujesz się przytłoczony i zaczniesz jej unikać a ona nie będzie wiedziała co się stało. Niebezpieczeństwo czwarte: oboje się w sobie zakochacie. I bardzo dobrze, chciałoby się powiedzieć, ale! uwaga! to co napisałam na wstępie: ona wejdzie w relację z Tobą oczekując od Ciebie relacji ojcowskiej a kiedy zaczniesz traktować ją jak partnerkę nie o to jej będzie chodziło i poranicie się nawzajem. Reasumując: mimo najszczerszych chęci nie możesz i nawet nie powinieneś próbować zastępować jej ojca, bo nie jesteś w stanie, mimo całego szacunku dla Ciebie. Absolutnie zatem nie powinieneś jej przytulać ani pozwalać sobie na podobne gesty nawet gdyby ona tego chciała. No niestety, tym się tylko poranicie, poza tym na Ciebie - jako na mężczyznę szybciutko zacznie to działać w wymiarze fizycznym. Będziesz się z tym bardzo męczył a może nawet podświadomie będziesz tego szukał - bo to sprawia przyjemność. A przecież nie jesteście parą, poza tym będziesz czuł wstręt do siebie, że robisz to nie dla niej tylko dlatego, że Tobie jest dobrze. Zostań - o ile to możliwe dla Ciebie - na gruncie tylko koleżeńskim. Gdy jednak poczujesz, że nie dasz rady tego udźwignąć bo np. ona zbyt Ci się podoba a nie odwzajemni Twojego uczucia - to wiedz, że nie masz obowiązku zajmowania się nią. Bo nie możesz robić czegoś wbrew sobie i ponad swoje siły. Oczywiście jest jeszcze taka możliwość, że stworzycie związek bo oboje uznacie, że chcecie być ze sobą. Tylko wtedy należy ustalić czego nawzajem od siebie oczekujecie, żebyście mieli świadomość, że żadne z Was nie jest z drugim z obowiązku. Tylko jeśli ona deklaruje (przynajmniej na razie), że nie jest gotowa na związek to bądź ostrożny wobec własnych emocji. Możesz jej pomagać ale bez żadnych gestów i obietnic, tylko tak jak każdej innej koleżance. Z Bogiem!

  kinga, 16 lat
3062
31.10.2010  
mam 16 lat, mam chlopaka,jestem z nim szczesliwa, bardzo go kocham, jestesmy ze soba prawie 3 msc, wiem ze to krotko, ale chyba powinno byc dobrze :)
tylko jest jeden problem, ja jestem osoba ktora szybko czesto sie denerwuje, zawsze szukam dziury w calym... nie potrafie sie cieszyc z tego szczescia ktore otrzymuje od mojego chlopaka... boje sie ze dlatego ze ja wlasnie nie potrafie byc taka... hm taka jednym slowem fajna moj chlopak mnie zostawi... ja wiem ze jezeli kocha to nie powinien ze akceptuje moje wady, ale ile mozne zyc z takim "smutasem"... prosze o jakas rade... pozdrawiam


* * * * *

mam 16 lat, mam chlopaka,jestem z nim szczesliwa, bardzo go kocham, jestesmy ze soba prawie 3 msc, wiem ze to krotko, ale chyba powinno byc dobrze :)
tylko jest jeden problem, ja jestem osoba ktora szybko czesto sie denerwuje, zawsze szukam dziury w calym... nie potrafie sie cieszyc z tego szczescia ktore otrzymuje od mojego chlopaka... boje sie ze dlatego ze ja wlasnie nie potrafie byc taka... hm taka jednym slowem fajna moj chlopak mnie zostawi... ja wiem ze jezeli kocha to nie powinien ze akceptuje moje wady, ale ile mozne zyc z takim "smutasem"... prosze o jakas rade... pozdrawiam

  Maria, 27 lat
3061
30.10.2010  
Witam, mam pytanie, które dotyczy różnicy w ukształtowaniu sumienia. Czy jeśli w związku dwóch osób spotykają się dwa sumienia jedno bardziej drugie mniej rygorystyczne, osoba bardziej sumienna może wymuszać na tej drugiej określone postępowanie? Dla mnie określone rzeczy są grzechem, np. seks przedmałżeński i nie chcę grzeszyć. Mój narzeczony nie widzi w tym grzechu i ze względu na mnie się powstrzymuje, ale cierpi z tego powodu, bo jego sumienie nie mówi mu, że to jest grzech, dlatego fakt, że tego nie robi, choć bardzo tego chce, wynika jedynie z miłości do mnie. Podobnie jest z użyciem prezerwatywy w związku małżeńskim. Generalnie godzi się na zastosowanie NPR, ale nie wyklucza okazjonalnych sytuacji, kiedy będzie chciał użyć prezerwatywy, by współżyć w czasie moich dni płodnych. I tak samo, jego sumienie mówi mu, że to jest w porządku. Wiele o tym rozmawialiśmy, często się o to kłócimy. On nie zabrania mi wierzyć, sam wierzy, ale nie chce żebym mu narzucała moje rozumienie tej wiary. Proszę o poradę. Bardzo go kocham i tylko w tej sprawie nie udaje nam się odnaleźć kompromisu. Pozdrawiam.

* * * * *

Tutaj nie chodzi o kwestie różnic w ukształtowaniu sumienia tylko uznanie tego co jest grzechem za grzech. Są rzeczy które nim są (te m.in. o których piszesz) i one nimi pozostaną bez względu na to jak ktoś ma ukształtowane sumienie. Różnice w ukształtowaniu sumienia mogą polegać np. na różnicy poglądów co do częstej spowiedzi (np. ktoś chce się spowiadać co tydzień, ktoś inny co 2 miesiące i oba te poglądy są ok.), na preferencjach co do modlitw czy częstotliwości uczestniczenia w tygodniu w nabożeństwach.
Masz rację, że nie da się pójść na kompromis w sprawach o których piszesz, bo nie może być kompromisu w grzechu - nie można ustalić w związku, że coś jest grzechem a coś nie.
To czy coś jest grzechem czy nie jest czymś obiektywnym (ustalił to Bóg) bez względu na to co my uważamy.
I teraz: albo świadomie grzeszymy, bo tak chcemy (ale wiemy, że grzeszymy choć nam to nie przeszkadza) albo nie.
Zrozumiałe jest to, że Ty nie chcesz grzeszyć - i masz do tego prawo. Poza tym skoro sfera dotyczy Ciebie (Ty byłabyś w ten grzech wciągnięta) to nie ma wątpliwości, że nie masz żadnego obowiązku na coś takiego się godzić.
Po prostu mów "nie" i koniec.
Ja rozumiem, że to nie jest "po prostu" bo to poważna sprawa ale ta kwestia musi zostać wyjaśniona przed ślubem. Tzn. albo on przyjmuje Twoje zasady (bez względu na to co o nich myśli) i nie narzuca Tobie grzechu albo uznajecie, że nie dacie rady dogadać się w tej kwestii i wtedy warto przemyśleć bycie razem, bo wątpliwości dotyczą podstaw i z pewnością wiele razy będą na tym tle konflikty.
Naturalnie, on może zapytać dlaczego to on ma się dostosować do Ciebie a nie Ty do niego.
Ano dlatego, że jak już napisałam - on nie może zmuszać Cię do grzechu. Może nie uznawać słuszności czystości przedmałżeńskiej ale (tak jak teraz to robi) z miłości do Ciebie nie współżyje. Tak samo po ślubie może nie uznawać słuszności zakazu prezerwatywy ale z szacunku do Ciebie nie zmusza Cię do grzechu.
Bo różnica miedzy kompromisem Twoim i jego jest taka, że dla Ciebie to jest cena grzechu, złamania zasad i wartości a dla niego …? Jaka cena? Czego? Wygody? On nie współżyjąc przed ślubem nie jest zmuszany do grzechu, do robienia czegoś wbrew swoim zasadom. Bo nie jest jego zasadą moralną seks przedślubny, prawda? Bo jakby był to należałoby się mocno zastanowić nad jego osobowością. No właśnie. Zmierzam do tego, że on nie musi nawet wierzyć, nie musi praktykować i nie musi uważać za słuszne Twoich zasad (choć z drugiej strony jeśli uważa się za katolika to powinien te zasady uważać za swoje) ale jeśli zdecyduje się na małżeństwo z Tobą to "z dobrodziejstwem inwentarza" czyli bez zmuszania Ciebie do łamania swoich zasad wiary.
Może nie chodzić do Kościoła ale Tobie ma nie przeszkadzać. Może nie widzieć nic złego w antykoncepcji ale ma jej we współżyciu z Tobą nie używać. Inaczej związek nie ma sensu - bo skoro miłość jest pragnieniem dobra dla drugiego to nie jest dobrem zmuszanie go do grzechu. Zatem grzech to już nie miłość.
Wiem, że to radykalne, ale uwierz, że bardzo znaczące dla związku. Swoją drogą dziwię się, że chłopak zamiast się cieszyć, że znalazł uczciwą, szanującą się dziewczynę szuka furtek dla swojego obiektywizmu moralnego zamiast dziękować Bogu, że taką wartościową dziewczynę mu na drodze postawił.
A chłopakowi Twojemu polecam jeszcze ten artykuł: [zobacz]
oraz Wam obojgu naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc
Życzę Wam powodzenia, odszukania wspólnej drogi do prawdy i budowania miłości na trwałym fundamencie.
Z Bogiem!

  luk27e, 27 lat
3060
28.10.2010  
Rozpisałbym się o swoich próbach poznania hmm "miłości", ale to by zajęło zbyt dużo tekstu :-). Mam 27 lat, nigdy nie miałem dziewczyny i tu opiszę pewną sytuację która mnie spotkała. Wracałem z pracy i zobaczyłem pewną dziewczynę która szukała czegoś w trawie. Pomny swych doświadczeń poszedłem dalej do sklepu i zakupiłem napój energetyzujący. Stanąłem na przystanku i go popijam. Do dziewczyny grzebiącej w trawie podeszły 2 panie w średnim wieku i zaczęły szukać w trawie razem z nią. Po ok. 7 minutach poszły a dziewczyna nadal szukała czegoś w trawie. Podszedłem, wywiązał się dialog:
- Czy pani coś zgubiła?
-Pierścionek, pamiątka po mamie.
- Z czego był zrobiony? Jakiego koloru? Jak daleko szła pani od krawężnika?
-Ze srebra. Srebrny(wiadomo :-) ). Około pół metra.
To co dziewczyna robiła bezskutecznie 15 minut ja zrobiłem w 30 sekund. Dialog:
-Dziękuję. Nie chciałby pan wyskoczyć na kawę?
-Nie dzięki. Kobiety od pewnego czasu omijam szerokim łukiem (pomny doświadczeń jak wspomniałem wyżej :-) ).
- To życzę panu by spotkał pan kogoś tak jak ja spotkałam.
Pytanie moje brzmi : czy inne osoby mają już wyrobiony instynkt jak ja i "wyłapywać" naciągaczki?


* * * * *

Przyznam, że nie rozumiem Twojego pytania.
Nie wiem dlaczego uważasz, że ta dziewczyna to "naciągaczka" i na co niby chciała Cię naciągnąć? Co Ci przeszkadza? Że dziewczyna zaproponowała pierwsza kawę?
Moim zdaniem chciała Ci po prostu podziękować za przysługę - pierścionek był dla niej ważny. Zresztą kogoś zdaje się miała - jak sama wspomniała, więc gdzie tu jakieś naciąganie i na co?
A jeśli Ty od razu się najeżasz i uważasz, że ktoś Cię na coś naciąga to jak chcesz rozpoznać swoją miłość? Przecież najpierw trzeba z kimś chociaż kilka razy porozmawiać by móc coś o nim powiedzieć.
Nie napisałeś nic konkretnego ale skoro nigdy nie miałeś dziewczyny to jak chcesz ją mieć skreślając te, które pojawiają się na Twojej drodze?
No ale nic, polecam stronę www.dla-samotnych.pl tam są informacje o Mszach i spotkaniach osób poszukujących drugiej połówki - także dziewczyn - nie-naciągaczek. Może przyjdziesz? Z Bogiem!

  Betty, 21 lat
3059
24.10.2010  
Moja sytuacja wygląda tak: ja Polka, on obcokrajowiec nieznający polskiego. Poznaliśmy się za granicą, ja niezbyt dobrze znam jego język (uczę się), on stara się opanować polski, rozmawiamy po angielsku. Jesteśmy razem od kilku miesięcy. Dogadujemy się bardzo dobrze, dużo rozmawiamy, pokonujemy te kilka tysięcy km raz na 4-5 tygodni. Jest ode mnie kilka lat starszy, ma w swoim kraju pracę, "poukładane" życie. Mówi, że nigdy nie był z dziewczyną, którą kochał, a nawet z taką którą mógłby pokochać w przyszłości. Zapewnia, że nie czuł do nikogo czegoś takiego jak do mnie (jeszcze nie padło słowo "kocham" na szczęście). Ja przy nim czuję, że moje "kobiece" potrzeby bycia zrozumianą oraz podziwianą zostają zaspokojone, czuję się bezpiecznie i naprawdę go lubię.

Niby wszystko jest w porządku, ale... Jestem pełna wątpiwości. Niedawno zostałam zraniona przez chłopaka i zwątpiłam w moją możliwość do zbudowania dobrego związku. Co więcej, widzę między mną a nim różnice kulturowe, niby niewielkie, ale czasem denerwujące. Inna mentalność. Moja rodzina jest przerażona, jego niechętna (głównie przez stereotypy o narodowościach, które trudno zniszczyć jedną wizytą w rodzinnym domu). Przyprowadziłam go do domu rodziców, zrobił niezłe wrażenie, ale słyszę "oni to już tacy są, że..."
Jestem szczęśliwa, ale boję się tego szczęścia. Zawsze sobie wyobrażałam, że jeśli mi i jemu jest dobrze, problemy z rodzinami nie powinny istnieć. Jak budować taki związek? Czy warto? Byłam przekonana, że TAK, ale ciężko nie brać pod uwagę ciągłych wątpliwości najbliższych mi osób.


* * * * *

Wątpliwości nie tylko najbliższych osób ale i swoich nie unikniesz. Zawsze różnice kulturowe, mentalnościowe i bariera językowa będą istnieć. I teraz pytanie: jakiej on jest narodowości? Bo domyślam się, że raczej nie byłoby przerażenia w przypadku mieszkańca Europy Zachodniej? Czy pochodzi z kraju arabskiego? Jeśli tak - najpierw przeczytaj bardzo dokładnie jakieś książki i artykuły na ten temat (były ostatnio nawet na Onecie) i jednak w tym przypadku odradzałabym tę znajomość. Dlaczego? Różnice w mentalności, wierze, traktowaniu kobiety są tak duże, że początkowa sielanka może przekształcić się w gehennę i nie dlatego, że chłopak jest zły - tylko dlatego, że on nie rozumie dlaczego miałby postępować inaczej niż jego ojciec, dziadek i wujkowie. Tam tak po prostu jest. To tak jakby Tobie kazać całkiem przewartościować swoje zasady i kazać stać się kimś innym - to nie byłoby naturalne.
To nie jest tak, że miłość wszystko przezwycięży - nie wszystko, czego przykładem może być choć książka i film "Biała Masajka" i temu podobne. Pooglądaj, poczytaj, dotrzyj do historii takich kobiet.
Jeśli chodzi o kogoś z innej kultury niż arabska- to też weź pod uwagę wszystkie możliwe różnice, byś przynajmniej miała pełną świadomość w co się pakujesz.
A jak z wiarą, z poglądami, z zasadami, z patrzeniem na świat i w przyszłość? Czy jest katolikiem, czy wyznaje takie wartości jak Ty? Czy bierze pod uwagę to, że zamieszkałby w Polsce czy oczekuje byś Ty się do niego przeprowadziła? Naprawdę nie wystarczy się kochać, by budować przyszłość - trzeba po prostu mieć pełną świadomość i zgodę na to, że coś może być inne niż bym chciała. Trzeba bardzo dokładnie wejść w swoje środowiska, by stwierdzić czy Wam odpowiadają czy nie. Jasne, nie można tylko opierać się na stereotypach ale trzeba je uwzględnić.
Nie wiem co jeszcze mogłabym Ci poradzić bo Twój list jest bardzo ogólny: nie wiem kogo dotyczy i co ta osoba wyznaje.
Rozumiem oczywiście Twoje zaangażowanie i wiarę w sukces tego związku. Jesteś jednak bardzo młoda i nie masz dużego doświadczenia.
Jeśli nie chodzi o mieszkańca krajów arabskich (z którym związek ja osobiście odradzam z uwagi na dwa bardzo negatywne przykłady w moim środowisku) to postaraj się jak najwięcej dowiedzieć o jego kraju i kulturze, jak najwięcej rozmawiać z nim, spotykać się i przekonywać rodziców właśnie poprzez jego wizyty w Twoim domu i Twoje w jego domu.
Inaczej się nie da. I przede wszystkim określcie jak widzicie pewne najbardziej zasadnicze sprawy. Powodzenia, z Bogiem!

  M, 25 lat
3058
20.10.2010  
Witam Pani Kasiu,

Poraz kolejny piszę do Pani - nie będe pisać poprzednich numerów, gdyż ta sprawa dotyczy innej sprawy. A cenię Pani uwagi i mądrość życiową. Pierwszy raz napisałam do Pani 3 lata temu, ile to czasu minęło i się zmieniło.

Minowicie pół roku temu poznałam Mężczyznę starszego odemnie o kilka lat. Wdawaćby się mogło dojrzałego i stabiilnego - dobra praca, samodzielnie mieszkanie, wyznałam wartości chrześcijańskie. Jak się poznaliśmy od razu jakoś znależlismy wspólny język ( z mojej strony: bardzo lubiałam z Nim rozmawiać) w nasze rozmowy dość nieświadomie dołączył flirt. Mężczyzna potrafił wywołać u mnie skrajnie negatywne, jak i pozywtyne emocje - rozumie Pani - Kto się lubi ten się czubi - podobno miłość to znak - jak śpiewała Irena Jarocka. Nie zdając sobie sprawy zauważyałam, że uzależniłam się od tych romów, od poznawania go.. itd. Po pewnym czasie zaczął dziwnie unikać mnie,a po jakimś czasie wracał - i znów był. Między Nami nic nie było, żadnych wyznań itp. Po paru miesiącach tej huśtawki emocji - wracał, znikał. Nie wytrzymałam już... napisałam mu ( nie miał czasu się ze mną spotkać) aby określił się do relacji między Nami.. albo przestaje bawić się=flirtować i zaczyna działać - wiem, że mogłam go tym wystarczyć, ale uważam że 30letni facet powinien po takim czasie wiedzieć czego chce. A nie bawić się uczuciami... ( sama w życiu, jak widzę, że jak facetowi się podobam, to.. jeśli ja odczuwam tego samego - delikatanie, jak się da... "przyciszam" tą znajomość, a w ostateczność mówię wprost - dlatego też wymagam tego od innych). Po tej wiadomości - przeprosił mnie i odeszedł.
Od tego czas minęły kolejne miesiące.. a mnie brakuje tego "puzzla" aby zrozumieć Jego zachowanie. Wiem, że Pani nie odpowie mi na 100% - ale dla mnie to wszystko takie dziwaczne.


* * * * *

No najwyraźniej moim zdaniem - dla niego nie była to poważna relacja. Nie obawiaj się, że go wystraszyłaś, bo przecież nie kazałaś mu się określać na pierwszym spotkaniu. Po kilku miesiącach huśtawki takiej jak opisujesz ja sama radzę nieraz by wszcząć taką rozmowę - co dalej. I on najwyraźniej dalszego ciągu nie przewidywał: było mu miło z Tobą rozmawiać, spotykać się, ale nic poza tym. Nie chciał się wiązać. Dlaczego - nie wiem. Nie mam pojęcia czy nie był gotowy, czy w ogóle od początku nie miał zamiaru traktować tej znajomości inaczej niż tylko rozrywkowo. A może w trakcie spotkań uznał, że z jakichś względów nie chce z Tobą być - i stąd te późniejsze uniki. Nie musi to być nic co źle o Tobie świadczy - może wprost przeciwnie - uznał, że Twoje przekonania czy zasady do końca mu nie odpowiadają. Nie znam naprawdę jego motywów i Ty pewnie nigdy też już się nie dowiesz.
No przykro mi, że tak się stało. Ale to widocznie nie ten, jeszcze nie ten. Teraz przynajmniej wiesz to na pewno. Przypomina mi to sytuację opisaną w odp. nr 1409, przeczytaj.
I trzymaj się jakoś, jeszcze poznasz tego właściwego. Z Bogiem!

  Basia, 24 lat
3057
20.10.2010  
Witam. 4 miesiące temu wyszłam za mąż. Zawsze tak sobie planowalismy z mężem, ze po slubie z rok, dwa chcemy się cieszyć tylko sobą a dopiero później zaczniemy myśleć o dziecku. Słyszeliśmy, że to ważne by na poczatku małżeństwa jakiś czas młodzi byli sami, żeby potem jak dzieci wyfruną z gniazda nie czuć się źle, żeby móc wrócić do tego co było na początku, i żeby się nie okazało, że nie umiemy życ tylko we dwoje. I tak było w teorii. W praktyce jest ciężko, coraz bardziej myślę o dziecku i tak samo ma mąż. Widzę jaki jest dobry, czuły, opiekuńczy i wiem, że damy dzieciom wspaniałą miłość i dzieciństwo. Coraz bardziej chcę dzieci, bo chcę się dzielić tą miłością, która u nas panuje, dawać szcześćie...

* * * * *

No to co stoi na przeszkodzie? To Wy decydujecie kiedy jesteście gotowi - to sprawa indywidualna dla każdego. Jak chcecie to się starajcie. Zresztą odkładanie poczęcia - jak uczy Kościół - może być tylko z ważnych przyczyn. A jeśli uznajecie, że tych przyczyn nie ma to po co zwlekać? Poza tym nie zawsze dziecko jest od razu po rozpoczęciu starań - nieraz przychodzi na nie trochę (albo całkiem długo) czekać.
Z Bogiem!

  Natalia, 25 lat
3056
13.10.2010  
Jestem w związku z chłopcem (od ok 2 lat) i jest to związek na odległość (co niedługo się zmieni). Zastanawiamy się oboje jak możemy naszą miłość utwierdzić i pielęgnować. Jest sporo mądrych rad jak pielęgnować miłość małżeńską lub narzeczeńską ale co robić kiedy jeszcze do końca nie jesteśmy pewni że chcemy ze sobą spędzić resztę życia?

* * * * *

No zasady dbania o miłość są (prawie) takie same jak przy miłości małżeńskiej i narzeczeńskiej: pamiętanie o rocznicach, robienie sobie przyjemności bez okazji, kontakt choćby kilkuminutowy kiedy nie możecie się spotkać żeby wiedzieć jak drugiemu minął dzień. Ciekawe randki, nie zostawiane własnemu biegowi, czytanie książek dla Was przeznaczonych, po prostu poznawanie się. Polecam Ci też te odpowiedzi: 255, 498, 566,773, 1809 i tę książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc Z Bogiem!

  Grażyna, 35 lat
3055
13.10.2010  
Dlaczego Bóg jednym daje miłość a drugim nie? Tak bardzo bym chciała mieć już męża i dzieci bo mam 35 lat a ciągle jestem sama. Trzy lata temu poznałam chłopaka ale mnie rozkochał okradł i zostawił a ja bym mu nieba przychyliła. Dlaczego tak jest ? Nie dostyć że byłam sama to jeszcze Błażej tak mnie skrzywdził. Czy ja nie zasługuje by być kochaną? Czy coś jest ze mną nie tak? Mam już dosyć samotności, samotnych wieczorów i życia w pojedynkę. Chcę kochać i być kochana i mieć rodzinę. Jak mogę to zmienić?

* * * * *

Polecam ten artykuł: [zobacz] I tak bardzo konkretnie - spotkania i Msze dla poszukujących małżonka, informacje znajdziesz na stronie: www.dla-samotnych.pl oraz wpis tutaj: [zobacz]
Przykro mi, że ktoś tak nadużył Twojego zaufania, to rzeczywiście zniechęca do innych i powoduje ostrożność. Ale nie załamuj się, nie wszyscy są tacy. Przyjdź na nasze spotkania, jest mnóstwo uczciwych, dobrych ludzi, którzy marzą o katolickiej rodzinie. Rozumiem, że samotność jest frustrująca i dlatego trzeba to zmienić. Zasługujesz na miłość jak każdy. Dlatego szukaj jej, módl się o nią i wierz, że przyjdzie. Ja życzę Ci tego z całego serca, dlatego wykorzystaj dostępne możliwości, by kogoś poznać. Z Bogiem!

  Paweł, 27 lat
3054
09.10.2010  
Szcześć Boże. Wiele razy pytałem na tej stronie zaczynając od pyt nr 50 . Nie kiedyś widziałem się z Tobą realnie w Muzeum Powstania Warszawkiego jakieś połtora roku temu. Niestety lata mijają a ciągle jestem sam było wiele spotkań ale zawsze na drugim się kończyło. Niedawno po raz kolejny dałem ogłoszenie na Waszym źródełku w ogłoszeniu zastrzegłem , że mi zależy na czystości ( w wakacje poznałem na źródełku dziewczynę która współżyła z kimś kto nawet nie był jej chłopakiem i robiła to w czasie już jak się z Nią spotykałem) więc napisałem , że zależy mi na czystości by uniknąć takich przypadków. Kilka dni temu odezwała się do mnie dziewczyna z tego ogłoszenia ale po kilku dniach gdy do niej zadzwoniłem wyznała mi , że nie dokładnie przeczytała moje ogłoszenie i , że nie jest już dziewicą. Dla mnie to jest bardzo trudne bo sam nawet nigdy nie całowałem się z dziewczyną (mówię oczywiście o głębokich pocałunkach). Mimo to postanowilem się z nią umówić dziś się spotkamy. Nie wiem czy dobrze robię od jej wyznania nie poruszam tego tematu i na dzisiejszym spotkaniu też nie zamierzam. Wiele razy czytałem odp na pyt 616 , 961 , 1070, 434. Artykuły o wtórnej czystości odpowiedni rozdział z książki "Prezent zapakowany przez Boga". I nic nie pomoga, nie umiem się z tym pogodzić. Jestem okropnie zazdrosny o tamtego chłopaka i to , że w tym czasie gdy marzyłem choćby o wzięciu za rękę o pocałunku o przytuleniu. Ona współżyła z kimś. Boję się , że jeśli ja jej nie przebaczę Bóg nie daruje mi moich grzechów , że pójdę do piekła. Drugiej strony ja jej nie potępiam nie wypominam jej tego staram się o tym nie mówić nie pisać. Zupełnie nie wiem co robić spotykać się z nią czy szukać dziewicy. Jestem totalnie pogubiony.
Nawet na źródełku czy na przeznaczonych ciężko o dziewicę.


* * * * *

Paweł, jeśli nie potrafisz się z tym pogodzić to szukaj dziewczyny, która zachowała czystość. Widzę jak się szarpiesz i jeśli próbujesz poukładać to sobie a Twoja psychika mówi "nie" związaniu się z dziewczyną, która nie jest już dziewicą to do niczego się nie zmuszaj. Masz prawo mieć dziewczynę o takich wartościach jak Ty. Nikt nie może wymagać od Ciebie byś robił coś wbrew sobie i był z kimś co budzi w Tobie sprzeciw moralny. Oczywiście, to nie jest tak, że fakt dziewictwa jest tu najważniejszy ale jeśli nie potrafisz sobie z tym poradzić mimo prób to widocznie należysz do tej grupy osób, dla których lepiej by związały się z kimś w tej samej sytuacji, bo pogodzenie się ich przerasta. To nie jest ani dobre ani złe, po prostu tak jest. I lepiej to sobie uświadomić zawczasu niż potem mieć do kogoś żal.
Nie musisz jej niczego przebaczać i nikt Cię za to nie potępi a już na pewno Bóg nie potraktuje Twojego ewentualnego przebaczenia jej jako "okupu" za Twoje grzechy.
Paweł, jesteś skrupulantem i wiesz o tym. Nie roztrząsaj więc tej kwestii w kontekście Twoich grzechów. Twoje grzechy to relacja między Tobą a Bogiem.
Nie masz obowiązku być z tą dziewczyną jeśli źle się czujesz z jej postępowaniem.
I wiesz, dziewczyn, które zachowały czystość jest naprawdę sporo. Tylko może Ty na takie nie trafiłeś. Ale jest ich dużo, chyba więcej niż chłopców, którzy by to docenili. Szukaj dalej i nie miej wyrzutów sumienia, że chcesz być z kimś kto jest dziewicą. Naturalnie przy założeniu, że nie ma to być jedyna cecha, która zdecyduje o związku. Ale jeśli jest to dla Ciebie ważne i Twoje doświadczenie mówi, że nie dasz sobie rady z takim problemem to lepiej dla swojego i czyjegoś dobra z kimś takim się nie wiązać. Po co żyć z poczuciem żalu i drugiej osobie coś wyrzucać? Nie ma to sensu. Z Bogiem!

PS. No chyba, że na tym spotkaniu ta dziewczyna oczarowała Cię tak, że problem przestał być ważny i zdecydowałeś, że jednak sobie z tym poradzisz?

  M., 23 lat
3053
08.10.2010  
Witam:) mam 23 lata i od roku jestem szczęśliwą małżonką:) Mój jedyny problem polega na tym, że nie lubię swojej pracy, a właściwie nie tyle zajęcia, które wykonuję ale atmosfery tam panującej (szefowa ciągle pokazuje swoją wyższość, poniża mnie). Niestety to wszystko przekłada się na moje życie rodzinne, bo stres z pracy przynoszę do domu i te rzeczy, które dotąd mnie nie irytowały wprawiają mnie omal we wściekłość. Przez to coraz częściej kłócę się z mężem a bardzo tego nie chcę... szukam innej pracy ale niestety na razie brak odpowiedzi... Jak sobie z tym poradzić?? Jak nauczyć się cierpliwości?? Nie chcę żeby praca wpływała na moje życie rodzinne...

* * * * *

Hmm, przeżywałam to przez kilka lat aż w końcu udało mi się zmienić pracę. Bo to jest chyba jedyne wyjście (o ile nie zmieni się kierownictwo). Jasne, nie można robić nic pochopnie ale jeśli trafi się sensowna okazja to trzeba z niej skorzystać. A póki co staraj się znajdować odskocznię po pracy - w domowych zajęciach, swoim hobby, rzeczach, które sprawiają Ci przyjemność. To, że przychodzisz zdenerwowana czy przenosisz emocje do domu jest czymś normalnym - przecież praca wypełnia znaczną część Twojego czasu i zaangażowania. Poza tym jesteś kobietą, więc nie potrafisz - w takim stopniu jak mężczyzna - oddzielić tych dwóch sfer. Mężczyzna bardziej potrafi się wyłączyć, zająć jedną dziedziną i problemy w drugiej nie wpłyną tak znacząco na jego ogólne funkcjonowanie. Z kobietą jest inaczej - problemy w jakiejś dziedzinie wpływają tak na jej psychikę, że się nie wyłączy. Ktoś kiedyś porównał psychikę mężczyzny do okna podzielonego na małe szybki oddzielone ramami. Stłuczenie jednej z szybek nie powoduje szkody innym. Kobieta zaś jest jak okno z jednej tafli szkła - stłuczenie niszczy ją całą. To co jeszcze możesz zrobić to ewentualne (na ile się da) wpływania na polepszanie stosunków w pracy, ale nie wiem jaki masz wpływ, więc nie będę dawała tutaj rad. Mąż powinien Cię wspierać w tym, ewentualnie coś doradzić, pocieszyć, że znajdziesz coś innego, że docinki szefowej nie mogą mieć wpływu an Twoją wartość jako człowieka i pracownika. Całkowicie nie pozbędziesz się tych emocji więc na ile możesz szukaj pracy - nawet mniej płatnej ale spokojniejszej. Z Bogiem!

  Dorota, 19 lat
3052
02.10.2010  
Oto fragment książki, która wpadła mi ostatnio w ręce: "Prawdziwie kochać to nie oczekiwać niczego w zamian. Nagrodą jest to, że się kocha. Miłość jest wartością samą w sobie. Gdy otwieramy serce, zaczynamy żyć - i niczego więcej nie trzeba."

Jak osiągnąć taki stan?


* * * * *

Może najlepiej zapytać autora? :) Chyba on najlepiej wie co miał na myśli, poza tym wydaje mi się, że jest tu mowa generalnie o miłości bliźniego. Bo w miłości oblubieńczej niczego nie oczekiwać i nie wymagać to pozwalać drugiej osobie na wszystko, a to wcale nie jest dobre. Ten cytat daje to też niejako przyzwolenie na miłość niespełnioną, jednostronną. Nie potrafię się do niego ustosunkować gdyż nie jestem autorką tych słów, nie wiem w jakim kontekście były użyte i nie chciałabym ich niepoprawnie zinterpretować. Z Bogiem!

  Paulinka, 18 lat
3051
02.10.2010  
A więc tak.. Mój związek trwa 2 lata, i z mojej strony nigdy nie było zakochania, a czy była miłość ? samej mi trudno stwierdzić ale chyba po przeczytaniu kilku wypowiedzi tutaj to raczej tak bo lubiałam z Nim spędzać czas i chciałm dla Niego jak najlepiej, chociaż często doprowadzałam do kłótni i sprzeczek, i już wczesniej kilka razy milam takie wątpliwości co do naszego związku ale teraz mieliśmy 2 i pol miesieczna przerwe poniewaz ja bylam na wakacjach za granica i jak tam bylam caly czas o nim myslalam i nie moglam sie doczekac kiedy znow go zobacze, tylko ze jak juz wrocilam bylo tak dziwnie, czegoś brakowało. oczywiscie od razu mu powiedzilam mu o moich odczuciach bo szczerosc jest najwazniejsza. On mówil ze bedzie dobrze, ze zrobi dla mnie wszystko. Lecz moje watpliwosci dalej nie minely, moze dlatego ze jestesmy przeciwienstwami On jest cichy, spokojny i raczej nie lubi na Siebie zwracac uwagi, a ja wrecz przeciwnie jestem dusza towarzystwa. Ale kiedys ktos mi powiedz ial ze przeciwienstwa sie przyciagaja..tylko ja nie wiem czy ja nie wolalabym kogos bardziej w moim stylu, Boje sie ze popelnie najwiekszy blad w moim zyciu,gdy go opuszcze. Ale tez gdy za pare lat przed naszym slubem znow pojawia sie jakies watpliwosci, i wtedy go zostawie to jeszcze bardziej go skrzywdze..

* * * * *

Przeczytaj o podobieństwach i przeciwieństwach w tych odp.: 385, 508,798, 1387,1498, 2035, 2130. Nie rób pochopnych kroków, nie musicie być identyczni, by było dobrze. Może dzięki temu możecie się nawzajem czegoś od siebie nauczyć? Nie widzę tu żadnego wyraźnego powodu do zerwania, zwłaszcza, że chłopak ma dobrą wolę. Mała obcość może wynikać z faktu, że długo się nie widzieliście, ale nie musi oznaczać niczego złego. Poczytaj, pomyśl i bądź dobrej myśli. Polecam Wam też naszą książkę: /milosc/?id=milosc-czy-milosc Z Bogiem!


Ostatnia aktualizacja: 09.06.2021, 10:11


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej